poniedziałek, 9 lipca 2012

Siła jest kobietą

BROOK WHITEGRASS
PANI ADWOKAT 
27 LAT


5 kwietnia przyszła na świat jako owoc miłości ambitnego prawnika i wrażliwej malarki. Nie dorastała w luksusach, drogich hotelach czy apartamentach, lecz w uroczym, piętrowym domu na przedmieściach Seattle. Dzieciństwo wspomina z uśmiechem. Rozpieszczana przez ojca, którego była oczkiem w głowie, otoczona wielką miłością przez matkę artystkę. Od dziecka zapatrzona w ojca, który był jej największym idolem. Już jako mała dziewczynka dążyła do tego by być taka jak On. Brian Whitegrass był dobrym ojcem, ale wiele od córki wymagał, gdy już wiedział z czym chce wiązać swoją przyszłość. Był jej największym kibicem. Elizabeth zaś była opiekunką ogniska domowego. Niekiedy zdarzało jej się chodzić w głową w chmurach i całe dnie spędzić pracowni, gdzie zawzięcie sunęła pędzlem po płótnie, jednak rodzinę zawsze stawiała na pierwszym miejscu. Ceniona malarka i szanowany prawnik tworzyli dość nietypową parę, ale niezaprzeczalnie się kochali. Często wyjeżdżali za granicę, więc miała okazję obejrzeć kawałek świata. Brook nie miała problemów ani w domu ani w szkole. Skończyła liceum i wraz ze swoim najlepszym przyjacielem rozpoczęła studia na wydziale prawa na University of Washington. Adam był jej powiernikiem i bratnią duszą, znali się od dziecka i byli jak rodzeństwo. Na drugim roku studiów chłopak miał wypadek, na skutek odniesionych obrażeń zmarł na stole operacyjnym. Brook nie potrafiła sobie poradzić z taką startą. Wpadła w depresję i przerwała studia, przez ponad dwanaście miesięcy nikt nie potrafił do niej dotrzeć a ona jakby zamknęła się w swoim świecie. Gdy wróciła do świata żywych oddała się w wir pracy, powróciła na studia, które ukończyła z wyróżnieniem. Sama mówi, że nie wiele pamięta z okresu choroby. Po studiach wyprowadziła się ze Stanów. Jednym z powodów była chęć wyrwania się z okręgu wpływów ojca, który chciał ją zwerbować do swojej kancelarii. Chciała zacząć od nowa i sama na wszystko zapracować, więc wyjechała do Kanady. W Vancouver kupiła sobie własne mieszkanie, znalazła pracę w kancelarii prawniczej i zakochała się.



Nie jest to osoba wyróżniająca się z tłumu. Nie wysoka brunetka, drobnej postury, jednak silna i wysportowana. Szczególną uwagę przykuwają oczy barwy gorzkiej czekolady, które uważnie przyglądają się wszystkiemu i wszystkim, otoczone długimi rzęsami, które rzucają urocze cienie na jej policzki. Zgrabny nosek i pełne malinowe usta, najczęściej wykrzywione w uśmiechu.
Do pracy, czyli na co dzień w garsonkach, garniturze bądź prostej, eleganckiej sukience, jednak w wolne dni, kiedy zaszywa się w domowym zaciszu preferuje wyciągnięte swetry i przetarte jeansy.

             
         
Powszechnie uważana za uprzejmą i sympatyczną. Od zawsze ambitna i pracowita. Walczy o swoją niezależność i broni swojego zdania, przy czym jest niesamowicie charyzmatyczna, co bardzo pomaga jej w pracy. Jako adwokat twarda i dążąca do celu. Okropnie uparta. Potrafi się czasem oderwać od pracy i trochę zabawić. Jest jednak osobą bardzo skrytą, ciężko o jej zaufanie. Bardzo dobrze potrafi ukrywać swoje uczucia, jest dobrą aktorką. Lubi poznawać nowych ludzi, lecz mało mówi o sobie, zdecydowanie woli słuchać. Jak kocha to z całego serca, nienawidzi całą sobą. Dla przyjaciół skarb, dla wrogów wrzód na czterech literach 

         Większość czasu spędza w pracy, którą szczerze kocha. Nie lube siedzieć bezczynnie, choć jak każdemu zdarza jej się leniuchować. W wolnym czasie czyta bądź słucha muzyki z lampką wina w dłoni. Zdarza jej się coś namalować, jednak nie ma takiego talentu jak matka. Od czasu do czasu sięga po swój pamiętnik, gdzie skrywa wszystkie swoje sekrety. Stara się dbać o kondycję, można ją spotkać na porannym joggingu, na basenie lub siłowni.


| ALBUM | POWIĄZANIA | PAMIĘTNIK | 

# Miłośniczka czerwonego, wytrawnego wina oraz truskawek i czekolady.
# Nigdy nie paliła i nie zamierza zacząć.
# Włada angielskim, francuskim oraz włoskim.
# Mieszka na obrzeżach miasta

[ Karta nie zbyt ciekawa i porywająca, ale będzie poddawana ciągłym poprawką. Jak najbardziej chętna na wątki oraz różne powiązania- przyjaciółka, wróg bądź ukochany- jasne, czemu nie? Wyznaje zasadę jak Ty mnie, tak ja Tobie, więc jeżeli piszesz dwa zdania to w odpowiedzi otrzymasz również dwa zdania, byle z sensem. Tak więc WITAM! ]

87 komentarzy:

  1. [ Witamy na blogu;) powiązanie? wątek? ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Jasper Hudson9 lipca 2012 15:31

    [Siema ;) Poproszę o jakieś powiązanie a ja zacznę wątek chyba że wolisz na odwrót ;)]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ szczerze mówiąc o to mi chodziło by jego dziewczyna była zupełnym przeciwieństwem chłopaka i by próbowała go utemperować. w końcu przeciwieństwa się przyciągają i powstaje wtedy mieszanka wybuchowa.
    ale jeśli chcesz to możemy nawiązać do tych jej podróży do Anglii.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ odpowiada. postaram się zacząć zaraz.]

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeciągnął się leniwie stojąc już w windzie i trzymając niedbale niewielki bukiet kwiatów. Poprawiając swe okulary, wciąż będące o dziwo w modzie nacisnął na guzik z pożądanym przed siebie numerem. Niektórzy mogliby pomyśleć, że oto wielki pan i książę wreszcie miał zamiar zjawić się w pracy i poustawiać ludzi w kątach, którym słono płacił, lecz nic bardziej mylnego. On przejmowałaby się istną anarchią jaka działa się w jego wytwórni? Zabawne.Przeczesał wolną ręką swą bujną czuprynę, jak ktoś kiedyś stwierdził ułożoną na wzór bujnej fryzury Elvisa. Brook często próbowała zaprowadzić go do fryzjera, a on buntował się jak małe dziecko. No właśnie, panna Whitegrass, jego małe światełko w tunelu, słodka Brook, którą starał się rozpieszczać na każdym kroku. Nawet na samo wspomnienie o niej uśmiech wkradał mu się na usta. Nieraz zastanawiał się jaki cudem ta rozsądna pani adwokat jeszcze z nim wytrzymywała.
    Słysząc dźwięk zatrzymującej się windy zrobił krok do przodu aż wreszcie wyszedł na korytarz i skierował się w stronę kancelarii. Czarującym uśmiechem powitał recepcjonistkę, która poprosiła go by poczekał a sama chwyciła za słuchawkę by poinformować panią prawnik o przybyciu niesfornego chłopaka. Wzruszył jednak ramionami i ruszył w stronę jej gabinetu, jak zwykle nie przejmując się tym, że może właśnie rozmawiać z klientem bądź zajęta jest układaniem jakiś wniosków. Chwilę później pchnął drzwi ukazując jej się w pełnej krasie, z tym swoim słodkim uśmiechem na ustach.
    - Porywam Cię na spacer. - zakomunikował tonem nieznoszącym sprzeciwu przysiadając na brzegu jej biurka i podając jej kwiaty. - Te wyrzuć, są wczorajsze. - dodał wskazując na bukiet, który wręczył jej niecałe dwadzieścia cztery godziny temu. Poprawił swe okulary zjeżdżające po nosie, nie spuszczając z niej wzroku. Wybita z rytmu pracy wyglądała wyjątkowo seksownie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wpatrywał się w nią tymi swoimi niebieskimi oczętami, a szeroki uśmiech błąkał mu się po ustach. Zawsze miał przy niej dobry humor, nawet gdy się kłócili robił to z uśmiechem. W końcu potem musiała przyjść zgoda prawda?
    Na jej słowa westchnął po czym przymknął jej laptopa przed nosem. On nie znał słowa „nie”, zwłaszcza padającego z jej ust.
    - Heeej, podniosłem się z łóżka, zresztą, w którym dawno nie gościłaś. Poświęciłem się, tłukłem się w te korki samochodem po mieście, a ty mi odmawiasz? – pokręcił głową udając oburzenie. – Sprzeciw oddalony pani adwokat. Już podnoś ten swój zgrabny tyłek i chodź. Zobacz jak jest pięknie na dworze, nie możesz tutaj zapuszczać korzeni. I doskonale wiesz, że wyciągnę Cię stąd choćby na siłę. – nie żartował. Gotowy był wziąć ją na ręce i porwać z tego gabinetu. Nie dawał jej zbyt wielkiego pola do manewru. – Dziesięć minut, poczekam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiedział, że mu nie odmówi, nigdy nie potrafiła tego zrobić. Czasami ze śmiechem mawiał, że to przez ten jego kuszący wygląd, akcent i angielską szarmancję. Niezbyt skromny był z niego chłopiec, ale czy kogoś to tak naprawdę obchodziło? Na pewno nie jego. Kiedy pokiwała głową jego uśmiech znacznie się poszerzył.
    - No widzisz, grzeczna dziewczynka. - odpowiedział podczas gdy ona chodziła po gabinecie załatwiając jeszcze jakieś sprawy. Nie spuszczał wzroku z jej sylwetki ani na chwilę. Nawet w tych poważnych garsonkach była pociągająca na tyle by jego wyobraźnia zaczęła pracować. Bawił się zapalniczką, swą nieodłączną towarzyszką, której ona wręcz nie znosiła twierdząc, że nie lubi całować się z popielniczką. Rzucić jednak nie miał zamiaru. Kiedy stanęła na chwilę skinął głową i wstał, teraz przewyższając ją co najmniej o głowę i tuż za nią udał się do wyjścia. Sekretarka widząc ich uśmiechnęła się, kręcąc lekko głową. Jego wizyty zazwyczaj właśnie tak się kończyły, a Brook już więcej tego dnia do pracy nie wracała. Tym razem też tam miało być.
    Gdy pociągnęła go w stronę windy splótł swoje palce z jej, a sekundę później opierał się nonszalancko o ścianę w windzie, obejmując ją w pasie. Rozpiął guzik jej marynarki i zsunął ją z ramion dziewczyny. Widząc jej wzrok wzruszył ramionami z niewinnym uśmieszkiem.
    - Gorąco jest, jeszcze się przegrzejesz i co wtedy? Gdzie chcesz iść? - zapytał ciaśniej zaplatając dłonie na jej talii i muskając ustami jej szyję.

    OdpowiedzUsuń
  8. Mimo tego jak zazwyczaj się zachowywał, potrafił być troskliwym, kochającym mężczyzną, zwłaszcza dla niej. Czasami się kłócili, jak każda para. Ale na chwilę obecną nie wyobrażał sobie swego dalszego życia bez niej. Śmiałe twierdzenie jak na niego, może nawet zbyt odważne dlatego nie potrafił wypowiedzieć tych słów na głos, nawet będąc samemu i wpatrując się w swe odbicie.
    - Zginęłabyś beze mnie. - roześmiał się cicho w dalszym ciągu muskając ustami jej szyję i podrażniając delikatną skórę Brook swym gorącym oddechem. - Pójdziemy do mnie. - dodał na chwilę przerywając tę drobną pieszczotę by spojrzeć w jej czekoladowe oczy. I jak na złość winda musiała się zatrzymać a ona zręcznie mu uciekła. Westchnął śledząc ją rozbawionym spojrzeniem, by po chwili ją dogonić i znów chwycić za rękę, po drodze do wyjścia zdejmując z nosa okulary, które dodawały mu uroku oraz wyjmując z kieszeni paczkę z papierosami, mając nadzieje zaciągnąć się dymem gdy tylko wyjdą na zewnątrz. I gdy już świeże powietrze wdarło się do ich płuc, wetknął papierosa między rozchylone wargi nic sobie nie robiąc z jej spojrzenia.

    OdpowiedzUsuń
  9. Puścił na chwilę jej dłoń by podpalić papierosa, którym po chwili mocno się zaciągnął. Nikotyna uzależniła go naprawdę silnie, nie wyobrażał sobie dnia bez paczki fajek w kieszeni. Ona jednak myślała inaczej, często się o to kłócili, innym razem ona obrażała się na niego twierdząc, że woli papierosy od niej. Wcale nie. W życiu miał kilka miłości. Muzyka, gitary, ona i fajki.
    Po schowaniu zapalniczki ponownie wziął ją za rękę. Palił powoli, delektując się tą chwilą, co z tego, że z nieba lał się żar? Miał przy sobie ukochaną kobietę, mógł więc znieść wszystko, a jakiś czas później. W końcu zaciągnął ją pod jedno z drzew, mając nadzieje, że pod jego koroną będzie chłodniej. Usiadł na ziemi, a ją posadził sobie między nogami i przytulił mocno do siebie, głowę zaś oparł na jej ramieniu.
    - Napisałem dla Ciebie piosenkę, ale jeszcze jej nie usłyszysz.- wymruczał jej po chwili do ucha.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przewrócił oczami gdy odsunęła się od niego. Zawsze to samo, może ona była jedynym powodem by rzucić fajki, ale czym by wtedy się zajął? Zacząłby chyba nałogowo pić, a to raczej było o wiele gorsze. Na jej słowa roześmiał się jednak. Jak zwykle ciekawska i niecierpliwa, potrafiła zepsuć każdą niespodziankę. Nawet jeśli za jakiś czas postanowi jej się oświadczyć to pewnie przed czasem znajdzie pierścionek. Jednak na to jeszcze nie czas, znali się zbyt krótko. Westchnął po czym przytulił ją do siebie mocniej. Dzieliła ich minimalna odległość od siebie, mógł więc wpatrywać się w jej oczy do woli z tym swoim czarującym uśmiechem na ustach.
    - Prawda. - odparł. - Ale nie pozwolę abyś ogłuchła od mego zawodzenia. Wynajmę.. Tych Mariachi i zaśpiewają Ci pod oknem, z tym swoim ajajaja. Dobrze? - musnął delikatnie jej ust swymi wargami, po chwili odsuwając się i opierając o pień drzewa z niewinną minką.

    OdpowiedzUsuń
  11. - Ale oni robią takie urocze ajajaja. - wyjęczał jej do ucha naśladując meksykańskiego artystę. Sam był dość skromny i choć talent miał ogromny rzadko to przyznawał. Lecz dzisiaj nie zmusi go do śpiewania, zwłaszcza publicznego. Nie miał nawet tyle odwagi by wydać własną płytę, a przecież był producentem muzycznym! A teraz wspomniał jej o piosence by zrobić jej nieco na złość. Czasami udawało mu się coś dla niej naskrobać, nie był jednak wybitnym kompozytorem, dlatego też wspominał o tym a później twierdził, że musiała się przesłyszeć. Musnął ustami jej czoło.
    - Wolę usłyszeć o tym co działo się w twoim życiu jak zrobiłaś sobie ode mnie przerwę. - oznajmił. Jego akcent był wyraźnie słyszany, niejedna kobieta pragnęłaby zamienić się z nią miejscami, nawet teraz jakaś przechodząc obok nich odwróciła głowę by na dłużej skupić na nim swą uwagę.

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Pasuje mi, a mogłabyś może zacząć? Padam już dziś... ]

    OdpowiedzUsuń
  13. - Tylko czasami. Ostatnio całe dwa dni. Myślałem, że uschnę z tęsknoty. Nawet w pracy się zjawiłem. - odparł dziecięcym głosikiem, jednocześnie zaczął bawić się jej włosami. On nawet nie zauważył blondynki, a tym bardziej jej spojrzenia. Zajęty był swoją dziewczyną, nie widział nikogo poza nią. I nie chodziło tu jedynie o urodę, choć tę niewątpliwie Brooke posiadała, ale również o charakter, stosunek do innych. Głównie tym urzekła jego serduszko, choć tak naprawdę nie pamiętał już jak się poznali. Zapewne w tej cholernej windzie.
    - Kiedy pójdziemy do mnie - zaczął szeptać jej do ucha - To podam Ci kolację do łóżka, a później nie pozwolę Ci myśleć w jakikolwiek sposób o swej pracy. - krótko musnął ustami jej szyję.

    OdpowiedzUsuń
  14. Uśmiechnął się nieco szerzej.
    - W takim razie równie dobrze mogę przynieść Ci jedzenie do wanny. O ile znajdzie się tam miejsce dla mnie. - odparł nieco zachrypniętym głosem. - Powinnaś wziąć sobie urlop. Zobacz ja nie mam z tym problemów. Bierz ze mnie przykład i wyjedźmy gdzieś. Tylko we dwoje.- zaproponował, choć i tak wiedział, jaka będzie odpowiedź. Praca dla niej była zbyt ważna aby zostawiać papierkową robotę choćby na dzień w porywach do dwóch. Niekiedy to było uciążliwe. - Ej, od razu moja. - rączki mam tutaj.- odparł puszczając ją i unosząc dłonie na znak swej "niewinności". Na jej słowa podniósł się i otrzepał swe czarne, wąskie spodnie. - No to chodźmy. - objął ją ramieniem i pociągnął w stronę wyjścia z parku, skąd mieli niecałe 10 minut drogi do jego domu. - Chcesz wziąć taksówkę?

    OdpowiedzUsuń
  15. Martwiło go to. Zdecydowanie zbyt długo siedziała w pracy i przy komputerze. Była jeszcze młoda, nie mogła zapuścić korzeni za biurkiem próbując rozwiązać problemy innych ludzi, zapominając o własnym życiu. Był zbyt opiekuńczy i troskliwy by mógł do tego dopuścić, dodatkowo darzył ją zbyt dużym uczuciem.
    - Nie zdziwi się jak ten twój komputer nagle zniknie. - wymruczał pod nosem dość posępnym tonem. - Wannę mam dość sporą, a z Ciebie skarbie chudzina, więc się zmieścimy. Tak nawiasem mówiąc powinienem Cię utuczyć. Kochanego ciałka nigdy za wiele prawda? - wyszczerzył się głupkowato i dźgnął ją lekko w żebra. Doskonale wiedział jak tego nie lubiła.

    OdpowiedzUsuń
  16. Parsknął śmiechem gdy odskoczyła od niego by następnie walnąć go w ramię. Zawsze tak było. Jakże on kochał takie chwile gdy mógł się z nią nieco podroczyć.
    Na jej słowa o komputerze wzruszył ramionami i sięgnął po papierosy. - Po pierwsze jesteś chudziną, moim małym, chodzącym szkieletem z bujną czuprynką. - nie omieszkał przy tym potargać jej włosów. - A po drugie kiedy już będziesz moją żoną na amen to nie będziesz tyle pracowała. Więcej czasu będziesz spędzała ze mną w łóżku...Czy na kanapie, na podłodze, w wannie czy ewentualnie na tarasie. Sąsiadom też się coś od życia należy. - wyszczerzył się znowu w ten swój głupkowaty sposób godny pozazdroszczenia przez dwunastoletniego szczyla, który tak właściwie gdzieś tam tkwił w ciele tego oto dorosłego mężczyzny, nie wyglądającego na swe lata.

    OdpowiedzUsuń
  17. Wzruszył ramionami przechylając lekko głowę.
    - No proszę Cię. Mnie byś odmówiła? W dodatku klęczącemu z pierścionkiem w łapce? Takim uroczym chłopcom jak ja się nie odmawia, wiesz o tym. - odparł spokojnie, jednak kiedy zabrała mu paczkę z dłoni spojrzał na nią oburzony. Jego papierosy były świętością i choć o tym wiedziała to wciąż łamała tę zasadę. - Trochę, nawet bardzo. Nie wiesz, że mi jak niemowlakowi trzeba poświęcać dużo czasu? - uniósł do góry brew, a gdy pomachała mu paczką przed oczami próbował złapać ją za rękę i zabrać swą relikwie. - Brook! Oddawaj. - warknął tonem nieznoszącym sprzeciwu.- Pójdę kupić drugą jeśli mi nie oddasz. A wiesz jakie fajki są drogie, zbankrutuje przez Ciebie, chcesz tego, no chcesz? - wpatrywał się w nią z oczami szczeniaka i nieco obrażoną miną.

    OdpowiedzUsuń
  18. Złośliwa z niej była bestia, naprawdę. I czym on sobie na to wszystko zasłużył? Był przecież grzecznym chłopcem, nikomu nie podpał ani nie zaszkodził, a ona tak go karała. Patrzył na nią, to na paczkę jak zbity pies. Jęknął gdy powoli rozpięła guzik swej koszuli. Wykorzystywała jego słabość do tego pięknego ciała, w tak perfidny sposób.
    - Jesteś złem wcielonym wiesz? - mruknął pod nosem zakładając na swój nos okulary, zwykłe do czytania i chodzenia, które powinny tkwić tam na stałe. Ale mimo wszystko ten szczegół dodawał mu jeszcze więcej uroku i odbierał lat. - Skarbie. Jeden, ostatni. Malutki w sekundę go spalę a potem będziesz mogła zabrać tę paczkę na tych...kilka kolejnych godzin. No błagam Cię. - wyjęczał błagalnym tonem. - Nie maltretuj mnie tak.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Witam. Ja podam okoliczności spotkania i powiązanie, a Ty zaczniesz? Czy na odwrót ? ;]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Witam. Ja podam okoliczności spotkania i powiązanie, a Ty zaczniesz? Czy na odwrót ? ;]

    OdpowiedzUsuń
  21. [Sophia ;3 lubię ją. Tak poza tym witam i od razu zadam pytanie: masz ochotę na wątek, powiązania? Mogę zacząć, gdybyś chciała ;)]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Może od czasu do czasu razem biegają po pobliskim parku?]

    OdpowiedzUsuń
  23. [OTH to jeden z moich ulubionych seriali, szkoda, że się skończył... ;c A co do wątku to zaraz zacznę. Może podsuniesz mi jakieś okoliczności spotkania lub ewentualną znajomość postaci? :)]

    OdpowiedzUsuń
  24. [Ok, pasuje mi. Już zaczynam]
    Nathan opuścił siłownię, gdzie właśnie obserwował poczynania nowej instruktorki pilatesu. Zatrudnił ją niedawno i dziś miała swoje pierwsze zajęcia. Widać, że znała się na tym co robi, mimo, że pierwszą lekcję zaczęła od najprostszych ćwiczeń. Zadowolony wrócił za kontuar, bowiem do swoich zajęć miał pół godziny. Obserwował, jak do klubu wchodzą kobiety uczęszczające na aerobik i posyłał im lekki uśmiech. W pewnej chwili dostrzegł Brook. Pomachał do niej. Często bywała w jego klubie, gdyż pracowała w tym samym budynku. Uśmiechnął się przyjaźnie.
    - Już po pracy? - zapytał, gdy stanęła przy kontuarze.

    OdpowiedzUsuń
  25. - Rozumiem - skinął głową.
    Jako właściciel klubu fitness też miał mnóstwo papierkowej roboty, choć głownie pod koniec miesiąca. Słysząc drugą część wypowiedzi, uśmiechnął się wesoło.
    - Zdecydowanie masz rację. Trzeba dbać o siebie. Co u mnie? Właściwie niewiele się zmieniło. Zatrudniłem nową instruktorkę pilatesu, bo coraz więcej ludzi zapisuje się na ten rodzaj ćwiczeń.
    To była prawda. Nate nie mógł sam prowadzić tych zajęć dla tak dużej grupy, więc podjął decyzję, by znaleźć kogoś, kto przejąłby chociaż połowę chętnych. Przejrzał grafik, by znaleźć nazwisko brunetki.
    - Aerobik, jak zwykle? Możesz po zajęciach wpaść do mnie na masaż. Dziś mam sporo czasu, a sądzę, że masaż relaksacyjny byłby dobrym rozwiązaniem, zwłaszcza, że czeka Cię długi wieczór z papierami. Co Ty na to? - posłał jej przyjazny uśmiech

    OdpowiedzUsuń
  26. Miał ostatnią klientkę, a po niej godzinę przerwy. Wykonywał masaż gorącymi olejkami, które działały odprężająco, a także wygładzały skórę, relaksowały ciało. Po dwudziestu minutach pożegnał klientkę i udał się za parawan, by umyć ręce. Po chwili usłyszał głos Brook, więc wychylił się nieco.
    - O, już po treningu? Pewnie, że mam czas, rozbierz się i połóż tutaj - wskazał na stół do masażu i podał jej ręcznik, którym mogłaby przykryć się od pasa do połowy ud - zaraz przyjdę, daj znać, jak będziesz gotowa - dodał i ponownie zniknął za parawanem.

    OdpowiedzUsuń
  27. Uśmiechał się do niej słodko, doskonale wiedząc, że to ją może zmiękczyć. Był cholernie pewnym siebie mężczyzną, może nawet z kompleksem narcyza ale komu to przeszkadzało? Ona jakoś do tej pory się nie skarżyła więc do woli korzystał ze swych wdzięków.
    Kiedy oddała mu papierosy nie pozwolił jej tak od razu odejść. Po tym jak sama pocałowała go w policzek, przyciągnął ją jeszcze do siebie i pocałował ją w czoło.
    - Mój aniele. - wymruczał jej do ucha wiedząc jak pociągająco te dwa słowa brzmią w jego słowach, z tym akcentem. A gdy się odsunęła wyciągnął papierosa. Miał zamiar wypalić szybko dwa czy trzy nie wiedząc czy na serio chce go dzisiaj odciąć od papierosów. Szedł kilka kroków za nią, relaksując się przy każdym kolejnym zaciągnięciu. Dopiero gdy wyrzucił drugiego papierosa podbiegł do niej i objął ją jak gdyby nigdy nic, nie wspominając już o papierosach w obawie, że zabierze mu paczkę. - Kupimy jakieś wino? - zaproponował za to, przecież w jego domu znajdowała się jedynie whiskey, w ogromnych ilościach.

    OdpowiedzUsuń
  28. Wiedział doskonale o tym, że nie potrafi się na niego długo gniewać, słodka minka, mocny uścisk czy pocałunek. Innym razem kwiaty, czekoladki czy jakaś błyskotka. On już miał swe sposoby na udobruchanie jej. Zatrzymali się przed wejściem do wieżowca gdzie mieszkał. Skinął głową z uśmiechem portierowi, starał się żyć ze wszystkimi w zgodzie.
    Słuchał jej uważnie, z rozanielonym uśmiechem wkradającym się na jego usta. - Drzwi są otwarte. Tatiana jeszcze nie skończyła, ale powiesz jej, że może zrobić sobie już dzisiaj wolne. - odparł szybko, mając na myśli swą pokojówkę, będącą doskonałym prezentem od rodziców, kto jak kto ale on był strasznym bałaganiarzem. - Wezmę twoje ulubione i zaraz wracam. - ponownie tego dnia musnął ustami jej czoło i już go nie było. Zniknął za zakrętem, beztrosko kierując się do sklepu.

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie śpieszył się. Przy okazji mógł jeszcze zapalić, ukoić swe myśli dymem, który penetrował jego wnętrze. Kupił jedno z droższych win, jej ulubione. Właściwie kilka butelek. Nie miał zamiaru jej upijać, ale tak na wszelki wypadek, kto wie jak będzie wyglądała ta noc?
    Po 10 minutach z butelkami w papierowej torbie wszedł do swego apartamentu. Od razu w oczy rzuciły mu się jej ubrania wydzielające mu szlak do łazienki. Roześmiał się cicho i pokręcił głową. Zaniósł wszystko do kuchni, otworzył jedną butelkę i nalał wino do odpowiedniego naczynia. Po chwili jak gdyby nigdy nic wszedł do łazienki i podał jej lampkę z winem.
    - To co chcesz zjeść? - zapytał pochylając się nad nią z łobuzerskim uśmiechem. Tak jak obiecał miał zamiar podać jej kolację prosto do wanny.

    OdpowiedzUsuń
  30. - Już idę - powiedział i po chwili pojawił się z buteleczką olejku eterycznego w ręce - zaproponuję Ci dzisiaj masaż olejkiem eterycznym. Działa odprężająco na wszystkie zmysły i wspaniale relaksuje ciało.
    Nalał troszkę olejku na dłonie, rozmasował po czym okrężnymi ruchami zaczął masować plecy Brook.
    - A teraz rozluźnij się i pomyśl o czymś przyjemnym.
    Przystąpił do właściwego masażu. Najpierw rozmasował najbardziej spięte mięśnie barków, kark i ramiona, schodząc okrężnymi ruchami niżej, zgodnie z kierunkiem przebiegu mięśni. Następnie przeszedł do uciskania poszczególnych mięśni. Jego ruchy były wyważone, gdyż na tym właśnie polegał masaż relaksacyjny. Olejek pobudzał zmysły, pozostawiał na skórze miły zapach i orzeźwiał ją. W końcowym etapie masażu, Nate zaczął lekko oklepywać mięśnie wzdłuż kręgosłupa, mięśnie ud i łydki, a następnie ponowił pierwszą czynność czyli okrężne masowanie całych pleców. Po kwadransie, odezwał się w końcu
    - I jak? Lepiej trochę? Zrelaksowałaś się?
    Zawsze pytał swoich klientów o samopoczucie po masażu, choć doskonale wiedział, że czuli się wypoczęci i odprężeni.

    OdpowiedzUsuń
  31. Wpatrywał się uparcie w jej czekoladowe oczy. Uśmiechał się szeroko, może nieco głupkowato. W jego policzkach pojawiła się para uroczych dołeczków.
    Gdy postawiła lampkę na krawędzi wanny wskazał na specjalną "tacę" czy półkę, jak kto woli, obecnie znajdującą się w jej nogach. Od wspaniałe urządzenie na umieszczenie tam posiłków, książki, laptopa czy właśnie kieliszka.
    - A ja już się napaliłem, że będę Ci gotował w samym fartuszku. Miałem Cię w końcu dziś po rozpieszczać. - wymruczał między jej pocałunkiem, a tym który sam złożył na jej ustach. - I nawet nie myśl bym wlazł do tej wanny w tych ciuchach. Te spodnie kosztowały fortunę.

    OdpowiedzUsuń
  32. [ tak w ogóle twoja postać już w powiązanych ;3]

    Na jej pytanie, szczerząc się łobuzersko skinął głową. Przecież nie był zbereźny prawda? Zresztą, miał się wstydzić swego ciałka przed własną dziewczyną? Śmieszne. Na jej odpowiedź dotyczącą jego spodni roześmiał się. Jak widać nie tylko on był dość niegrzeczny. Jednak nie musiała mu drugi raz powtarzać. Rozpiął spodnie, ściągnął je z siebie, podobnie jak resztę ubrań i po chwili znajdował się już w swojej dość sporej wannie i błądząc dłońmi po jej ciele, nie omijając żadnych fragmentów pozwolił sobie na składanie czułych pocałunków na jej szyi.

    OdpowiedzUsuń
  33. Zamruczał jej do ucha zadowolony. Stęsknił się za nią, za jej pięknym ciałem i wszystkim co się z tym wiązało. Gdyby nie woda i ta cholerna piana zszedłby pocałunkami niżej. Zadowolił się jednak całowaniem dość zachłannie jej ust, a jego dłonie zatrzymały się na jej piersiach, które delikatnie momentami ściskał, a palcami podrażniał jej sutki.
    Oderwał się od niej po chwili.
    - Mówiłem Ci już dzisiaj, że Cię uwielbiam? - wyszeptał jej do ucha, językiem muskając jego płatek. Uwielbiał rozpieszczać ją takimi drobnymi pieszczotami.

    OdpowiedzUsuń
  34. Żadne z nich nie wypowiedziało jeszcze tych dwóch słów składających się łącznie z dziewięciu liter, lecz prawdopodobnie oboje wiedzieli o silnym uczuciu, jakim obdarowywali siebie na wzajem. Kochał ją, wiedział o tym choć na głos ciężko było to powiedzieć. Jednak sądził, że ona nie potrzebowała słów lecz czynów.
    Teraz jednak odgonił od siebie te myśli. Postanowił się z nią podroczyć. Skradł jej jeszcze jeden pocałunek, po czym nim zdążyła zareagować wyszedł z wanny i owinął sobie ręcznik wokół pasa. Odwrócił się w jej stronę łobuzersko się uśmiechając.
    - To co jemy? Zgłodniałem okropnie. Twoja wina..

    OdpowiedzUsuń
  35. Posłał jej uśmiech widząc jej niezbyt zadowoloną minę gdy ją opuścił. Jak ma się z nią droczyć to na poważnie, choćby przerywając wbrew sobie taką pieszczotę.
    - Trzymam Cię za słowo. - odparł kierując się do wyjścia z łazienki. Będąc już w progu odwrócił się i spojrzał na nią. Była taka urocza, a te słowa wyjątkowo cisnęły mu się na usta.
    - Kocham Cię mała. - oznajmił po czym zniknął. Może za bardzo się pośpieszył lecz po takim czasie czas najwyższy na poważne słowa. Zniknął w kuchni i zaczął szukać tam jakiejś inspiracji. W końcu jednak postanowił zrobić spaghetti bo tylko na to miał świeże składki, na wieczór zaś miał zamiar przyrządzić naleśniki ze świeżymi owocami i bitą śmietaną.

    OdpowiedzUsuń
  36. Mając już na sobie jedną z tych swoich cholernie drogich par spodni, krzątał się po kuchni wyjmując potrzebne składniki, nastawiając wodę na makaron i biorąc się za robienie sosu ze świeżych pomidorów.
    Posiekane pomidory wrzucił na rozgrzaną patelnię i wziął się za krojenie czosnku. Nie słyszał jak dziewczyna wkrada się do kuchni, dlatego słysząc jej głos i czując jej usta na swej skórze drgnął, niechcący przycinając sobie palec ostrym nożem. Syknął i jak małe dziecko włożył krwawiącą część ciała do ust, odwracając się w jej stronę i mrucząc coś niewyraźnie, patrząc na nią wyjątkowo wielkimi, niebieskimi oczętami.

    OdpowiedzUsuń
  37. [Witam. Czy jest ochota na wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  38. Czasami był jak małe dziecko, czasami panikował na widok krwi, innym razem udawał twardziela. A teraz uparcie ssał swego palca do momentu gdy nie czuł już wypływającej z niego krwi. Wówczas go wyją, otarł o spodnie, mało estetyczne i higieniczne to było. Uśmiechnął się jednak gdy pocałowała jego obolały fragment ciała, a na jej przeprosiny przewrócił oczami. Nie była niczemu winna, to on powinien był trzymać palce z daleka od ostrza noża.
    - Skarbie nie twoja wina. - odparł spokojnie, z tym swoim figlarnym uśmiechem. Odwrócił się od niej zaledwie na chwilę by z jednej szafki wyjąć plaster, który po chwili znalazł się na jego palcu. - Siadaj, dziś jesteś moją panią, którą chce po rozpieszczać więc łapki z daleka od garnków. - pogroził jej drewnianą łyżką. - I od dawna wiedziałem. - dodał mając na myśli jej wyznanie sprzed paru chwil.

    OdpowiedzUsuń
  39. [Jeżeli podasz mi powiązanie i miejsce spotkania mogę zacząć.]

    OdpowiedzUsuń
  40. Znowu ten cholerny budzik. Piąta pięćdziesiąt. Lexi powoli wygramoliła się z łóżka, zarzuciła na siebie jedwabny szlafrok i powędrowała żółwim krokiem do łazienki. Na dywanie w dużym pokoju ujrzała nadal śpiącego kota, który zwinąwszy się w kłębek wyglądał tak słodko. Jak mały, okrągły puszek. Blondynka uśmiechnęła się lekko i weszła do łazienki. Spojrzała na swoje straszne odbicie w lustrze. Głośno westchnęła i wzięła się do oporządzania swoich włosów i nadal zaspanej twarzy. Szybko zrobiła kok, ubrała się w dres, napiła się łyka zimnej herbaty i wyszła z mieszkania, jak zwykle go nie zamykając.
    Gdy wyszła na zewnątrz poczuła na policzkach ostry podmuch wiatru. Raz, dwa razy nabrała głęboki oddech i udała się w stronę parku wolniutkim truchcikiem.

    OdpowiedzUsuń
  41. Co rusz przemieszczał się po dość sporych rozmiarów kuchni, której mogła zazdrościć mu niejedna pani domu. A i o dziwo, nie skromnie mówiąc był kucharzem prawdopodobnie tak samo dobrym jak one. Mogła więc podziwiać go niemal w pełnej krasie, głównie jednak jego wyrzeźbiony tors, bądź jak niektórzy to nazywali "kaloryfer". Tego też niejedna kobieta mogła zazdrościć, tym razem jej.
    Dopiero gdy usłyszał słowa dziewczyny spojrzał na nią przez ramię rozbawiony.
    - Co za dużo to nie zdrowo nie sądzisz? Widziałaś już dziś wystarczająco wiele. Jeszcze się ode mnie skarbie uzależnisz i co wtedy? - zapytał. Dodał jeszcze jakieś składniki do sosu, wrzucił makaron do wody i mógł odwrócić się w jej stronę na nieco dłuższą chwilę.

    OdpowiedzUsuń
  42. Lexi wbiegła do parku, zarzuciła na głowę kaptur i przyśpieszyła trochę tępa. Nagle na jej drodze stanęła dobrze znana jej osóbka. Blondynka od razu poznała tę uśmiechniętą od ucha do ucha kobietę.
    - Ranne z nas ptaszki - zaśmiała się, całując Brook w policzek.
    - Co powiesz na chwilę przerwy, a potem truchcik dookoła parku? - zaproponowała i usiadła na najbliższej ławeczce. Odczekała chwilę, aż rytm jej serca się uspokoi i spytała.
    - Co tam u tego twojego... Jak mu tam było?

    OdpowiedzUsuń
  43. Spojrzał na nią przez ramię szczerząc się głupkowato. Czasami naprawdę przypominał dzieciaka, no w porywach nastolatka jednak nie wiadomo co gorsze. Po chwili jednak powrócił do mieszania wszystkie, próbowania i udoskonalania. Nie uważał się za wybitnego kucharza, czy muzyka. O dziwo w tych kategoriach był skromny.
    -I'll do anything for you, Anything you want me to...- nucił pod nosem jedną ze swych ostatnio ulubionych piosenek, by wreszcie z łyżką podejść do niej, dmuchając na odrobinę sosu.- Próbuj.- podsunął jej pod usta.

    OdpowiedzUsuń
  44. Czekał cierpliwie aż skosztuje. Cały czas nucił melodię, która wciąż chodziła mu po głowie. Zerkał przy tym w jej oczy i uśmiechał się. Jak zawsze w jej towarzystwie.
    Widząc jej reakcję ów "grymas" tylko się poszerzył, choć na jej słowa uniósł brwi.
    - Kto? Mam być zazdrosny i złoić komuś skórę? Żaden facet nie będzie podbierał mi dziewczyny. - odparł idealnie odgrywając swą rolę i nie ukazując rozbawienia, skrywanego wewnątrz. - Zresztą nie powinnaś mu tego mówić bo jeszcze popadnie w samozachwyt i co wtedy? - odsunął się od niej aby wrócić do kuchenki i sprawdzić makaron, który lada chwila powinien być gotowy. Wyjął więc talerze i postawił jeden z nich przed nią, by po chwili dołączyła do niego butelka wina.

    OdpowiedzUsuń
  45. Lexi pokiwała głową. Nagle przypomniało jej się pewne zdarzenie.
    - Ostatnio, kiedy biegałam w nocy po parku, twój chłopak wpadł na mnie i lekko mnie poturbował - blondynka uśmiechnęła się, masując swoje stopy. - Wydaję się być miły... i przystojny.
    Chmury zaczęło się rozstępować, by po chwili ukazać promienie porannego słońca.
    - Ogrody rosą, klientów jest coraz więcej, facetów coraz mniej. Brooke, dobrze wiesz, że ja nie mam szczęścia do miłości.

    OdpowiedzUsuń
  46. - Nie mów mu tego. Jeszcze się obrazi, chociaż.. Może skoro jest taki idealny. - jak zawsze towarzyszył mu na ustach ten głupkowaty uśmieszek, jakby przyspawany tam na stałe. Kiedy makaron był już gotowy nałożył jej na talerz naprawdę sporą porcję i polał to wszystko sosem. Na jej słowa uśmiechnął się szerzej, sobie nakładając znacznie mnie w razie gdyby musiał po niej dojadać- jak zawsze zresztą.
    - Mówhiem już psecież- zaczął z pełnymi ustami i dziecięcym wyrazem twarzy. Dopiero gdy przełknął postanowił kontynuować. - Że kochanego ciałka nigdy za wiele Także jedz, jedz. - usiadł wygodniej naprzeciwko niej. - Także smacznego. - dodał po chwili nawijając na widelec dość sporo makaronu, który po chwili znalazł się w jego ustach.

    OdpowiedzUsuń
  47. Westchnęła.
    - Powiedz mi, jak długo można czekać na miłość swojego życia. Ja rozumiem, że na wszystko przychodzi pora, ale ja mam już 27 lat! Na Miłość Boską! - blondynka zerwała się z ławki i wstała na równe nogi. - Ja już nie mogę czekać. Chcę mieć dzieci, męża, duży dom i miłość, którą mogę komuś ofiarować. Mam młodszego brata, który już ma narzeczoną, a ja nawet nie mam faceta. To nie fair...
    Alexis z powrotem usiadła na ławce. Przeczesała włosy chudymi palcami i odetchnęła dwa razy.
    - Musiałam się komuś wygadać, przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  48. Alexis uścisnęła mocno swoją przyjaciółkę i pocałowała ją w policzek.
    - Dziękuje - wyszeptała. - Ty zawsze potrafisz mi we wszystkim doradzić, pomóc, postawić na nogi i czasami nawet nawrzeszczeć. Jesteś dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam. Jesteś kochana, wiesz? Zawsze bardzo ceniłam sobie twoje słowo.
    Blondynka otwarła policzki, na których znalazło się kilka łez. Szybko zeszła z jej twarzy ponurami mina, by odstąpić miejsca uśmiechu.
    - Jak teraz będzie? Rundka po parku?

    OdpowiedzUsuń
  49. [Jasne, chętnie. Śmiało wal z pomysłem, to postaram się coś zacząć ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  50. Jak to wygodnie jest mieć swojego najlepszego przyjaciela zawsze pod ręką. Marylou ma to szczęście, że jedna z niewielu bliskich jej osób, pracuje w tym samym budynku. Wystarczy tylko wyjść z gabinetu i zjechać parę pięter niżej, żeby móc się z nią zobaczyć. Oczywiście, kiedy się jest dyrektorem jakiejkolwiek poważnej firmy, to i tak nie jest to zbyt łatwe. Tego dnia Marylou szybko podpisała ostatnie dokumenty, jedną umowę wrzuciła do niszczarki, przyjęła dwóch nowych stażystów i z dumą obserwowała swoje dziecko zza szklanych drzwi swojego własnego gabinetu. Kątem oka spojrzała na zegarek wiszący na ścianie, wskazywał równo południe.
    Powiadomiła więc swoją sekretarkę, że wszystkie ważne połączenia ma kierować na numer jej komórki firmowej, audycja ma się odbywać bez przeszkód, a ewentualni niezapowiedziani goście, mają na nią czekać. Ona z kolei weszła do windy i zjechała na siedemnastą kondygnacje. Nie musiała meldować się u kobiety siedzącej za biurkiem, była tu dość częstym gościem i bynajmniej nigdy klientem. Oczywiście, gdyby Brooke miała klienta w tej chwili, to sekretarka pewnie by ją zatrzymała. Ponieważ to się nie stało, Marylou weszła swobodnie do gabinetu i oparła się o framugę z uśmiechem.
    - Porywam Cie na kawę – oznajmiła krótko i kiwnęła do niej głową, jakby chciała ją ponaglić.

    [Nie było co zmieniać w pomyśle, bo jest świetny. Więc mam nadzieje, że mój wątek pasuje]

    OdpowiedzUsuń
  51. - W tej chwili uznam, że nie słyszałam tej odmowy. Poza tym to nie była prośba… – powiedziała wywracając oczami teatralnie. Pokręciła tylko głową, nie podobało jej się to, że Brook czasami nie była w stanie znaleźć czasu nawet na szybki lunch. W takich sytuacjach, było tylko kilka skutecznych wyjść, które Marylou mogła zastosować.
    - To jest alarm – powiedziała naciskając na ostatnie słowo. To tak, jakby któraś z nich przed sekundą wpadła w jakieś gówno, albo jakby wydarzyło się coś szczególnie ważnego, niecierpiącego zwłoki. O’Donell opierała się wciąż o framugę, a w końcu westchnęła tylko podchodząc do biurka, zebrała leżące na nim dokumenty, nad którymi rozckliwiała się Brook, złożyła je ładnie i odłożyła na bok, opierając dłonie na biurku przyjaciółki.
    - Wyjdź stąd, już – powiedziała stanowczo trzymając jedną dłoń na dokumentach. Teraz przyjaciółka nie miała nawet jak ich zabrać spod dłoni Marylou.

    OdpowiedzUsuń
  52. Marylou tylko się uśmiechnęła, wychodząc za przyjaciółką. Zamknęła za nią drzwi i przechodząc obok sekretarki pokręciła głową dając jej do zrozumienia, że pani prawnik nie wróci do pracy tak jak zapowiedziała. Nawet jeśli Mary była z natury pracoholiczką, była także dość troskliwą osobą, żeby nie pozwalać na to samo przyjaciółce. Wychodziło na to, że była przy tym także hipokrytką, ale nie przejmowała się tym w tej chwili.
    - Idziemy coś zjeść, napić się ciepłej kawy – powiedziała idąc za nią do windy, zupełnie jakby chciała przypilnować ją, żeby nie cofnęła się gdzieś przypadkiem i nie wróciła do swojego biurka. – Poza tym i tak dawno się nie widziałyśmy, wszystko u Ciebie w porządku? – spytała gdy już drzwi windy się za nimi zamknęły. Marylou nacisnęła guzik wskazujący parter, ale bynajmniej nie miała ochoty znów żywić się w miejscowej restauracji. Miała ochotę wyskoczyć na moment na miasto.

    OdpowiedzUsuń
  53. Dobrze, że dziewczyna miała kogokolwiek kto w taki sposób dbał o jej zdrowie psychiczne. Samara miała brata, który często wpadał żeby porwać gdzieś młodszą siostrzyczkę. Mimo dzielącej ich różnicy wieku, bo trochę ona wynosiła to jednak Samara kochała swojego starszego brata i była mu często wdzięczna za to jaki jest. Był wychowany surowszą ręką ojca, a jednak potrafił się cieszyć jak dziecko. To zawsze on był przeznaczony ku chwal swojego ojca.
    Skończyła pracę i tego dnia była padnięta, po prostu miała wrażenie, że nie da rady ruszyć ręką, a nogi po prostu same wykonywały ruchy. Inaczej cięzko by było dojść do domu, a w sumie to do taksówki. Na dziewczynę najpierw nie zwróciła większej uwagi, dopiero potem jakoś spojrzała na nią.
    - Cześć. No tak jakoś wychodzi. - zauważyła zmęczonym głosem i zaczęła rozcierać, boląca od pochylania się nad papierami, szyję.

    OdpowiedzUsuń
  54. Kiwnęła głową, być może była tak pogrążona pracą, że ten czas jej się w jakiś sposób wydłużył. Miała wrażenie, że naprawdę nie widziała Brooke dość długo. Po prostu codziennie siadała do tego samego biurka i otaczali ją ci sami ludzie. Powoli traciła poczucie jakiejś rzeczywistości. Słuchała uważnie tego co przyjaciółka mówiła, dokładnie analizując każde jej słowo. Była zadowolona z tego, że u Brooke wszystko wygląda dobrze.
    - No to gratulacje – powiedziała uśmiechając się przy tym.
    Na pytanie przyjaciółki westchnęła tylko ciężko. Co miała jej powiedzieć? Codziennie rano siadała za biurkiem, wychodziła późno i wracała do pustego apartamentu. Karmiła rybkę i chodziła spać.
    - Nic nowego, zatrudniam nowych spikerów, wyrzucam stażystów. Codziennie podpisuje jakieś papierki, już ich nawet nie czytam, bo zajęłoby mi to chyba wieczność – wzruszyła ramionami. W zasadzie o niczym innym nie mogłaby opowiedzieć, bo nie było o czym. – No i schudłam znowu trzy kilogramy.

    OdpowiedzUsuń
  55. Pokiwała tylko głową. Doskonale wiedziała, że utrata wagi to nie jest w jej wypadku powód do dumy. Po prostu chciała, żeby zabrzmiało to tak, jak w ustach każdej innej kobiety. Każdy stracony kilogram jest przecież czymś dobrym. W tym wypadku może niekoniecznie. Marylou już nie chudła, a marniała.
    Gdy Brooke pociągnęła ją do wyjścia i powiedziała coś o szukaniu faceta, Mary zaśmiała się tylko pod nosem. Dla każdego, kto miał okazję zobaczyć ten moment, mógł się on wydać nienormalny. Dlatego, że kobieta nigdy nie śmiała się tak w samym centrum parteru budynku, w którym pracowała. W zasadzie rzadko kiedy śmiała się w pracy.
    - Kiepski pomysł – powiedziała tylko wzdychając – Nie mam czasu na faceta, Brooke.
    Pokręciła tylko głową, była za bardzo zajęta pracą, żeby w tej chwili interesować się mężczyznami. Poza tym oni też mieliby problem, żeby się nią zainteresować, skoro cały dzień siedziała w biurze.

    OdpowiedzUsuń
  56. Otworzyła szeroko usta, kiedy przyjaciółka dała jej do zrozumienia pewien istotny fakt. Tak, być może jej aktywność w łóżku ostatnio ograniczała się do zaśnięcia, ale przecież to był tylko stan przejściowy.
    - Hej ! – krzyknęła do niej nadal nie mogąc wyjść ze zdziwienia – To jest… skomplikowane – powiedziała tracąc pewność w głosie. Może i Brooke miała rację w tej kwestii, ale nie było szansy, żeby Mary jej to przyznała. W końcu wyszłoby na to, że jest do tego stopnia pogrążona w swojej pracy, że naprawdę poza nim nie widzi niczego.
    - Gdzieś, gdzie nie będziesz miała okazji szukać mi faceta. Idziemy do kawiarni, tam na rogu jest dobra miejscówka – powiedziała wychodząc lekko do przodu. Szły teraz obok siebie, Mary rozglądała się tylko. Wiedziała jak to będzie wyglądało jeśli Brooke rzeczywiście zacznie ją swatać.

    OdpowiedzUsuń
  57. Nie mogła znieść spojrzenia tych wszystkich mężczyzn. Byli może i przystojni, ale to z pewnością nie był dobry sposób, żeby ich poznawać. Marylou widziała się bardziej w jakiejś przyjemnej scenerii, z drinkiem w dłoni, siedzącą przy barze. Marzenia, czasem ją też dopadały i wprawiały w nostalgiczny nastrój. Starała się jednak znieść zachowania Brook z pewną dozą spokoju. W końcu nie był to powód, żeby się od razu wściekać.
    Kiedy weszły do kawiarni poczuła się lepiej, bo uniknęła dzięki temu kolejnym spojrzeniom, które jej przyjaciółka skutecznie prowokowała. Wreszcie udało jej się nawet lekko uśmiechnąć, po czym zasiadła przy jednym ze stolików.
    - Staram się, ale skutecznie to uniemożliwiasz- westchnęła ciężko. Kiedy podeszła do nich kelnerka, Marylou szybko powiedziała na co ma ochotę – Mrożona latte – po czym przeniosła wzrok na przyjaciółkę.

    OdpowiedzUsuń
  58. [ powiązanie zawsze się znajdzie, tyle że nie mam pomysłu, może mieli kiedyś ze sobą romans? xD ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ i nie, nie miałam tam postaci :D ]

      Usuń
  59. Marylou przekręciła głowę w zabawny sposób przyglądając się ze zdziwieniem przyjaciółce. Może i ona sama powinna coś ze sobą zrobić, może jej życie towarzyskie ograniczało się do firmowych bankietów, może jej łóżko z jednej strony było trochę zakurzone, ale Brook? Przecież wszystko w jej życiu było w porządku, przynajmniej dopóki nie spędzała nocy w kancelarii.
    - Z tobą akurat wszystko jest w porządku kochanie, my pracoholicy tak już mamy – westchnęła. Nie mogła nic poradzić na to, że czasem wolała zaszyć się w biurze, niż wychodzić z niego. Czasem nawet chciała spędzać w nim dużo czasu, mówiła sobie, że załatwi wszystko na raz i będzie miała trochę spokoju. Nic z tego, przecież pracoholicy nie znają słowa ‘spokój’, ‘wolne’. Na pytanie o urlop, robiła wielkie oczy i potem przez pół dnia zastanawiała się, kiedy ostatnio na jakimś była.
    - Ja, to i owszem. Jestem na szczycie pracoholizmu, nawet moja rybka jest niedożywiona. Pewnie zdechłaby z głodu, gdyby Mary nie miała do niej odrobiny sentymentu.

    OdpowiedzUsuń
  60. [Praca, może jakieś spotkanie również dotyczące jakiejś sprawy?]

    OdpowiedzUsuń
  61. [To jak, pani prawnik? Wątek? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  62. [Zacząć zacznę, ale niekoniecznie dzisiaj. Dobrze? :]

    OdpowiedzUsuń
  63. Zamyśliła się na chwilę. Rzeczywiście sprawa wyjazdu chociażby na jeden dzień była bardzo zastanawiająca. Mary była gotowa z miejsca się zgodzić, ale kiedy ekscytacja opadła wróciło myślenie o pracy. A co jeśli nagle coś się stanie? Może się urwać program, albo audycja stanie, albo pojawią się problemy techniczne, albo zadzwoni ktoś ważny? Co się wtedy stanie, jeżeli jej akurat nie będzie na posterunku, dbającej o wszystko.
    - Nie byłabym taka pewna. Rozumiesz, że w ciągu jednego dnia może się wydarzyć wszystko? – przyjrzała się przyjaciółce. Mary nie mogłaby się nie przejmować pracą, to było coś, na co ciężko pracowała. Nie mogła od tak zawieść.
    - Wystarczy, że jeden z pracowników zachoruje i trzeba będzie już coś naprawiać, nastawiać i przekręcać. A w radiu nie ma czasu na czekanie, audycja leci. Ze mną lub beze mnie.
    Oczywiście, mogłaby zostawić kogoś na swoje zastępstwo. Miała asystentki, zastępce i menadżerów. Jednak nie ufała im dość mocno, żeby powierzyć im radio. Marylou upiła spokojnie łyk swojej kawy i uśmiechnęła się przepraszająco. Z jednej strony tak bardzo chciała odpocząć od pracy, stresu. Z drugiej, czy byłaby na to gotowa?

    OdpowiedzUsuń
  64. [Oczywiście, grozi zwolnieniem z posady.]

    OdpowiedzUsuń
  65. Obserwował swą ukochaną z uśmiechem. Cieszył się jak głupi, z faktu, że udało mu się wyciągnąć tę pracoholiczkę z gabinetu. Jadł powoli, jednocześnie sprawdzając czy z jej talerza systematycznie ubywa. Jednak na co on liczył? Gdy odsunęła od siebie w połowie pełny talerz przewrócił oczami i westchnął.
    - To ja stoję przy garach,męczę się, kombinuje jak Cu dogodzić, a ty nie potrafisz nawet wszystkiego zjeść?- zapytał z udawanym oburzeniem biorąc talerze i zanosząc do kuchni. Resztki po dziewczynie wyrzucił po czym wszystko opłukał i wstawił do zmywarki. - To co sobie jaśnie pani życzy teraz do roboty, hm? Masażu dzisiaj nie oferuje, zdarłem sobie opuszki strojąc nową gitarę. - zastrzegł z poważną miną, posyłając jej uroczy uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  66. Wiedziała, że w gruncie rzeczy Brook miała rację, ale nie byłaby sobą, gdyby od razu przystała na jej propozycję. Musiała myśleć o radiu, bo był to jej priorytet. Przyjaciółka wiedziała jak podejść Mary, żeby przekonać ją do swoich racji.
    - To wszystko wygląda o wiele bardziej skomplikowanie. Łatwo tak mówić – spojrzała na nią spode łba – W zasadzie każdy może zawieść, a wystarczy bardzo niewiele i puf …. moje kanadyjskie marzenie sprowadza mnie z powrotem do rodzinnej Anglii. Nie chce wracać do Anglii – patrzyła się na przyjaciółkę błagalnie, by zdać sobie sprawę z tego, że jej panika osiągnęła już wyższy poziom. Zachowywała się jak paranoik, który wpada w trans. W jednej chwili wyprostowała się na krześle, upiła łyk kawy przyjmując spokojny wyraz twarzy.
    - No dobrze, pojedźmy – powiedziała – Tylko jeden dzień i będę miała przy sobie komórkę. Jakoś to będzie, dam radę.

    OdpowiedzUsuń
  67. [Doszłam do wniosku, że skoro Lexi i Brook są przyjaciółkami, to blondynka powinna wiedzieć o Adamie. Mam nadzieję, że nie obrazisz się za to, co napisałam w tej notce. Obym nie przeholowała.]

    Kobiety przez dłuższy czas biegły w milczeniu. Słychać było tylko szelest drzew, świergot ptaków i szum wody, spływającej kaskadami po fontannie. Lexi pierwsza dotknęła marmuru i usiadła na skraju fontanny. Dotknęła prawą ręką serca i na chwilę przestała oddychać. Starała się wsłuchać w rytm swojego serca.
    - Ostatnio, kiedy byłam u ciebie w domu, poszperałam sobie troszkę w twoich szafkach - blondynka spojrzała na swoją przyjaciółkę, przełknęła ślinę i mówiła dalej. - W jednej z nich znalazłam album ze zdjęciami... Adama.

    OdpowiedzUsuń
  68. - Ja... - jąkała się, spuszczając wzrok. - To było miesiąc temu, zaprosiłaś mnie do swojego domu na wieczorne pogaduszki. Poszłaś do kuchni, a ja chciałam się trochę rozejrzeć. No i tak wpadłam na ten album. To nic dziwnego, oczywiście...
    Lexi zrezygnowała z dalszego ratowania swojej skóry. Usiadła na zimnej ziemi i podwinęła pod siebie kolana. Zdjęła gumkę w włosów i zaczęła się nimi bawić. Tak robiła najczęściej w sytuacjach krytycznych.
    - Przepraszam, Brook. Wiem,że nie powinnam tego robić. Proszę... Proszę, nie bądź na mnie aż tak bardzo zła. Nigdy nie chciałaś rozmawiać ze mną o Adamie, a przecież jesteśmy przyjaciółkami. Chcę cię wspierać, a zawsze schodzimy na temat rozmowy o mnie. Wiem, że to się raczej nie łączy, ale korzystając z sytuacji, musiałam ci to powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  69. [Zapamiętam to sobie, no!]

    Miał naprawdę dużo roboty, która... Sprawiała mu przyjemność. Tak, Tony był cholernym pracoholikiem. Mógłby pracować dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. No, może z krótkimi przerwami na seks i toaletę. No i jedzenie, ale tylko przekąski. Tony nie był jakimś nie wiadomo jakim obżartuchem.
    Dzisiaj sterty dokumentów aż piętrzyły się na jego biurku. Ledwo wyrabiał. Trzeba kogoś poprosić o pomoc. Jego sekretarka już miała dużo roboty. Czyli teraz trzeba polegać na jego innych pracownikach. Asystentki za bardzo się do tego nie nadawały, więc zostawali tylko prawnicy.
    Dlatego wstał z biurka i poszedł do pomieszczenia, gdzie często prawnicy przesiadywali. Zlustrował otoczenie wzrokiem i nonszalancko opierając się o framugę drzwi, wbił wzrok w Brook. Tak mu się podobało.
    - Pani Whitegrass, mogłaby pani... Kopsnąć się do mojego gabinetu? - uniósł brew w górę.- Z góry dziękuję. - Dodał i wrócił do swojego gabinetu.

    OdpowiedzUsuń
  70. No tak, większość pracowników w kancelarii Johnsona myślało tylko o jednym, gdy Tony zapraszał ich do swojego gabinetu.
    Zabierze ją na kolację.
    Pewnie będą się kochać na jego biurku.
    Pewnie się na coś umawiają.
    I oni wszyscy sądzili, że on tego nie słyszy. Może i był seksoholikiem, kobieciarzem i flirciarzem, ale był też szefem, który gospodarował tą firmą. Musiał więc kontaktować się ze swoimi pracownikami, a oni mieli obowiązek mu pomagać. W końcu, czego się nie robi dla szefa?
    Z powrotem zasiadł za biurkiem i zabrał się do pracy, gdy do jego gabinetu weszła kobieta. Spojrzał na nią i uśmiechnął się pogodnie. Cisza przed burzą.
    - Ładnie bym prosił, abyś wzięła ten plik dokumentów i je wszystkie powypisywała na wzór dokumentu, który leży na wierzchu - powiedział od razu.

    OdpowiedzUsuń
  71. Gdyby Tony zajmował się we firmie dosłownie wszystkim, w ogóle by z niej nie wychodził i prawdopodobnie zacząłby pracować w domu, którego też by pewnie nie opuszczał. Przecież ma syna, nie może go tak zostawiać w domu. Cieszy się cholernie, że jego gosposia potrafi zajmować się też dziećmi w wieku przedszkolnym. Złota kobieta, takiej to ze świecą szukać.
    Złożył usta w dzióbek, po czym spojrzał na kobietę. Może coś jej jeszcze dołoży? Wtedy on będzie miał mniej na głowie i więcej czasu dla syna. Mimo że zajmuje się nim niedługi czas, już miał do siebie pretensje, że za mało z nim przebywa.
    - Żeby mi oszczędzić zamieszania i takich tam... Jak już wypełnisz te dokumenty, to zapakuj je z dużą kopertę i wyślij pod - chwycił karteczkę i zapisał na niej adres - pod ten adres.- Wręczył karteczkę szatynce i uśmiechnął się przyjaźnie.

    OdpowiedzUsuń
  72. Majorka – największa w archipelagu Balearów wyspa hiszpańska na Morzu Śródziemnym. Zamieszkuje ją około 846 000 mieszkańców.
    Akcja blogu rozgrywa się tutaj, na hiszpańskiej wyspie, a dokładnie w jej stolicy Palma de Mallorca. Zabawa, miłość, twarda szkoła życia-to właśnie wszystko co może Cię tu spotkać. Słońce delikatnie muskające twoją skórę, morska bryza i klimat, którego nie znajdziesz w żadnym innym miejscu. Słynne turystyczne miasto co roku przyciąga rzeszę turystów ale poza sezonem nadal pozostaje intrygujące.
    Wciel się w kogo tylko zechcesz. Ucznia tutejszego liceum, właściciela uroczej knajpki czy też pracownika wielkiej korporacji. Daj się ponieść i wykreuj nowatorską postać, właśnie tutaj, w miejscu gdzie liczy się tylko i wyłącznie dobra zabawa.
    majorka-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  73. [ wracam w niedzielę przyszłą i mam nadzieje, że poczekasz jeszcze troszkę i będziemy mogły dalej kontynuować rozmowę]

    OdpowiedzUsuń
  74. [ Pomysły na powiązanie, albo okoliczności spotkania? Wątek mogę zacząć ja, w tym jestem lepsza niż w tworzeniu relacji. Btw. Śliczne zdjęcia (: ]

    OdpowiedzUsuń
  75. [ Mogą się przyjaźnić, w sumie Jazzmyn na razie nie ma tutaj zbyt wielu przyjaciół, więc mi odpowiada tak opcja (: ]

    Ostatnie godziny pracy dla całego wieżowca powinny być już spokojne. Jednak właśnie ostatnie dwie były dla pracowników tymi najbardziej zabieganymi. Modelki, projektanci, fotografowie biegający w tą i spowrotem - codzienny widok na najwyższym piętrze budynku. Jazzmyn jednak na dzisiaj skończyła swoją pracę, mogła iść do domu jednak postanowiła odwiedzić jedną z niewielu osób, które w całym biurowcu darzyły ją sympatią - Brook.
    Zjechała windą kilka pięter niżej i pomaszerowała korytarzem do biura kobiety z nadzieją, że dzisiaj nie ma pracy, która zatrzyma ją do późna. Akurat, kiedy dochodziła na miejsce z gabinetu wyszli jej klienci. Uśmiechnęła się do nich i zapukała w drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  76. [Okej, przychodzę i podpytuje o chęć na wątek/powiązanie, bo widzę, że nie ma pani wpisanego urlopu, a to już połowa sukcesu. ; )
    A z racji, że nie lubię tak na sucho pytać to:
    - mogłyby być znajomymi z joggingu i/lub wspólnych wypadów na sushi,
    - nie twierdzę że koniecznie Brook musi wiedzieć kim Malen jest, a raczej z jakiej rodziny pochodzi, ale jeśli by wiedziała i przyjaźniłyby się.. Brook mogła kiedyś pomagać jej bratu, który miał jakieś tam problemy, jakaś bójka w barze, groźne uszkodzenie ciała, ona go z tego wyciągnęła, bo właśnie zna się z Anali i gdy ta do niej zadzwoniła od razu wzięła się za tę sprawę.. Teoretycznie można to dać też dopiero na przyszłość, obecny wątek, coś co będzie się po prostu działo.
    I chyba tyle z pomysłów na szybko. Jak Ci nie odpowiada albo masz lepszy pomysł to chęętnie poczytam ; )]

    OdpowiedzUsuń
  77. [Na mnie dzisiaj na pewno nie licz. Całą energię spożytkowałam na czytanie wszystkich kart i wymyślanie powiązań z ludźmi. Jeszcze nigdy na raz nie wymyśliłam tyle dziwnych powiązań, muszę odpocząć xD Ale.. Oj kto zacznie, ten zacznie i tyle. ;) a stoi, że będą przyjaciółkami.]

    OdpowiedzUsuń
  78. Na szczęście nie musiała długo czekać na wejście do jej biura. Powiedzmy sobie szczerze. Brook często była tak zawalona pracą, że nawet nie słyszała pukania do drzwi jeśli ktoś uparcie się nie dobijał. Trzeba przyznać, że kobieta bardzo poświęcała się swojej pracy. Everdeen nie sięgała jej w tych sprawach do pięt, chociaż starała się jak mogła. No cóż, bywa i tak.
    Jazzmyn przywitała ją uśmiechem i już miała wspomnieć coś o wspólnym wyjściu, gdy przyjaciółka ją uprzedziła. Spojrzała na akta, które leżały na jej biurku. Ona sama nigdy by ich nie wypełniła, no może nie nigdy, ale przez długi czas. Przerażało ją samo to, że musiałaby przeczytać to wszystko, a potem uzupełnić czy Bóg wie co z tym zrobić.
    - W takim razie, żeby nie skazywać cię na beznamiętną noc z papierami wyciągam cię do miasta na tak zwany babski wieczór. - oznajmiła ochoczo zachęcając ją uśmiechem.
    Znając je ' babski wieczór ' skończy się na dobrym winie i rozmowie o wszystkim i niczym. Mało razy to już tak się kończyło? W sumie lubiła tak porozmawiać czasami o sprawach nie dotyczących tego co u niej słychać czy co w pracy. Z Brook mogła rozmawiać nawet o kolorze swoich paznokci.

    OdpowiedzUsuń
  79. Skarbie, muszę, to moja praca, to tylko kilka tygodni, zobaczysz szybko zleci, kocham Cię wiesz? Dobrze nam to zrobi. Kogo on oszukiwał? Te cztery tygodnie były jednym z najgorszych okresów w jego życiu. Sekundy bez niej ciągnęły się w nieskończoność, minuty zaś były jak wieczność, po godzinie miał dość i pragnął wrócić, wyskoczyć z samolotu nie zważając na protesty i krzyki stewardess. A atmosfera i pogoda w jego rodzinnym interesie jedynie potęgowały tęsknotę za ukochaną. Tysiące sms`ów, ogromy rachunek za rozmowy międzynarodowe, godziny spędzone przed komputerem. Nic nie pomogło. Tęsknota cholernie go dobijała, nawet herbata z mlekiem straciła smak, a sprawy związane z podpisaniem kontraktu z kapryśną gwiazdką młodego pokolenia ciągle się przedłużały. Nie pomagało jego warczenie i zgrzytanie zębami, magiczne słowa również jakby wszystko odbijało się od ściany.Pękł, miał dość, walizka nie rozpakowana od przyjazdu zapakowana do taksówki, zabukowany bilet na samolot, wyłączony telefon by zrobić ukochanej niespodziance. A kilka godzin później wysiadł na lotnisku by udać się prosto do niej. Przespał się krótko w aucie, aż wreszcie uparcie zaczął dzwonić do jej drzwi pragnąc aby te ustąpiły jak najszybciej. I już wątpił, że ją zastanie, żałował, że nie pojechał do biura gdy zamek zgrzytnął a drzwi chwilę później odchyliły się. Czy minęła sekunda jak objął ją w talii i przyciągnął do siebie? A może dwie gdy bez zbędnych słów składał na jej ustach tysiące czułych pocałunków nie pozwalając na to aby choć na chwilę oderwała się od niego. Tęsknił, tak bardzo za nią tęsknił. Wreszcie jednak uniósł nieco głowę, jego usta zaś teraz zetknęły się z jej czołem.
    - Mam nadzieje, że nie przeszkadzam. - powiedział cicho nieco zachrypniętym głosem. Zapomniał nawet, że nadal stoi w progu jej mieszkania.

    OdpowiedzUsuń
  80. Wiedziała jak to jest od dziecka wiedzieć co chce się robić w życiu. Ona sama miała idelnie tą samą sytuację. Rodzice zarazili ją pasją do mody i teraz realizowała się w niej samodzielnie chociaż wielu ludzi twierdziło, że w ten biznej wciągnęli ją tylko i wyłącznie rodzice, że oni załatwili jej wszystko co osiągnęła. To był jedyny minus śledzenia swoich dziecięcych pragnień.
    Jednak ona nie zwracała na to uwagi i z podniesioną głową szła za tym co chciała w życiu robić i cieszyła się tego, że sama pracuje na swoje nazwisko chociaż rzeczywiście mogła tylko wspomień rodzicom o nowej pracy i już by ją miała. Jednak ona nie była taka, nie Jazzmyn.
    - Przykro mi kochana, czekolada odpada. Jaki dam przykład moim modelkom, kiedy ich stylistka będzie gruba? - zaśmiała się lekko żartując przy okazji. - Zakupy, spa. Cokolwiek byle byś nie myślała już dzisiaj o pracy, ani przez sekundę. - dodała po chwili z szerokim uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  81. Zmieniła go. Zaledwie pół roku uczyniło z niego innego człowieka. Kim byłby teraz gdyby nie ona, jak by żył, jakby postępował? Może stoczyłby się jak miał w planach, może lądowałby z co drugą kobietą w łóżku, może miałby już na koncie spłodzenie kilku dzieciaków, kto wie? Ale ona tu była, realna, prawdziwa, krucha, aż momentami bał się jej dotknąć. Bez niej się dusił, to było nagłe, jak atak astmy. Niespodziewany i bolesny.
    A teraz znów mógł odetchnąć spokojnie, nie bojąc się, że zabraknie mu tlenu, jakby był pod wodą.
    Była tu, nie śniła mu się jak w ciągu ostatnich tygodni, nie bał się, że jak się obudzi to ona zniknie, rozpłynie się jak mgła. Śledził swymi niebieskimi tęczówkami w milczeniu jej twarz, upewniając się, że niczego nie zapomniał. Uśmiechał się z każdą sekundą coraz szerzej, nie martwiąc się tym, że lada chwila rozboli go od tego twarz. A gdy dostrzegł, że oczy jej się zaszkliły przestraszył się, zamarł, zaledwie na moment gdyż sekundę potem ona wciągnęła go do środka.
    - Hej, skarbie, co sie stało? Nie płacz, błagam Cię. - uniósł nieco jej podbródek, pochylił się, scałowywał łzy spływające po jej policzkach.- Jeśli to przeze mnie to powiedz, wyjdę, ale proszę Cię, nie płacz. - obejmował ją, mocno, jego ciało przylegało do jej, chciał być jak najbliżej, cholernie stęskniony, spragniony, zmęczony tym wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
  82. Jego skarb, największy, najwspanialszy skarb. Dlaczego musiał uświadomić sobie to gdy wyjechał, czy musiał opuszczać kraj, ją, aby mieć pewność, że stała się jedną z najważniejszych dla niego osób? Stała się dla niego kimś dla kogo żył, dla kogo oddychał, dla kogo podnosił się rano z łóżka. Już teraz była kimś z kim wyobrażał sobie resztę życia, a w jego myślach brzmiało to naprawdę absurdalnie. On, wieczny lekkoduch myślał na poważnie o pani adwokat! Niczym w komedii prawda?
    - Już, nie płacz. Nigdzie się nie wybieram, ani teraz, ani w ciągu najbliższych tygodni, miesięcy. A następnym razem zabieram Cię ze sobą. To za długo, nie potrafię tak bez Ciebie, nie chcę..- mówił, a właściwie szeptał tuląc ją do siebie, jakby o ton głośniejszy głos miał wszystko spieprzyć, całą tą atmosferę. Odwzajemnił jej pocałunek mrucząc cicho zadowolony, jednak ta przyjemna, drobna pieszczota, której był tak spragniony, szybko dobiegła końca i niechętnie poszedł za nią do salonu.
    - Chętnie, nie mam siły stać przy garnkach, a ty skarbie chyba będziesz musiała wziąć korki. No i w dodatku pewnie masz pustą lodówkę. Jak zwykle gdy mnie nie ma i nikt nie może Cię opieprzyć. Zgadłem? Ale najpierw chodź tu do mnie. Chcę się tobą nacieszyć..-wymruczał siadając na kanapie, a ją zaciągając na swoje kolana.- Tęskniłaś?

    OdpowiedzUsuń
  83. W Vancouver jak zawsze o tej porze roku było stosunkowo ciepło, a mgły nie były tutaj tak często widywane. Uroki lata, które powoli się kończyło, co chyba najbardziej przeszkadzało właśnie Malen, która zawsze była ciepłolubna, lubiła spędzać czas na słońcu i prawie zawsze korzystała z okazji żeby tylko przebywać na świeżym powietrzu. No, była na nim przynajmniej wtedy, kiedy nie musiała być w pracy. Albo jednej, albo drugiej, ale z racji, że w jednej sama dla siebie była szefową to nie było przecież problemu z wyjściem na pięć minut, dziesięć czy nawet piętnaście z wieżowca i posiedzieć na ławce. Często to robiła, często też spotykała w ten sposób ludzi pracujących na innych piętrach. Analeigh nie do końca pamiętała czy Brook poznała właśnie w taki sposób. Za dużo było ludzi, których kojarzyła, znała tylko ich twarze, rozmawiała jednokrotnie czy pomagała w jakiejś sprawie. Zwykle tych osób nie widziała później już nigdy, przez co nie skupiała się tak za bardzo na tym, gdzie się z kimś poznaje, bo nigdy nie mogła mieć pewności czy jeszcze kiedykolwiek się spotkają. Brook była jednym z tych wyjątków, osób z którymi złapała od razu kontakt i która była prawie jej lustrzanym odbiciem, co bawiło chyba je obie. Kto by przypuszczał, że po powrocie do rodzinnego miasta znajdzie osobę, z którą będzie się tak dobrze dogadywać? Na pewno nie ona. Przywykła jednak, że czasy, gdy była prawie niezauważalna przez otoczenie oddzielone zostały grubą kreską i teraz ludzie byli bardziej przychylnie do niej nastawieni. Może nie dotyczyło to do końca Brook, ale jednak tak było.
    Nie musiała się więc wahać teraz, gdy chciała coś zrobić i niekoniecznie marzyła o tym, by robić to sama. Na ogół zwyczajnie działała, nie marnowała czasu na zbyt długie myślenie. Tak samo było w tym przypadku, gdy podczas przerwy siedziała na ławce i wyciągała swojego iPhone'a, żeby wysłać krótką wiadomość.
    "Hawksworth. Nowa restauracja. Krótki test kulinarny dzisiaj o 19? :) Jak będą beznadziejni zjemy u mnie." Przeczytała ją raz, uśmiechnęła się lekko i wysłała wiadomość do Brook, która z całą pewnością siedziała teraz nad jakimiś aktami.

    OdpowiedzUsuń
  84. Zastanawiała się co będą robić. Owszem, mogły wpaść do spa, ale mogły zrobić je sobie też w domu jak to miały w zywczaju przyjaciółki w ich wieku. Maseczki, koktalje i całkowicie dziwne rozmowy o facetach oraz plotki były idealną perspektywą na odstresowanie się po pracy.
    Odetchnęła głęboko świeżym, wieczornym powietrzem i uśmiechnęła się do niej słysząc jej słowa. Cieszyła się, że potrafiła odciągnąć Brook od pracy.
    - To może najpierw jakaś restauracja czy zwykla knajpa, a potem pomyślimy co dalej? Trzeba coś zjeść. - zaproponowała rozglądając się po parkingu.
    Zupełnie zapomniała, gdzie zaparkowała rano samochód. A może to nawet lepiej? Mogły się przejść i najwyżej potem wrócić.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga