poniedziałek, 16 lipca 2012

what goes around comes back around, huh?

Spencer Andromeda Hoult
27.04.1985r, Kopenhaga, Dania
detektyw w biurze Callahan'a

~B Ł Y S K O T L I W A I N T E L I G E N T N A~

"-Masz trzy pytania.
-Tylko trzy?!
-Tak.
-No więc, Spencer..
-Mów mi Andromeda, Andro.
-Dlaczego?
-Bo tak. Bo lubię swoje drugie imię bardziej od pierwszego. Bo jest oryginalne. Bo pochodzi od gwiazdozbioru. Pozostały Ci dwa pytania."


Gdyby tylko życie było próbą generalną... i mielibyśmy czas na powtórki. Moglibyśmy ćwiczyć i ćwiczyć każdy moment aż nam się uda. Niestety... każdy dzień naszego życia, to pojedyncze przedstawienie. Wydaje się, że kiedy mamy już szansę, aby odbyć próbę się przygotować.. poćwiczyć... Wziąć nie jesteśmy zupełnie gotowi na wielkie życiowe wydarzenia.
- Grey's Anatomy, Meredith


~N I E Z A L E Ż N A U P A R T A Z A R A D N A~


Spencer jest istotą mierzącą zaledwie 160cm, co nie stanowi dla niej większego problemu, bo przecież gdy tylko zechce może nadrobić stracone centymetry wysokimi obcasami, nieprawdaż? Wysportowaną oraz zgrabną sylwetkę przyozdobioną obfitymi, kobiecymi kształtami, zawdzięcza nie tylko dobrym genom ale także temu, a w sumie głównie dzięki temu, że prowadzi aktywny tryb życia. Ciemno brązowe włosy idealnie współgrają z jej delikatną, gładką oliwkową cerą. Ciemnozielone wręcz jadowite oczy otoczone są wachlarzem gęstych, czarnych rzęs. Całość wieńczy mały, nieco zadarty nosek oraz pełne malinowe usta.

~U W O D Z I C I E L S K A  M A R Z Y C I E L K A~

"-Jakbyś była zwierzęciem, to jakim?
-Serio, zadajesz to głupkowate pytanie? No ale dobra. Najbardziej lubię psy, więc pewnie to wcielenie by mi by najlepiej do gustu przypadło. Ale psy się przywiązują, a ja nie lubię się przywiązywać, bo jak kogoś stracisz to to boli. Cholernie boli. Więc wolałabym być kotem. Nieufnym, samotnym, chodzącym własnymi ścieżkami. Albo, nie! Ptakiem. Jakimkolwiek. Wolnym, fruwającym gdzie mu się żywnie podoba i robiącym wszystko na co ma ochotę. Cieszącym się życiem."


"-Czas ucieka. Nie marnujmy dnia. Pytaj i kończmy z tym.
-Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
-Ty naprawdę zadajesz głupie pytania. Ale niech będzie: szczerze? nie wiem. Taka miłość kojarzy mi się jedynie z bajkami, z tandetnymi komediami romantycznymi. Ale kto wie.. Może raz na milion rzeczywiście coś takiego się zdarza. Życie jest pokręcone, pisze różne scenariusze. Ale dla mnie osobiście to abstrakcja i fikcja.
-Więc nie chciałabyś takiej miłości? Jak w książkowych romansach?
-Nie pamiętasz? Tylko trzy pytania. Ani jednego więcej."

~S P R Y T N A P R O F E S J O N A L I S T K A~


-Ma piękny wokal, jednak nigdy nie marzyła jej się kariera muzyczna. Swój talent zachowuje głównie dla siebie. 
-Dość często można zobaczyć ją z jakąś książką w dłoni; uwielbia wybierać się samotnie do parku, przysiąść na ławeczce i w spokoju, w otoczeniu drzew poczytać. 
-Jej hobby to pisanie krótkich opowiadań, marzy jej się jednak wydanie własnej książki.
-Fanatyczka wszelkich możliwych sportów, wszak najbardziej lubuje się w bieganiu, pływaniu i jeździe konnej
-Uwielbia podróże, chciałaby zwiedzić cały świat!
-Zawsze marzyła o tym by przytulić się do tygrysa i popływać z delfinami.
-Uzależniona od kawy i wszelkich wyrobów kofeinowych.
-Urodziła się w Kopenhadze, wszak do Kanady przeprowadziła się gdy miała zaledwie 6lat.
-Jest tylko człowiekiem; ma wady i zalety, ma swoje słabostki.. Ale żeby dowiedzieć się jakie musisz ją dobrze poznać.

~Z Ł O Ś L I W A N I E U F N A M A R U D N A~


Musimy się wciąż rozwijać. W prawie każdej minucie. Ponieważ świat może się zmienić w mgnieniu oka. Nie ma czasu na oglądanie się za siebie. Czasem jesteśmy zmuszani do zmian. Czasem zachodzą przez przypadek. Wciąż musimy wymyślać nowe sposoby na naprawienie siebie, więc zmieniamy się. Przystosowujemy się. Tworzymy nowe wersje siebie samych. Musimy być pewni, że ta nowa zmiana, jest ulepszeniem poprzedniej.
-Grey's Anatomy, Meredith


~N N A I Ż S Z Y S C Y~



_________________________
[Oszczędziłam w KP dokładnego opisu charakteru Andro jak i jej historii - poznacie ją dzięki wątkom i może jakimś notkom :)
Wszystkie zdjęcia pochodzą z tumblr.com
Wątki, powiązania jak najbardziej tak! :)]

162 komentarze:

  1. [ może Wayne wracając urobiony do domu prze park przysiadł się do niej na ławce ? :) ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Wkurzony szedł jakimś parkiem. Wkurzony, niby dlaczego? Bo jakiś cholerny buc nie pojawił się na wywiadzie do radia i nie chciało mu się łaskawie ruszyć dupy, by zadzwonić i ich o tym powiadomić.
    Nie patrzył ludziom w oczy, tym bardziej nie uśmiechał się do pięknych kobiet, którego mijały, bo nie chciał na to ochoty, co rzadko mu się to zdarza.
    Nie miał ochoty wracać do domu, mimo że Brutus czekał pewnie na niego niecierpliwie, jednak mu się nie spieszyło. Nie, żeby nie obchodził go los jego pieska, ale nie chciał siedzieć w czterech ścianach, wolał usiąść, gdzieś na ławce.
    Przechodził właśnie obok jednej, tyle że była zajęta, ale co tam. Podszedł do niej.
    - Mogę się przysiąść?- spytał z szarmanckim uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Usiadł obok dziewczyny i popatrzył na nią. Ładna, ale przecież każda kobieta była dla Wayne'a ładna i atrakcyjna.
    - I to jeszcze jak.- westchnął przeciągle.- Jakaś gruba, zapatrzona w siebie, szycha nie przyszła na wywiad, bo mu się zapewne nie chciało, a na pewno mu się nie chciało, bo nawet nie zadzwonił, że coś ważnego mu wypadło.- powiedział na jednych wdechu, wyrzucając z siebie całą frustracje.
    Teraz się uśmiechnął i spojrzał na zeszyt, który leżał obok dziewczyny.
    - A co to tam jest?- wskazał na przedmiot.

    OdpowiedzUsuń
  4. [ostatnie zdjęcie! <3
    zaczynasz ;) może w windzie? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  5. [dzięęęęki ;)
    phi! ja mam coś jeszcze do napisania, więc nie marudź i zaczynaj!]

    OdpowiedzUsuń
  6. [bo mi się nie podoba! zdjęcia uwielbiam, o, ale nic więcej.
    jak chcesz -.-]

    OdpowiedzUsuń
  7. [lubię te wstawki z cechami charakteru. i zdjęcia. u Ciebie, ofc. a moja jest beee, jak wytrzymam tu trochę dłużej, to będę poprawiać ;p
    ugh. wymyślę coś ciekawszego niż ta winda.]

    Piękna kobieta w jego łóżku? Takiej okazji do zrobienia zachwycającego zdjęcia Leo nigdy nie przepuści. Uwielbiał kobiece ciało, jego delikatność, kruchość, subtelność linii, i uważał, że fotografii ukazujących jego doskonałość nigdy za dużo. Szczególnie, gdy modelką była tak zniewalająca postać jak Andromeda, z tymi swoimi aksamitnymi włosami i oczyma, które hipnotyzowały.
    Było późne popołudnie. Na łóżko, stojące pośrodku jego przestronnej sypialni, padały pod ostrym kątem pomarańczowe promienie z wolna zbliżającego się ku horyzontowi słońca. Leo aż zadrżał z podekscytowania. Wyskoczył z rozgrzanej, przesyconej zapachem rozkoszy pościeli i wsunął na chude biodra bokserki, natychmiast sięgając po stojący na szafce nocnej aparat. Zawsze w pogotowiu. Wrócił do łóżka i zgrabnie przeskoczył skotłowaną kołdrę, by zająć miejsce na nogach Adro, ukrytych pod cienkim prześcieradłem; pochylił się i cmoknął krótko jej odsłonięte biodro, jakby chciał pokazać, że to ono będzie teraz w centrum jego zainteresowania. Szybko skierował obiektyw w stronę brunetki, czekając na jej reakcję - zdążył w tym czasie zrobić już kilka zdjęć, zanim jeszcze mogła zauważyć i zrozumieć, czym będzie się zajmował.

    [blee.]

    OdpowiedzUsuń
  8. [nie rozmawiam już więcej na ten temat, o.
    hihi xD]

    Zaśmiał się, nie odwracając wzroku od aparatu. Był w swoim żywiole i nie liczyło się dla niego nic innego. Nawet jego modelka nie była ważna, bo wcale nie robił zdjęć jej, ale tej chwili, która odciskała swoje piętno w rozkosznie zmrużonych oczach, włosach splątanych jego palcami, w lśniącym od wysychających niespiesznie kropelek potu ciele. I w jej uśmiechu, nikłym, czającym się bardziej w całej pozie niż tylko w ustach. Już wiedział, że nie pokaże nikomu tych zdjęć, bo zbyt wiele emocji miała w sobie Andro, by fotografie wyszły dobre. Może nie pokazywała ich teraz, leżąc, odprężona, w gorącej pościeli, ale były w niej i wprawne oko, takie jak Leo, potrafiło to dostrzec.
    Trwało to kilka minut. Gdyby sobie na to pozwolił, robiłby jej zdjęcia, dopóki nie opuściłaby jego mieszkania, ale ona traciła już zaklętą w jej ciele chwilę, nie widział więc sensu w dalszym śledzeniu każdego najdrobniejszego grymasu na jej twarzy. Westchnął, opuszczając aparat. Siedział teraz na poduszce obok jej głowy, pochylony nad nią, z roześmianymi oczami. Opamiętał się szybko; podniósł się z łóżka i odłożył sprzęt, zamiast niego chwytając w ręce paczkę papierosów i zapalniczkę. Głęboko zaciągnął się dymem, stojąc wciąż przy szafce nocnej, zanim odezwał się.
    - Zamówić ci taksówkę? - zapytał chropowato, spoglądając kątem oka na Andro, jakby chciał przypomnieć jej, z kim poszła do łóżka: z nieczułym kretynem, ot co.

    OdpowiedzUsuń
  9. - Żaden problem. - odparł od razu, sięgając po swoją marynarkę, z kieszeni której wyciągnął telefon. Patrzył ciągle na Andromedę, próbując zrozumieć, gdzie podziała się ta zachwycająca dziewczyna, którą uwiecznił na zdjęciach zaledwie kilka chwil wcześniej. Zaraz jednak zrezygnował z tych rozmyślań, decydując, że wymagają one od niego dużo więcej sił i energii niż chciałby przeznaczyć na ten cel. Gdy odebrano telefon, Leo podał tylko swoje nazwisko i rozłączył się, z pewnym rozbawieniem patrząc teraz na brunetkę, zaglądającą w każdy kąt w poszukiwaniu swojego buta. Nie zbliżyła się jedynie do miejsca, w którym stał, a to właśnie obok niego leżał pantofel na wysokim obcasie. Trzymał go przed sobą przez dłuższą chwilę, nie odzywając się słowem, czekając, aż Andro sama zauważy, że trzyma jej zgubę. Gdy jednak unikała patrzenia w jego kierunku, zamachał butem, a potem wręczył go jej prawie teatralnym gestem, szybko reflektując się i wracając do swojej poprzedniej, zupełnie obojętnej pozy.
    - Może drinka? Taksówka będzie za dziesięć minut. - mruknął, gasząc papierosa w stojącej na podłodze szklance z pozbawioną już gazu colą. Wyprostował się i uniósł ręce, rozprostowując kości i przeciągając się kilkakrotnie, by przywrócić ciału sprawność. Dopiero wtedy postanowił, że włoży coś na siebie i rzeczywiście poczęstuje swoją towarzyszkę tequilą. Sięgnął po swoje spodnie i wymiętą koszulę, patrząc przy tym niemal świdrująco na Andro.

    OdpowiedzUsuń
  10. Może i był kretynem, ale nie był ślepy. Więcej nawet, był wyjątkowo spostrzegawczym człowiekiem i trudno było przed nim cokolwiek ukryć. Czasem miał problem z połączeniem tego, co widzi z tym, co wie, ale rzadko potrzebował tego typu umiejętności. Zazwyczaj wystarczało widzieć, by wiedzieć, tak jak w tym wypadku. Nietrudno było rozgryźć Andro, być może po prostu za słabo się starała, a on miał zamiar uczyć się na jej błędach. Chciał tylko zyskać pewność... Ale jeszcze nie teraz. Ta sprawa wymagała zbyt dużo zaangażowania, a na to nie był gotowy. Jeszcze nie. Póki co chciał się jej pozbyć, jej dziwnych humorów i udawanej obojętności.
    A jednak poszedł po tego drinka. Wrócił z jednym tylko kieliszkiem alkoholu, ale wybrał swoją najlepszą butelkę, bo wiedział, że jego gość będzie w stanie to docenić. Wiedziała o jego manii, nie mogła więc się zdziwić, że przyniósł jej właśnie ten złoty płyn. Z uśmiechem podał jej napój, stając obok, w spodniach jedynie i rozpiętej koszuli.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zatrzymał wzrok na notesie, a po chwili popatrzył na dziewczynę, uśmiechając się lekko z uniesiona jedną brwią.
    - Mogę ci pomóc.-zaproponował.- W dwójkę może coś wymyślimy. Wiesz, co nie dwie głowy, to nie jedna.

    OdpowiedzUsuń
  12. Sam nie wiedział, jakim cudem kobieta zdołała speszyć go samym swoim spojrzeniem. To mu się nie zdarzało i nie miało prawa przydarzyć się właśnie w tym momencie. Z natury był introwertykiem i od zawsze miał problemy z zawieraniem nowych znajomości, nie pielęgnował starych i nie chciał tego, bo ogromne trudności sprawiało mu nawet samo obcowanie z ludźmi. Ostatnio udało mu się odrobinę stłumić te części swojego charakteru, których momentami wstydził się, a na pewno ich nienawidził, bo znacznie utrudniały mu życie, ale w głębi duszy pozostawał zagubionym dzieciakiem, który nie rozmawia przez telefon, bo boi się popełnić jakąś gafę, której nie naprawi uśmiechem. A to, że teraz Andro, tylko patrząc na niego tym swoim najpewniej wystudiowanym, obojętnym wzrokiem, zdołała sprawić, że niemal się zarumienił, było zdecydowanie dziwnym wypadkiem. Tak nie powinno być. Szybko ogarnął się tak, by niczego nie zauważyła, ale jej oczy wciąż utkwione były w jego twarzy, nie miał więc jak się przed nimi ukryć.
    - Wpadnij jutro do redakcji. Pokażę ci zdjęcia. - rzucił pospiesznie, z ulgą odwracając się w stronę szafki nocnej, by wskazać na stojący na niej aparat. Sapnął cicho, wymacując w kieszeni telefon, by upewnić się, że nie dzwoni; modlił się, żeby taksówka już przyjechała, bo niczego innego już nie pragnął, jak zniknięcia brunetki. Zaraz jednak przypomniał sobie, że czekanie z nią na przyjazd samochodu nie jest żadnym jego obowiązkiem, a skoro nie ma na to ochoty...
    - Zatrzaśnij za sobą drzwi, proszę. - mruknął, odwracając się na pięcie i ruszając w kierunku łazienki, już po drodze zrzucając z ramion koszulę.

    OdpowiedzUsuń
  13. - Mam być bohaterem twojej powieści?- spytał zdziwiony, ale uśmiechnął się, na widok dziewczyny, która aż się paliła, by wysłuchać go.
    - No okej, ale, proszę ,zmień tożsamość.- zaśmiał się.- Tylko od czego zacząć, powiedz mi. Za bardzo nie lubię o sobie opowiadać.
    Westchnął ciężko i wzruszył ramionami.
    - No dobra. Jestem Wayne Gosselin i pracuję jako spiker radiowy. Wierz lub nie, ale kiedyś nie byłem taki przystojny.- uśmiechnął się zadziornie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Gdy tylko wszedł do łazienki, wyłączył się całkowicie. Liczyła się jedynie przyjemność, którą czerpał z dotyku ostrego strumienia niemal wrzącej wody na swoim ciele. Jego skóra nosiła ślady niedawnych pieszczot, ale Leo zdążył już o nich zapomnieć - pod prysznicem miał tylko myśli, które brzmiały jak szum wody. Nie zastanawiał się, nie analizował. W ogóle dość rzadko to robił, bo uważał, że takie myślenie przynosi tylko szkody, a on wolał ten czas przeznaczył na coś przyjemniejszego. Na przykład na kieliszek leżakującej tequili...

    Następnego dnia nie pamiętał już o wydarzeniach owego popołudnia. Zarejestrował jedynie, że spędził z Andro kilka miłych chwil, ale wyrzucił z myśli wszelkie szczegóły. Tylko o jednym trudno mu było zapomnieć, ale nawet przed sobą się do tego nie przyznawał, bo uznał, że jest to oznaka jego słabości. A nie chciał znać takiego siebie. Mianowicie chodziło o jej uśmiech w tej chwili nieświadomości, gdy myślała, że ten pogodny, zainspirowany chwilą Leo to prawdziwy on. Była wtedy zupełnie swobodna, a przy tym tak kusząca... I gdy w przerwie na lunch siedział w swoim przestronnym gabinecie na ostatnim piętrze wieżowca, przeglądając zrobione poprzedniego dnia zdjęcia, nie mógł wyjść z podziwu. Nie widział jej takiej nigdy wcześniej i poczuł, że został oszukany. Gdzie chowała się ta zachwycająca kobieta?! Nie potrafił uwierzyć, że nie dostrzegł w niej wcześniej ukrytego piękna. Owszem, zawsze była niezwykle urodziwa, ale wtedy, leżąc w jego łóżku, było to coś więcej. I bardzo chciałby wiedzieć, co to takiego.

    OdpowiedzUsuń
  15. Natychmiast uznał, że uśmieszek, który miała na ustach, był nieprzyzwoity. Znał go, ale wciąż nie rozumiał, jak w jednym wygięciu warg można zawrzeć tyle treści, ile ona potrafiła zamknąć w tak drobnej zmianie mimiki. Weszła do pomieszczenia i od razu wszystko straciło kolor, bo uśmiechnęła się właśnie w ten sposób, który sprawiał, że Leo - niezależnie od tego, gdzie był - miał ochotę zedrzeć z niej ubranie. Może nie chodziło tu tylko o seks, ale też o to uczucie, że właśnie ściera z jej warg ten lekki, na pozór zupełnie neutralny grymas, a na jego miejsce wpływa jedynie błogie westchnienie. Chyba jednak nie lubił tego uśmiechu.
    Skinął jej nieznacznie głową, podnosząc się ze swojego miejsca, by sięgnąć po odsunięte na bok zdjęcia. Spojrzał na kubek kawy, który zmaterializował się przed nim, a potem przeniósł spojrzenie na Andro. Uniósł lekko jedną brew, ale w końcu zdecydował się jedynie na krótkie podziękowanie. Podał jej kilka odbitek, niewielki plik zatrzymując dla siebie.
    - Są świetne. - rzucił tylko, zajmując swoje poprzednie miejsce w wygodnym, biurowym fotelu i nie spuszczając uważnego spojrzenia z brunetki. Odczekał chwilę, a potem przesunął po blacie stosik zdjęć, które trzymał w dłoniach.
    - A te są... niesamowite. - mruknął ciszej, jeszcze bardziej skupiając się na twarzy kobiety i na jej reakcjach.

    [nadal go nie czuję, więc... no. wiesz.]

    OdpowiedzUsuń
  16. Obserwował ją bardzo uważnie, starając się zapamiętać każdą najdrobniejszą zmianę w jej mimice i jednocześnie nie wyglądać na zbyt skupionego na jej twarzy. Wydawało mu się to niesamowicie trudnym zadaniem, ale kobieta unikała jego spojrzenia, więc nie musiał za bardzo kryć się ze swoim zainteresowaniem. A on chciał jedynie zobaczyć, czy zauważyła, w jaki sposób podzielił zdjęcia. I czy domyślała się, dlaczego to zrobił. Był więc szczególnie wyczulony na oznaki zaskoczenia i dostrzegł je, gdy chwyciła w dłonie drugą stertę fotografii. Z trudem stłumił triumfalny uśmieszek, który cisnął mu się na usta. Dla niego było już jasne, że coś jest nie tak i póki co wystarczała mu taka świadomość. A co takiego zmieniło się w niej, to już mogło pozostać tajemnicą. Na razie nie miał sił na podpuszczanie jej już bardziej, poza tym - uznał, że dobrze byłoby uśpić jej czujność, zanim w końcu zacznie wyciągać z niej prawdę, do której najwidoczniej nie chciała przyznać się nawet przed samą sobą. Bo gdyby tak było, zerwałaby ich układ. Wiedział to. A przynajmniej miał świadomość, że tak właśnie powinna zrobić.
    Odwzajemnił jej uśmiech, gdy w końcu przeniosła na niego spojrzenie, a potem skinął głową, bez słowa zgadzając się z nią. Patrzył, jak jej twarz wygładza się zupełnie, a potem jej oczy zmieniają się, przybierając ten charakterystyczny dla Andromedy wyraz. Znów była sobą. Leo dyskretnie odsunął stojące na biurku kubki z kawą, a potem podniósł się, stając przed brunetką. Patrzyła teraz na zdjęcia; wysunął je z jej dłoni i rzucił na blat, gdzie rozsypały się w nieładzie. Powiódł za nimi wzrokiem, jednocześnie przestępując krok do przodu, udając, że zrobił to zupełnie nieświadomie. A potem odnalazł jasne tęczówki kobiety i uśmiechnął się do nich w ten zachęcający i zaczepny sposób.
    - To zasługa chwili. Kiedyś ci to wytłumaczę. - wymruczał swoim najlepszym, kusząco chropowatym głosem. Zaraz przysunął się niej jeszcze o pół kroku, opierając dłonie na biurku po obu stronach jej bioder, by w tej samej chwili pocałować ją zachłannie, z całą mocą, na jaką było go stać, tak, żeby poczuła, że nie może odmówić. I że wcale tego nie chce.

    OdpowiedzUsuń
  17. Miał takie chwile, gdy zaczynał się obawiać, że jest uzależniony od Andromedy - od jej ciała poddającego się jego woli, od dotyku jej zdecydowanych i pewnych dłoni, od zapachu jej perfum przyprawiających o zawroty głowy. Uspokajał się, gdy dostrzegał, że i ona nie potrafi odmówić sobie chwili przyjemności w jego towarzystwie. Mówił sobie, że jeśli nie ona, to będzie następna, może nie tak chętna na podobny układ, ale z tym mógł sobie poradzić. Z chęcią zaznania rozkoszy już nie. Potrzebował jej, ale tylko do tego, do niczego więcej. Był egoistą, w tej kwestii szczególnie.
    Z jakimś lekkim uśmiechem przyklejonym do ust całował Andro, teraz już przyciskając do siebie jej wąską talię. Usta miał spierzchnięte i czuł to, ale nie przejmował się tym, że prawdopodobnie sprawiał kobiecie ból - mógł wynagrodzić jej to, jeśli tylko zechce. Póki co miał jedynie ochotę odwrócić się i dostrzec, że znikąd zmaterializowało się w jego gabinecie wygodne, duże łóżko. Ale skoro nie mogli na to liczyć, musiało wystarczyć im biurko.
    - Mamy tylko kilka minut. - wymruczał do jej ucha, obsypując je zdecydowanymi pieszczotami. Jego dłonie już wędrowały pod bluzką kobiety, sunąc wzdłuż kręgosłupa do zapięcia jej stanika - wycofały się w ostatnim momencie, by zrzucić z blatu niepotrzebne przedmioty, a potem popchnąć na niego brunetkę. Oderwał się od jej ust, wędrując z pocałunkami po jej dekolcie i odsłoniętych piersiach. I w tym momencie do jego uszu dotarł dzwonek telefonu. Niechętnie sięgnął do kieszeni, cofając się o krok, by nie kusiły go już odsłonięte fragmenty jej skóry. Wskazał na komórkę, jakby chciał powiedzieć, że musi odebrać, a potem przyjął połączenie, ruszając w stronę okna.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Takie zdjęcia piękne i pani piękna, Tony mi się napali, to na pewno, więc się proszę szykować. Na razie mogą spotkać się podczas biegania, zdrowy tryb życia przede wszystkim!]

    OdpowiedzUsuń
  19. [dobrze jest, bardzo dobrze c:]

    Biegał rankiem. Lubił biegać. Musiał biegać. Musiał dbać o siebie. Inaczej nie byłby w takim miejscu, w jakim jest teraz. Na pewno kobiety nie patrzyłyby na niego w sposób, jaki patrzą. Pożerają go wzrokiem fantazjują o nim, a jemu się to podoba.
    Nawet teraz, gdy biegł parkowa alejką, ze słuchawkami w uszach, w lycrze, którą sobie ostatnio sprawił, bo miał dość szarego dresu, w którym niewygodnie mu się biegało. A teraz? Czuł się świetnie, idealnie. Czuł wiatr, który muskał jego twarz, na której widoczny był dwudniowy zarost oraz szczery uśmiech.
    Naprawdę, Tony rzadko kiedy się nie uśmiechał.
    Uśmiechał się nawet wtedy, gdy prawie przewrócił kobietę, która chyba zawiązywała sobie buta, czy coś innego robiła... W każdym razie, też była chyba fanką porannego biegania.
    Słuchawki wyleciały mu z uszu, a ten zatrzymał się gwałtownie. Nie miał pojęcia, czy coś jej zrobił, czy nie, ale z niego to dżentelmen był, więc musiał się zainteresować. Tym bardziej, gdy potrącił taką ładną panią.
    - W porządku? - zapytał, uśmiechając się pogodnie.

    OdpowiedzUsuń
  20. - Hunter?- zamyślił się- Pasuję- uśmiechnął się, kiwając głową.
    - Mhm- zaśmiał się- Pokazałbym ci zdjęcia, ale wszystkie spaliłem.
    Zniszczył wszystkie zdjęcia, kiedy przysiągł sobie, że zmieni swoje dotychczasowe życie. Spalenie ich w kominku, może i było melodramatyczne, ale pomogło zacząć wszystko od nowa.
    - Co jeszcze chcesz wiedzieć?- spojrzał na nią.

    OdpowiedzUsuń
  21. W dziwny sposób nie mógł skupić się na prowadzonej rozmowie, choć walczył uparcie ze swoim brakiem koncentracji, przypisując go rozbudzającemu się pożądaniu i rozkosznemu pieczeniu warg. To był w stanie zaakceptować, tak skonstruowane było jego ciało, by nie pozwalać mu się rozpraszać w takich chwilach. Tym razem chodziło jednak o coś innego i dłuższy czas zajęło Leo domyślenie się, co to takiego. Zrozumiał dopiero, gdy za Andromedą zatrzasnęły się drzwi, z trzaskiem wyrywając mężczyznę z zamyślenia i jeszcze bardziej odciągając go od tematu omawianego przez jego rozmówcę. Spojrzał na rozsypane na biurku zdjęcia; z daleka skóra kobiety wydawała się na nich zupełnie biała, kontrastując z ciemną falą jej włosów rozsypanych na poduszce. Dotarło do niego, co takiego skutecznie zagłuszało jego myśli, gdy potrzebował skupienia - był to jej dźwięczny, kuszący, aksamitny śmiech, dzwoniący mu w uszach miękkim, łagodnym echem. Rozłączył się pospiesznie, ze złością zaciskając pięści.
    Tego dnia miał jeszcze tylko jedno zebranie i teoretycznie resztę popołudnia mógł spędzić poza redakcją, ale okazało się, że szefowa ma dla niego kilka zadań, którymi powinien się zająć. Zdecydował więc, że skoro nie umówił się z Andromedą w żaden sposób na wieczór, może poświęcić trochę czasu na pracę. Zresztą i tak sprawiało mu to niesamowitą frajdę - biegał po całym piętrze, zbierając materiały i konsultując poszczególne elementy projektu, aż ten przybrał ostateczny wygląd. Był z niego zadowolony, szczególnie po usłyszeniu od naczelnej kilku zgrabnych pochwał, gdy już przesłał jej pliki z ukończonym zadaniem. Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wyszedł z biura i skierował się do windy, spoglądając na zegarek. Miał tylko nadzieję, że nie spotka nigdzie Andro - jakoś nie miał ochoty na rozmowę z nią. Owszem, mógł zignorować wszystko, co mówi i zająć się tym, czego naprawdę potrzebował dzisiejszego wieczora, ale była też TA sprawa, o której starał się nie myśleć, a która w jej obecności na pewno wypłynęłaby na powierzchnię jego myśli. Przemykał więc korytarzami, unikając rozglądania się na boki, jakby w ten sposób mógł uchronić się przed obecnością kobiety gdzieś w jego pobliżu. A potem wszedł na parking i pierwszym, co zobaczył, była brunetka, stojąca przy swoim samochodzie. Pech chciał, że zaparkował tuż obok. Zawahał się, zanim ruszył w jej stronę; rozważał jeszcze, czy nie zawrócić, ale wtedy uniosła wzrok - musiała go widzieć. Z twarzą niewyrażającą emocji pokonał dzielącą ich odległość, bez słowa podchodząc do swojego auta.

    OdpowiedzUsuń
  22. Podniósł na nią spojrzenie dość niechętnie, ale jego oczy nie wyrażały żadnych emocji, zadbał o to. Nie mógł przecież pokazać, że cokolwiek go ruszyło, zmusiło do reakcji, do rozmyślań. Szybko jednak stwierdził, że nawet gdyby jakiekolwiek z jego uczuć wypłynęłyby na jego twarz, Andro i tak nie znałaby ich źródła; nie musiał więc chować się aż tak starannie, ale zaraz uznał, że nie ma potrzeby ryzykować. Jeszcze ubzdura sobie coś po babsku, pomyślał z cieniem dziwnego rozbawienia, którego wcześniej nie odczuwał, którego nie znał i nie miał zamiaru poznawać. Natychmiast wrócił do swojej lekceważącej, obojętnej maski, choć teraz spojrzenie miał bardziej uważne i świdrujące, tak jak spojrzenie kobiety; poza jednak pozostała ta sama.
    - Nie. Jedziemy do mnie czy do ciebie? - zapytał, nieznacznie unosząc ku górze jedną brew, wciąż niewzruszony. Kompletnie zignorował suchy ton kobiety i jej odrobinę przerażający uśmiech; w żaden sposób nie pokazał po sobie, że w ogóle coś poza jej słowami do niego dotarło.
    A potem dotarło do niego, że wcale nie ma ochoty na te jej gierki, więc otworzył samochód i wsiadł na miejsce kierowcy, nie patrząc już na brunetkę. Wrzucił na tylne siedzenia torbę z aparatem i resztą sprzętu, a potem sięgnął po pas, krzywiąc się mimowolnie (mandaty, uch!). Nie miał zamiaru na nią czekać, ale mógł robić swoje powoli, by dać jej czas do namysłu. On chyba nie zdecydowałby się na spędzenie ze sobą czasu.

    OdpowiedzUsuń
  23. - Jeszcze?- spytał rozbawiony, patrząc na dziewczynę, która bazgrała namiętnie po zeszycie.
    Spojrzał wprost przed siebie, próbując sobie przypomnieć, kiedy zyskał tej pewności siebie. Trudno będzie, bo jakoś się nad tym nie zastanawiał.
    - Poczułem się pewny siebie, jak ty to mówisz, mój przełom życiowy nastąpił, kiedy poszedłem do jednego z klubów i pijąc drinka przy barze, zaczepiła mnie jakaś kobieta i zaczęła ze mną flirtować.- zmarszczył lekko czoło.- Tak, to był ten legendarny przełom. Wtedy zdobyłem pewności siebie, bo gdybym wciąż nie był przystojny, to żadna dziewczyna by na mnie nawet nie spojrzała.- uśmiechnął się i odetchnął głęboko, przypominając sobie jak zakończył się ten flirt.

    OdpowiedzUsuń
  24. Ruszył, nie obrzucając brunetki nawet jednym spojrzeniem. Skupił się na tej drobnej przyjemności, jaką było prowadzenie samochodu, i nie chciał, by zajmowało go cokolwiek poza pomrukiem silnika i łagodnym ruchem kierownicy. Nie wytrzymał tak jednak długo - zaledwie wyjechali z parkingu, a on już patrzył kątem oka na Andro. Przeszkadzała mu, wręcz zawadzała. Zdążył uwierzyć, że wciąż mogą robić to, co wychodzi ich dwójce najlepiej, ale teraz, widząc jej kompletnie obojętną twarz i nieruchome wargi, uznał, że to nie jest możliwe. Nie, gdy ciągle słyszał jej dźwięczny śmiech, a przed oczami miał jej odprężoną twarz, gdy leżała w jego łóżku, w jego pościeli i nie dbała o żadne gierki. Nie, gdy ciągle podświadomie wyłapywał niepasujące do niej zachowania, zmiany w mimice, których wcześniej nie widział. A na pewno nie jest możliwe, jeśli nie będą w stanie po prostu porozmawiać ze sobą, a do tego Leo nie zmusi żadna siła. Nie. Ma. Mowy.
    Nawet nie zauważył, kiedy dotarli na miejsce. Nie spieszył się z wysiadaniem - z opóźnieniem wyłączył silnik, a potem tkwił jeszcze przez chwilę w bezruchu, zastanawiając się nad czymś bardzo intensywnie.
    - Idź. - rzucił tylko, nie siląc się na wyjaśnienia, dlaczego nie ma zamiaru pójść z nią. Nawet na nią nie patrzył. Wiedział, że to głupie, nieracjonalne, a ona zaraz wszystkiego się domyśli, ale zwyczajnie nie mógł inaczej. Chyba obawiał się, że Andro znów zrobi coś, co przez długi czas będzie zajmować jego myśli, a on nie potrzebował teraz, by cokolwiek go rozpraszało. A już na pewno nie kobieta.

    OdpowiedzUsuń
  25. Odetchnął głośno, na słowa, że kobiecie nic się nie stało.
    Nie wybaczyłby sobie, gdyby skrzywdził przedstawicielkę płci pięknej, nawet jeśli zrobiłby to przez przypadek.
    Kto jak kto, ale Tony był dżentelmenem i troszczył się o kobiety, nawet jeśli zmieniał je jak rękawiczki i wyrzucał z mieszkania po udanym seksie. Jest tylko facetem, proszę od niego zbyt wiele nie wymagać.
    Lubił się uśmiechać i doskonale wiedział, że kobiety lubią na niego patrzeć. Pasowało mu to, jak najbardziej! Jak na kobieciarza przystało.
    - To się cieszę - uśmiechnął się pogodnie.- Nie wybaczyłbym sobie, gdybym zranił tak piękną kobietę jak pani, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  26. Starał się wmówić sobie, że nie obchodzi go to jej niedowierzające spojrzenie, że jest ponad to, że wciąż potrafi być obojętny i nieczuły. Ale nie - sposób, w jaki na niego patrzyła, sprawiał, że robiło mu się gorąco. Jakby doskonale wiedziała, co on myśli i co czuje, a przede wszystkim, co takiego nim kieruje. Nie mógł pozwolić sobie na jakiekolwiek emocje, bo wiedział, że Andro szybko wyczyta je z jego twarzy, a już teraz miał niemały kłopot z tym, co mogła wydumać wcześniej. Nawet nie chciał się nad tym zastanawiać. Wiedział tylko, że coś podejrzewa, ale i on nie pozostawał jej dłużny. Z nią również działo się coś niedobrego.
    W końcu zdołał przenieść na nią spojrzenie, już zupełnie opanowane, chłodne, a wtedy z jej ust padło to jedno pytanie. Krótkie, wręcz zdawkowe, wypowiedziane przesyconym złością głosem, na które zareagował nie Leo, a jego organizm - zadrżał niekontrolowanie, a zaraz potem zrobiło mu się przeraźliwie zimno. Poczuł wściekłość. Z zaciśniętymi z całych sił pięściami próbował się uspokoić, patrząc, jak Andro wytacza się dość nieporadnie z samochodu i idzie w stronę budynku. Nie wytrzymał tak długo, choć starał się stłumić odruch ruszenia za nią biegiem. Tylko westchnął, odprężając się niemal zupełnie, a potem wysiadł z auta i oparł zaplecione ramiona na dachu, patrząc za brunetką.
    - Ze mną, Andro?! - krzyknął, znów zły, znów niepanujący nad sobą. - Serio? - warknął jeszcze, ciszej, nie ruszając się ze swojego nowego miejsca, jakby ktoś przykleił go do drzwi jego samochodu. Czekał, choć w życiu nie przyznałby się, na co.

    OdpowiedzUsuń
  27. Patrzył, jak kobieta zbliża się do niego, poruszając kusząco biodrami. Musiał to zauważyć, choć tak naprawdę powinien zwrócić uwagę na złość, bijącą od jej postawy, na jej oczy, z których tryskały iskry. Nie dostrzegł jednak ani targających nią początkowo emocji, ani późniejszego opanowania. Były tylko te biodra, może i ukryte pod materiałem ubrań, ale znał je zbyt dobrze, by nie móc sobie wyobrazić, jak wyglądają bez nich. Już nie był zły, już nie pamiętał nawet, że cokolwiek poczuł, bo teraz ogarniało go tylko czyste pożądanie. Stłumił je dopiero, gdy na linii jego wzroku pojawiła się twarz Andro, bo, niestety, jedynym, co chciał zrobić w tamtej chwili, było pocałowanie jej. A chyba nie powinien tego robić.
    Opanował się szybko, gdy tylko usłyszał jej słowa. W sekundę przypomniał sobie, o co chodziło, a wtedy niemal jęknął. No tak, stracił już resztki szans na to, że pójdzie z nią dziś do łóżka. Chyba, że uda mu się jeszcze rozegrać to jakoś ładnie, w co szczerze wątpił. Brakowało mu cierpliwości i taktu.
    - Zaczynasz angażować się emocjonalnie. - wyrzucił nagle, wbrew sobie. Był to strzał na ślepo, przeczucie, bo przecież nie mógł mieć na to żadnych dowodów. Miał tylko owo niejasne wrażenie, że coś jest nie tak, a opcja, mówiąca o tym, że Andro poczuła do niego coś więcej poza jakimś niezbędnym cieniem sympatii, wydawała mu się całkiem prawdopodobna. I wygodna. Po prostu przestaną się spotykać, sprawa będzie rozwiązana.

    OdpowiedzUsuń
  28. Była w jej zachowaniu pewna sztuczność i wymuszenie, które Leo intuicyjnie wyczuł. Nie skupiał się na nich, ale poznał je szybko; śmiech Andro nie był śmiechem, który znał ani tym, który chciałby usłyszeć. To dało mu do myślenia. Czyżby trafił w czuły punkt? Byłoby to dziwne, zaskakujące, wręcz nieracjonalne. I w pewien sposób pokrzepiające, że mimo tego, jaki jest i jak żyje, znalazł się ktoś, kto jest gotowy obdarzyć go jakimiś ciepłymi uczuciami. Jakimikolwiek. Ale nie, nie mógł na to liczyć ze strony tej cynicznej, złośliwej i upartej kobiety, a na pewno nie chciał. Wzdrygnął się. Na pewno nie chciał.
    Westchnął cicho, jakby chciał pokazać kobiecie, że nuży go ta rozmowa. Tak naprawdę chciał zobaczyć, jak to się potoczy, choć już wiedział, że spieprzył sprawę. Nie był dobry w kontaktach międzyludzkich, nigdy. Chyba trochę bał się innych, ale dlaczego w tej sytuacji też nie udało mu się poprowadzić zdarzeń tak, jak chciał? Przecież nie bał się Andro! Tej Andro, której ciało znał chyba lepiej niż ona sama, której pragnienia były dla niego jasne, która niejednokrotnie pokazała, że nie pozostaje mu w tym dłużna! Na pewno nie!
    A jednak jej słowa odrobinę w niego ubodły. Tylko odrobinę, tak, że gdyby o tym nie myślał, nawet by tego nie poczuł. Ale to już się stało - na jego idealnej bańce pojawiła się rysa. Niezbyt głęboka, ale w strategicznym miejscu, więc jeśli pojawią się następne, wszystko runie jak domek z kart. Nie mógł na to pozwolić.
    - Nie. - odparł krótko. - JA pamiętam o naszym układzie. - dodał z naciskiem, a jego spojrzenie stało się nagle badawcze, świdrujące, wyjątkowo uważne. Śledził nim twarz Andro, by zaraz uśmiechnąć się złośliwie. Tak bardzo chciał dowiedzieć się po prostu, na czym stoi!

    OdpowiedzUsuń
  29. Uniósł wysoko brew, gdy usłyszał ciężkie, głębokie westchnienie kobiety. Nie spodziewał się tego. Raczej nie chodziło o to, że była zmęczona czy znużona. Wydawało mu się, że było to westchnienie żalu; jakby wcale nie chciała pamiętać o ich układzie. Tylko dlaczego? Okazuje się, że póki co to pytanie musi pozostać bez odpowiedzi.
    Zaczął zastanawiać się nad jej słowami, a raczej na tym, mówiło jej ciało, gdy próbowała zasłonić się mówieniem, prawie tak, jakby w ogóle nie skupiała się na tym. Dostrzegł jej spojrzenie, na krótką chwilę zamglone; usłyszał nowy ton głosu, nieznany, ale całkiem przyjemny, pewny. A potem drgnęła i wszystko znów było w porządku, znów była sobą, tą, którą znał, przynajmniej po części.
    Uśmiechnął się nieznacznie. Mógł teraz na jakiś czas uznać temat za zakończony, choć nie do końca mu się to podobało, ale nieważne - teraz miał inne potrzeby, które koniecznie chciał zaspokoić. Uniósł więc w niemym pytaniu jedną brew, a potem przysunął się o krok do kobiety i musnął palcem zarys jej żuchwy, docierając tak do brody, którą zadarł ku górze. Z lekko zadziornym uśmiechem pocałował ją - niespiesznie, ale mocno, by przekazać jej, czego chce. Zaraz potem oderwał się od niej i cofnął się do samochodu; zamknął go i wrócił do Andro, mając już na twarzy swoją zwykłą, znaną wszystkim maskę. Błyskał z niej jednak Leo, który pragnął pozwolić żądzy zawładnąć swoim ciałem i ten właśnie mężczyzna chwilę później przycisnął ręce do boków kobiety, sunąc nimi ku jej biodrom. Ponownie uniósł ku górze brew, teraz już oczekując wyraźnej, twierdzącej odpowiedzi.

    [wiesz, o co teraz poproszę? ;))]

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie mógł zapomnieć, nie na długo. Owszem, przyjemność przesłoniła mu obraz, więc na tych kilka upojnych chwil przestał zastanawiać się nad czymkolwiek, a skupił się na doznaniach, na rozkoszy. Tym razem jednak nie chodziło tylko o jego spełnienie - w jakiś dziwny sposób ich krótka rozmowa sprawiła, że Leo zaczął zauważać w łóżku kobietę, a nie tylko zabawkę. I nagle dostrzegł, że ona dąży do tego samego, co on, dlaczego więc nie spróbować robić tego razem, a nie po prostu w tym samym czasie, obok siebie, z jakimś tam udziałem drugiej osoby? Była to chyba jakaś jego zraniona ambicja: no bo jak ona mogła powiedzieć, że nie byłaby w stanie nic do niego poczuć? Musiał udowodnić, że to jest możliwe, że tak naprawdę nie zawsze jest takim dupkiem, a dla niego chyba najprościej było zwyczajnie obdarzyć Andro pieszczotą, sprawiającą przyjemność tylko jej.
    Tak, to było dziwne, więc szybko wyparł z pamięci swoje zachowanie. Pamiętał już tylko o tym, co przeżyli, nasycał się chwilą, rozkoszą, wciąż krążącą po jego żyłach. Pozwolił sobie na to, bo przeczuwał, że brunetka nie wyrzuci go ze swojego domu tak od razu. Potrafił wyczuć moment, w którym powinien wyjść, ale on jeszcze nie nadszedł.
    A potem pot na ich ciałach zaczął wysychać, a pościel robiła się coraz zimniejsza. Już nawet materac wydawał mu się niewygodny, ale chyba tylko dlatego, że to nie był jego materac. Z westchnieniem obrócił się do kobiety i wpił zachłannie w jej ust, dziękując jej bez słów tym pocałunkiem. Zaraz potem zsunął się z łóżka i zaczął bez skrępowania zbierać swoje ubrania z podłogi. Dopiero, gdy miał już wszystkie, stanął pośrodku pokoju i zaczął wkładać je na siebie. Patrzył przy tym bez uśmiechu na Andro, spojrzeniem bez emocji, ale też nie wymuszonym czy ukrywającym cokolwiek. Po raz pierwszy od dawna po prostu patrzył na nią, nie mając na myśli nic konkretnego, nie chcąc nic od niej, na nic nie czekając.

    OdpowiedzUsuń
  31. Wciąż coś było nie tak, wiedział to, a właściwie póki co jedynie przeczuwał. Był jednak mężczyzną wyjątkowo spostrzegawczym i czujnym, więc bardzo szybko dostrzegł dla siebie kilka poszlak. Gotów był nawet twierdzić, że można uznać je za dowody, bo tezę już miał, ale uznał, że poszuka trochę głębiej, zanim znów podzieli się swoimi spostrzeżeniami z Andro. Mógł przecież postarać się trochę bardziej, prawda? Teraz jednak pospiesznie zanotował w głowie to, co zauważył - ruch jej palca, sunącego niespiesznie po obrzmiałych od pieszczot wargach; nerwowe drgnienie, gdy brunetka zrywała się z łóżka, jakby coś ją stamtąd wyganiało; coś na kształt zagubienia, malującego się na jej twarzy, gdy stała pośrodku pokoju, najwyraźniej formułując swoje myśli. A potem znów stała się sobą, wygięła usta w uśmiechu i zniknęła, nie oglądając się na Leo. On ubrał się do końca, rozejrzał wokół, by sprawdzić, czy niczego nie zostawił, a potem wyszedł bez słowa, niezwykle cicho zamykając za sobą drzwi. Tuż za progiem pomyślał nawet, że mógłby tam jeszcze wrócić, bo nie było szans, by tkwiąca w innej części mieszkania Andro usłyszała, jak wychodził, ale potem pomyślał: po co? Przecież i tak zaraz wyrzuciłaby go za drzwi, może nie tak niegrzecznie, jak zrobiłby to on sam, ale wyraźnie dałaby mu do zrozumienia, że nie jest mile widziany. Odetchnął więc głęboko, a potem skierował skierował swoje kroki do windy, ostatecznie jednak skręcając na schody. Po raz pierwszy od wieków szedł po schodach i to sprawiło mu zaskakującą frajdę. Przeskakiwał po kilka stopni na raz, nabuzowany energią, mały chłopczyk wpuszczony do eleganckiego budynku. Ze śmiechem wypadł na parking, natychmiast zadzierając głowę, by spojrzeć w okna mieszkania, które właśnie opuścił. Co ona ze mną zrobiła? - pomyślał z rozbawieniem, bez złości. Pokręcił głową i wsiadł do samochodu, wcale nie starając się zapomnieć, a wręcz przeciwnie, przypominając sobie momenty z ich znajomości, które jakoś zapadły mu w pamięć.

    [masz w ogóle na nich jakiś pomysł? ;p może przynajmniej na następny wątek, hm?]

    OdpowiedzUsuń
  32. Tamtego dnia rzeczywiście coś się w nim zmieniło. Obudził w sobie jakąś delikatność, której wcześniej nie znał, która wręcz była mu obca, ale teraz wyraźnie doceniana była przez Andro - widział to w jej rozbłyskających zaskoczeniem oczach, gdy obdarowywał jej doskonałe ciało pieszczotą bardziej czułą, niż brutalną. Wcześniej to się nie zdarzało. Próbował odkryć jakiś powód owej zmiany, ale nie potrafił dostrzec niczego, co mogło spowodować w nim jakąkolwiek reakcję. A potem przypominał sobie tamten dzień i uśmiechał się, bo pamiętał, jak biegł po schodach, zadowolony jak nigdy. Zdołał nawet odkryć, co to było - przez krótką chwilę ponury, zły, chłodny Leo był szczęśliwy. Tylko iskierka, a potem mrok.
    Praca na kilka dni pochłonęła go bez reszty; wyjątek stanowiły chwile spędzone z Andro, na które nie żałował energii. Potrzebował ich, bo nakręcały go niesamowicie, dawały mu wręcz nieprzyzwoity zapał do fotografowania. Zawsze był głupi na tym punkcie, ale teraz osiągało to już rangę szaleństwa. Biegał z aparatem po mieście, goniąc za swoją ekipą, a potem na kilka godzin zamykał się w swoim biurze, by przejrzeć materiały, posegregować je, sprawdzić, czy nadają się do czegokolwiek. A później dostawał telefon od Niej i gnał w kierunku windy, by choć na chwilę oderwać swoje myśli od głupiutkich modelek i zapełnić je obrazami, zapachami, dźwiękami. Rozkoszą. A Ona nawet nie wiedziała, jak bardzo mu pomaga.
    Chyba właśnie dlatego, gdy nadszedł wreszcie Wielki Dzień, Leo od razu pomyślał, że musi zobaczyć się z Andromedą i o wszystkim jej powiedzieć: już, teraz, zaraz! Gotowy był nawet klęknąć przed nią i poprosić ją o rękę, tak szaleńczo szczęśliwy był w tamtej chwili. I ciągle sądził, że to wszystko zawdzięczał właśnie jej. Zaraz po pracy wskoczył do samochodu i pojechał do siebie, by wziąć prysznic i przebrać się; w drodze do jej mieszkania kupił wino. Zastanawiał się jeszcze nad kwiatami, ale to nie pasowało do niego - Andro była gotowa pomyśleć, że zwariował. Nucąc, zaparkował przed budynkiem, w którym mieszkała, a wtedy zadzwonił jego telefon.
    Stanął przez jej drzwiami ze zwieszonymi luźno ramionami i miną zbitego psa. W jednej ręce trzymał butelkę czerwonego wina, w drugiej swój krawat, właśnie ściągnięty z szyi. Już nawet nie potrafił być zły - teraz ogarnęła go czysta, bolesna rozpacz. Zadzwonił, a potem czekał, w końcu z ulgą witając szczęk otwieranego zamka. Przetoczył się przez próg, dopiero wtedy zauważając wspaniałą kreację kobiety, jej staranny makijaż i nieskazitelne ułożenie włosów. Gwizdnął z podziwem, a potem gwałtownie wpił się w jej wargi, bez słów przekazując jej, że wygląda jak najseksowniejsza kobieta w całej Kanadzie.

    OdpowiedzUsuń
  33. Patrzyła na niego jak na mutanta, ale jakoś nie potrafił się tym przejmować. Miał tylko ochotę zaciągnąć ją do łóżka, a potem namówić na kilka drinków, zastrzegając, by w odpowiednim momencie odprowadziła go do taksówki. Idealny plan na wieczór, prawda? Ale Andro zamierzała robić coś innego; Leo zauważył, że jest już zupełnie gotowa do wyjścia, nie licząc startej pomadki na jej ustach. Skrzywił się nieznacznie, gdy poczuł, jak krew przyspiesza w jego żyłach na widok szpilek na nogach kobiety. Nie mógł sobie pozwolić na podobne wybryki.
    Zignorował jej słowa. Wszedł trochę dalej do mieszkania, by postawić butelkę na najbliższej szafce, a potem cofnął się do drzwi, po drodze wciskając do kieszeni krawat, wciąż zawiązany. Uniósł niechętne spojrzenie na kobietę, by zaraz skinąć głową w stronę wyjścia.
    - Wychodzisz, tak? Podrzucić cię gdzieś? - zapytał cicho, a jego głos zabrzmiał niezwykle ponuro. Potrząsnął głową, bo przecież wcale nie chciał robić z siebie marudy, ale to nie pomogło. Wciąż stał ze zwieszonymi rękami i nieobecnym spojrzeniem w przedpokoju Andro, bocząc się na cały świat. A potem przyszło mu do głowy, że jego, hm, kochanka wybiera się na randkę i natychmiast obraził się też na nią. Z sapnięciem podniósł na nią wzrok, unosząc wysoko jedną brew w oczekiwaniu na odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
  34. Przecież wiedziała, że Leo się nie zwierza. Nigdy nie miał przyjaciół i nigdy nikomu nie mówił o sobie, więc trudno byłoby mu przełamać się i zacząć opowiadać jej o tym, co go gnębi. Nie zamierzał odsłaniać swoich słabych punktów, bo taka osoba, jak Andromeda, potrafiła to wykorzystać, a obawiał się, że mogłaby to zrobić, by go skrzywdzić. Tak po prostu, dla zabawy. Może i sypiali ze sobą, wiedzieli o sobie kilka rzeczy, ale nie znali się wcale, a już na pewno nie na tyle, by Leo mógł choćby odrobinę się przed nią otworzyć. Zaufać jej? Może kiedyś. Z wolna zaczynał się przekonywać, że jego gorąca, namiętna Andro jest też ciepłą i pogodną kobietą, ale jeszcze nie wiedział, co z tą wiadomością zrobić. Ale na pewno nie teraz. Kiedyś.
    Patrzył, jak tym niezwykle kuszącym i rozbudzającym wyobraźnię ruchem starannie pokrywa pełne wargi szminką w intensywnym kolorze. Na jego twarz mimowolnie wstąpił nikły uśmiech, który zniknął, gdy usłyszał odpowiedź kobiety. Czyli randka, pomyślał ponuro, już sięgając do klamki, by bez słowa zniknąć z mieszkania Andro, korzystając z jej chwilowej nieobecności. Ona jednak wróciła do przedpokoju, trzymając to dziwne urządzenie. Zaintrygowała go. Obserwował ją, jak przyczepia ten niewielki mikrofon do swojego stanika, a potem pospiesznie starł z twojej twarzy emocje, gdy odwróciła się do niego. Skinął głową, słysząc jej gładką odmowę, by niemal natychmiast unieść ze zdziwieniem brwi.
    - Wchodzę w to, pani detektyw. - rzucił, odrobinę wbrew sobie. Zaraz jednak pomyślał, że skoro całe to wyjście zdołało trochę go obudzić, nie może być źle - przynajmniej oderwie swoje myśli od nieprzyjemnych spraw. I napije się za darmo, sądząc po stroju Andromedy. Nie zamierzał teraz rezygnować. Z nikłym uśmiechem podszedł do kobiety, w ostatnim momencie powstrzymując się od złożenia na jej ustach kolejnego namiętnego pocałunku; zamiast tego przesunął dłońmi po jej biodrach, docierając do pośladków, by tak przytrzymać ją przy sobie. Wargami zabłądził na chwilę na jej szyję, którą dotykał niezwykle delikatnie, by w jakiś sposób nie zniszczyć innej części wizerunku brunetki.

    OdpowiedzUsuń
  35. Słuchał jej uważnie, przytakując i co jakiś czas wtrącając drobne pytanie. Chłonął informacje, prawie tak, jakby sam miał na tym bankiecie bawić się w detektywa. Czuł się trochę jak mały chłopiec, zabrany przez fajną ciocię na imprezę dla dorosłych. W normalnych okolicznościach bez trudu wczułby się w atmosferę takiego przyjęcia - drinki, zapach drogich perfum, błysk kosztownej biżuterii i ogromnych zegarków, to wszystko nie było mu obce. Tym razem jednak wydawało mu się, że nie pasuje do towarzystwa, a ta myśl rozbawiła go niesamowicie. Parkując, potrząsnął głową, by pozbyć się swoich idiotycznych obaw. Chwilę później już podążał za Andro, wygładzając rękawy marynarki. Dogonił ją kilkoma długimi krokami i podał jej ramię naturalnym, swobodnym ruchem. Kątem oka spojrzał w jej kierunku, by sprawdzić, jak zareaguje na ten gest.
    - Będę mógł ci jakoś pomóc? - zapytał szybko, by nie zdążyła zauważyć, że się w nią wpatruje. Szybko zganił się w myślach za swoje pytanie - pokazało, że mu zależy, że go to choć trochę obchodzi. Na chwilę zrzucił maskę egoistycznego Leo i to było niebezpieczne, bo Andro mogła go teraz z łatwością przejrzeć. A szło mu już tak dobrze...

    OdpowiedzUsuń
  36. Poznał to, co dostrzegł w jej oczach, gdy tylko przekroczyła próg budynku. Było to to samo uczucie, które ogarniało Leo, gdy sięgał po aparat - mieszanina entuzjazmu, skupienia i chęci sprawdzenia się. On jednak reagował wręcz szaleńczym ożywieniem i szerokim uśmiechem, Andro pozostawała opanowana, odrobinę zamyślona, bez reszty skoncentrowana na swoim zadaniu. Szybko uznał, że podoba mu się taka, z tym swoim zamglonym spojrzeniem i lekkim wygięciem ust.
    Dla takiej kobiety zgodziłby się na wszystko, a już tak proste zadanie mógł wykonać przy niemal zerowym nakładzie energii. Ruszył z brunetką w stronę jej ofiary, już w drodze obserwując swój cel, by wymyślić plan działania. To nie mogło być prostsze. I nie mylił się - zgrabna blondynka niemal od razu przystała na jego propozycję, wsuwając się na miejsce Andro, ze swoją wypielęgnowaną dłonią na ramieniu Leo. Posłał jej swój wyćwiczony uśmiech i zaprowadził kobietę na drugi koniec baru.
    Niezobowiązująca rozmowa, kilka drinków i piękna nieznajoma gotowa była dosłownie wskoczyć mu do łóżka. Nieco wstawiona, ledwo trzymając się na nogach, tkwiła w kącie sali, uwieszona u jego ramienia, ale wciąż wyglądająca nieziemsko. Leo myślał już, jak się jej pozbyć, ale pamiętał, że miał dać Andro trochę czasu. Nie mógł jednak powstrzymać się przed szukaniem jej w tłumie, by w końcu uwolniła go od towarzystwa blondynki, której dłonie błądziły już gdzieś pod jego marynarką. Westchnął ciężko, a potem chwycił kobietę za ramiona i wyprowadził na zewnątrz, by odrobinę wytrzeźwiała. Ta jednak ciągle przytulała się do niego; żadne słowa Leo nie były w stanie jej powstrzymać. Przypominał jej, że ma kogoś, kłamał, że sam jest świeżo po ślubie - nic nie działało. Zobaczył przechodzącą przez salę Andro, która chyba wciąż potrzebowała nieobecności blondynki i w tym samym momencie poczuł na swojej szyi kilka delikatnych muśnięć ciepłych, miękkich warg. Spojrzał na kobietę i tłumiona żądza rozlała się po jego ciele, sprawiając, że przestał myśleć. Pozwolił jej pociągnąć się w mrok, w kierunku parkingu, gdzie skierowali się do jej samochodu. Tutaj każdy mógł ich zobaczyć, ale jej chyba to nie przeszkadzało, więc Leo też nie zamierzał się przejmować.

    [wybacz. nie czytaj.]

    OdpowiedzUsuń
  37. Kobieta pachniała bardzo intensywnymi perfumami, od których chciało mu się kichać i które w końcu sprawiły, że musiał odsunąć się od niej, by złapać oddech. Na ustach miał jej jaskrawą szminkę, którą starł pospiesznie wierzchem dłoni; ona też miała dziwnie silną, chemiczną woń. Spojrzał na blondynkę - miała lekko nieprzytomne spojrzenie i miękkie nogi, które, gdyby nie Leo, ugięłyby się pod nią. Na ten widok odechciało mu się robić cokolwiek, a już na pewno nie z tą dziewczyną. Może i trafiła w jego czuły punkt i zdołała rozpalić w nim żądzę, ale nie potrafiła jej podtrzymać. Nie to, co Andro... W momencie, w którym ta myśl przyszła mu do głowy, usłyszał za sobą niemal gniewne postukiwanie obcasów - obrócił się gwałtownie, by zobaczyć znikającą za rogiem budynku znajomą kaskadę ciemnych, falujących włosów. Westchnął ciężko; wszystko w nim rwało się, by pobiec za nią, ale czuł się zobowiązany do odstawienia blondynki tam, gdzie jej miejsce, czyli do jej faceta. Może zdoła docenić to, że nie zostawił jej samej na ciemnym parkingu, gdzie ktoś mógłby ją okraść lub skrzywdzić. Automatycznie pomyślał o Andro, ona też była teraz sama. Zostawił piękność w pomiętej, czerwonej sukni przy wejściu, a potem rzucił się biegiem w kierunku, w którym pognała jego towarzyszka. Nie miał czasu zastanawiać się, dlaczego to robi, nawet nie chciał o tym myśleć. Skupił się na swoim nierównym oddechu; nie był przyzwyczajony do jakiegokolwiek wysiłku fizycznego i szybko się męczył. Na szczęście dostrzegł znajomą koronkową sukienkę. Zwolnił znacznie, chcąc sprawdzić, czy znów przed nim ucieknie, jeśli będzie miała ku temu okazję. Wiedział, co dzieje się z nią i co zaczyna dziać się z nim samym.
    - Nasz układ nie zakładał tego, że mamy siebie na wyłączność, to byłaby bzdura. Poza tym pomagałem ci w zadaniu, odciągałem blondynę, tego chciałaś, prawda? Andromeda. - Wszystko to wyrzucił z siebie ze złością, jedynie jej imię wymruczał dziwnie łagodnie i miękko, i dużo ciszej, jakby wcale nie chciał, by go usłyszała.
    - Powiedz mi po prostu, co się dzieje, żebyśmy mogli coś z tym zrobić. Tak, jak jest... To tak nie powinno wyglądać. - mówił, już spokojniej, z każdym słowem przybliżając się do kobiety. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, była tą doskonałą maską, którą wszyscy znali.

    OdpowiedzUsuń
  38. Pierwsze jej słowa zignorował zupełnie - mogła się na niego złościć, krzyczeć, a nawet go obrażać, bo wciąż jakoś go to nie ruszało. Owszem, czasem potrafiła trafić w jego czułe punkty, sprawić, że zaczynał zastanawiać się, czy czasem nie powinien zmienić swojego zachowania, a wszystko to dlatego, że znała go bardzo dobrze, lepiej nawet, niż ktokolwiek inny. Leo nie miał przyjaciół - tylko znajomych i rodzinę, z którą nie utrzymywał kontaktu. I Andro, która wiedziała o nim stanowczo za dużo. Jeszcze nie miała okazji wykorzystać tego, by jakoś go zranić, ale wiedział też, że nie miałaby potem żadnych wyrzutów sumienia. Przynajmniej do teraz tak myślał, bo gdy spojrzała na niego spokojnie i bez złości, już wiedział, że coś się zmieniło.
    Gdyby nie to, że pilnował swojej maski, na pewno na jego twarzy odmalowałoby się niesamowite zdziwienie. Miał ochotę przestać udawać, że to również go nie rusza, bo tak nie było, nie tym razem. Nie mógł złapać oddechu, bo rzeczywiście nie spodziewał się takiej odpowiedzi z jej strony, nie chciał jej słyszeć. Co miał jej niby odpowiedzieć? Że on też zaczyna coś do niej czuć? Nie, nie mógł, nie potrafił, nie powinien. To było dla niego o wiele za dużo, więc w końcu jedynie skinął głową, nie pokazując po sobie wciąż nic, żadnych emocji, żadnej reakcji. Zastanawiał się, czy to ułatwi sprawę któremukolwiek z nich. Jemu raczej nie, bo jedyne, na co miał teraz ochotę, to rzucić się na Andro, przycisnąć ją do tego muru i wpić się w jej wargi. Rodziła się w nim myśl, że może już nigdy tego nie zrobić, jeśli teraz powie lub zrobi coś nie tak. A może właśnie to będzie sposób, w jaki powinien się zachować; szkoda tylko, że on go nie zna. Był tak cholernie zagubiony! Co miał zrobić?
    - Co zamierzasz z tym zrobić? - zapytał w końcu; wybrał to najprostsze, tłukące mu się po głowie pytanie, choć tak naprawdę wolał, by powiedziała mu, co ON ma zrobić. Jakoś automatycznie zbliżył się do niej o krok, tym samym odcinając jej drogę ucieczki. Naprawdę uważał, że powinni coś z tym zrobić, że nie mogą tego tak zostawić. Ich całą relację, ten pokręcony związek szlak trafił, co teraz? Albo stworzą coś nowego, prawdziwego, albo rozejdą się na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  39. Działo się z nim coś niedobrego, coś, czego bardzo nie chciał, nie w takiej chwili. Jego maska zaczynała pękać i odpadać, kawałek po kawałku. Najpierw złagodniały jego oczy, błysnęła w nich prawie ciepła, czuła iskierka, której Andro nie mogła znać. Leo nie kochał, chyba nie był do tego zdolny, więc nigdy nie patrzył na nikogo takim spojrzeniem; spojrzeniem, w którym czaiły się emocje. A gdy dostrzegł zagubiony, prawie przestraszony wzrok kobiety, jego oczy już zupełnie straciły to, co czyniło jego spojrzenie chłodnym i obojętnym. Szybko zamrugał, ale to niczego nie zmieniło, już nie mogło zmienić. Nie, dopóki nie usłyszał słów brunetki - wtedy zmarszczył brwi, a jego wzrok stał się gniewny.
    - Nie jestem aż tak złym człowiekiem, Andro. - odparł szybko, podobnym tonem, jakim ona odezwała się do niego. Był zły, bo znów zaczynała traktować go jak kogoś gorszego. Mogła mówić, że jest nieczuły, pozbawiony empatii, że jest egoistą i ignorantem, ale nie mogła traktować go jak śmiecia. Przysunął się do niej o kolejny krok, tak, że ich twarze dzieliło już tylko kilkanaście centymetrów. Z trudem powstrzymywał się przed dotknięciem jej, choćby w tak neutralne miejsce jak ramię, nie wspominając już o pocałunku. Powinien się cofnąć, ale teraz, gdy był już tak blisko, nie był do tego zdolny.
    - Nie. - odparł, zanim zdążył pomyśleć. - Nie wiem. - dodał pospiesznie, by zachować resztki swojej pozy, tej maski, która mówiła, że na niczym mu nie zależy. Nie zdołał jednak wytrzymać tak długo - zniknęło już całe jego opanowanie, znikała obojętność. Zacisnął wargi w wąską linię, czekając na Andro - błagał tylko, by teraz nie zaczęła płakać. Łzy były ostatnim, co chciałby zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  40. Chciał odejść, gdy kobieta zamknęła oczy, ale coś go przed tym powstrzymywało. Wydawało mu się, że tym prostym ruchem odgradza się od świata, ale intuicja podpowiadała mu, że wcale nie próbuje odgradzać się od niego. Czuł, że tymi przymkniętymi powiekami daje mu znać, że pozwala mu być przy sobie w tej trudnej dla nich obojga sytuacji, że nie chce, by odchodził. Potrzebowała tylko chwili, żeby się opanować, tak samo zresztą jak on. Westchnął bezgłośnie, uspokajając nagle przyspieszone bicie serca. Niecierpliwie czekał na jej kolejny ruch; był gotowy uciec, jeśli sprawy zaczną się komplikować. Pocałunek był jednak prosty, niewymagający myślenia, niewymagający niczego. Na pozór. Tak naprawdę Leo po raz pierwszy, odkąd zaczął spotykać się z kobietami jako nastolatek, nie wiedział, gdzie położyć ręce. Stała przed nim Andromeda - kobieta, którą był gotowy z niedalekiej przyszłości pokochać, a on nie wiedział, co ze sobą zrobić. Zaufał jednak instynktowi, który kazał mu przygarnąć ją do siebie, opleść ramionami i pogłębić pocałunek, tak, by poczuła go w koniuszkach palców. Trwało to chwilę, a potem Leo oderwał się od niej i natychmiast cofnął o kilka kroków, wplatając dłonie we włosy gestem, który wskazywał na jego zagubienie bardzo wyraźnie. Nie krył się z tym, nie potrafił. Za dużo się wydarzyło w ciągu kilku ostatnich minut, zbyt mocno związany czuł się teraz z Andro. A jednak coś tknęło go nagle, bo odwrócił się do niej z przepraszającym uśmiechem, a potem ruszył wolno, tyłem, wciąż patrząc na nią tym łagodnym, ciepłym wzrokiem. A potem obrócił się na pięcie i odszedł, wciskając dłonie głęboko w kieszenie eleganckich spodni.

    OdpowiedzUsuń
  41. A Leo nie wrócił tej nocy do domu. Jeździł po mieście, pijąc tequilę z obcymi ludźmi i nie przejmując się mandatami ani zapachem perfum, który osiadał na jego ciele. Nie mówił wiele, nie musiał, nikt go do tego nie zmuszał. Próbował zapomnieć o tym, co się wydarzyło, a przede wszystkim nie chciał pamiętać swojego zachowania. On nie robił takich rzeczy, nigdy. Nie przywykł do pokazywania, że cokolwiek go obchodzi; zresztą, nie istniało nic, co zainteresowałoby go dłużej niż na chwilę, poza fotografią, oczywiście. Teraz była Andro i ze zdumieniem odkrył, że chce, by tak pozostało. Była jednak w nim blokada, która nie pozwalała mu do niej zadzwonić i o tym powiedzieć. Stał się do tego fizycznie niezdolny. W jakimś stopniu go to bawiło, ale jeszcze nie wiedział, czy to dobrze, czy źle.
    Nad razem pojechał do swojego apartamentu, by wziąć prysznic, przebrać się i wtłoczyć w siebie kilka litrów kawy, by nie zasypiać podczas sesji, którą miał zaplanowaną na południe. Gdy już ogarnął się i usiadł w kuchni, przy stole, by przejrzeć prasę, coś go tknęło, by jeszcze raz zastanowić się nad sytuacją, w której się znalazł. W nocy postanowił, że następny ruch musi należeć do Andro, ale teraz, w świetle dnia, wszystko wyglądało inaczej. Lubił ją bardziej, niż jakąkolwiek kobietę wcześniej, ale czy to wystarczyło? Chyba powinno wystarczyć to uczucie, rozrywające jego wnętrzności - uczucie, że niedługo ją straci, jeśli czegoś nie zrobi.
    Z tą myślą zerwał się ze swojego miejsca i wybiegł, zabierając torbę ze sprzętem; w jej bocznej kieszonce tkwiło jedno z niesamowitych zdjęć Andro, które zrobił tamtego popołudnia. Z ciepłym uśmiechem na ustach pomyślał, że mógłby kiedyś obudzić się rano i zobaczyć ją w swoim łóżku, właśnie taką, jak na tej fotografii - swobodną, kuszącą, spokojną, zadowoloną. Chciał tego. I właśnie ta świadomość nakręcała go do działania, póki co; już obawiał się, że kiedy ją zobaczy, stchórzy. To było całkiem prawdopodobne.
    A jednak gdy biegł w kierunku windy, w której chwilę wcześniej zniknęła Andro, wiedział, że da radę. Musi. W ostatniej chwili wsunął się pomiędzy zamykające się drzwi i odetchnął z ulgą. W przestronnej kabinie było jeszcze kilka osób, ale nie przejmował się tym - on jako jedyny jechał na ostatnie piętro, najwyżej zatrzyma brunetkę, jeśli będzie próbowała wyjść. Musieli porozmawiać, już, teraz. Póki co nie patrzył na nią, starając się uspokoić przyspieszony oddech.

    OdpowiedzUsuń
  42. Winda przesuwała się pomiędzy piętrami, stopniowo pozbywając się pasażerów. Leo niecierpliwie spoglądał na przesuwające się tuż przed jego oczami liczby i próbował wymyślić, jak pozbyć się z kabiny reszty ludzi. W końcu jednak wyszli już wszyscy; nagle zrobiło się przeraźliwie cicho i pusto. Złapał się na tym, że wstrzymuje powietrze. Zbliżali się już do poziomu, na którym powinna wysiąść Andromeda, więc mężczyzna podjął szybką, męską decyzję - wyciągnął dłoń i nacisnął przycisk "stop", po którym gdzieś na zewnątrz rozległ się alarm. Teraz mieli chwilę tylko dla siebie, nikt im nie przeszkodzi, nie mają gdzie uciec. On nie ma gdzie uciec. Wolno odwrócił się do kobiety, jeszcze nie patrząc na nią. Odłożył w kąt swoją torbę, a potem pokonał jednym krokiem dzielącą ich odległość i wpił się gwałtownie w jej wargi, pachnące błyszczykiem, miękkie, ciepłe i chętne. Odsuwając się od niej chwilę później, śmiał się. Było mu dobrze i to nie tylko cieszyło go niezmiernie, ale też właśnie bawiło. Czy to źle? Na razie wydawało mu się, że nie.
    - Cześć. - wymruczał miękko, przysuwając się do brunetki tak, że niemal stykali się nosami. Zaraz uniósł dłonie do jej twarzy i musnął pieszczotliwie skronie, policzki, a potem także kontur jej ust. Oczy wciąż śmiały mu się; wyglądał na szczęśliwego. Po raz pierwszy od bardzo dawna.

    OdpowiedzUsuń
  43. Początkowo czuł tylko niemal szaleńcze zadowolenie z tego, że Andro jest tuż obok, że nie odsunęła się, że jej palce tak swobodnie i naturalnie zabłądziły do jego włosów. Uśmiechał się, spoglądając w jej śmiejące się oczy i przez chwilę nawet nie myślał, jedynie nasycając się tą nową, zaskakująco satysfakcjonując bliskością. A potem zaczął zastanawiać się nad tym, co powiedzieć i zrobić. Owszem, było mu dobrze, a to, co działo się z jego wnętrznościami, również stanowiło zupełnie przyjemne odczucie, ale już zaczynał czuć się nieswojo. W jego oczach zaczynało malować się zagubienie, tak samo, jak w nagle spiętych ramionach i coraz bardziej wymuszonym uśmiechu. Wreszcie całkowicie opuścił spojrzenie i wysunął się powoli spod rąk kobiety, cofając się o krok. Sięgnął na ślepo do panelu i nacisnął odpowiedni przycisk, znów wprawiając windę w ruch. Sięgnął po swoją torbę i stanął przy wyjściu, plecami do brunetki, wpatrując się w numery pięter, przemykające mu tuż przed oczyma.
    - Chcę tego. Potrzebuję tylko czasu. Dużo czasu. - rzucił nagle, zupełnie cicho, jakby wcale nie chciał, by Andro go usłyszała.
    Znów, jak zawsze, nie rozumiał swojego zachowania, ale nie przeszkadzało mu to, a na pewno nie powinno. W praktyce było inaczej - czuł już w sobie tę powolną, ale znaczącą zmianę, której obawiał się i miał w planach unikać. Wiedział jednak, że jeśli zwiąże się z kobietą - jakąkolwiek, już nawet nie myślał konkretnie o Niej - zmiany są nieuchronne. Chciał tylko najpierw zyskać pewność, że nie popełni ogromnego błędu, odmieniając swoje życie właśnie dla Andro.

    OdpowiedzUsuń
  44. Nie żałował sobie czasu na przemyślenia. Początkowo chciał, by wszystko potoczyło się szybko - planował, że za dzień lub dwa zjawi się u Andromedy z butelką tequili, żeby wtedy już wspólnie mogli uznać, że rzeczywiście chcą spróbować być razem. Tak zakładał plan, a wyszło zupełnie inaczej. Dzień zamienił się w tydzień, tydzień w miesiąc, a Leo wciąż nie wiedział, co robić. Wciąż nie podjął decyzji. Przerażały go zobowiązania, przerażały go uczucia. Sto razy bardziej wolał swoje przelotne znajomości czy relację, którą wypracowali sobie z Andro, ale teraz nie mógł już liczyć na to, że wszystko wróci do dawnej normy. Miał do wyboru zaakceptować zmiany i wpakować się w związek ze swoją kochanką albo zaakceptować zmiany i zupełnie przestać się z nią spotykać. Na to drugie nie był gotowy, wiedział to, gdy już tego samego dnia, którego poprosił ją o czas, zapragnął zadzwonić do niej i umówić się na spotkanie. Może to dlatego, że była teraz swego rodzaju zakazanym owocem, ale żądza rozpalała się w nim na samo wspomnienie jej imienia. Ostatecznie zaprosił do swojego mieszkania kilka kobiet, ale żadna nie zdołała zaspokoić jego potrzeb. Miał nawet ochotę któregoś wieczora pojechać do Andro i rzucić się na nią, by potem, po kilku upojnych chwilach, móc powiedzieć jej, że żadna inna nie jest w tym tak dobra jak ona, ale podejrzewał, że nie odebrałaby tego do końca jako komplement. Nie zamierzał więc pisnąć słówka o tych, które przewinęły się przez jego łóżko. Zamierzał zapomnieć.
    A potem nadszedł dzień jego wyjazdu. Wszystkie walizki miał już spakowane, sprzęt przygotowany do podróży, a kwiaty ulokowane u sąsiadki. I wtedy coś go tknęło. Spojrzał na zegarek - samolot nie odleci bez głównego fotografa na pokładzie, spokojnie mógł więc się spóźnić. Zadzwonił po taksówkę, by odwiozła jego bagaże na lotnisko, a sam wskoczył do swojego samochodu i pognał najszybciej, jak mógł, w stronę apartamentowca Andro. Gdy dotarł na miejsce, sięgnął do swojej torby, z którą przecież się nie rozstawał, i z bocznej kieszeni wyciągnął zdjęcie kobiety, którą... którą zaczynał darzyć bardzo ciepłymi i równie kłopotliwymi uczuciami. Z westchnieniem i nieco szaleńczym uśmiechem na ustach wpadł do budynku i pędem ruszył w kierunku mieszkania brunetki. Dotarł pod jej drzwi zdyszany, ale zadowolony; ponownie zerknął za zegarek i zapukał, nie mogąc się doczekać, aż ją zobaczy.
    Zaczynał nienawidzić siebie za wszystkie te uczucia.

    OdpowiedzUsuń
  45. Gdy Andromeda stanęła przed nim, Leo westchnął z ulgą. Nawet nie spodziewał się, że tak bardzo będzie mu zależeć, by była jeszcze w domu; chyba wiedział, że na szukanie jej po mieście nie będzie miał już czasu ani sił. Tkwił tak przez chwilę z na wpół otwartymi ustami i rozbieganym spojrzeniem, starając się rozluźnić spięte mięśnie i wyrównać oddech. To zachowanie, ten stan nie pasował do niego w najmniejszym stopniu i przeszkadzał mu. Wiedział, że powinien się uspokoić, by móc zebrać myśli, ale nie potrafił. W końcu zdołał jednak utkwić nieruchome spojrzenie w twarzy Andromedy, a wtedy poczuł, jak jego ciało ogarnia przyjemne, wręcz rozkoszne ciepło, wraz z którym jego serce zaczęło fikać koziołki. Jakiś impuls kazał mu natychmiast wejść do mieszkania; przestąpił przez próg i zamknął za sobą drzwi, nie spuszczając wzroku z kobiety. Ponownie westchnął, pokazując jej trzymane ciągle w dłoni zdjęcie.
    - Chcę tego. Czy ty...? - urwał, gwałtownie wciągając powietrze. Zdecydowanie nie był sobą. Opuścił spojrzenie na swoje stopy, a potem przeczesał dłonią włosy, tym samym pokazując, jak bardzo jest zdenerwowany.
    - Wyjeżdżam, a ty musisz dać mi jeden dobry powód, żebym chciał wrócić. - rzucił, nagle znów zupełnie pewny siebie, swobodny, spokojny. Przestąpił o krok do przodu, wpatrując się teraz prosto w oczy Andro. W jego wzroku nie było prawie żadnych emocji, poza jakąś niecierpliwością. Z trudem powstrzymywał się przed spojrzeniem na zegarek.
    Zdecydowanie działo się z nim coś niedobrego.

    OdpowiedzUsuń
  46. Był w tamtej chwili jak małe, zagubione dziecko - ufny, naiwny, spragniony uczucia bezpieczeństwa i świadomości, że ktoś go potrzebuje. Że Andro go potrzebuje. Gdzieś zatraciła się szorstka i egoistyczna strona jego natury, a na pierwszy plan wyszedł ten bardziej czuły i ciepły Leo, którego on sam znał dość słabo. Chociaż już go lubił - ten, którym był na co dzień, nigdy nie byłby gotowy na związek, chyba nawet nie znał tego słowa. Spontaniczny i pogodny Lee wiedział, ile może zyskać, otwierając swoje serce na uczucia. Tak, w jakiś sposób ciągle przeliczał korzyści, ale to nie była jego wina - nie robił tego w najmniejszym stopniu świadomie. Właściwie nawet nie wiedział, że jest egoistą, więc nie było problemu.
    Teraz jednak nie wiedział, co zrobić. Poczuł ulgę, słysząc słowa kobiety, bo one utwierdziły go w przekonaniu, że nie robi sobie z niego jakichś głupich żartów, których zapewne potem i tak by pożałowała. Wciąż jednak nie wiedział, czy poradzą sobie ze sobą, czy udźwigną poważniejszy związek. W końcu oboje byli w tym temacie niedoświadczeni, wręcz kalecy. Nie musiał myśleć o tym jeszcze przez najbliższe trzy tygodnie, a potem... Potem to będzie ich wspólny problem. Ta myśl rozbrzmiała w jego głowie, powodując, że na chwilę znów nałożył maskę. Patrzył na Andro i jego twarz stawała się coraz bardziej pozbawiona wyrazu, bo coraz mniej było na niej emocji.
    - W porządku. - odparł tylko, początkowo planując od razu odwrócić się na pięcie i wyjść. Coś jednak ciągle trzymało go w miejscu i doskonale zdawał sobie sprawę, co to takiego. Nie chciał wyjeżdżać. Przysunął się o krok w stronę brunetki, a jego dłoń zawisła kilka centymetrów od jej biodra. Westchnął jednak i cofnął palce, zaciskając je w pięść.
    - Wracam za trzy tygodnie. - rzucił i już miał zebrać się do wyjścia, gdy nagle jego wzrok zatrzymał się na ustach Andro. Nie mógł walczyć z ciepłem, mrowiącym jego wargi, więc pochylił się pocałował ją krótko, ale niezwykle namiętnie, a nawet odrobinę brutalnie, zupełnie, jak dawny Leo.

    OdpowiedzUsuń
  47. Jej zaborcze gesty bardzo szybko pozwoliły mu przewidzieć, jak to się skończy. Znał sposób, w jaki Andro próbowała zatrzymać go przy sobie; znał te pocałunki, które miały za zadanie dać mu do zrozumienia, czego potrzebuje. Znał to spojrzenie, przepełnione żądzą, spojrzenie, któremu nie sposób się sprzeciwić. Ona doskonale wiedziała, jak sprawić, by zapomniał o całym świecie i wykorzystywała to, nie czując najdrobniejszych wyrzutów sumienia (tak jakby on kiedykolwiek czuł się winny, gdy przez niego spóźniała się na zawodowe spotkania!). Póki robiła to w tak kuszący sposób, nie zamierzał narzekać.
    Gdy odsunęła się, zrozumiał, dlaczego tak bardzo zależało jej, by wygospodarował choć kilka chwil - paliły go policzki, a ręce niemal drżały, czekając niecierpliwie, aż będą mogły przystąpić do działania. Chciał tego niemal rozpaczliwie, ale... Czekały na niego obowiązki. Pokręcił więc zdecydowanie głową, zaciskając wargi w wąską linię, jeszcze przez chwilę zastanawiając się, co zrobić, by móc zostać z nią przynajmniej na kilkanaście minut. Spojrzał na zegarek; do odlotu została godzina, przynajmniej tyle czasu temu powinien być na lotnisku. Zagryzł wargę, a potem podniósł spojrzenie na Andro. Uśmiechnął się zaczepnie, a potem sięgnął do kieszeni. Stała tak blisko niego, że musiał wsunąć dłoń pomiędzy ich ciała, by wydobyć swój telefon. Wybrał odpowiedni numer i bez słowa czekał, aż po drugiej stronie ktoś się odezwie.
    - Zarezerwuj bilet na późniejszy lot. Coś mi wypadło. - rzucił, a potem rozłączył się i zrzucił komórkę na podłogę. Z figlarnym uśmiechem w końcu oplótł ramionami talię kobiety, by zaraz wpić się z mocą w jej wargi. Nie tracił czasu - zaledwie chwilę później jego dłonie były już pod bluzką brunetki, pospiesznie wędrując ku górze, w kierunku zapięcia jej stanika. Wycofały się w ostatnim momencie, by sięgnąć do brzegów ubrania i unieść je. Oderwał się od warg Andromedy na sekundę, by gwałtownym ruchem ściągnąć z niej bluzkę i odrzucić ją na bok. Zaraz potem wrócił do całowania jej warg, ciepłych i miękkich, które tak uwielbiał.

    [coś przesuwamy czy raczej nie? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  48. Nawet myśl o tym, że wcale nie musi się spieszyć, nie pomogła. Każdy jego ruch był gwałtowny i nagły, choć nie niemożliwy do przewidzenia, bo przecież jasnym było, do czego oboje dążą. Była to droga usłana drobnymi sukcesami: gdy na podłogę opadały kolejne części garderoby albo z ust drugiej osoby wyrywał się rozkoszny jęk, triumfowali, zatapiając się w tej charakterystycznej, wręcz szaleńczej radości. I uldze. Leo dostrzegł już wcześniej, jak bardzo Andro jest spięta i bez trudu odnalazł tego przyczynę - najwyraźniej nie była z nikim od ich ostatniego razu. W zaskakujący sposób sprawiło mu to przyjemność, bo oznaczało, że nie chciała iść do łóżka z innym, że rzeczywiście na niego czekała. To znacząco połechtało jego ego. Widział, jak z każdą kolejną pieszczotą jej ciało rozluźnia się coraz bardziej i coraz chętniej poddaje się jego woli. Bywała dominująca, w tej kwestii często trudno im było się zgrać, bo oboje lubili przejmować inicjatywę, ale tym razem zauważył, że ona po prostu chce mu się oddać, cała, że chce, by dał jej wszystko, czego potrzebuje. Nie narzekał.
    I w końcu nadszedł moment, w którym ich ciała zwarły się w ostatecznym dreszczu rozkoszy, w którym ich jęki wymieszały się ze sobą, w którym ich usta odnalazły się nawzajem z namiętną pieszczotą. Nie pierwszy raz tego dnia, ale Leo wiedział, że już ostatni. Musiał przerwać to szaleństwo, choć nie miał ochoty się ruszać nawet o milimetr. Szczególnie, gdy Andro tkwiła tak blisko niego, a jej ciepło przenikało każdą komórkę jego ciała. Słyszał tuż przy uchu jej przyspieszony oddech, czuł poruszającą się miarowo klatkę piersiową i paznokcie wciąż tkwiące w jego plecach. A jednak, nawet mimo tego, że było mu w tej chwili doskonale, zdołał wyplątać się z uścisku jej ramion i wstać. Przez chwilę po prostu tkwił tak przy jej łóżku, odwrócony do niej tyłem, z rękami zaciśniętymi w pięści. Nie przeszkadzało mu to, że jest nagi, w końcu ich ciała nie miały już tajemnic. Czekał na coś, sam nie wiedział, na co. W końcu sięgnął po swoje bokserki, wciąż nie odwracając się do Andro.
    - Ucieknie mi samolot. - mruknął, sam nie wiedział, po co.

    OdpowiedzUsuń
  49. Nie miał powodów, by jej nie posłuchać, w końcu w żaden sposób nie pokazała mu, że chce, by został, wręcz przeciwnie - gdy spojrzał przez ramię dostrzegł tylko jej gładkie plecy i tył głowy ze splątanymi włosami. Westchnął cicho, a potem powrócił do ubierania się, choć w sypialni nie znalazł zbyt wiele części swojej garderoby. Z cieniem rozbawienia przypomniał sobie, jak tracił po kolei swoje ubrania po drodze do łóżka i jak dorzucał do nich to, co miała na sobie Andro. Teraz zostawiał ją samą w jej własnej sypialni, z czym wcale nie czuł się najlepiej. Naprawdę był gotowy dużo dać za to, by choć próbowała go zatrzymać - a przecież i tak wiedział, że nie zostanie. Odetchnął więc głęboko, a potem bez słowa opuścił pokój, kierując się do wyjścia tą samą ścieżką, którą wcześniej dotarli do swojego celu w łożu kobiety. Miał w planach już nie wracać do niej, tylko po prostu ubrać się do końca i wyjść, ale nic mu z tego nie wyszło. Jakaś tajemnicza siła pociągnęła go z powrotem do sypialni, szedł niespiesznie, po drodze zapinając guziki koszuli. Zatrzymał się w progu i tkwił tak przez chwilę, obserwując ją, pewien, że wie o jego obecności. Nie odezwał się słowem, czekając na jakąś jej reakcję. Owszem, to on zwiał z łóżka, ale uznał, że do Andromedy należy kolejny krok. Jeśli niczego nie zrobi, gotowy był obrócić się na pięcie i wyjść, nie obrzucając jej już ani jednym spojrzeniem więcej. Jakby chciał ją ukarać za to, że wprowadziła w jego życie taki bałagan.

    OdpowiedzUsuń
  50. Z milczącym zainteresowaniem patrzył, jak przez ciało Andromedy przenika jakiś ledwo zauważalny dreszcz, który mimo wszystko nie umknął jego spostrzegawczemu oku. Obserwował ją bardzo uważnie, więc nawet z tej odległości, jaka ich dzieliła, widział w jej spojrzeniu zdziwienie, ale też coś na kształt ciekawości, którą sam odczuwał. Jakby zastanawiała się, dlaczego ciągle tu jest. A on zwyczajnie nie potrafił inaczej. Nie spuszczał z niej wzroku, gdy jej usta wyginały się w charakterystycznym dla niej, choć odrobinę cieplejszym niż zwykle uśmiechu; nawet nie mrugnął, gdy obwiązywała swoje doskonałe ciało materiałem narzuty. Rozluźnił się odrobinę dopiero, gdy do niego podeszła, ale nawet to przyszło mu z pewnym trudem. Zbyt dużo go miała, zbyt dużo siebie już oddał. Teraz jednak próbował skupić się na tym, w czym uczestniczył - czy to było pożegnanie? Przerażały go takie chwile, bo kojarzyły mu się jedynie z jego własnym cierpieniem (tak, tego kretyna też można zranić!), ale Andro zachowała w tym wszystkim twarz, ciągle była sobą. To go uspokoiło i pozwoliło mu przywołać na twarz nikły uśmiech, który poszerzył się, gdy zadała swoje bardzo niechętne pytania.
    - To moja sesja okładkowa, Andro. - odparł, doskonale wiedząc, że zrozumie, jakie to dla niego ważne. Nie było to jego pierwsze tak duże zlecenie, ale zdecydowanie dość istotne, jeśli chodzi o jego karierę. Miał nadzieję, że nie będzie jej musiał tego tłumaczyć. Uśmiechnął się więc i, odrobinę się zapominając, cmoknął ją w czubek nosa. Zaraz wyprostował się gwałtownie, jakby zdziwiony, że jego ciało zadziałało bez udziału woli, ale chwilę później już znów był rozluźniony, prawie zadowolony. Oplótł Andromedę ramionami, niemal nieświadomie muskając górną, odsłoniętą część jej pleców.
    - Uważaj na siebie, dobrze? - mruknął po chwili, tak cicho, jak tylko się dało, jednocześnie odwracając wzrok. Odchrząknął, by zaraz opuścić ręce; w ostatnim momencie powstrzymując się przed wyrwaniem się z uścisku kobiety, bo wiedział, że to nie byłoby przez nią dobrze odebrane.
    Oj, zmienia się Leo, zmienia...

    OdpowiedzUsuń
  51. Z westchnieniem cofnął się o krok, trochę tak, jakby tylko czekał, aż wypuści go z uścisku swoich ramion. Tak naprawdę chodziło o to, że zaczynał podobać mu się sposób, w jaki po prostu była przy nim i obawiał się, że nie zdoła powstrzymać odruchu, by znów ją do siebie przyciągnąć. Tego dnia wydarzyło się jednak już wystarczająco dużo, by dokładać do tego kolejny niezamierzony gest Leo; czuł się tak, jakby miał zaraz wybuchnąć od nadmiaru wrażeń, choć właściwie nic takiego nie było po nim widać. Grał, ale tylko odrobinę. Czyżby nie chciał martwić Andro? Możliwe. Albo jednak nie.
    Wciąż jeszcze czując na policzku dotyk jej łagodnych palców, cofał się o kolejne metry, zbliżając się tyłem do wyjścia. Na szczęście znał już trochę to mieszkanie, więc nie musiał się obawiać, że do czegoś dobije. Gdy był już wystarczająco daleko, by zdołać powstrzymać się przed ponownym przylgnięciem do kobiety, w końcu uniósł na nią spojrzenie. Uśmiechnął się nikle, szybko poważniejąc. Zatrzymał się.
    - Mówię serio. Nie rób głupstw. - rzucił twardo, by zaraz odwrócić się na pięcie i już szybkim, pewnym krokiem dotrzeć do drzwi i w ten sam sposób opuścić mieszkanie Andromedy.

    OdpowiedzUsuń
  52. [uu, ale krótko. napisz już, jak wraca ;)]

    OdpowiedzUsuń
  53. Jemu również obcy był ten smutek, który z taką siłą uderzał w jego ciało za każdym razem, gdy przez przypadek przypomniał sobie jakiś szczegół o Andromedzie. Świadomie unikał myślenia o niej, ale były takie chwile, w których uśmiech modelki albo piosenka grana w radiu przypominały mu o tym, co zostawił w Kanadzie. Nie potrafił nawet skupić się na urokach Europy, bo ciągle coś go dręczyło, jakiś niepokój, jakiś ból. Olśnienie przyszło późno i znów przez kompletny przypadek - na lotnisku, gdy czekał na samolot z Paryża do Madrytu wraz z całą ekipą, a gdzieś obok nich witała się spontanicznie jakaś elegancka para. Nikt nie pomyślałby, że ta wytworna kobieta i mężczyzna w spodniach o kantach ostrych jak brzytwa, mogli w tak żywiołowy sposób reagować na spotkanie po rozłące. I Leo zrozumiał, że to, co czuje w tych krótkich chwilach, gdy jego myśli swobodnie biegną w stronę Andromedy, to najzwyklejsza tęsknota. Rozbawiła, ale też przeraziła go ta myśl, bo mimo wszystko był pewien, że kobieta, wbrew swoim zapewnieniom, nawet przez chwilę nie pomyślała o nim przez cały ten czas. A jemu pozostał jeszcze tydzień ciężkiej pracy - postanowił, że odwróci swoją uwagę od tematu uczuć, a skupi się na swoim zadaniu. Tak właśnie zrobił, ale pożałował swojej decyzji, gdy tylko wsiadł na pokład samolotu lecącego do Vancouver, a wszystkie obawy wróciły. Wróciła też tłumiona tęsknota, z którą już nie walczył. Urodziło się w nim przyjemne ciepełko na myśl, że zaledwie za kilka godzin znów zamknie ją w klatce ramion i wcale nie będzie musiał jej puszczać.
    A jednak stał przed drzwiami apartamentu Andro zmartwiony i niepewny. Nie odezwał się do niej ani razu, odkąd wyjechał, i teraz wydawało mu się, że będzie miała do niego o to pretensje. Wcześniej potrafił się wytłumaczyć sam przed sobą, że był zapracowany, że nie pozwalała mu na telefony różnica czasu, ale teraz, gdy za kilka chwil miał tłumaczyć się jej? Wszystkie wymówki zniknęły. Liczyło się tylko to, że już za chwilę ją zobaczy, już za chwilę dotknie jej warg. I wreszcie drzwi otworzyły się, a Leo zamarł, wpatrując się twarz kobiety, za którą tak przeraźliwie tęsknił. Hm, oczekiwał żywiołowego powitania, ale zrozumiał, że to do niego należy kolejny krok. Przestąpił przez próg, by zaraz objąć ciasno Andromedę i unieść ją kilkanaście centymetrów ponad podłogę, w tej samej chwili odnajdując jej usta, w które wpił się z mocą. Jego torba ze sprzętem wydała z siebie głuchy odgłos, gdy zsunęła się z jego ramienia, ale nie przejął się tym, co było do niego zupełnie niepodobne. Opuścił kobietę z powrotem na ziemię, ale nie oderwał od niej ust, nie był w stanie.

    [w porządku.
    i nie czytaj tego.]

    OdpowiedzUsuń
  54. Jasne, to podobało mu się już bardziej, ale wciąż coś nie grało, coś było nie tak. Stłumił dziwny niepokój, rozlewający się po jego ciele, całą uwagę skupiając na gorących pocałunkach Andromedy. Ledwo dotarły do niego jej słowa, tak bardzo zajmowały go jej usta, ciepłe, miękkie usta. Usta...
    - To jest twoje dbanie o siebie?! - rzucił nagle, odrywając się od niej z pewnym trudem, by unieść ku górze jej brodę i musnąć leciutko kciukiem rozcięcie na wardze. Sapnął ze złością, spoglądając brunetce prosto w oczy. Zaczął zastanawiać się, czy zobaczy na jej ciele jeszcze jakieś obrażenia, ale nawet sama myśl o tym nieoczekiwanie sprawiła, że po jego ciele rozszedł się nieprzyjemny dreszcz. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w nią twardo, by potem przysunąć się do niej z powrotem i musnąć leciutko jej wargi swoimi, właściwie ledwo ich dotykając.
    - Obiecałem, że wrócę, prawda? I zrobiłem to nawet chętnie. - mruknął chwilę później, już swoim zwykłym, chropowatym, ale przyjemnym głosem, w którym jednak czaiła się ta nowa, czuła nutka. Tęsknił, nawet teraz, gdy trzymał ją w ramionach, bo coś mu nie grało. Dużo dałby za to, by dowiedzieć się, co to takiego.

    OdpowiedzUsuń
  55. Na jej dźwięczny śmiech zareagował szczerym, szerokim uśmiechem, bo przypomniał sobie, że to był dla niego jeden z pierwszych sygnałów, że coś się pomiędzy nimi zmienia. Lubił go, żałował tylko, że do tej pory tak rzadko zdarzało mu się go słyszeć. Chciał, by śmiała się częściej - była wtedy taka... piękna. Brakowało mu lepszego słowa. Coś zdecydowanie działo się z nią, gdy jej ciało trzęsło się od perlistego chichotu. A Leo nie był typem rechoczącego faceta i bał się, że przez to niezbyt często będzie słyszał śmiech Andro. Ale tym na razie nie musiał się przejmować.
    Póki co skupił się na ustach kobiety, na jej niepowtarzalnym zapachu i smaku. Cały czas uśmiechał się wprost w jej wargi, delektując się jej bliskością, choć po trzech tygodniach życia zakonnika miał ochotę na dużo więcej, niż dawała mu w tym momencie. Zakomunikował jej to głębokim, silnym pocałunkiem, który połączył z miękkim, kuszącym pomrukiem. Potrzebował jej, jej ciała, jej dotyku... A wtedy odsunęła się od niego, a do jego uszu dotarło ciche westchnienie. Powiódł wzrokiem po pokoju i od razu wszystko stało się dla niego jasne. Musiał przypomnieć sobie, jak się oddycha - złość spięła wszystkie jego mięśnie i zacisnęła boleśnie gardło. Zdołał jednak powstrzymać się przed ucieczką z mieszkania Andro, bo czuł się już w jakiś sposób zobowiązany do wyjaśnienia sytuacji tak, jak robią to ludzie będący w związkach - rozmową. Pozwolił jej usadzić się na kanapie i wdrapać sobie na kolana, ale przez cały ten czas właściwie nawet nie mrugnął. Musiał tłumić swoją wściekłość.
    - Nie, dziękuję. - warknął, odrobinę dziwiąc się, że jego głos zabrzmiał aż tak ostro. W końcu Leo raczej nie reagował gwałtownie, zdarzało mu się to wybitnie rzadko.
    Zły znak.

    OdpowiedzUsuń
  56. Nie rozumiał, co ją tak ucieszyło. Te rozbawione iskierki w jej oczach nie były na miejscu, przynajmniej dla Leo, targanego wcale nie zazdrością, lecz prostą, egoistyczną złością. Czy to naprawdę mogło Andromedę bawić? Jednak nie. Dostrzegł, że zrozumiała powagę sytuacji, bo spoważniała w jednej sekundzie, odwzajemniając jego twarde spojrzenie. Dziwił się tylko, że nie zeszła z jego kolan; najwyraźniej spodziewała się, że to minie i wrócą do przerwanych pieszczot. A w mężczyźnie rosła już chęć ucieczki, jak najdalej od tego miejsca; chęć ucieczki w coś dużo prostszego i bezpieczniejszego niż uczucia. Jeszcze nie wiedział, co będzie jego azylem na dzisiejszy wieczór.
    - Owszem, zamierzam. - odwarknął, kręcąc niespokojnie głową. Sapnął, a potem powiódł spojrzeniem po pokoju, ostatnie znów skupiając się na twarzy Andro.
    - "Wróć do mnie"? Co to było? - zapytał cichym, ale lodowatym tonem. - Musiałaś się pocieszyć, bo zły Leo zostawił cię samą. Ja rozumiem. Ale nie pakuję się w żaden otwarty związek ani podobne bzdety. - rzucił chwilę później, jakby bardziej ugodowo, choć głos znów kipiał mu złością. No bo jak mogła pójść do łóżka z innym, gdy on...? Nie mógł dokończyć tej myśli, bo to oznaczałoby, że coś go w końcu dotknęło.

    OdpowiedzUsuń
  57. Wcale nie podobało mu się jej zachowanie i jej słowa, to nie było coś, co chciał usłyszeć po powrocie do miasta z długiego wyjazdu. Sam jednak też nie zachowywał się do końca tak, jak powinien - dał ponieść się emocjom, jakimś przypuszczeniom, które rzeczywiście mogły być nieprawdziwe. Był to jego odruch obronny, z którym nie mógł i nie chciał walczyć. Andromeda już teraz mogła go bardzo łatwo zranić, a co, jeśli wkopie się w to głębiej? Jeśli się zaangażuje? I w końcu - jeśli jej uwierzy? To nie było dla niego, ale co z tego, gdy całe jego ciało wprost rwało się do niej, do jej namiętnie całujących ust i perlistego śmiechu, pieszczącego uszy! Chciał z nią być, chciał tego wręcz rozpaczliwie, ale był nieprzystosowany do bycia w związku, do bycia w jakiekolwiek bliższej relacji w ogóle, więc jak miał tego dokonać? I czy ona chciała próbować go "przystosowywać"?
    Siedział nieruchomo na kanapie, czekając, aż skończy, by zaraz potem wstać i chwycić ją pewnie za ramiona. Być może nawet robił jej krzywdę swoim zbyt silnym uściskiem, nie mógł być tego pewny; wiedział jednak, że to jedyne wyjście, by nie uciekł w tej chwili bez słowa. Z zaciśniętymi w wąską linię wargami wpatrywał się w nią, jakby czekając na kolejne zdania wypływające spomiędzy jej ust.
    - Więc sypiamy z innymi czy nie? - rzucił w końcu, dawny Leo w swojej masce, z rękami opuszczonymi już wzdłuż boków i uniesionymi ku górze brwiami. Jakby nic się nie wydarzyło. Jakby to było zupełnie normalne.

    OdpowiedzUsuń
  58. Skinął głową, tak po prostu, jakby właśnie odbyli najnormalniejszą w świecie rozmowę. Wiedział już, że spieprzył, ale jeszcze nie potrafił się tym przejmować. Czuł, że wina nie leży tylko po jego stronie, choć gdyby ktoś mu kazał, to nie potrafiłby wskazać potknięć Andromedy. Wszystko rozegrała idealnie, nie popełniła najdrobniejszego błędu, poczynając od dnia, w którym sięgnął po aparat, by uwiecznić ją rozłożoną wygodnie w jego łóżku, aż po ten moment przed chwilą, gdy witała go z entuzjazmem w progu swojego mieszkania. Wydawało mu się, że ona doskonale wie, co robi, tylko on błądzi po omacku, szukając swojego miejsca i swojego zadania. I gdyby nie to, że wykorzystał już swój limit gwałtownych reakcji na ten dzień, to gotów był złościć się na Andro, że mu nie pomaga. Bo skoro ona zna drogę, to dlaczego po prostu nie złapie go za rękę i nie weźmie ze sobą.
    - W porządku. - odparł. To było popisowe zdanie obojętnego Leo, którego ten wręcz nadużywał. Ale co miał zrobić? Przeskoczyć nagle znów do tego ciepłego, troskliwego nieznajomego, którego niedawno w sobie stłumił? To sprawiłoby tylko, że oboje przestaliby rozumieć, co się dzieje.
    - Masz wódkę? - zapytał po chwili, unosząc lekko brwi. Naprawdę chciał, by było już normalnie, obojętne, czy Andro wolała tę normalność, którą mieli przed Rozmową, czy tę, którą muszą sobie dopiero wypracować. Spojrzał jednak na nią bez tego pytania w oczach, początkowo, bo potem jego wzrok zrobił się właśnie pytający.
    - Chyba że wolisz, żebym już poszedł. - mruknął, nie pokazując po sobie, że w jakikolwiek sposób by go to ruszyło, choć już samo to, że zainteresował się preferencjami kobiety stanowiło zadziwiający przypadek.

    OdpowiedzUsuń
  59. Obserwował ją teraz jak obserwuje się rzadkie zjawisko. Nie widział jej takiej chyba nigdy wcześniej, a jeśli nawet, to nie wściekała się w ten sposób z jego winy i na niego. To w każdym razie była jakaś odmiana po całych miesiącach chłodnej obojętności i kilku spotkaniach doprawionych ciepłą, czułą nutką. Nie wiedzieć czemu, ta sytuacja podobała mu się, w jakiś chory, pokręcony sposób. Podniecała go. Furia, widoczna początkowo w oczach Andro, zrobiła z niej tę niegrzeczną dziewczynkę, którą uwielbiał mieć w swoim łóżku. Powstrzymał się jednak przed jakimkolwiek ruchem, bo póki co wyglądała, jakby miała w planach wydrapać mu oczy. Postanowił odczekać chwilę; nie pożałował tej decyzji. Brunetka uspokajała się powoli, ale wciąż była dobrym obiektem do obserwacji. Przynajmniej, dopóki sama nie zaczęła obserwować Leo. Nie zmieszał się jednak w żaden sposób, wręcz przeciwnie, zaczął wpatrywać się w nią jeszcze bardziej świdrująco, jakby to miało sprawić, że naprawią atmosferę. A może jednak nie musieli się starać, bo mogli zrobić tę jedną rzecz, która przychodzi im z taką łatwością... Tak, to mogło odmienić sytuację.
    Leo pociągnął z kieliszka zdecydowany łyk alkoholu, zostawiając na dnie odrobinę przeźroczystego płynu, by zaraz potem wstać i niespiesznym krokiem podejść do Andro. Zatrzymał się o pół kroku od niej, tak, że niemal stykali się ciałami, choć ciągle nie było między nimi tego kontaktu. A jego oczy mówiły, że kolejny ruch należy do niej.

    OdpowiedzUsuń
  60. [Może masz ochotę na wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  61. [Mogą utknąć razem w windzie :P innych pomysłów nie mam...]

    OdpowiedzUsuń
  62. [Hm, a co byś powiedziała na to, żeby Spencer została wysłana przez szefa do Mattieu? Żeby to jakoś urozmaicić mogła by np odwiedzić go w swoim apartamencie, z racji że nie było go w biurze. Biuro detektywistyczne nie miało by prądu czy coś ;)]

    OdpowiedzUsuń
  63. Dave nieco podirytowany jechał po raz kolejny na ostatnie piętro wieżowca. Ponownie wysłano go, barmana, jako kuriera z cateringu! Czuł się idiotycznie z gorącą i pachnącą paczką w siatce. Po raz kolejny stał w windzie i modlił się, aby już nikt więcej nie wsiadał i niech cierpli w samotności. Niestety nie miał szczęścia. Jakaś kobieta zdążyła wsiąść i teraz niecierpliwie wbijała wzrok z wyświetlacz, a Wood udawał, że do nie ma.
    Nagle coś pisnęło, uderzyło, winda się zatrzęsła i stanęła. Dave odruchowo ponowił polecenia, wciskając właściwy przycisk, ale wina nie ruszyła. Westchnął ciężko. Musiał mieć takiego pecha? Przecież ta paczka zaraz ostygnie?! I komu potrącą z pensji? Jemu, a nie mechanikowi. Powinien być na dole i robić drinki, a nie stać z jedzeniem w windzie... Swoją drogą to chyba kurczak, sądząc po zapachu.

    OdpowiedzUsuń
  64. Dave po uspokojeniu się i stwierdzeniu, że nic nie poradzi na stygnącą paczkę, zaczął się zastanawiać nad jakimś rozwiązaniem. Spojrzał na kobietę, z którą przyszło mu dzielić windę. Wyglądała na nieco spanikowaną. Dobrze, że chociaż nie krzyczała. Podszedł do tablicy i wcisnął przycisk awaryjny, próbując się skontaktować z kimś z ochrony budynku, aby przekazali sprawę dalej. Pech chciał, że nie dostał żadnej odpowiedzi, jakby w stróżówce nikogo nie było. Westchnął ciężko i wyjął telefon. Zobaczył jak kobieta na niego patrzy. Wybrał numer do szefa, ale oczywiście był zajęty. Zadzwonił do kolegi, ale ten nie odbierał. Czy wszyscy muszą właśnie teraz być czymś zajęci? Postanowił, że będzie próbował dalej. Przecież nie podda się tak łatwo, prawda? Szczególnie, że nie wiedział czego spodziewać się po swojej towarzyszce niedoli.

    OdpowiedzUsuń
  65. Mattieu postanowił dziś urwać się z pracy nieco wcześniej. Zazwyczaj siedział w wieżowcu do późnych godzin wieczornych tymczasem dzisiaj pojawił się w pokoju już o dwudziestej pierwszej. Jego żony nie było, ponieważ wylądowała w szpitalu. Zasłabła, gorzej się poczuła a on teraz musiał wracać do wielkiego, pustego apartamentu. Bywało to irytujące, zwłaszcza, że zawsze mu towarzyszyła. Teraz mógł poczuć, jakby mu się żyło totalnie bez niej. I mógł oficjalnie stwierdzić; życie na własną rękę nie było dobre.
    Podczas gdy on spokojnie brał prysznic, ktoś postanowił zakłócić jego spokój.
    - Chwilka! - zawołał z łazienki, licząc że osoba na korytarzu go usłyszy. Wciągnął na siebie szybko bokserki, wytarł mokre ciało i otworzył drzwi, ubrany tak a nie inaczej.
    - Słucham? - uniósł jedną brew pytająco. Wiedział, że to ma związek z wieżowcem. Zawsze gdy chciał mieć trochę czasu dla siebie ktoś musiał to przecież zepsuć. A poza tym kojarzył dziewczynę, z widzenia.

    OdpowiedzUsuń
  66. Cały czas próbował się dodzwonić, ale po kilkunastu próbach zrezygnował. Szkoda baterii, należy poczekać. Westchnął ciężko i wtedy usłyszał głos kobiety. – Nie zginiemy. – Odpowiedział spokojnie. – Windy w tym budynku są używane non stop. Za piętnaście minut ktoś się zorientuje, że jedna z nich stoi i się nie rusza albo wrócą ludzie z obsługi i zauważą zgłoszenie. Nie ma co panikować. – Tłumaczył i usiadł naprzeciwko niej. Spojrzał na paczkę. – Jeśli jesteś głodna to mam gorące jedzenie. – Dodał całkiem poważnie. Dlaczego miałoby się zmarnować? Przesunął paczkę w stronę nieznajomej. – Odsiedzimy swoje, a wieczorem będziemy się śmiali z głupiej windy.
    Oparł głowę o ściankę i zamknął oczy, myśląc o tym, że może się chociaż przespać przez chwilę, ponieważ patrzenie na zegarek raczej mu nie pomoże.
    - Jestem Dave. A Ty? – Zapytał. Nie chciało mu się silić na „pan- pani”

    OdpowiedzUsuń
  67. Poczuł się lekko skrępowany gdy ukazał się przed dziewczyną w stroju Adama, zwłaszcza, że w wieżowcu zawsze prezentował się nienagannie ubrany w najdroższe garnitury. Jednakże rumienić się nie potrafił a więc nie był to problem.
    - Dobrze, niech pani wejdzie. Ubiorę się i zaraz mi pani wszystko wyjaśni - odparł i otworzył drzwi szerzej by kobieta mogła wejść. Przy okazji mogła powzdychać na sylwetką szefa a bo było nad czym. Przecież pracował latami na tą sylwetkę, a było to dla niego - wbrew powszechnej opinii, że ćwiczenia to zło - czystą przyjemnością. Stojąc niedaleko dziewczyny otworzył szafę i wyciągnął z niej spodnie by po chwili je na siebie naciągnąć.
    - Więc niech mi pani powie dokładnie co się stało i co ja mam na to poradzić - odparł zapinając guziki koszuli.
    Mattieu Gossen

    OdpowiedzUsuń
  68. [Oboje są ludźmi sportu, więc proponuję pójść tym tropem :D Mogli się w sumie już wcześniej dość długo znać, więc będziemy mieć z głowy poznawanie się i inne tego typu pierdoły ^^ Jakiś wspólny konny rajd albo coś w tym guście? ;>]

    OdpowiedzUsuń
  69. [Zacznę, ale jutro wyjeżdżam, więc dzisiaj już nie ma sensu, napiszemy konny rajd, jak będę całkowicie dostępna i dyspozycyjna po 17 sierpnia ^^]

    OdpowiedzUsuń
  70. Leo z zadowoleniem przyjął taki obrót spraw. Gdy zbliżał się do brunetki, była w nim jeszcze obawa, że zaraz zakończą wieczór w niezbyt przyjemny sposób - jeśli Andro zechce rozmawiać albo wyrzuci go ze swojego mieszkania, uznając, że zachował się karygodnie. Zaskoczyła go, wybierając inne wyjście z tej dość kłopotliwej dla nich obojga sytuacji, wyjście bardzo mu odpowiadające. Był do tego stopnia zdziwiony, że pozwolił jej na dłuższą chwilę przejąć kontrolę, choć zazwyczaj robił to niechętnie i dopiero po długiej walce, chyba że widział w tym dla siebie jakieś korzyści. Teraz też, dostrzegając gwałtowny błysk żądzy w oczach kobiety, pomyślał, że nie będzie szczędziła mu uwagi. I stwierdził, że z przyjemnością jej się odwdzięczy. Bardzo szybko okazało się, że takie nastawienie ma dla nich obojga same korzyści; choć zawsze byli doskonale zgrani, tym razem było to coś więcej. Oni nie uprawiali seksu - oni się kochali, a Leo nagle odkrył różnicę pomiędzy tymi dwoma sprawami. Nie chodziło już tylko o rozkosz, tylko o doznania, ale też o tę drugą osobę, o człowieka, z którym dzieli się to najintymniejsze z przeżyć. A on uwielbiał Andro i stwierdził, że jeśli tak nieziemsko będzie za każdym razem, bez żalu zrezygnuje z innych kontaktów z kobietami, choć jeszcze kilka tygodni wcześniej nie wydawało mu się to możliwe. Teraz wszystko było inaczej. I wcale go to nie przerażało. Do czasu...
    Ona znów siedziała okrakiem na jego kolanach, choć zajmowali miejsce na drugim końcu kanapy. Leo miał przymknięte powieki i równy już oddech, a jego dłonie błądziły niespiesznie po nagich, wilgotnych od potu plecach Andromedy i co jakiś czas wplątywały się w jej zmierzwione włosy. Zdążył już wymruczeć coś na kształt podziękowań za te upojne chwile, których był uczestnikiem, a potem bez skrępowania oddał się delektowaniu się przemijającej rozkoszy. W końcu jednak musiał wrócić do siebie, a był to proces nagły i niespodziewany. Poczuł, że robi mu się zimno od wilgoci wysychającej na jego skórze, a w tym samym momencie wszystko inne zaczęło go drażnić - ciężar ciała brunetki, łaskotanie jej włosów na jego twarzy, nawet kanapa, którą wcześniej gotowy był uznać za najwygodniejszą na świecie, teraz gniotła go i wydawała się nie dość miękka. Zagryzł jednak zęby i wtulił nos w szyję kobiety, próbując znaleźć uspokojenie w jej słodkim, niepowtarzalnym zapachu. Na chwilę pomogło.

    [a fe.]

    OdpowiedzUsuń
  71. [Grey's Anatomy! I już mogę Cię uwielbiać, yeep.
    Przez tą Twoją skrytą kartę nie mam punktu zaczepienia do wymyślania wątku. Hm, hm... Jakie są szanse, że jest jej kuzynką? Mogłyby się przyjaźnić tak od dziecka we trzy (Anali, Alison i Spencer (swoją drogą.. Pretty Little Liars? xD)), wieesz, nawet jak Anali nie była taka popularna jak one to i tak często gdzieś wychodził we trzy, robiły babskie wieczory, jeździły na jakieś wypady, a to do Vegas, a to do Nowego Jorku, a to na Alaskę, a to popłynęły gdzieś motorówką na cały dzień, żeby zwiedzać, bawić się itd? Właściwie.. Nie, nie będę myśleć. Moja karta nie jest w ogóle tajemnicza, lepiej jak sprawdzisz czy one mają szansę się dogadać pod względem charakteru i jaka relacja między nimi ci najbardziej odpowiada. I czy w ogóle chcesz wątek, o! xD]

    OdpowiedzUsuń
  72. [Nadrób. Moim zdaniem 3 sezon jest najlepszy jak na razie xD
    A co do wątku.. Nie znaczę go, bo mam jeszcze inne do porozpoczynania. Więc najwcześniej w sobotę mogłabym pomyśleć nad nimi. Chyba że Ty coś naskrobiesz, byłabym wdzięczna. ; )]

    OdpowiedzUsuń
  73. Pomyślał, że jeśli posiedzą tak jeszcze chwilę, zupełnie przekona się do zostania z Andro tego wieczora. Woń jej ciała sprawiała, że w dziwny sposób uspokajał się, może dlatego, że kojarzyła mu się z przyjemnością, ciepłem, swobodą. I nie zamierzał z tego zrezygnować, choć szybko okazało się, że ona zrobiła to za niego.
    Odsunęła się w najgorszym momencie - dokładnie w chwili, gdy już miał coś powiedzieć, cmoknąć jej ramię i czule odsunąć z jej czoła zbłąkany kosmyk włosów. Wszystko to jednak zniknęło, gdy opadła na kanapę obok niego, znów przybierając obojętną minę, choć wydawało mu się, że jest też jakby... naburmuszona. Zanim zdążył pomyśleć, co robi, zerwał się z sofy i wciągnął na siebie bokserki, a potem z kieszeni marynarki wyciągnął paczkę papierosów.
    Nie zamierzał nigdzie się ruszać, nawet mimo ogromnej chęci, by uciec. Bo to wszystko nagle zaczęło mu się wydawać zupełnie bez sensu. Czy naprawdę z ust tej zimnej, pozbawionej uczuć kobiety wypłynęły kilka tygodni temu słowa, które tak bardzo poruszyły jego serce? Czy to dla niej porzucił "możliwości"? Czy to ona tak niedawno witała go szerokim uśmiechem? To wydawało mu się teraz nierealne.
    Gdy tak patrzył na brunetkę, coraz bardziej przekonany był, że zabawiła się nim. Przywiązała do siebie, obudziła z uśpienia uczucia, a teraz raniła go, raz po raz zadając drobne, na pozór nieznaczące ciosy. A potem wyrzuci go ze swojego życia. To takie proste: złamać faceta, by już nigdy nikomu nie ufał. Ale Leo dopiero zaczynał obdarzać Andro zaufanie, więc nie mogła za bardzo mu zaszkodzić. Jeszcze za wcześnie.
    Stanął przy sofie, odpalając w złożonej w koszyczek dłoni papierosa. Zaciągnął się dymem głęboko, a potem ruszył i otworzył na oścież okno, wpuszczając do pokoju zapach i gwar miasta. Dłonie oparł na parapecie, by zaraz odwrócić się do niego plecami. Palił teraz pospiesznie i poza tym szczegółem nic nie wskazywało na to, co się w nim dzieje. No, może tylko sposób, w jaki unikał patrzenia w kierunku Andro - jakby w ogóle jej tam nie było.

    OdpowiedzUsuń
  74. Przeniósł na nią spojrzenie dopiero, gdy stanęła przy nim, a wtedy na jego twarzy przez krótką chwilę zamigotało zdziwienie, kiedy dostrzegł, co ma na sobie. Za duża koszula sprawiła, że Andro wydawała się drobniejsza niż jest w rzeczywistości, a przy tym jakby mniej groźna, mniej zimna. Było to tylko mgnienie, błysk, a potem na powrót stał się niewzruszony. W myślach uśmiechnął się z jakąś dziwną satysfakcją; ten skrawek materiału należący do niego, a teraz wiszący luźno na jej ramionach, sprawił, że poczuł się w stu procentach jak jej facet. Ale i to po chwili minęło, gdy chłodna logika przejęła kontrolę nad jego emocjami. Wzięła najwygodniejszy ciuch, bez żadnych głębszych rozmyślań. Westchnął cicho, a w tym momencie poczuł, jak papieros wymyka mu się spomiędzy palców. Znów na chwilę zniknęła jego maska, gdy pokazał swoje zdziwienie na ten nagły ruch kobiety. Zaraz jednak i ono zniknęło, a Leo zupełnie wrócił do siebie i z chłodną obojętnością wpatrywał się w profil Andro. Na jej pytanie skinął krótko głową - jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, a nie jego "pierwszy raz". Nie wyglądało na to, by dla Andro było to coś istotnego, ale on miał jeszcze w pamięci jej słowa, gdy mówiła o rzeczach, które miały go zatrzymać w mieście. Może tamto też było grą, nie wiedział, ale czuł się już zbyt zmęczony, by walczyć, by myśleć, by choć w najmniejszym stopniu się starać. Znów postanowił wybrać najłatwiejsze wyjście - pochylił się i w momencie, w którym z ust brunetki wymknęły się kłęby szarego dymu, pocałował ją, smakując tego nowego stanu jej warg. W żaden inny sposób nie dotknął jej ciała, bo nagle poczuł, że to wyczerpanie, które odbierało mu wszelkie chęci, jest również fizyczne. Ciało miał wymęczone, ale odkrył to dopiero teraz - wcześniej napędzała go żądza, teraz, już zaspokojony, poczuł, jak bardzo ma ochotę już tylko na gorący prysznic i kilka godzin snu.

    OdpowiedzUsuń
  75. Zdecydowanie Andromeda czytała mu w myślach, choć nie potrafił stwierdzić, dlaczego zareagowała dopiero na wzmiankę o relaksującym prysznicu. A może po prostu aż tak dobrze znała jego ciało i wszelkie reakcje, których nie mógł ukryć, że bez trudu dostrzegła jego wyczerpanie. Był tak wypalony, że nawet nie zdziwił się ani specjalnie nie zainteresował, gdy chwyciła jego dłoń i pociągnęła w nieznanym kierunku. Nie znał drogi do jej łazienki, właściwie nie pamiętał żadnej z wizyt w niej, bo za każdym razem był przyklejony do ciała brunetki, ale teraz mógł dokładnie obejrzeć otoczenie(jakby go to interesowało). Powiódł spojrzeniem po ustawionych na półkach kosmetykach, lustrach, które odbijały ich nagie ciała i ręcznikach, które zaczynały do niego mówić... Na szczęście Andro znów przejęła kontrolę, za co był jej wdzięczny, choć chyba nie chciał mówić tego na głos. Teraz jedynie uśmiechnął się nikle, spodziewając się raczej drugiej części tego, co rozpoczęli na kanapie; ale nie, ona najpierw stanęła pod strumieniem niemal wrzącej wody, a potem, z nieodgadnionym dla Leo wyrazem twarzy, nałożyła na dłoń porcję żelu i zbliżyła się do niego, jak czająca się kotka. W każdym jej ruchu było tyle gracji i wdzięku, że wystarczyłoby, by obdzielić tuzin kobiet. Pomyślał, że to egoizm, pozwalać kosztować tego cudu tylko jednemu mężczyźnie, ale skoro już tak miało być, to cieszył się, że padło na niego. Potrafił to docenić. Tak samo jak łagodny i dość pewny dotyk jej rąk na swoich barkach, łopatkach, żebrach i kręgosłupie. Przymknął oczy i przez dłuższą chwilę myślał tylko o jej palcach, dotykających jego skóry, a woda spływała mu po twarzy, rozbryzgując się na wszystkie strony. W końcu poczuł, jak napięcie ucieka z jego mięśni, niezwykle wolno, jakby Andromeda musiała je wyganiać, ale udało jej się. Ramiona miał luźne, tak samo jak plecy, wcześniej nieświadomie wyprostowane w nienaturalny sposób. Z nikłym uśmiechem odwrócił się do swojej towarzyszki i pochylił się, by musnąć jej wargi swoimi. Kłęby pary unoszące się gęsto w kabinie pozwalały mu dostrzec jedynie jej twarz, mokre włosy, zgarnięte do tyłu i zaledwie zarys jej biustu. Nie przeszkadzało mu to jednak, bo powieki miał przymknięte, a krople wody tkwiły na jego rzęsach i czubku nosa. Ciągle uśmiechał się, a po chwili, oderwawszy się od ust kobiety, zaczął szukać półek z kosmetykami do kąpieli. To nie było łatwe zadanie, ale podołał mu i szybko wrócił do niej z pogodnym teraz zupełnie uśmiechem na ustach i plamą żelu na dłoni.

    OdpowiedzUsuń
  76. [A właściwie.. Mogły umówić się na drinka we trzy, Alison nawali, a Andro po raz pierwszy spotka się z Analeigh po jej zmianie,po tym jak wróciła do kraju / Analeigh mogła kazać stawić się Andro na lotnisko o określonej godzinie i zabierze ją do Vegas. Spóźniony prezent urodzinowy czy coś w ten deseń. ]

    OdpowiedzUsuń
  77. [nowe foty <3]

    W niewielkiej przestrzeni zaparowanej kabiny stworzyli swój nowy świat. Leo czuł, że to, co wydarzyło się wcześniej - ich kłótnia, będąca raczej niezwykle krótką i dość gwałtowną rozmową, godzenie się i kłopotliwe, pełne napięcia milczenie później - zupełnie znika w kłębach gorącej pary. Zauważył, że od jakiegoś czasu każde ich spotkanie jest popadaniem w skrajności, ale póki ciągle potrafili znaleźć swój azyl, jak teraz, pod strumieniem niemal wrzącej wody, wszystko było w porządku. A w takich chwilach było nawet lepiej. On sam czuł, że znów może być sobą, choćby tylko przez moment, ale już ta świadomość sprawiła, że nie chciał odsuwać się od Andro nawet na ułamek sekundy. Jakby chwalił się swoim uśmiechem, swoją swobodą, swoim... szczęściem. Tak bardzo chciał, by zobaczyła w nim kogoś więcej niż zimnego, nieczułego gnojka, którego nie da się lubić! Wierzył, że ona zdoła przedrzeć się przez jego maski i nawet w chwilach, gdy w obronie schowa się w nich, Andro będzie wiedziała, jaki jest naprawdę. Tylko co z nią? Czy ona też miała podobne pragnienia? Czy była gotowa, by dać się poznać? Przez myśl przeszło mu, że może powinien zapytać, ale wiedział, że łatwo będzie mu się potknąć, gdy jej wzrok zawiśnie na nim, tak czujny i spostrzegawczy, że poczuje się jak kłamca. Bo miał pewność, że Andromeda, tak samo jak on, chce się upewnić co do jego intencji. Ale to już później. Teraz liczył się strumień gorącej wody i zapach żelu, smak jej wilgotnych ust, aksamitna skóra pod palcami... Mieszanina doznań nie tyle nowych, co zaskakująco innych, bo smakowanych niespiesznie, z namysłem. A z twarzy Leo nie znikał uśmiech - ciepły, lekki, w żadnym stopniu nie wymuszony, lecz zupełnie szczery. Z tym uśmiechem całował brunetkę, a były to pocałunki słodkie i delikatne, wcale nie mające na celu rozbudzić jej ciała, a wręcz przeciwnie: uspokoić, zapewnić, że wszystko jest na swoim miejscu. Dopiero, gdy od panującego w łazience upału zaczęło kręcić mu się w głowie, a palce pomarszczyły się i zbladły od nadmiaru wilgoci, Leo pomyślał, że pora przerwać tę cudowną kąpiel. Z westchnieniem pocałował kącik ust Andromedy, a potem płatek jej ucha, gdy obracał ją do siebie plecami, tak, że stali oboje dokładnie pod najsilniejszą częścią mocnego strumienia. Przytulił ją do siebie, ręce zaplatając na jej brzuchu, z którego samymi opuszkami palców zmywał resztki żelu. Chciał coś powiedzieć. To była idealna chwila - nie patrzyła na niego, a jej ucho, ozdobione zagubionym, cienkim kosmykiem włosów było tak blisko... Ale nagle nie znalazł w sobie słów. Nie istniały.

    OdpowiedzUsuń
  78. Już miał zamiar zakręcić wodę i otworzyć drzwi kabiny, by w końcu odetchnąć w miarę chłodnym i suchym powietrzem, które powinno wypełniać resztę łazienki, gdy w jego uszy uderzył ten anielski dźwięk, niemal zwalając go z nóg. Dźwięk, który sprawił kilka tygodni wcześniej, że zaczął zauważać zmiany i tylko dzięki niemu znaleźli się w tym miejscu swojego życia, w którym zaczynało się coś nowego i ekscytującego. I robili to razem.
    Śmiech Andro wypełniał jego ciało, otaczał je ochronnym kokonem, a umysł wypełniał rozkosznym ciepłem. Wszystko stało się proste. W sekundzie. Bo co złego może się stać, skoro ona się śmieje, skoro tak uroczo mruży oczy i zaciekle broni się przed jego palcami, nieustającymi w swoich ruchach! Chciał, żeby to trwało w nieskończoność, ale chciał też, by już zawsze zaskakiwało go w ten sposób. W końcu zdecydował zaprzestać swoich tortur, ale nawet, gdy jej śmiech ustał, ciągle odbijał się w jego uszach, sprawiając, że sam miał ochotę się zaśmiać. Leo jednak nie przywykł pozwalać sobie na podobne wybuchy wesołości, a jedyną oznaką, że coś go rozbawiło był zawsze lekki uśmiech, śmiech rezerwował dla kpin i złośliwości; tym razem zdołał poczuć coś na kształt drapania w gardle, więc pomyślał, że tak normalni ludzie odczuwając wesołość. Nie myślał o tym długo, bo miał coś innego do zrobienia - musiał posmakować śmiejących się ust Andro. Obrócił więc ją znów do siebie, a potem gwałtownie wpił się w jej wargi, choć pocałunek już chwilę później znów stał się czuły i miękki. Mężczyzna zakręcił wodę, a potem objął ciaśniej brunetkę i pogłębił pieszczotę, by w końcu oderwać się od jej ust z roziskrzonymi oczyma. Przesunął opuszkami palców po żebrach Andro, tym razem wiedząc już, że może wykorzystać to przeciwko niej.
    - Masz łaskotki! - rzucił nagle, dziwnie ochrypłym głosem. Był przy tym tak zdziwiony, jakby to nie było możliwe, by kobieta jak ona reagowała na łaskotanie. Uniósł wysoko brwi i uśmiechał się, czekając... sam nie wiedział na co.
    Zaczynał czuć się odrobinę nieswojo w nagłej ciszy, która nastała, gdy woda z prysznica przestała płynąć. Tłumił to w sobie, jak mógł, wiedząc, że to nic takiego, że to naturalna reakcja na nowości. A on, ze swoim dość uporządkowanym życiem, miał prawo dać sobie trochę czasu na oswojenie się z nową sytuacją. Tak. Nie było nic złego w jego chęci ucieczki.

    OdpowiedzUsuń
  79. Coraz mniej rozumiał, co się dzieje. To wszystko, czego właśnie doświadczył, wydawało mu się snem - dziwnym, zaskakującym i niezwykle przyjemnym snem, z którego jeszcze nie chciał się budzić. A przekonał się o tym, gdy na twarzy Andro dostrzegł nagłe zdziwienie i przez dłuższą chwilę nie potrafił odnaleźć jego źródła. Zrozumiał bowiem, że gest, którym odsunęła z jego czoła wilgotne kosmyki, wcale nie był tak naturalny i zwyczajny, jak mu się wcześniej wydawało. Nie zrobiła tego nigdy wcześniej i z dużym opóźnieniem uświadomił sobie, że wcale nie chce, by z tego rezygnowała. I on też nie miał zamiaru przestawać całować czubka jej nosa, bo po prostu to lubił i zamierzał korzystać ze świadomości, że nareszcie nie musi powstrzymywać gestów, na które ma ochotę. Właśnie z tą myślą opuścił kabinę i przyjął od Andromedy ręcznik. Ciągle jednak ją obserwował, a był na tym tak skupiony, że jego ręce raz po raz zamierały, więc gdy w końcu zawiązał na biodrach miękki materiał, na jego ciele pozostały wilgotne plamy, a z włosów skapywały na ramiona i plecy kropelki wody. On jednak uśmiechnął się, a potem pokonał dzielącą ich odległość i szybko cmoknął czubek nosa brunetki, jakby odpowiadając na ruch jej dłoni i zaskoczenie, malujące się na jej twarzy. Zaraz potem wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że to nic takiego. Czuł się przy tym tak lekko, że nawet zapomniał o zmęczeniu, o swojej grze, o tym, że za bardzo się odsłania, o wszystkim, o czym powinien pamiętać. Powinien? Prychnął w myślach. Nie istniało już nic, co powinien robić.

    OdpowiedzUsuń
  80. Oczywiście, jego nowa "rola" wymagała od niego, by syknął z bólu, gdy zęby Andro na krótką chwilę zacisnęły się na jego wciąż wilgotnej po kąpieli skórze, choć tak naprawdę miał ochotę od razu roześmiać się w głos. To znów było to dziwne uczucie, że coś drapie go w gardło, jednocześnie zaciskając mięśnie brzucha, dodatkowo wzmocnione aksamitnym chichotem kobiety, rozbrzmiewającym w całej łazience. Była to jednak tylko chwila, bo zaraz oboje zamarli, wpatrując się w odbite na gładkiej tafli lustra sylwetki. Leo nie znał mężczyzny, stojącego naprzeciw niego, ale kobietę już kojarzył. I zaczynał ją uwielbiać. Naprawdę, gdyby nie pewność, że stoją przed lustrem, pomyślałby, że patrzy na zdjęcie Andro w objęciach obcego faceta!
    Nagle, zupełnie niespodziewanie, poczuł żal za tym, co utracił - za całymi latami, które mógł spędzić podobnie szczęśliwy. To było uzależniające. Jednocześnie żałował, że nie spotkał Andromedy wcześniej i bał się, że ją straci. I to wszystko sprawiało, że czuł się jeszcze bardziej szczęśliwy. Bo w końcu ktoś otworzył mu oczy.
    Tkwił tak jeszcze przez chwilę, a potem obrócił się i oparł dłonie na talii brunetki, przyciągając ją zupełnie blisko siebie. Ręcznik drażnił go - przez ten cały czas, który spędzili pod prysznicem, zdążył się przyzwyczaić do bliskości jej nagiego ciała, teraz dzielący ich materiał przeszkadzał mu niesamowicie. Był jednak zbyt zmęczony, by myśleć o zdzieraniu z niej tej prowizorycznej sukienki, więc jedynie zawędrował dłońmi ku górze, ku jej wciąż odsłoniętym ramionom. I tak mógłby tkwić całą wieczność. No, może nie całą, bo mimo wszystko oczy kleiły mu się niesamowicie...

    OdpowiedzUsuń
  81. On też nie chciał, by cokolwiek się zmieniało, ale nic nie mógł poradzić na to, że żadna z jego wcześniejszych obietnic się nie spełniła. Bo gdy Andromeda chwyciła jego dłoń i przez opary senności dotarły do niego jej słowa, znów poczuł się dziwnie zakłopotany i zagubiony. Jakby nie wiedział, gdzie znajduje się jej łóżko i co się w nim robi. Pozwolił jej jednak poprowadzić się w stronę sypialni, po drodze rejestrując jeszcze, że w łazience została jego koszula i bokserki. Pomyślał o poranku, o reszcie ubrań, porzuconych w okolicy kanapy w salonie, o kawie ze swojego ekspresu, której nie pił od trzech tygodni i o całej tej rutynie, którą były do tej pory jego dni. Ten sam schemat, codziennie, nawet, gdy praca wymagała od niego naginania swoich zasad. A jutrzejszy poranek nie zapowiadał się spokojny ani zwyczajny. Miał być zupełnie inny niż wszystkie poprzednie. I to napawało go jednocześnie strachem i zdumieniem.
    Gdy dotarli do sypialni, Leo pomyślał, że może powinien się jakoś usprawiedliwić. Zastanawiał się, czy Andro nie ma mu za złe, że przyjechał do niej w takim stanie, ale też czego się można spodziewać po kilkunastu godzinach lotu? Może powinien był zadzwonić i zaproponować, by spotkali się dopiero następnego dnia? Z drugiej strony mogli mieć jeszcze cały ranek na nadrobienie tego, co umknęło im dzisiaj. Mogli, jeśli tylko on nie zeświruje i nie zwieje. Ale nie, był już tak zmęczony, że ledwo udało mu się przytrzymać nadgarstek brunetki, gdy wchodziła głębiej do swojej sypialni. Przyciągnął ją znów do siebie i pocałował krótko, ale namiętnie, tak, jakby miał być jakiś ciąg dalszy. Ale on tylko skrzywił się lekko i zmarszczył nos.
    - Nie będziesz miała już ze mnie żadnego pożytku. - wymruczał, zaraz potem wsuwając palec za wiązanie ręcznika nad piersiami kobiety i popychając ją lekko w stronę łóżka. Zaśmiał się, krótko i urywanie, gdy odwróciła się do niego plecami, a on przywarł wargami do jej ramienia, idąc pół kroku za nią.

    OdpowiedzUsuń
  82. Czuł już, że gorący prysznic zrobił swoje - rozluźnione wodą i dotykiem wprawnych dłoni Andro mięśnie odmawiały współpracy, tylko momentami reagując na jego polecenia. Pomyślał, że gdyby chciał, zdołałby zmusić swoje ciało do wysiłku, ale skoro dostał pozwolenie na odpuszczenie sobie, dlaczego miałby nie skorzystać? Z uśmiechem przypomniał sobie po raz kolejny słowa, którymi żegnała go przed trzema tygodniami brunetka i tym bardziej zignorował jakiekolwiek wątpliwości. Bo to wciąż było dziwne, że wędruje z nią do łóżka nie po to, by zaznać rozkoszy, a po to tylko, by... się wyspać? Na pewno nie było to normalne. Rozumiałby, gdyby zdarzyło się mu zasnąć po seksie, ale to nie było tak. Świadomie wsuwał się razem z Andro pod chłodną pościel, wiedząc, że teraz wymienią tylko kilka pocałunków, a potem zasną, objęci, nadzy, co prawda, ale nie rozgrzani pieszczotami. Chyba po raz pierwszy ich ciała będą blisko siebie w ten sposób. Przez tyle godzin! Gdy Leo kładł zmęczoną głowę na poduszce, a potem, w półmroku sypialni, uniósł się na łokciu i odszukał lekko już nieprzytomnym spojrzeniem zarys twarzy Andromedy, chciał jeszcze coś powiedzieć, zapytać, czy i ona czuje się tak... inna, odmieniona. A w końcu z jego ust padły zupełnie inne słowa.
    - Wszystko da się nadrobić. - wymruczał półgłosem, ostatni raz pocałował miękkie wargi brunetki, by zaraz potem znów opaść na miękką poduszkę, z ręką oplecioną wokół jej talii i nosem w jej włosach. Chwilę później już spał, obojętny na to, gdzie i z kim jest.

    OdpowiedzUsuń
  83. Tak spokojnie przespanej nocy nie miał już od dawna. Jego sen był głęboki, regenerujący, tak mocny, że nie istniało chyba nic, co obudziłoby go wcześniej, niż o zwykłej jemu piątej rano. Tak, właśnie tyle odpoczynku potrzebował, by normalnie funkcjonować przez cały dzień. Pięć godzin twardego snu i był jak nowo narodzony. Nawet po trzech tygodniach ciężkiej pracy i wyczerpującym locie obudził się dokładnie po tym samym czasie, co zwykle, tylko że... Nic innego nie było, jak zwykle. Początkowo nie wiedział, gdzie jest. Spojrzał na sufit, który zdecydowanie nie wyglądał jak jego sufit, a potem dotknął pościeli, która również nie była jego pościelą. Coraz bardziej zdziwiony uniósł się na łokciach i przetarł zaspane oczy. Było jeszcze dość ciemno, słońce miało pojawić się na niebie dopiero za jakąś godzinę, ale to wcale nie przeszkodziło mu w rozpoznaniu sypialni. A potem dostrzegł Andromedę. Najpierw uderzyło w niego, jaka jest piękna - uspokojona snem, z włosami w nieładzie i fragmentami nagiego ciała wymykającymi się spod kołdry. Zaraz potem przypomniał sobie, że zasypiali przytuleni, a teraz leżeli po przeciwnych stronach łóżka; znak, że nawet nieświadomie podkreślali swoją niezależność. A dopiero później dotarło do niego, co robi w jej łóżku. Z cichym westchnieniem opadł z powrotem na poduszkę, nie wiedząc, co czuje ani co chciałby czuć w tej sytuacji. A już zupełnie nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  84. Drgnął, zaskoczony, gdy Andromeda odezwała się. Wcześniej w ogóle nie zarejestrował, że się obudziła, więc dopiero jej głos uświadomił mu, że leży obok i patrzy na niego, być może zdziwiona, zaciekawiona, zła, ale też niepewna, co od razu uświadomił mu ton jej głosu i sposób, w jaki zagryzła dolną wargę. Patrzył na nią przez chwilę bez słowa, a potem znów spojrzał w sufit, a jego twarz z każdą sekundą stawała się coraz dokładniej zakrywającą prawdziwe uczucia i emocje maską. Bo wciąż nie doszedł do żadnych wniosków, bo wciąż nie wiedział, jak się zachować, bo... Powodów było mnóstwo. Cały jego spokój wyparował, więc musiał zacząć grać.
    I chwilę później go olśniło. Tak łatwy sposób, by wybrnąć z sytuacji, a przy tym... Całkiem przyjemny. Obrócił się do Andro i natychmiast wpił w jej rozchylone lekko wargi, smakujące snem, jednocześnie poprawiając pościel, by mógł ułożyć się bliżej niej. Oderwał się na chwilę od jej ust, tylko po to, by odpowiedzieć na "dzień dobry", wymruczane chwilę wcześniej, a zaraz potem znów przywarł do niej, całując ją z dobrze znaną brutalnością.

    OdpowiedzUsuń
  85. W jednej chwili wszystko znów było w porządku. Każdy gest przychodził mu naturalnie, już nie musiał się nad niczym zastanawiać, niczego obawiać, z niczym walczyć. Istnieli tylko oni i ich budzące się pożądanie, które jest tak łatwe i nieskomplikowane, jak dziecięca układanka. Pozostawał tylko ten cień, świadomość, że coś jest inaczej, że sytuacja nie jest już taka sama. No bo jak mogłoby nic się nie zmienić, skoro właśnie obudził się w jej łóżku?! Ciągle w to nie wierzył. Stwierdził, że chyba musiał być pijany albo chory, gdy zdecydował się zostać po tym, jak ich "powitanie" dobiegło końca. Wtedy zupełnie wszystko byłoby na swoim miejscu. A tak? Czy pozostało im cokolwiek, co nie uległo żadnym zmianom? Przecież nawet ich seks się zmienił, co prawda na lepsze, ale już nie potrafił się z tego cieszyć ani być dumnym. Rozpadła się na kawałki Andro, którą znał, a pod powiekami miał już tylko jej uśmiech. I perlisty śmiech, ciągle odbijający się w uszach odległym echem.
    Teraz jednak miał zadanie, cel. Początkowo dziwił się, że brunetka przystała na jego wyjście z tej kłopotliwej sytuacji, ale nie zamierzał narzekać. Bardzo szybko zauważył, że i w niej narasta żądza, być może tłumiona poprzedniego wieczora, gdy on sam nie był już w stanie myśleć o niczym poza wygodną, miękką poduszką. Oboje przyzwyczaili się do częstych uniesień i to teraz przekładało się na ich ruchy - gwałtowne, pospieszne, niecierpliwe. Całe szczęście, że nie musieli walczyć z ubraniami, bo ich rozedrgane oczekiwaniem dłonie nie potrafiłyby walczyć z guzikami, zamkami, zapięciami. A jednak były też słabe strony tego, że leżeli obok siebie zupełnie nago - Leo nie mógł czekać. Wydawało się, że jest w swoich pieszczotach dużo bardziej natrętny i niecierpliwy niż Andro, przez co stawał się momentami wręcz brutalny. Tym razem to on miał pełną kontrolę. I korzystał z tego w pełni.

    [już ładnie zakończ, proszę ;)]

    OdpowiedzUsuń
  86. Leo czuł się... spóźniony. Słońce igrało już na niebie, przechodzącym z wolna od granatu, przez szarość do tego rześkiego błękitu, z którym kojarzyła mu się droga do pracy. Miasto o tej porze jest jeszcze puste, ciągle senne i zmęczone, bo każda noc jest trudna. W redakcji nie ma żywego ducha, choć czasem zaraz po nim przychodzi Samara, taka sama pracoholiczka, jak on. Myśli pojawiały się w jego głowie jak strzępki i nagle stwierdził, że to wina niedotlenienia. Coś było nie tak. Wciąż oddychając ciężko, podniósł się do siadu, choć nie wyplątywał nóg z tej naturalnej plątaniny, którą utworzyły w skotłowanej pościeli wraz z nogami Andro. Umościł się wygodnie, choć odrobinę drażniło go wilgotne od potu prześcieradło, klejące się do skóry. To jednak nie było ważne. Póki co musiał się uspokoić, bo czuł, że nadciąga atak paniki. Oczywiście, takie ataki w jego wykonaniu nie były groźne - zazwyczaj, by wrócić do równowagi, wystarczał mu papieros - ale przerażała go myśl, że Andro byłaby świadkiem tego rzadkiego wydarzenia. Oddychał więc głęboko, a myśli skupił na pierwszym, co rzuciło mu się w oczy, a była to stopa kobiety, wystająca spod kołdry. Sięgnął po nią i ułożył na swoich kolanach, tak, że był teraz widoczny dla swojej kochanki z profilu. Na szczęście zagrożenie minęło, już nie czuł nic.
    - Tu też masz łaskotki? - zapytał po chwili, ochrypłym po niedawno przeżytej rozkoszy głosem, jednocześnie sunąc palcem po wewnętrznej stronie stopy brunetki, jakby czekał, aż poderwie się, wstrząsana gwałtownym chichotem, aż zacznie się wyrywać, piszczeć i wszystko znów będzie tak samo, jak poprzedniego wieczora, gdy przez całe minuty liczyły się tylko jej dłonie w kontakcie z jego skórą, jej zapach, jej śmiech, ona...

    OdpowiedzUsuń
  87. Jej dźwięczny śmiech, przypominający dzwonienie setek drobnych dzwoneczków, rozproszył wszystkie cienie. Leo nigdy nie czuł tak silnego wpływu podobnej drobnostki, było to dla niego cudownie, rozkosznie nowe i niezwykle przyjemne. Jakby, póki ten wspaniały dźwięk trwa, nie mogło się stać nic złego, jakby Andro roztaczała wokół nich ochronną bańkę. A fakt, że odkrył tak łatwy sposób, by brać dla siebie trochę tej magii, był jednocześnie zaskakujący i zachwycający. Miał wrażenie, że dzięki temu są teraz bardziej związani ze sobą, choć zupełnie nie rozumiał tego uczucia. Logicznie myśląc, nie miało to żadnego związku z ich rodzącą się więzią, ale już nic w jego relacjach z Andro nie kierowało się zasadami logiki.
    Uśmiechał się z każdą chwilą coraz szerzej, zdziwiony, jak nagłą i gwałtowną reakcję wywołał tak drobnym dotykiem. Wystarczyło tylko znać odpowiednie miejsce. Lubił też poczucie kontroli, zupełnie inne niż to, którego doznawał, gdy się z nią kochał i podlegała jego woli. Ale w końcu zadziałały jej słowa i jej lekki, swobodny dotyk na jego skórze. Wciąż wyginał usta w uśmiechu, nawet gdy zaprzestał swoich tortur, a chichot Andro rozbrzmiał w sypialni ostatnim dźwiękiem. Wpatrywał się w jej twarz, nagle znajdującą się tak blisko niego, twarz, o której myślał, że ją zna, ale teraz, gdy promienie porannego słońca oświetlały ją z ukosa, zauważył, że nic o niej nie wiedział. Nie miał pojęcia, jaką barwę mają jej powieki, gdy są przymknięte, oczywiście bez cienia makijażu na tym fragmencie delikatnej jak pergamin skóry. Nie spodziewał się, że jej rzęsy będą rzucać na policzki tak długie cienie, że jej usta będą wyglądać tak kusząco w towarzystwie zabłąkanego kosmyka włosów, że jej uśmiech może działać na niego w ten sposób... Że nagle wcale nie będzie miał ochoty jej całować, a jedynie objąć, dotknąć.
    - Andro - zaczął ochrypłym głosem. A potem zamilkł, tylko wpatrując się w nią, niezmieszany i spokojny.

    OdpowiedzUsuń
  88. [tatuaż! nie pieprzyk, tylko tatuaż w kształcie gwiazdki, granatowy ^^ ;p]

    Dziwiło go to, jak wiele potrafił zmienić jej śmiech, przede wszystkim w nim samym, bo po Andro nigdy nie było widać żadnych zmian, jakby każdy gest, każdy ruch przychodził jej zupełnie łatwo. Przez to niezwykle trudno było odkryć, co się z nią dzieje - teraz już wiedział, że to po prostu wyrobienie, i podświadomie czuł, że i on jest dla niej podobną zagadką. W końcu wydawało się, że są tacy sami. Teraz jednak miał świadomość, że zrobili duży krok, choć w takiej chwili, jak gdy przebudził się w jej łóżku, wydawało mu się, że za każdym razem, gdy już wszystko układa się dobrze, oni znów cofają się do punktu, w którym zaczęli. To mogło być nużące, ale jeszcze nie teraz, nie, gdy Andro była tak blisko niego, że czuł na skórze jej oddech i bez trudu mógł policzyć jej rzęsy. Szczególnie podobało mu się, że przyszło im to tak łatwo, jakby od dawna spędzali w ten sposób wspólnie ranki. Nie przestawał się uśmiechać; oplótł ją jednym ramieniem, drugim wciąż przytrzymując jej łydkę na swoich kolanach. I tak było dobrze. Już nawet nie pamiętał, co chciał powiedzieć, choć po chwili pomyślał o wielu rzeczach, o których chciał, by wiedziała Andro.
    - Nie gotuję. - zaczął nagle, na moment uciekając gdzieś w bok spojrzeniem, bo poczuł się dziwnie ze świadomością, że sam z siebie, nieproszony, powiedział te słowa. A po nich popłynęły następne.
    - Nie umiem i chyba nie lubię. Nie pamiętam nawet, kiedy ostatnio robiłem kanapki. Więc raczej nie licz na śniadania do łóżka czy romantyczne kolacyjki u mnie. No, chyba że lubisz jedzenie na wynos, bo tylko tyle mogę ci zaproponować. - zakończył gwałtownie, ciągle zaskoczony. Wrócił spojrzeniem do twarzy Andro i zagryzł niepewnie wargę, czekając na jej reakcję. No bo: hej! Jak na niego to i tak było dużo - tyle słów na raz, tyle faktów z jego życia! Chyba na niewiele więcej mogła liczyć w tej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  89. [jak najbardziej ;)]

    Zauważył. Był wyczulony na punkcie miejsc i znaków na swoim ciele, które w jakimś stopniu kojarzyły mu się z przeszłością, a ta ciemnoniebieska gwiazdka była właśnie takim punktem. Niejednokrotnie pocierał ją, gdy się denerwował lub był czymś zakłopotany, więc też było wiadomo, że ciągle o niej pamięta. Kiedyś eksponował ją bardziej - nosił ten bok podgolony, by można ją było bez trudu dostrzec - ale z czasem zaczęła mu się źle kojarzyć. Teraz przykrywały ją dłuższe kosmyki, choć, jak widać, nie tak trudno ją wypatrzeć. Zignorował jednak te drobne zabiegi Andro, bo naprawdę nie chciał pamiętać. I nie chciał jej też usuwać.
    Gdy spojrzała na niego, zdziwiona tym nagłym potokiem słów, zamarł. Sam nie wiedział, czego się spodziewał, ale na pewno nie tego. Po jej pierwszym pytaniu wyczuł, że się zgrywa, więc na jej uśmiech odpowiedział uśmiechem. Ale później... Oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia. Naprawdę nie wiedział, czego oczekiwał. Nie tego. Przez chwilę tkwił w bezruchu, a potem potrząsnął lekko głową i znów uśmiechnął się.
    - Ja? Serio? Chcesz zrobić mi śniadanie? - zapytał, ciągle nie dowierzając w absurdalność tej, hm, rozmowy i sytuacji. Opanował się jednak szybko. Chciał opowiedzieć jej o sobie, chciał, by go poznała. A to był dobry moment na podzielenie się z nią kilkoma szczegółami.
    - Nie jadam śniadań. Zazwyczaj rano wypijam tylko kawę. - urwał, pomijając wzmiankę o papierosach, wypalanych jeden za drugim odkąd otworzy oczy. Jak to się stało, że jeszcze nie miał żadnego w ustach?!

    OdpowiedzUsuń
  90. Nie, to nie było dziwne. Raczej... zaskakujące. I całkiem miłe. Gdy pomyślał, że mogliby usiąść razem przy stole i, jak cywilizowani ludzie, zjeść razem normalne śniadanie - w jego myślach były to grzanki z serem, pomidorami i świeżymi ziołami - zrobiło mu się rozkosznie ciepło. Jakby zjedzenie wspólnego posiłku pokonywało między nimi kolejną barierę, tworzyło kolejne powiązanie. Gdy jednak usłyszał odpowiedź Andro, wszelkie jego nadzieje rozpłynęły się. Nie okazał żalu; w końcu sam tego chciał.
    Każdy szczegół był dla niego ważny. Gdy dostrzegł, jak nawija na palec kosmyk włosów, znów poczuł się... dziwnie. Jakby towarzyszył jej w jakimś intymnym momencie, choć od miesięcy robili razem rzeczy, które wymagały większego odsłonięcia się. Było w jej ruchu tyle gracji i swobody, że aż wstrzymał na chwilę oddech. I wtedy przypomniał sobie - jest moja i już zawsze będzie w ten sposób zwijać włosy na palcu. Odetchnął głęboko.
    Wsłuchiwał się w jej słowa z żywym zainteresowaniem, choć przyszło mu do głowy, że mógłby to po prostu... zobaczyć. Wiedział jednak, że odpowiada na jego wyznania, że jest to znak, że chce tego samego, co on. Uśmiechnął się na tę myśl. I skinął głową.
    - Od dawna biegasz? - zapytał po chwili, jakoś swobodnie unosząc dłoń do jej włosów i przesuwając nią po miękkich, splątanych kosmykach. Tym razem jego zdziwienie na odruch własnego ciała było mniejsze niż zwykle, bo cieszył go każdy taki gest, nie ważne, czy to on go wykonywał, czy ona.

    OdpowiedzUsuń
  91. Znów pomyślał, że są do siebie bardziej podobni, niż można przypuszczać. W jej historii odnalazł cząstkę siebie, choć opowiadała o takiej bzdurze, jak bieganie. Z tym że ona była konsekwentna i wróciła do sportu, a on zaniechał jakichkolwiek starań. Nie musiał ćwiczyć, męczyć się i pocić na siłowni czy gdziekolwiek indziej, by zachować nienaganną sylwetkę. W genach dostał dość drobną, jak na mężczyznę, budowę ciała, ale wraz z nią ładny zestaw mięśni, które zakrywały braki. Może nie był zbudowany jak atleta, ale na pewno nie miał też fałdek tłuszczu czy obwisłej skóry - całe jego ciało było sprężyste i giętkie, choć zdecydowanie narzekał na słabą kondycję. O tym ostatnim powiedział Andro, a potem zaczął opowiadać, że w liceum trenował kilka sportów, szukając dla siebie miejsca, aż w końcu, dopiero na studiach, odkrył kickboxing. Mówiąc o tym, wzruszał ramionami - to była już przeszłość.
    - Ale teraz raczej nie mam czasu, ochoty ani energii na jakąkolwiek aktywność fizyczną. - zakończył. To nie było do końca prawdą, ale jego umysł nagle zasnuł się dobrze znaną mu mgłą. Nie walczy z nią; przesunął się w stronę brunetki i, chwytając w dwa palce jej brodę, zaczął całować ją, początkowo niespiesznie i miękko, stopniowo napierając na nią coraz bardziej.
    - No, nie licząc tego. - mruknął, odsuwając się od niej na chwilę z figlarnym uśmiechem.
    Podobała mu się swoboda, z jaką teraz mogli już ze sobą rozmawiać o takich bzdurach, ale zmęczyło go to. Jakby ciągle musiał pozostawać skupiony, by nie popełnić jakiejś gafy, nie zgubić kroku. Łatwiej było na chwilę przerwać, a potem wrócić do tematu, jeśli jeszcze będą chcieli. Ale tak właściwie - po co? Czy nie lepiej robić to inaczej: poznawać siebie w praktyce? Może. Ale nie teraz. Później.

    OdpowiedzUsuń
  92. Zaśmiał się cicho, słysząc jej odpowiedź, bo dokładnie takiej się spodziewał. Wiedział, że nie odmówi sobie kilku kolejnych chwil zapomnienia, jeśli będzie miała ku temu okazję. W tej kwestii nie różnili się wcale. Oboje byli już uzależnieni od siebie, a ten nałóg mógł się tylko pogłębiać, jeśli ich relacja będzie wchodzić na kolejne poziomy. A to było nieuniknione. Chciał tego i teraz mógł już stwierdzić z całą stanowczością, że i ona ma takie same pragnienia, z czego cieszył się niezmiernie w dobrych chwilach, jak ta. Bo w złych, które wciąż miały mu się zdarzać, wcale nie był pewny ani swoich, ani jej pobudek.
    Teraz jednak liczyły się jedynie jej chętne, miękkie, pachnące rozkoszą usta i ręce zaplecione na jego karku, w miejscu zdecydowanie zbyt czułym na najlżejszy dotyk. On też na szczęście znał najczulsze rejony jej ciała, tak dokładnie, że mógłby odnaleźć je z zamkniętymi oczami. A potem zatonąć w pieszczotach. To, niestety, nie było im dane, bo nagle do ich uszu dotarł uparty, natrętny dźwięk telefonu. Leo nie przywykł ignorować przychodzących połączeń, wiedząc, że w znacznej większości chodzi o pracę, więc w sekundzie spiął się cały, jakby z trudem powstrzymując się przed ruszeniem w kierunku salonu, gdzie została jego komórka. Oderwawszy się od warg Andro zrozumiał jednak, że to nie jego telefon przeszkodził im, więc odetchnął z ulgą, uśmiechnął się, a potem cmoknął ją raz jeszcze. Przesunął dłońmi po gładkich ramionach kobiety, spoglądając na nią ciepło.
    - Odbierz. Wrócimy do tego. - wymruczał miękko, znów całując ją przelotnie, ale już chwilę później niemal zrzucał ją z siebie, ze śmiechem muskając jej żebra, o których już wiedział, że są czułe na łaskotki. Szybko cofnął się na łóżku, by nie mogła odwdzięczyć mu się czymś podobnym, a potem opadł na skotłowaną pościel, układając ręce pod głową. Było widać, że już zupełnie wróciła mu swoboda z poprzedniego wieczora.

    OdpowiedzUsuń
  93. Początkowo walczył z pokusą, by posłuchać, o czym rozmawia Andro, ale gdy tylko zrozumiał, że zaraz będą musieli się rozstać, zaprzestał śledzenia tego, co mówi. I tak niewiele rozumiał, choć uznał za znak zaufania to, że została w sypialni, nie wyszła, by w spokoju porozmawiać. Nie patrzył więc w ogóle w jej kierunku, zajęty jakimiś nieważnymi myślami - jak to, przy którym kiosku się zatrzyma w drodze do domu, by kupić papierosy. Ledwo do niego dotarło, że Andro rozłączyła się, choć gdy zaczęła wspinać się na łóżko, a materac poruszył się pod ciężarem jej ciała, przeniósł na nią uśmiechnięte spojrzenie. Odwzajemnił pieszczotę, odrobinę zdziwiony, bo spodziewał się raczej, że natychmiast wygoni go z łóżka. Pocałunek jednak pozwolił mu sądzić, że rzeczywiście wrócą do tego, co przerwał im dzwoniący telefon, ale nie, kobieta odsunęła się od niego, a jej słowa rozwiały wszelką nadzieję Leo. Skrzywił się teatralnie, a potem oplótł ją ramionami i odwzajemnił kolejny, tym razem dużo krótszy pocałunek. Z sapnięciem uniósł się na łokciach, by cmoknąć obojczyk Andro, a potem usiadł zupełnie, znów lądując z nią na kolanach. Przesunął opuszkami palców po jej czole, policzku i brodzie, a potem skinął głową, jakby dawał jej przyzwolenie, by wstała i zaczęła szykować się do wyjścia.
    - Jasne, idź. Ja też jestem już spóźniony. - odparł, wciąż ciepłym i lekko chropowatym głosem, jednocześnie przysuwając się do brunetki tak, że ostatnie słowo wypowiedział wprost w jej wargi.

    OdpowiedzUsuń
  94. A jemu te drobne czułostki wydawały się już tak naturalne i zwyczajne, jakby to wcale nie była ich pierwsza wspólnie spędzona w ten sposób noc. Uwielbiał jednak zdziwienie, malujące się na twarzy Andro, gdy pozwalał sobie na podobną pieszczotę, i miał nadzieję, że to nie minie. Jeśli nie w ten sposób, to będzie zaskakiwał ją w inny, nie ma problemu, o ile tylko ona będzie na to gotowa. Bo on już był, przynajmniej tak mu się wydawało, choć gdy telefon rozdzwonił się po raz pierwszy, pomyślał, że jeśli teraz wróci do domu i spędzi zwyczajny, wypełniony pracą i obowiązkami dzień, to gdy znów się spotkają nic nie będzie takie samo. Obawiał się tego, bo pamiętał swoje zagubienie, gdy obudził się w jej łóżku tego ranka. A co, jeśli tak samo będzie się czuł za każdym razem, gdy będą robili coś, czym zajmują się zwykłe pary? Nie chciał o tym myśleć. Na to nie był gotowy.
    Teraz jednak na dłuższą chwilę jego myśli znów wypełniły się mgłą pożądania, która przysłaniała wszystko inne. Ciało Andro, tkwiące tak blisko niego, sprawiało, że nie mógł się skupić nawet na pocałunkach, bo pragnął ciągle więcej, bardziej, mocniej. Dlatego, gdy jej usta zaczęły wędrować w dół jego ciała, co jakiś czas obdarzając je drapieżnym ugryzieniem, odetchnął z ulgą. Całe szczęście nie zostawi go niedopieszczonego. A potem telefon rozdzwonił się znowu, a Leo jęknął przeciągle, chwytając ją za nadgarstek. Wyswobodziła się jednak z łatwością, bo i on nie chciał zatrzymywać jej na siłę, wiedząc, że to nic nie da. A jeśli będzie chciała kontynuować, to do niego wróci... I w tej samej chwili, w której odebrała swoją komórkę, w innym pokoju rozdzwonił się jego telefon. Znów jęknął, a potem zwlekł się z łóżka i powlókł do salonu, nieskrępowany swoją nagością.

    OdpowiedzUsuń
  95. Leo z trudem pozostawał skupiony na rozmowie, bo rozpraszały go rozrzucone wokół kanapy ubrania i wspomnienia, jak zdjęcia, przewijające mu się pod powiekami. Gdy jednak zniecierpliwiony głos szefowej zapytał, czy w ogóle jej słucha, zdołał zamknąć oczy i już spokojnie odpowiadać na pytania, dyskutować i proponować rozwiązania. Wszyscy w redakcji już czekali na niego, ale bez trudu usprawiedliwił się męczącą podróżą i koniecznością odespania. Wiedział, że reszta jego ekipy wzięła na ten dzień urlop, ale on był niezbędny, by dalsze prace nad sesją ruszyły, więc nie mógł sobie odpuścić, poza tym dość szybko regenerował siły. Zdołał jednak udobruchać Samarę, a potem zaproponował, by przedyskutowali część kwestii teraz, przez telefon. Zgodziła się niechętnie, co Leo wyczuł natychmiast, ale nadrabiał entuzjazmem za ich dwójkę. Ledwo zarejestrował, że Andro przemknęła przez salon - na jej pytanie wymruczał coś niewyraźnego, z lekkim uśmiechem przyjmując z jej rąk swoje rzeczy. Zaczął się ubierać, choć zaraz musiał przerwać, gdy poczuł, jak pachnie jego koszula. Uśmiechnął się, wyczuwając woń cytrusowego żelu pod prysznic, delikatnych perfum Andro i ulotnego zapachu, który kojarzył mu się z rozkoszą. Rozłączył się, obiecując, że niedługo pojawi się w redakcji, a potem ruszył w kierunku kuchni, o dziwo nie gubiąc się nigdzie po drodze. Stanął w progu, dopinając ostatnie guziki wymiętej koszuli, z marynarką pod pachą i paczką papierosów uwypuklającą się w kieszeni spodni. Uśmiechnął się, oparty o futrynę drzwi, bez słowa obserwując poczynania Andro. Po chwili przyjął od niej filiżankę kawy - skąd wiedziała, jaką pija, to on nie miał pojęcia - przelotnie muskając przy tym jej dłoń.
    - Jakieś problemy? - zapytał po upiciu pierwszego łyku oleistego napoju. Wiedział, że nie mają już czasu na rozmowę, ale póki żadne z nich o tym nie mówiło, wszystko było w porządku.

    OdpowiedzUsuń
  96. Skinął głową na jej pierwsze słowa, uspokojony, choć nawet nie wiedział, że się denerwuje. Nie chciał, by przez niego miała problemy w pracy, a już miał na sumieniu jej spóźnienie, więc tym tłumaczył sobie swój niepokój. Gdy jednak na wspomnienie niecierpliwego klienta znów poczuł falę gorąca, zrozumiał, że chodzi o coś więcej. Jego wzrok zatrzymał się na rozcięciu na jej wardze, o którym zupełnie zapomniał. Teraz stwierdził, że powinien bardziej uważać - było widać, że jego gwałtowne, agresywne pieszczoty zrobiły swoje i ranka wyglądała gorzej, niż poprzedniego dnia. Syknął cicho, wprost w filiżankę, więc Andro nie mogła niczego zauważyć, ale zamierzał zapytać. I uważać następnym razem. Zaczął się zastanawiać też, czy na jej ciele nie zauważył innych poszlak, które wskazałyby na to, że stało się coś niedobrego. Zdecydowanie był złym chłopakiem, że wcześniej o tym nie pomyślał.
    - Nic wielkiego. Samara świruje. - odparł obojętnym głosem, bo stan jego szefowej był mu w tej chwili doskonale obojętny. Znów skupił się bez reszty na brunetce, na sposobie, w jaki trzymała w dłoniach filiżankę, jak spoglądała na niego znad parującej kawy, jak uśmiechała się, tak swobodnie i lekko, że jej usta wydawały się stworzone do tego grymasu. A potem telefon znów rozdzwonił mu się w kieszeni sygnałem esemesa, który zrzucił go na ziemię. Przeprosił i odczytał wiadomość, krzywiąc się, a potem schował komórkę, podchodząc do kobiety. Pocałował ją lekko, jedynie przelotnie, choć zdążył poczuć na jej ustach nowy smak - pasty do zębów i kawy - a potem odstawił na blat pustą filiżankę i zaczął ubierać marynarkę.
    - Opowiem ci wszystko następnym razem. A ty przygotuj dobre tłumaczenie dla tego. - odparł, przy ostatnim słowie muskając opuszką palca jej wargę. - Proszę, uważaj na siebie. - dodał, ciszej i łagodniej, jakby wstydził się swojej troski. Nie patrzył przy tym w jej oczy, ale właśnie na to niewielkie rozcięcie, które stało się dla niego symbolem... no właśnie, czego? Nie chciał nazywać tych uczuć.
    - Dziękuję za kawę. - rzucił już normalnym tonem, znów uśmiechając się lekko. - I w ogóle za wszystko. - zakończył, zaraz potem całując Andro po raz ostatni, ciepło i, jak zwykle, zbyt krótko.
    - Trafię do drzwi. - mruknął i już go nie było.

    OdpowiedzUsuń
  97. Przez cały dzień, nawet w chwilach, gdy teoretycznie powinien był pracować, rozpamiętywał wydarzenia poprzedniego wieczora i dzisiejszego ranka. Wszystko to wydawało mu się nierealne jak sen, szczególnie, gdy wrócił już do swojego życia, które tym razem przypominało wyścig z czasem. Nie było szans, by wyrwał się z redakcji choć na chwilę, ale nie przeszkadzało mu to - miał swoje wspomnienia, którymi nasycał się, które nie traciły barw ani wyrazistości, a jedynie te mniej przyjemne gubiły się w powtarzanym w kółko ciągu zdarzeń. Ze szczególną mocą wracały do niego szczegóły - jakiś ulotne wrażenia, zapachy, smaki, faktury. Z pamięci mógł na przykład narysować stopę Andro albo opowiedzieć, jak światło porannego stopnia z każdą chwilą coraz bardziej rozjaśniało jej twarz. To wszystko zaskakujące i cudownie, rozkosznie nowe.
    Ze zdziwieniem odkrył, że w żaden sposób nie umówili się na kolejne spotkanie. Przez cały poranek szukał sposobności, by do niej zadzwonić, ale gdy w końcu udało mu się wygospodarować chwilę na rozmowę, kiedy chwytał telefon, napadały go obawy. Czy na pewno niczego sobie nie wymyślił, nie dopowiedział? Czy to wszystko było prawdziwe? Czy ma prawo oczekiwać ciągu dalszego? Czy Andro dała mu jakikolwiek sygnał, że chce czegoś więcej niż ta jedna noc? Szybko stracił rachubę. Nie wiedział już, co było faktem, a co jego domysłem. I zaczynał rozumieć, jak przez cały czas czują się kobiety, dostrzegając wszelkie niuanse sytuacji, analizując równe wyjścia. Przez to wszystko okazało się, że zapomniał o telefonie - przegapił przerwę na lunch, a potem nie miał już nawet czasu, by napić się kawy, nie wspominając już o spojrzeniu na komórkę. A gdy usiadł w fotelu, wymęczony po całym dniu, z nadzieją na spędzenie miło wieczoru, okazało się, że jest już zbyt późno na telefony. Wątpił, by Andro już spała, ale też nie chciał wyjść na natręta, więc zrezygnował z dzwonienia do niej. Wiedział, że uda im się spotkać jakoś.
    A potem zaświtał mu w głowie plan.
    Wstał jak zwykle, kilka minut po piątej. Jego mieszkanie wydawało mu się dziwnie puste i obce; czuł, że powinien być gdzie indziej. Stłumił jednak te emocje, wiedząc, że nie mają najmniejszego sensu, a potem zabrał się za swoje poranne rytuały. Okazało się jednak, że szykuje się w pośpiechu, a zamiast spodni z kantem ostrym jak brzytwa i dostarczonej przez pralnię koszuli, wyciągnął z szafy dresowe spodnie i zwykłą, jednobarwną podkoszulkę. I zaledwie kilka chwil później pokonywał puste uliczki miasta, by zaparkować przed budynkiem Andro z nadzieją, że jeszcze nie wyszła dopełniać swojej porannej rutyny. Stanął przed wejściem, przestępując z nogi na nogę w niecierpliwym oczekiwaniu - czuł się jak głupek, ale jednocześnie nie wątpił, że sprawi jej przyjemność swoją wizytą. A może nie? Znów ogarnęły go obawy. Zaczął zastanawiać się, czy już nie wyszła, ale i tak nie wiedział, gdzie jej szukać, więc postanowił poczekać jeszcze chwilę, a potem zniknąć i nigdy o tym nie wspominać.

    OdpowiedzUsuń
  98. Nie spodziewał się, że aż tak ucieszy się na jego widok. Wcześniej utworzył w myślach kilka scenariuszy, a jeśli już udawało im się w nich spotkać, zawsze kończyło się to albo kłótnią, albo niezręczną ciszą. Nie przewidział, że i ona mogła tęsknić, wyglądać ich spotkania z niecierpliwością, marzyć o kolejnych rajskich chwilach. Zaskoczenie, malujące się na jej twarzy, sprawiło, że przez chwilę był jak wrośnięty w ziemię. Ale nie tylko to. Wyglądała... inaczej. Nie chodziło tylko o strój, który znacząco odbiegał od tego, w czym zwykle ją widywał, ale też o coś w jej oczach, zamianę widoczną w rysach twarzy, w ruchach. Była zupełnie odmieniona. A może po prostu zdążył zapomnieć, jaka jest piękna, jak szczęście i radość dodają jej uroku, jak uśmiech rozświetla jej tęczówki i nadaje skórze blasku. Bo nie wątpił, że to samo widział już w niej, jedynie nie był tego świadomy. A teraz uderzał w niego każdy najdrobniejszy szczegół. Wszystko to zaskakujące i piękne zarazem! Teraz wiedział, że to tak powinni przywitać się dwa dni temu - zupełnie spontanicznie, z energią, z entuzjazmem. Nie żałował jednak niczego, bo wiedział już, że tak mogą wyglądać wszystkie ich dni. W tym samym momencie Andro przerwała jego rozmyślania, pogłębiając pocałunek. Wiedział już, że cieszy się na jego widok, ale żeby aż tak? Miał ochotę zaśmiać się, ale ciągle tkwili blisko siebie, więc nie było ku temu okazji. A gdy w końcu przerwali czułą pieszczotę, a dłonie kobiety wciąż tkwiły na jego karku, poczuł, że wszystko jest na swoim miejscu. Jednak mimo wszystko musiał się odsunąć, ale cofnąwszy się o krok oddalił się tylko od drzwi. Wskazał jednak na swoje buty - zupełnie nowe, ze lśniącymi jeszcze czubkami i niesplątanymi sznurówkami. Uśmiechnął się niemrawo, nagle zawstydzony, że wpadł na pomysł, by przyjść tutaj w tym głupim stroju. Przecież wiedział, że ze swoją marną kondycją będzie jej tylko przeszkadzał podczas biegania, a jednak... za bardzo mu jej brakowało, by czekać. A teraz nie zamierzał marnować czasu; chciał jej pokazać, że rozumie jej pasje, a nawet jest gotowy je z nią dzielić. No, zobaczymy, co z tego wyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
  99. Na jej pytanie najpierw nie odpowiedział, przez chwilę wahając się, ale potem pokiwał energicznie głową, choć widać było, że ma ochotę zrobić coś wprost przeciwnego. Nie łudził się, że będzie w stanie dotrzymać jej kroku, ale i tak cieszył się, że go nie wygoniła i nie wyśmiała. Ciągle nie dowierzał, że sam, z własnej woli przyjechał do niej, by pójść pobiegać! To wydawało mu się nienormalne, ale już wiedział, że tak jest tylko za pierwszym razem, a potem zdziwienie i zagubienie mija. Miał też nadzieję, że jego sporadyczne treningi na basenie (do których poprzedniego ranka nie przyznał się Andro, choć sam nie wiedział, dlaczego) pozwolą mu wytrzymać na tyle długo, by nie zrobić z siebie pośmiewiska.
    Bez protestów dał jej wciągnąć się do mieszkania, gdzie stanął przy ścianie i skrzyżował ręce na brzuchu, przyglądając się jej, jak zakłada i wiąże buty. Znów zaskoczyła go zwyczajność tego obrazka, ale była to tylko chwila, mgnienie, po którym na jego usta wstąpił znów lekki, swobodny uśmiech.
    - Tak, jestem pewien. - odparł, w tej samej chwili przewracając z rozbawieniem oczami. Teraz nie zamierzał się już wycofywać.
    Pozwolił jej pociągnąć się w stronę wyjścia, choć czuł się dziwnie niezręcznie, jakby kontakt tylko z jej dłonią był czymś nienormalnym. I chyba tak było w ich przypadku, choć przypomniał sobie, że ostatnim razem w ten sam sposób, za rękę, prowadziła go do łazienki. Ale miał usprawiedliwienie - był wtedy półżywy. Wtedy dotarło do niego, jak głupie jest to, co robi: znów przesadza z interpretacją wszelkich najdrobniejszych szczegółów. Ale taki już był. Z zewnątrz obojętny, nieczuły ignorant, a w środku chorobliwy pedant z nerwicą natręctw... Otrząsnął się z tego dziwnego humoru, przez całą drogę do windy (wciąż nie akceptował istnienia schodów) zasypując Andro pytaniami - o wczorajszy dzień, o całe poprzednie trzy tygodnie, o akcję, do której zaczynała przygotowania tego wieczora, gdy zabrała go ze sobą na bankiet, a w końcu też o to zranienie na jej wardze, które nie dawało mu spokoju.

    OdpowiedzUsuń
  100. Słuchał jej z żywym zainteresowaniem, choć, jak dla niego, to mogłaby nawet opowiadać ciągle jedną i tę samą historię, bo przyjemność sprawiało mu już samo brzmienie jej głosu. Podobało mu się też, z jaką pasją mówi o swojej pracy, jaka pochłonięta jest swoją opowieścią, jak zajmują ją te wszystkie pozornie nieistotne drobiazgi, na które on teraz też zwraca uwagę. Uwielbiał ją za to wszystko jeszcze bardziej i nagle, za sprawą jej głosu i słyszalnej w nim swobody, lekkości, poczuł się częścią jej świata. Może póki co niewielką, niezbyt znaczącą, ale to mogło się zmienić, prawda? Taką miał nadzieję.
    A potem usłyszał, jak to się stało, że na jej wardze pojawiło się to niewielkie rozcięcie. Na chwilę zmarszczył brwi, a jego usta zacisnęły się w wąską linię, bo nawet, gdy okazało się, że to było nic strasznego, Leo nie mógł się pozbyć tej jednej myśli, że ktoś ją pod jego nieobecność skrzywdził. Co prawda wiedział, że sama umie o siebie zadbać, bo tego wymaga też jej praca, ale to nie zmieniało faktu, że czuł się za nią w jakiś sposób odpowiedzialny. Dopiero, gdy do jego uszu dotarł wspaniały dźwięk jej śmiechu, zrozumiał, że przesadza. Przytrzymał ją przy sobie, gdy musnęła jego wargi swoimi, a potem uśmiechnął się lekko, słysząc jej słowa. Skinął jej głową i pochylił się, by pocałować ją raz jeszcze, a potem zwinnie uciekł z jej ramion, zaśmiewając się, gdy rzucił się biegiem pomiędzy drzewa parku, do którego właśnie doszli.
    - Berek! - krzyknął, będąc już kilka metrów dalej. Miał nadzieję, że zdoła jej uciec, wykorzystując tych kilka sekund, podczas których zbierała się do startu.

    OdpowiedzUsuń
  101. Początkowo biegł raczej swobodnie, niezbyt szybko, jakby nie był pewien, czy mięśnie nie odmówią mu posłuszeństwa, ale gdy zobaczył, że Andro go dogania, przyspieszył, wypadając spomiędzy drzew na alejkę. Tam już nie miał z nią szans, choć walczył do ostatniej chwili, dysząc ciężko i pojękując, gdy w końcu go złapała. Miał nadzieję, że ulituje się nad nim i odpuści, ale nie - ona zgrabnie wywinęła się z jego ramion i znów uciekła, z obietnicą nagrody na ustach. Uśmiechnął się na myśl o tym, co może go czekać, gdy ją dopadnie. To dodało mu sił. Rzucił się w pogoń za nią, oddychając z trudem, ale nie poddawał się. Stopniowo zbliżał się do niej, a jej sylwetka kusiła go i przyciągała swoimi doskonałymi kształtami. Jego wzrok zatrzymał się na jej karku, co jakiś czas omiatanym kosmykami włosów z pięknego, wysokiego końskiego ogona, a chwilę później chwycił ją w pasie, gwałtownie zatrzymując się i unosząc ją w powietrze z triumfalnym okrzykiem. W tym starciu nie miała z nim szans. Przerzucił ją sobie przez ramię z taką łatwością, jakby ważyła tyle, co piórko, choć wciąż nie mógł złapać oddechu po biegu. Zaśmiał się, widząc zaskoczone spojrzenia ludzi mijających ich na wąskiej parkowej alejce, a potem podrzucił ją lekko, tym samym znów stawiając ją na ziemi.
    - Moja nagroda. - rzucił głośno, tonem obrażonego dziecka, mocno trzymając Andromedę za biodra.

    OdpowiedzUsuń
  102. Zamruczał z aprobatą, gdy poczuł wargi Andro na swoich ustach. Rozkoszował się tym pocałunkiem, przyciągając ją do siebie zupełnie blisko, by ani myślała go przerywać, ale ona i tak odsunęła się od niego, a zrobiła to stanowczo zbyt szybko. Sapnął, niezadowolony, choć jej słowa natychmiast udobruchały go. Z entuzjazmem pokiwał głową, a potem na chwilę znów przywarł do jej warg, by zaraz ruszyć w kierunku, z którego przyszli, z brunetką przyciśniętą do swojego boku.
    - Rozumiem, że poranny trening uznajemy za zakończony? - mruknął, unosząc pytająco jedną brew. Zaraz jednak coś przyszło mu do głowy, więc oderwał się od ciała Andromedy i wskazał na ścieżkę przed nimi. Wiedział, że zaskoczy ją swoją decyzją, by przebiec się jeszcze kawałek, ale on zwyczajnie miał na to ochotę, a poza tym, to znaczyło, że szybciej znajdą się u niej. Biegli więc, szturchając się co jakiś czas, a Leo niecnie wykorzystywał świadomość drażliwości boków Andro na łaskotki, by zostawić ją za sobą w tyle, choć ona szybko odzyskiwała spokój i wyprzedzała go, machając mu przed nosem włosami. Dotarli na parking przed budynkiem, w którym mieszkała, zaskakująco szybko, choć Leo musiał oprzeć się o ścianę, by złapać oddech. Nie spuszczał jednak spojrzenia z brunetki, podziwiając, jak pięknie wygląda nawet po wysiłku, z włosami nieco potarganymi wiatrem i czołem zroszonym pojedynczymi kropelkami potu.
    A w tej chwili rozdzwonił się jego telefon i wszystko potoczyło się już zaskakująco szybko. Odebrał, wcześniej mrucząc coś o tym, że to ważne, a potem przeprowadził krótką, ale zaskakująco pełną pytań i pospiesznych odpowiedzi rozmowę, którą zakończył stwierdzeniem, że zaraz będzie... gdzieś. Wrócił spojrzeniem do twarzy Andro, starając się uśmiechnąć, choć wyszło mu to marnie, a potem szybko pożegnał się z nią bez słowa tłumaczenia. Wsiadł do zaparkowanego niedaleko samochodu i już go nie było.

    OdpowiedzUsuń
  103. A on nie zadzwonił. Ani tego dnia, ani następnego. Nie zjawił się w pracy, a w redakcji jedynie szefowa wiedziała, co takiego ważnego wydarzyło się w jego życiu, że zaniechał wszelkich obowiązków. Musiało to być coś dużego, bo właściwie zapadł się pod ziemię. Jego telefon był wyłączony, drzwi mieszkania zamknięte, a jedynym znakiem, że tam właśnie się zaszył, był samochód zaparkowany na jego stałym miejscu, choć to mogła być tylko zmyła, bo już zdarzało mu się zostawić swoje cacko na dłużej bez opieki. W każdym razie nie było z nim kontaktu, choć jedna z sąsiadek zauważyła, że dwa razy dziennie otwiera drzwi dostawcom jedzenia na zamówienie. Wyglądał... normalnie. Gładko ogolony, ubrany w wygodne jeansy i jeden ze swoich markowych t-shirtów oversize, sprawiał wrażenie, jakby nie działo się nic złego. Ale wyraźnie się chował. I nikt, poza Samarą, która kiedyś przez przypadek dowiedziała się prawdy, nie wiedział, co jest tego powodem.
    Nie był zaskoczony, gdy po raz kolejny tego dnia ktoś zapukał do jego drzwi. Zdarzało się to średnio raz na godzinę, ale otwierał tylko wtedy, gdy był pewien, że to dostawca, a nie ktoś, kto go szuka, obojętnie dlaczego to robi. Nie interesowali go współpracownicy, niepewni, co zrobić z ich wspólnym projektem, byłe kochanki spragnione dotyku jego wprawnych rąk ani w ogóle nikt inny, więc zaszywał się w najdalszych kątach mieszkania, by nie słyszeć dobijania do drzwi. Tym razem czekał jednak na pizzę, więc bez wahania ruszył, by otworzyć, ale na wycieraczce stał ktoś inny. Zaskoczony, natychmiast cofnął drzwi, jakby chciał je zamknąć, ale nie, zostawił niewielką szparę, w którą wsunął głowę i jedno ramie. Patrzył na stopy swojego niespodziewanego gościa, nie wiedząc, co powiedzieć, więc w rezultacie nawet się z nią nie przywitał.

    [zabrakło mi weny w połowie komentarza -.-]

    OdpowiedzUsuń
  104. Andromeda, którą znał, nie przyjechałaby do niego dlatego, że nie odezwał się przez kilka dni. Chyba w ogóle nigdy nie zjawiła się u niego niezapowiedziana, w przeciwieństwie do Leo, który wpadał do jej apartamentowca kiedykolwiek miał ochotę. Wiedział jednak, że wiele się zmieniło i teraz mogła się zwyczajnie martwić, a już gdy przypomniał sobie swoje zachowanie, gdy widzieli się ostatni raz, w ogóle przestał się dziwić, że przyjechała. W jakiś sposób cieszył się z jej wizyty, bo to znaczyło, że i ona ma wobec niego coraz więcej ciepłych uczuć (ciągle czuł się głupio ze swoimi prośbami, by na siebie uważała, ale teraz wiedział już, że taka troska sprawia przyjemność). Z drugiej strony był na nią trochę zły - przecież znała go i musiała już wiedzieć, że takie zniknięcia mu się zdarzają. Nie bez powodu, ale to była już inna sprawa.
    - Cześć. - odparł chłodno, gdy zwróciła mu uwagę na to, co sam wcześniej dostrzegł. Dobre wychowanie przede wszystkim, tak? Tymczasowo miał to gdzieś.
    Gdy Andro postąpiła krok na przód, musiał walczyć z chęcią ucieczki wgłąb mieszkania. Nie mogła wejść do środka. Nie mógł jej wpuścić. Nawet nie chciał myśleć o tym, co mogłoby się stać... Zwalczył jednak ten odruch i wciąż stał w bezruchu, choć w końcu podniósł na nią spojrzenie - nieobecne, zamglone i obojętne.
    - Wszystko w porządku, dzięki za troskę, będę wiedział do kogo dzwonić. Czy coś w tym stylu. - rzucił pospiesznie, już mając zamiar zamknąć jej drzwi przed nosem, ale powstrzymał się w ostatniej chwili.
    - To znaczy, że możesz już iść. - dodał po sekundzie, by wytłumaczyć swoje wahanie. Ot, czekał, aż zdecyduje się odejść.

    OdpowiedzUsuń
  105. Był zaskakująco dobrym obserwatorem, więc jego uwadze nie umknęło podenerwowanie Andromedy. Ze sposobu, w jaki jej ręka wędrowała do włosów, z łatwością wyczytał też niepokój, który zdziwił go i zmartwił, bo nie mógł znać jego źródła. A chciałby. Wiele dałby za to, by nie chowała się przed nim, by powiedziała mu wszystko wprost, a nie bawiła się w kolejne kobiece gierki czy bzdurne podchody. Był tak zaślepiony, że nie zauważał, że sam robi to samo - zakłada maskę i oddala się od niej coraz bardziej, chroniąc... no właśnie, co? Siebie? Po części na pewno tak, bo przecież wciąż przerażało go mówienie o sobie, pokazywanie jej tego prawdziwego siebie, bez udawania, bez krycia się. Ale nie tylko. Była jeszcze Ona, w obecnej sytuacji najważniejsza. I to ją musiał ochronić przed całym złem, nawet jeśli to oznaczało utratę Andromedy.
    Nie okazał zaskoczenia, gdy gwałtownym ruchem powstrzymała go przed zatrzaśnięciem drzwi. Spodziewał się, że zrobi coś podobnego, nieprzyzwyczajona do odmowy, do niewiedzy. Być może zmartwiona, ale tego nagle przestał być pewien. Wyczuwał w jej tonie gniew, choć mówiła niezwykle cicho i na pozór spokojnie, a to nie pasowało mu do troskliwej Andro, którą dostrzegł w niej zaledwie chwilę wcześniej. Nie odpowiedział więc, zupełnie nie wiedząc, jakich słów miałby użyć, by jednocześnie spławić ją i mieć nadzieję, że jeszcze będzie mógł do niej wrócić. Dostrzegł w niej jednak coś, co kazało mu sądzić, że ta chwila jest ważna dla ich rozwijającej się relacji, że nie ma wyboru i musi okazać jej choć odrobinę zaufania. Tylko że opowiedzenie jej o wszystkim wymagało dużo więcej.
    Już miał odpowiedzieć na jej pytanie, już znów spuścił spojrzenie na jej stopy, gdy gdzieś wewnątrz mieszkania rozległ się cienki pisk, a potem dźwięk tłuczonego szkła. Po nim nastała chwila ciszy i znów ten sam pisk, tym razem wyraźnie przepełniony bólem. Leo ze zdenerwowaniem spojrzał za siebie, a w jego oczach rozbłysła panika. Na chwilę znów utkwił wzrok w twarzy Andromedy, jakby oceniając, co jest ważniejsze - ich związek czy ratowanie płaczącej cicho dziewczynki, ale w końcu cofnął się i otworzył szerzej drzwi, dając jej przyzwolenie, by weszła do środka. Zaraz jednak zostawił ją i biegiem rzucił się w kierunku, z którego dochodził coraz głośniejszy szloch.

    OdpowiedzUsuń
  106. Na podłodze jego sypialni siedziała drobna, jasnowłosa dziewczynka, a wokół niej rozsypane były drobinki szkła i zabawki. Miała na sobie jasnożółtą sukienkę, teraz ozdobioną kilkoma plamami krwi, która skapywała z jej zranionej dłoni wprost na materiał. Szlochała rozdzierająco, a włosy - mające dokładnie ten sam odcień, co włosy Leo - opadały jej na twarz, gdy kuliła się w jego ramionach. Klęczał na chrzęszczącym pod jego kolanami szkle i gładził plecy dziewczynki, mówiąc te wszystkie zdania, które chcą usłyszeć w takich chwilach dzieci. Po chwili mała uniosła twarz, a spomiędzy gęstwiny blond włosów wychyliły się bystre, teraz wilgotne, ciemne oczy. Leo drgnął niekontrolowanie i spojrzał przelotnie za siebie, pewny obecności Andromedy w drzwiach pokoju. Nie miał jednak czasu myśleć o tym, jak zareagowała na blondynkę ani czy zauważyła, że jej twarz i ramiona są pokryte siniakami. Musiał uspokoić swoją małą towarzyszkę, więc wziął ją na ręce, ignorując fakt, że teraz jego t-shirt zaczął pokrywać się czerwonymi plamami. Bez słowa wyminął brunetkę i ruszył do łazienki, znów szepcząc coś uspokajająco do ucha dziewczynki. Wprawnie zajął się jej krwawiącą raną, otarł z policzków łzy i zapewnił, że pizza zaraz przyjedzie, a potem wrócił razem z nią do sypialni. Znów jedynie przelotnie spojrzał na Andro, a strach ścisnął mu wnętrzności. Miał jednak na głowie ważniejsze rzeczy, niż domysły, które musiała snuć od momentu, gdy w jego mieszkaniu usłyszała płacz dziecka.
    - Chcesz obejrzeć teraz bajkę? - zapytał blondynkę, a gdy pokiwała głową, usadził ją na łóżku i podał komputer z już wyszukaną i włączoną kreskówką. - Nie schodź z łóżka, dobrze? Zaraz wrócę posprzątać szkło. Nie schodź z łóżka. - powtórzył, cmoknął jej czoło i ruszył do wyjścia, ze zdenerwowaniem przeczesując włosy. Zatrzymał się o krok od Andro, a panika znów na chwilę odmalowała się w jego oczach, gdy szukał w głowie odpowiednich słów.
    - Muszę się tym zająć. Zaczekasz? - zapytał szeptem, by dziewczynka nie usłyszała go. Już i tak w łazience powiedziała mu, że ta pani ją przeraża, co zresztą rozumiał, bo i on bał się brunetki, gdy tak obserwowała uważnie każdy jego ruch. Teraz jednak zdenerwowanie nie pozwoliło mu tkwić w bezruchu, więc wyminął ją bez słowa i ruszył do łazienki, by wziąć miotłę i sprzątnąć rozniesione po całej sypialni szkło.

    [jaki syf...]

    OdpowiedzUsuń
  107. [kurwa, dalej nie wiem, co zrobić z tą małą...]

    Leo nie wiedział, co kazało mu zajrzeć do korytarza i sprawdzić, czy Andromeda rzeczywiście posłuchała go i zamierza poczekać. W drodze z łazienki do kuchni zboczył więc nieco, by upewnić się, że brunetka wciąż się gdzieś tam kręci, ale to, co zobaczył, na chwilę wbiło go w ziemię. Widok tej silnej, niezależnej kobiety w takim stanie sprawił, że poczuł się jak podglądacz. Na pewno nie miał być świadkiem tego, jak siedzi skulona pod ścianą, drżąc na całym ciele i przyciskając dłonie do skroni. Przeraziła go ta scena, ale w jakimś stopniu również zainteresowała, bo nie mógł zrozumieć jej zachowania. Co mogło wywołać jej tak gwałtowną reakcję? Czyżby myślała, że porwał tę dziewczynkę? Tak to mogło wyglądać, przyznał w myślach, zaraz cofając się pospiesznie, bo Andromeda podniosła głowę. I gdy wrócił do sypialni była już zupełnie opanowana, wręcz znów obojętna, więc bez słowa prześlizgnął się obok niej, by zamieść odłamki szkła i przebrać blondynkę. Porozmawiał z nią chwilę; wyglądało już na to, że nie pamiętała o wydarzeniu sprzed kilku chwil. Gdy Leo próbował zapiąć jej na plecach czystą sukienkę, podskakiwała na łóżku i uśmiechała się, co jakiś czas spoglądając w kierunku brunetki. Dostrzegł to.
    - Ally, to jest Andromeda. - powiedział cicho, nie odwracając się w stronę drzwi. - Ma imię jak gwiazdozbiór, super, prawda? Porozmawiam z nią teraz trochę, a potem do ciebie przyjdę. - wyjaśnił, sadzając ją z powrotem na łóżku.
    Ostatni raz rozejrzał się po sypialni, uznając, że zgarnięte w kąt drobinki szkła i poplamioną krwią sukienkę sprzątnie później, choć po chwili namysłu zdecydował jeszcze się przebrać, zmieniając luźny t-shirt na niemal identyczny, tylko kilka tonów ciemniejszy, wciąż idealnie współgrający z szarymi spodniami, które miał na sobie. A potem mruknął coś jeszcze do blondynki i wyszedł, przymykając za sobą drzwi. Z westchnieniem uniósł spojrzenie na Andro. Miał ochotę dotknąć jej, pocałować, objąć, zrobić cokolwiek, ale obawiał się, ze go odepchnie. Przeczuwał, że trzyma ją tutaj tylko obietnica wyjaśnień, których zamierzał jej udzielić, więc już bez ociągania ruszył w kierunku salonu, wiedząc, że teraz pójdzie za nim. Znów westchnął, wskazując jej na kanapę, by usiadła, a potem podszedł do barku, przez chwilę wahając się, zanim w końcu zrezygnował z wyciągania z niego czegokolwiek.
    - Przyjechałaś samochodem, prawda? Nie proponuję więc alkoholu, ale może napijesz się czegoś innego? Wody, soku, kawy? - zapytał, stojąc przy wyjściu z salonu i przez dłuższą chwilę kołysząc się na piętach, na pozór zupełnie opanowany i obojętny na wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  108. Skinął jej głową, udając, że nie zwrócił uwagi na brzmienie jej głosu, wyraźnie wskazujące na jakieś duże emocje. Sam jednak zaczął się nad tym zastanawiać, gdy tylko opuścił salon, a miał dużo czasu, zanim przygotował dwie wysokie szklanki wody z lodem, cytryną i listkami mięty. Nie potrafił, niestety, w żaden sposób dojść do tego, co dzieje się z Andro. Rozważał, co mogło przyjść jej do głowy, gdy zobaczyła go z Ally, a ta najbardziej oczywista opcja - że jest jego córką - wydawała mu się przerażająca. Nagle wystraszył się, że brunetka pod jego nieobecność ucieknie, uznając, że nie chce słuchać jego wyjaśnień, więc wrócił do salonu, z westchnieniem ulgi stawiając przed Andromedą szklankę zroszoną kropelkami wody. Już miał usiąść po przeciwnej stronie kanapy, nie chcąc męczyć jej swoją bliskością, a w tym momencie zadzwonił dzwonek u drzwi. Znów westchnął ciężko, przepraszając kobietę, zanim ruszył odebrać pizzę. A gdy już kilka minut później, po zaniesieniu Ally talerza z jednym trójkątem, opadł w końcu na kanapę, uderzył w niego niepokój tak silny, że nie potrafił odezwać się słowem.
    - Częstuj się. - wychrypiał po dłuższej chwili, wskazując na pudełko z pizzą leżące na stole. On zupełnie stracił apetyt.
    A gdy w końcu odzyskał względny spokój, uniósł spojrzenie na Andromedę, moszcząc się wygodniej na kanapie, z dala od kobiety, wiedząc, że ma prawo odrzucić jego dotyk, jego bliskość. W tej samej chwili, w której zamarł w bezruchu, wpatrzony w brunetkę, zrozumiał, jakie to wszystko proste i łatwe, zupełnie nieskomplikowane, a to, co czuł przez cały ten czas, odkąd pojawiła się w progu jego mieszkania, to... wstyd. Od dawna niczego się nie wstydził, więc czuł się teraz dziwnie, ale z ulgą przywitał zrozumienie. Dzięki temu miało mu być łatwiej.
    - Ally... - zaczął z trudem, znów dziwnie ochrypłym głosem. - Allegra - poprawił się po chwili, mówiąc już głośniej, pewniej, wciąż wpatrzony w Andro. - to moja siostra. Jest między nami prawie dwadzieścia lat różnicy. - wyjaśnił, wiedząc, że ludzi zazwyczaj dziwi takie oświadczenie. Kontynuował, nie dając kobiecie czasu na komentarz.
    - To długa i niezbyt przyjemna historia, której nie musisz słuchać. Ally wróci do domu za kilka dni i już wszystko będzie w porządku. Tylko... nikomu nie mów o tym, co widziałaś, dobrze? - zakończył, patrząc na nią teraz ze strachem, który pospiesznie ukrył, chowając się za jedną ze swoich zimnych, obojętnych masek.

    OdpowiedzUsuń
  109. Jej chłód i obojętność nagle zaczęły mu przeszkadzać. Nie potrafił wyczytać z jej twarzy, co czuje ani o czym myśli i to frustrowało go i złościło, choć wiedział, że sam robi to samo, jak zwykle chowając się przed nią. Myślał o tym już wcześniej i uznał, że pokazywanie prawdziwych uczuć ciągle jest dla nich na tym etapie niebezpieczne, choć nie potrafił tego sprecyzować, ale teraz nie potrafił znieść myśli, że nie ma pojęcia, co dzieje się z Andro. Przez tych kilka dni było między nimi dobrze, więcej nawet - było im ze sobą wspaniale, ale teraz, gdy pojawił się problem, wszystko znów skomplikowało się. To było do przewidzenia. I nagle pomyślał, że może tak powinno zostać, że niepotrzebnie pakują się w związek, skoro mogą czerpać satysfakcję z samego seksu i spędzania ze sobą miło czasu, bez konieczności pakowania się w cudze życie, w cudze problemy. To był jednak tylko błysk, bo zaraz pomyślał o odwrotnej sytuacji i był pewien, że chciałby pomóc Andro, gdyby to ona miała jakieś trudności, kłopoty. Z tą myślą postanowił jej wszystko wyjaśnić, odpychając na bok wstyd, bo uzyskał pewność, że ona zrozumie, że zdoła oddzielić od siebie te części jego życia, których i on nie łączył... Ale w tym samym momencie ona podniosła się, ciągle niewzruszona, chłodna i obojętna, a potem skierowała do wyjścia, nie obrzucając go ani jednym spojrzeniem. Zrozumiał, że dopowiedziała sobie resztę historii, a może już jakieś podejrzenie, co jeszcze mogłaby usłyszeć, jej wystarczyło, by stwierdzić, że nie chce tu być, nie chce go słuchać. Poczuł się dotknięty i zraniony, ale na jego masce nie pojawiła się ani jedna, najdrobniejsza rysa. Do czasu, aż padło jej pytanie. Kark piekł go pod wpływem jej świdrującego spojrzenia, ale nie odwrócił się do wyjścia, wciąż tkwił na swoim miejscu, wpatrzony w porzuconą na stoliku szklankę Andro. A potem drgnął, gdy jego głowa, wbrew woli, zaczęła poruszać się wolno, kiwając na "tak". Dopiero wtedy obejrzał się za siebie, chcąc zobaczyć jej reakcję. Ciągle wydawała mu się doskonale obojętna, zimna, zupełnie nieczuła, ale dostrzegł ten ruch, który już znał, a który wskazywał na jej podenerwowanie. Dużo dałby, żeby móc poznać jej myśli.

    OdpowiedzUsuń
  110. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  111. Spodziewał się, że wyjdzie po tym, jak dostanie odpowiedź, nie chcąc słuchać tej nieprzyjemnej, a dla niego i jego rodziny również niezwykle bolesnej historii. Nikt nie chciałby jej słuchać, Leo wiedział o tym, bo kiedyś, gdy sam potrzebował pomocy, nie znalazł jej. Nie było osoby, która mogłaby choćby porozmawiać z nim o sytuacji, w jakiej się znalazł - każdy wzdrygał się i kazał mu szukać wsparcia gdzie indziej. Więc poddał się w końcu, zamknął w sobie i we wnętrzu swojego serca radził sobie z własnym cierpieniem. Może dlatego stał się taki?
    Dlatego też jego zaskoczenie było ogromne, gdy Andro cofnęła się, wracając na kanapę. Niemal uśmiechnął się, kiedy zajęła miejsce tuż obok niego, a potem potrząsnął lekko głową, słysząc jej pytanie. Nagle dostrzegł, że jej obojętność i chłód mogą być w tej sytuacji pomocne, bo nie okaże emocji, nie wzdrygnie się, nie jęknie. Zaraz jednak okazało się, że w jej twarzy pojawiło się coś nowego - troska i ciepło, ale też spokój, którego on teraz potrzebował. Więc skinął głową, słysząc jej cichą prośbę, a potem zaczął szukać momentu, od którego mógłby zacząć.
    I mówił. O swojej matce, zawsze zajętej, robiącej karierę, w ciągłych rozjazdach. O ojcu i jego problemach z piciem, które podobno są pod kontrolą. O Ally, o piętnastoletnim Danielu i o dziewiętnastoletniej Lily, którzy od lat żyją w tym terrorze. O tym, jak na co dzień jest słodko, rodzinnie, ciepło, a gdy znika matka, dom pełen czułości zamienia się w więzienie z alkoholem lejącym się strumieniami, pełne przemocy, krzyków, awantur. O tym, że zazwyczaj zawiadamiają go odpowiednio wcześnie, by zdążył ich ochronić. I w końcu o tym, że tym razem ojciec zabrał im telefony.

    Leo

    OdpowiedzUsuń
  112. Z początku rzeczywiście było mu trudno o tym wszystkim mówić, bo musiał odnaleźć wspomnienia i myśli, których od lat unikał. Ale bardzo szybko odnalazł w swoich słowach ulgę, której się nie spodziewał; mówił cicho, dość spokojnie, choć zacinał się w niektórych momentach, czasem nasłuchując też, czy nie zbliża się Ally. Gdy zakończył, wstrzymał oddech, nie wiedząc, czego się spodziewać, jakiej reakcji oczekiwać, a wtedy dotarło do niego miarowe gładzenie Andromedy. Ten gest zaskoczył go, ale nie cofnął dłoni, jedynie rozluźnił ją i ułożył płasko na kanapie, wiedząc, że już nie zadrży. Na słowa brunetki skinął krótko głową, nie wiedząc, czy to wszystko, co ma mu do powiedzenia. Spojrzał na nią, nie rozumiejąc jej zamyślenia. Może zastanawiała się, jak zniknąć, nie raniąc jego uczuć. A może szukała kolejnych zdań, które mogłyby mu pomóc. Odetchnął więc, słysząc z jej ust pierwsze pytanie, jakie zadała, odkąd zaczął swoją odpowiedź.
    - Nie wiem. Nie rozmawialiśmy o tym. - powiedział tylko, choć chciał ją wytłumaczyć. Jego matka była dobrą kobietą, nie miał jej właściwie nic do zarzucenia, może poza tą obojętnością, którą po niej odziedziczył, a która dręczyła go przez całe dzieciństwo.
    Na kolejne słowa Andro zareagował gwałtownym spięciem wszystkich mięśni. Wyprostował się jak struna, a dłonie znów zwarły mu się w pięści. Jakby nie wiedział. Jednak nie tylko treść jej słów wprawiła go w osłupienie, ale też ton jej głosu, dziwnie drżący, którego nie potrafił rozszyfrować. Ze zmarszczonymi brwiami spojrzał na Andro, a wtedy ona odwróciła wzrok. Teraz był już nie tylko zdziwiony, ale też zmartwiony, a nawet lekko przerażony. Czyżby aż tak poruszyła ją ta historia?
    - Andromeda...? - wymruczał łagodnie, szukając jej spojrzenia. Gdy jednak nie zdołał go podłapać, sięgnął do jej twarzy i delikatnie przysunął ją w swoją stronę, by napotkać jej oczy.
    - Co się dzieje? Andro? - zapytał cicho, zupełnie tracąc pozory panowania nad sobą. Zaczynał się poważnie martwić.

    Leo

    OdpowiedzUsuń
  113. Przez dłuższą chwilę nie mógł wyjść z szoku. Siedział obok niej z lekko otwartymi ustami i zdziwieniem w oczach, zupełnie nie wiedząc, jak się zachować. Ona w naturalny sposób odnalazła odpowiednie słowa, pogładziła jego dłoń i to wystarczyło. Ale on nie miał tak makabrycznych wspomnień, choć i jego były trudne, więc teraz wydawał się sobie niegodny słuchania tej opowieści. Jakby to, że miał trochę więcej szczęścia, robiło z nich zupełnie obcych ludzi. Poczuł jednak, że musi coś zrobić, bo inaczej Andro go znienawidzi, więc po chwili, dość niepewnie, sięgnął po jej dłoń, którą ścisnął i nie puszczał, do momentu, w którym skończyła swoją opowieść. Wnętrzności miał związane w supeł, a gniew i nienawiść do ojca kobiety zalał go palącą falą, tak, że ledwo powstrzymał się przed zerwaniem z kanapy, ale zdołał się opanować. Wiedział, że musi. I zaraz, zupełnie spontanicznie, przygarnął ją do siebie, oplótł ramionami i zaczął gładzić po włosach, całując ich gęstwinę i wszystkie te miejsca na jej ciele, których mógł dosięgnąć. Były to tylko leciutkie muśnięcia, ale nie potrafił znaleźć w sobie słów, robił więc wszystko to, na co było go stać. Chciał, by poczuła się bezpieczna w jego ramionach, by uwierzyła, że już nic złego jej nie spotka, bo on na to nie pozwoli. Ciągle czuł palący gniew na jej ojca, mężczyznę, który skrzywdził ją w sposób, jakiego nie życzy się największemu wrogowi, który być może sprawił, że jest taka, a nie inna. Że na co dzień nie pokazuje swojego uśmiechu, ciepła. I wiedział, że to musi się zmienić.
    - Tak bardzo mi przykro, Andro. - szepnął ochryple, nie wiedząc, co jeszcze mógłby powiedzieć, więc jedynie trzymał ją jeszcze chwilę w stalowym uścisku ramion, a potem odsunął ją od siebie i pogładził po policzkach, szyi, ramionach. Miał przy tym minę tak zaciętą i surową, że było widać, że walczy ze sobą, by nie wybuchnąć. Bo jedyne, o czym teraz myślał, to ukarać tych mężczyzn, którzy skrzywdzili dwie najważniejsze kobiety jego życia.

    OdpowiedzUsuń
  114. Ona nie była już obcym człowiekiem, on nie był obcy, więc nic nie było nigdy więcej przewidywalne. Ani łatwe. Ale to, o dziwo, nie przerażało go, bo teraz wiedział, dlaczego się spotkali, dlaczego los splótł ich życia ze sobą. Muszą sobie nawzajem pomóc. Nauczyć się innego życia, niż to, w którym zamknęli się w obronie przed zranieniem. I choć wiedzieli, że oni też mogą się nawzajem zranić, mieli też świadomość, że nie będą robić tego umyślnie. Bo połączyła ich podobna historia, podobne doświadczenia, z którymi trzeba się oswoić, bo nie można ich wymazać. A to, że, jeśli tylko zechcą, będą mogli robić to razem, napawało go nadzieją.
    Wysłuchał jej znów w milczeniu, jedynie kiwając, bo co można powiedzieć na takie wyznanie? Przecież wiedziała, że ją rozumie, że jest przy niej, że chce być. Że cierpi tak, jak ona. Przytulił więc dłoń do jej policzka, gdy z zamkniętymi oczami pozbywała się niepożądanych myśli, a potem odwzajemnił jej uśmiech, lekki i blady, gdy udało jej się uporać ze swoimi problemami. Już miał coś powiedzieć - zapewnić ją, że wszystko rozumie, że ją ochroni, że pomoże, jeśli będzie tego potrzebowała, ale gdy otworzył usta, dotarły do niego ciche kroki. Natychmiast odsunął się od Andromedy, choć wciąż trzymał jej dłoń, by nie pomyślała, że ją odtrąca; nie chciał jedynie, by Ally zobaczyła coś, czego nie powinna. Stała w progu i patrzyła na nich szeroko otwartymi oczami, jakby niepewna, co dalej zrobić, a gdy Leo zachęcił ją, by podeszła, zrobiła to dość chętnie, choć ominęła szerokim łukiem brunetkę. Wziął siostrę na kolana, a ona w tym momencie pokazała jemu i Andro narysowany przez siebie obrazek. Była na nim ich trójka, choć mężczyźnie zajęło dłuższą chwilę, by rozpoznać postaci - on miał na sobie strój superbohatera, trzymał za rękę dużo niższą blondynkę, a obok nich stała tajemnicza brunetka z... gwiazdami we włosach! Leo zaśmiał się, a potem zaczął zapewniać Ally, że jej rysunek jest piękny, choć cały czas spoglądał kątem oka na Andro. Był ciekawy jej reakcji.

    OdpowiedzUsuń
  115. Bardzo szybko zauważył, że Andromeda poczuła się nieswojo, gdy tylko Ally wsunęła się na jego kolana. Zrozumiał, że nie wie, jak się zachować, ale to wcale go nie dziwiło - skoro nie miała kontaktu z dziećmi, nie mogła od razu być najlepszą przyjaciółką każdego napotkanego brzdąca. Mimo że Leo zależało, by złapały dobry kontakt i choć trochę się polubiły, bo jeśli jego matka i rodzeństwo zdecydują się uwolnić spod wpływu ojca, to Młoda będzie spędzała z nim dużo czasu, wiedział, że nie będzie mógł jej winić, jeśli nie będzie chciała więcej uczestniczyć w podobnych rodzinnych spotkaniach. Miała być z nim; nie pisała się na młodszą siostrę i spacery po wesołym miasteczku. Był gotowy to zrozumieć. Dostrzegł jednak, że zaczęła się starać, choć nie wiedział, czy robiła to ze względu na tragiczne przeżycia dziewczynki, swój związek z nim albo jakiekolwiek inne czynniki - to go nie obchodziło. Posłał jej lekki, ciepły uśmiech, gdy w końcu podłapał jej spojrzenie, a potem skinął głową, jakby potwierdzając, że dała sobie radę. On natychmiast zaczął zabawiać Ally, choć gdy po żarcikach i zabawach słownych zaczęli się łaskotać, w jego ruchach było dużo ostrożności i delikatności. Pamiętał o siniakach. Uśmiechał się, to prawda, ale smutno, nie wiedząc, co czeka jego małą siostrzyczkę jutro.
    - No dobra, na co masz teraz ochotę? - zapytał po chwili, a gdy blondynka odpowiedziała, że na lody, Leo spojrzał na Andro.
    - Zjesz z nami? - rzucił nieco ciszej, niż zwykle, tym samym dając do zrozumienia, że nie pyta tylko o deser, ale też o to, czy zostanie trochę dłużej.

    OdpowiedzUsuń
  116. [WOW! to zdjęcie jest cuuudne! <3]

    Ally natychmiast pokręciła głową, posyłając Andro nieco nieśmiały uśmiech. Dla mężczyzny był to znak, że czuje się w towarzystwie brunetki już dużo swobodniej, a wiedział, że jeśli spędzą razem jeszcze chwilę, Młoda zupełnie kupi serce jego dziewczyny. Dorośli lubili ją, bo była dobrze wychowana, dość cicha, ale również niezwykle inteligentna jak na swój wiek. A ona tak właściwie spędzała czas tylko z nimi, bo w szkole [nie znam systemu szkolnictwa w Kanadzie, a nie chce mi się sprawdzać, więc niech będzie, że już chodzi do szkoły ;p] jakoś nie potrafiła nawiązać przyjaźni. Tak więc wiedział, że jej niepewność w stosunku do Andromedy nie potrwa już długo, dlatego ucieszył się, gdy kobieta zgodziła się zostać. Chciał, by miały szansę się polubić. I wiedział, że brunetka wie, jak wiele to dla niego znaczy.
    Zaraz z uśmiechem podniósł się z kanapy, usadzając sobie Ally na biodrze i swobodnie wyciągając dłoń do Andro, by poszła z nimi. Blondynka szalała, szczebiocząc coś wesoło o bitej śmietanie i posypkach, a Leo patrzył to na nią, to na kobietę, zastanawiając się, dlaczego ta sytuacja nie wydaje mu się ani trochę krępująca. Wcześniej obawiał się, jak brunetka zareaguje na dziecko w jego ramionach, na tę zmianę, która w nim zaszła, ale gdy okazało się, że to niczego nie zmienia, a nawet może ich do siebie przybliżyć, uspokoił się. Tak było dobrze. I mogło tak pozostać. Gdy dotarli do kuchni, posadził Ally na blacie, a sam zakręcił się po przestronnym pomieszczeniu, jakby nie do końca wiedział, co gdzie jest.
    - Raczej rzadko korzystam z kuchni. - usprawiedliwił się przed Andro, chociaż chyba nie musiał. W końcu udało mu się odnaleźć trzy miseczki, łyżkę do nakładania lodów, trzy małe łyżeczki, kilka pudełek kolorowych posypek, tartą czekoladę i sosy, a dopiero wtedy wyciągnął z zamrażalnika dwa pudełka lodów. Każde z nich zaczęło tworzyć deser dla siebie, a Leo nawet nie zauważył, w którym momencie zaczęli rzucać w siebie cukrowymi perełkami, a rozpuszczająca się czekolada zdobiła ich palce, usta, całe twarze...

    OdpowiedzUsuń
  117. [hah, bawisz się tymi zdjęciami jak szalona! ;p
    spooko ;)]

    Nie mógł przestać się śmiać. Było to kolejne nowe, zaskakujące wrażenie, ale również bardzo przyjemne uczucie, gdy wesołość i radość uchodziły z ciała w tak łatwy, wręcz rozkoszny sposób. A potem przestał się nad tym dłużej zastanawiać i poddał się nastrojowi. W powietrzu fruwały słodkości, a od ścian odbijały się ich głosy i wesołe chichoty. Ally rozluźniła się już zupełnie i zabawiała ich swoimi śmiesznymi historyjkami, do których miała wyjątkowy talent, więc Leo nie musiał udawać, że go bawią - śmiał się, co jakiś czas spoglądając kątem oka na Andro, która również wyglądała, jakby podobało jej się to wszystko. Cieszyło go to, bo dawało nadzieję na więcej podobnych wieczorów z jego młodszą siostrą i kobietą, której teraz najchętniej nie wypuszczałby z ramion.
    A potem lody zniknęły z ich miseczek i zarządzili mycie rąk - przepychali się ze śmiechem przy kuchennym kranie, teraz znów ochlapując się wodą i robiąc z palców obręcze, by puszczać mydlane bańki. Szybko okazało się, że Ally ma już dość: ciągle śmiała się, ale oczy kleiły jej się wyraźnie, a gdy w którymś momencie oparła się o Leo, ten wziął ją na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Mała, zmęczona wrażeniami, zasnęła niemal od razu, wciąż mając na policzku smugę czekolady. Mężczyzna zamknął starannie drzwi, z zadowoleniem myśląc, że będzie miał teraz chwilę dla Andro. Wrócił do kuchni, wyglądającej jak pobojowisko, a jego spojrzenie od razu przykuły buty kobiety, porzucone w kącie.
    - Mam nadzieję, że uratujesz ubrania. - wymruczał, podchodząc do brunetki niespiesznie, tak, że było jasne, czego chce.

    OdpowiedzUsuń
  118. [tak, tak, na pewno!]

    Uświadomił sobie, że to ich pierwszy pocałunek tego dnia, a przez to wydawał mu się słodszy i dużo przyjemniejszy, niż zwykle, gdy nie musiał czekać na pieszczoty. Zazwyczaj łączyli swoje usta jeszcze zanim odezwali się do siebie słowem, ale tym razem minęło kilka godzin, zanim mógł w końcu dotknąć jej w sposób, którego pragnął. Dłonie oparł pewnie na jej biodrach, choć zaledwie po chwili zaczęły wędrować wzdłuż boków, po plecach, ramionach i brzuchu, aż w końcu wróciły na swoje miejsce, wprost stworzone dla nich. Z lekkim uśmiechem oderwał się od Andro, choć zdecydowanie miał ochotę na ciąg dalszy - nie byli ze sobą już od kilku dni, a to wystarczyło, by obudzić w nim obsesję na punkcie seksu. Obawiał się jednak, że Ally obudzi się i, szukając brata, natknie się na nich w sytuacji, której nie powinny widzieć jej oczy. Owszem, mogli zamknąć się w jego gabinecie albo w łazience, ale nie chciał zostawiać Młodej na długo samej. Wiedział, że dręczą ją koszmary. Dlatego nie okazał niczego, gdy przerwali pocałunek, jedynie wpatrując się w jadowicie zielone oczy Andromedy.
    - Nie trzeba. Rano przychodzi pani do sprzątania. - odparł, znów pochylając się, by pocałować brunetkę, ale powstrzymał się w ostatniej chwili, wpatrując się jedynie w jej usta, wygięte w uśmiechu, który teraz rozumiał i lubił. Nie pozwolił jej długo czekać, zaraz znów łącząc ich usta w długim, pełnym namiętności pocałunku. Tym razem otulił dłońmi jej twarz, swobodnie wplatając palce w jej włosy, a kolorowa posypka wysypała się z nich na podłogę z cichym szczękiem drobnych cukrowych perełek. Zaśmiał się, na chwilę przerywając pieszczotę, a potem ponownie wpił się w jej wargi, przez moment smakując ich.
    - Truskawki... - wymruczał z uśmiechem, zaraz z rozbawieniem przesuwając się na szyję kobiety, na której dostrzegł plamkę różowego sosu, a potem na ramię, gdzie widniała kropka roztopionej czekolady.

    OdpowiedzUsuń
  119. [tak, no przecież mówię ;p]

    Leo nienawidził swojego karku. Zdradzał go, jakby wcale nie był częścią jego ciała, nie potrafił kłamać, udawać i utrudniał to też jemu. Najlżejszy dotyk w tym rejonie powodował, że szatyn wręcz płonął z pożądania, a co dopiero to przyprawiające o dreszcze leciutkie drapanie, którym obdarzyła go Andro! Zdołał jednak opanować rozlewającą się po członkach falę żądzy, pozostając świadomym bliskości swojej siostry. To nie była odpowiednia chwila, by oddać się zapomnieniu, więc mężczyzna musiał walczyć sam ze sobą, żeby w którymś momencie nie zgubić swojego skupienia i opanowania. Udawało mu się to niezwykle długo, jak na niego, ale i tak w momencie, gdy poczuł pocałunki brunetki na szyi i torsie, zupełnie zapomniał, dlaczego to robi. Uchwycił w dłonie jej twarz i uniósł ją, by móc znów pocałować jej lekko rozchylone, aksamitne wargi, a potem oplótł ją ramionami i podniósł, sadzając na blacie. Teraz to ona pochylała się nieznacznie, a on unosił głowę, choć gdy zsunął się z pieszczotami w dół jej ciała, na dekolt i ramiona, sięgał idealnie. Jego dłonie natychmiast pomknęły po udach kobiety do jej brzucha, na którym wdarły się pod ubranie, sunąc dalej, ku kuszącym krągłościom piersi i delikatnej konstrukcji żeber.
    A wtedy opamiętał się. W ostatnim momencie. Z leciutkim, przepraszającym uśmiechem na ustach cofnął dłonie i zaprzestał swoich pieszczot, choć wciąż stał pomiędzy nogami Andro, a ich twarze dzieliły zaledwie centymetry. On jednak nie zamierzał już wracać do tego, co właśnie, z ogromnym trudem, przerwał. Tkwił więc przy brunetce, wpatrując się w jej oczy i nie mogąc przestać myśleć o tym, jak smakowałby seks na kuchennym blacie.

    OdpowiedzUsuń
  120. Przez dłuższą chwilę miał wzrok utkwiony w jej zagryzionej dolnej wardze, która wyglądała tak kusząco, że miał ochotę całować ją bez przerwy do końca świata. Z tego zamyślenia wyrwały go dopiero słowa Andromedy, które musiał powoli odtworzyć w głowie, by zrozumieć, co powiedziała. By zyskać trochę czasu, zanim dotrze do niego sens jej słów i znaczenie tonu głosu, znajomo ochrypłego, uniósł dłoń i przesunął po jej wargach, zaledwie chwilę wcześniej męczonych ostrymi, śnieżnobiałymi ząbkami kobiety. Jego palec był tak delikatny, że na opuszce ledwo czuł dotyk aksamitnej skóry Andro, ale wiedział, że - tak samo jak on - jest świadoma każdego milimetra kwadratowego ciała, którym się stykają. Dopiero wtedy znów podniósł spojrzenie na jej oczy i pokręcił nieznacznie głową.
    - Zostań. - powiedział oszczędnie, jak to miał w zwyczaju. Zaraz potem uśmiechnął się lekko i, już prawie zupełnie pewien, że nie straci nad sobą kontroli, chwycił dłoń brunetki, by pomóc jej zeskoczyć z blatu. Gdy stanęła obok niego, nagle nie wiedział, co zrobić z rękami, jak się zachować. Zaraz jednak przypomniał sobie, że przecież potrafią spędzać czas ze sobą zwyczajnie, jak normalna para. Pomyślał, że może jedynie będą potrzebować odrobiny alkoholu, więc pociągnął kobietę za sobą do salonu, gdzie usadził ją na kanapie, a potem podszedł do barku, przez chwilę rozważając, na co ma ochotę. Odwrócił się do Andro z uniesioną pytająco brwią, bo właściwie nawet nie wiedział, jakie drinki lubi - jeśli już pili coś u niego, była to tequila, ale tym razem nie wydawała mu się dobra.

    OdpowiedzUsuń
  121. [nie mów, że mnie dla niego zostawisz! ;p]

    Wino rzeczywiście wydawało się idealne i Leo był wprost zaskoczony, że od razu o tym nie pomyślał. Która kobieta nie lubi trzymać w dłoni kieliszka wypełnionego właśnie tym ciemnoczerwonym napojem? A Andromedzie było szczególnie do twarzy z lampką wina przy ustach, które już po kilku łykach przybrały tę kuszącą, intensywną barwę pitego właśnie alkoholu. Mężczyzna nie mógł się na nią napatrzeć, tak swobodną i naturalną, jakby od wieków spędzali wieczory na jego kanapie. Siedząc na podkulonych nogach wyglądała wręcz niepozornie - jeszcze drobniejsza niż zwykle, krucha i delikatna. Ciągle nie mógł uwierzyć, że ta drobna osóbka wybrała dla siebie tak niebezpieczną pracę, ale podobało mu się to w niej. Była uparta i wiedziała, co zrobić, by osiągnąć wyznaczony sobie cel. Od zawsze kręciły go takie kobiety.
    Z zamyślenia wyrwał go śmiech Andromedy, ciepły i miękki, jak ona cała w tej chwili. Spojrzał na nią ze zdziwieniem, odstawiając kieliszek z nieupitym alkoholem na stolik, a potem z uśmiechem wysłuchał jej wyjaśnień dla tego nagłego przypływu wesołości. Rozumiał ją, bo sam czuł się podobnie, choć u niego wywoływało to raczej niepokój i zagubienie, niż śmiech. Ale zdążył się przyzwyczaić, że reagują inaczej.
    - Ja też nie. - odparł, by zapewnić ją, że myśli podobnie, a potem, dla podkreślenia swoich słów i wyjątkowości sytuacji, cmoknął czubek jej głowy, uśmiechając się pod nosem.

    OdpowiedzUsuń
  122. [dzięęęki ;)]

    Przez tych kilka dni, podczas których tkwił z Ally w czterech ścianach swojego apartamentu, próbując przywrócić małej poczucie bezpieczeństwa i spokój, zdążył zatęsknić nie tylko za Andro, ale za ludźmi w ogóle. Brakowało mu towarzystwa kogoś dorosłego, złapał się nawet na tym, że wdał się w uprzejmą pogawędkę z dostawcą jedzenia, czego nigdy wcześniej nie robił, byle tylko porozmawiać z kimś. Potrzebował człowieka, tak jak potrzebował tlenu, a teraz miał też tę budującą świadomość, że cokolwiek by się nie działo, może zadzwonić do Andromedy. I choć wiedział, że w którymś momencie może to się stać przytłaczające i trudne, to teraz cieszyło go niezmiernie. Bo i ona mogła liczyć na niego, czego nikt, poza Ally, nie doświadczył do tej pory.
    On też był już zmęczony, ale nie aż tak, jak ostatnim razem, gdy ledwo udawało mu się utrzymać oczy otwarte. Był po prostu znużony, ale też zadowolony, że jego dzień kończy się w ten sposób. Dużo dałby za to, by wydarzyło się coś więcej, ale ostatecznie zrezygnowali z pieszczot i teraz oboje zdołali już powściągnąć pożądanie, wcześniej palące tak silnie, jakby nie dało się go zwalczyć inaczej, niż zaspokajając je. Teraz odkrył, że takie drobiazgi, jak głowa Andro oparta o jego ramię czy jej oddech omiatający mu szyję, gdy podnosi wzrok, by na niego spojrzeć, też mogą sprawić przyjemność.
    - Wiem. - przytaknął, uśmiechając się lekko. Zaraz potem uniósł dłoń i odgarnął z jej policzka kosmyk włosów, przytrzymując na nim palce dłużej, niż potrzeba.
    - Dlaczego zostałaś? Byłem pewien, że uciekniesz i nie będziesz chciała słuchać moich wyjaśnień, ale... zaskoczyłaś mnie. - wymruczał, na moment przenosząc spojrzenie na korytarz prowadzący do sypialni. Wiedział, że jeśli mała obudzi się, a jego nie będzie przy niej, po prostu ruszy na poszukiwania - nie bał się więc, że będzie tam siedzieć sama, wystraszona, zapłakana po kolejnym koszmarze. Miał nadzieję, że ta noc minie jej jednak bez snów.

    OdpowiedzUsuń
  123. Na jej pierwsze słowa jedynie skinął głową, bo też co miał powiedzieć? Że jest szaleńczo szczęśliwy, że jednak została, że postanowiła go wysłuchać? Może tego nie okazywał, ale naprawdę cieszył się, że w końcu mógł z kimś podzielić się swoją historią i problemami, które wcześniej należały tylko do niego. Miał też lekkie wyrzuty sumienia, że obciążył swoimi kłopotami właśnie Andro, dla której ten pierwszy etap związku powinien być błogi, spokojny, wypełniony jedynie śmiechem, seksem, niekończącymi się rozmowami... Ale to znikało, gdy myślał o niej i o jej tragicznych wspomnieniach, które wyrzuciła z siebie. Nie była z nimi tak do końca pogodzona i Leo przeczuwał, że razem będą musieli się z tym uporać. Ale to też go cieszyło - to "razem" wymawiane teraz w myślach z taką łatwością!
    Zaraz jednak głos Andromedy stał się o kilka tonów cichszy, a Leo automatycznie zaczął słuchać jej jeszcze uważniej, by nie zgubić choćby słówka. Uśmiechnął się, gdy dotarło do niego, dlaczego wydawało mu się, że brunetka mówiła jakby... niepewnie?
    - Bardzo się cieszę, że doszłaś do takiego wniosku. - wymruczał, równie cicho, co ona, na chwilę zamierając w bezruchu. A potem objął ją ramieniem, dłoń opierając na jej talii i przypatrzył się jej z ukosa, jakby widząc ją po raz pierwszy. Bo takiej jeszcze jej nie miał przy sobie.

    OdpowiedzUsuń
  124. Wieczór minął im właśnie tak - na zwyczajnych, swobodnych rozmowach, drobnych czułostkach i piciu wina, które z każdą chwilą coraz bardziej uderzało im do głów. Wciąż jednak pamiętali o obecności małej Ally i to cieszyło Leo, bo i w nim była obawa, że on i Andro potrafią tylko uprawiać seks. Okazało się, że jest inaczej, więc rozkoszował się tym przyjemnym, spokojnym czasem, wiedząc, że niedługo brunetka pojedzie do domu, a on znów zostanie sam ze swoimi problemami. A jednak, gdy żegnali się w progu jego mieszkania, dość niechętnie, ale ustaliwszy wcześniej, że tak będzie najlepiej, a Andromeda zapewniła go, że może liczyć na jej pomoc, poczuł miłe ciepło na sercu. Jednak nie był sam i miał nadzieję, że tak zostanie. Może nie na zawsze, bo, szczerze, nie liczył na to, ale czemu nie na kilka najbliższych miesięcy, lat?
    O swoich uczuciach zapewniał ją przez kilka kolejnych tygodni, gdy spotykali się niemal codziennie, jeśli nie wieczorami, na starannie zaplanowanych przez niego randkach, to w ciągu dnia, w przerwie na lunch lub tuż po pracy, spacerując po pobliskim parku i zaśmiewając się głośno z jakichś drobnych żarcików. Było im ze sobą coraz lepiej, choć czasem wydawało mu się, że to tylko jego subiektywne odczucie, że Andro nie uważa tak samo. Pozbywał się tych myśli równie szybko, jak pojawiały się w jego głowie, bo wystarczyła rozmowa z nią, by rozwiać wszelkie wątpliwości. Wciąż nie dzwonili do siebie - tylko w ważnych sprawach, jak odwołanie spotkania lub umówienie się - a to była jedna z niewielu kwestii, które zostały takie same po tym, jak ustalili, że spróbują być ze sobą. Leo nie lubił telefonów, nie krył się z tym - wolał odnaleźć Andro w pracy lub przyjechać do niej, choć czasem było to męczące. Widział jednak, że zazwyczaj podobają jej się te jego niezapowiedziane wizyty, szczególnie, gdy kończyły się przegadaną nocą i wypełnionym rozkoszą porankiem. Tak, polubił zostawanie u niej na noc, choć znikał tuż po porannej kawie, którą ona musiała przywyknąć pijać trochę wcześniej. Wydawało mu się, że wszystko jest idealnie - stopniowo poznawali się coraz lepiej, czuli się coraz swobodniej, spokojniej i bezpieczniej w tej relacji, jaką zbudowali wspólnymi siłami. Dla niego - było idealnie. Do czasu...
    Tego dnia miał w pracy istne urwanie głowy. Biegał pomiędzy redakcją a planem sesji, pomagając w kolejnym dużym przedsięwzięciu. Tym razem nie był głównym fotografem, ale miał dużo pracy, więc wiedział, że wyrwie się dopiero wieczorem, choć nie tracił nadziei, że jego plany na kolejną randkę z Andro wypalą. Już rano, gdy wpadł do niej, wykorzystując dziesięciominutową lukę w swoim planie dnia, zapowiedział, by ubrała się elegancko, choć nie wyznał, dokąd ją zabiera. To miała być jego tajemnica, słodka, bo wiedział, że ucieszy się, gdy zobaczy to miejsce i tego nowego Leo, którego chciał jej pokazać. Przez całe popołudnie myślał tylko o spotkaniu z nią - pracował ciężko przez kilkanaście godzin i gdy w końcu opuścił redakcję, był tak zmęczony, zły i zirytowany, że marzył tylko o zobaczeniu jej, utonięciu w zapachu jej włosów, w pocałunkach. A wtedy zadzwonił jego telefon i już wiedział, że nic nie wyjdzie z jego planów na wieczór...

    OdpowiedzUsuń
  125. W chwili, w której Andromeda rozłączyła się, właściwie nawet nie dając mu czasu na odpowiedź, przypomniały mu się słowa jego matki o kłamstwie. Uczyła go prawdomówności od najmłodszych lat, choć on i tak wyrósł na notorycznego kłamcę, może dlatego, że rodzicielka mimowolnie pokazywała mu, jak dojść do perfekcji w okłamywaniu ludzi. Mawiała zawsze, że słabi kłamcy nadużywają takich słów, jak "naprawdę" i "serio", więc, nauczony tą regułą, niemal nigdy nie wymawiał ich. A teraz jedno z nich padło z ust Andro i było właściwie jedynym, co zapamiętał z tej rozmowy. Doskonale wyrył mu się w pamięci też ton jej głosu, cichy, jakby urywany - wyraźnie wskazywał na jej pośpiech, może zdenerwowanie. I to mu wystarczyło.
    Dotarł do swojego apartamentu kilka godzin później w objęciach dość urodziwej brunetki, która dla jego zasnutych mgłą alkoholu oczu wydawała się zupełnie podobna do innej ciemnowłosej kobiety, a więc nadawała się. Nie mówiła za dużo, tylko uśmiechała się i w taksówce przez całą drogę głaskała jego udo - to mu wystarczyło. Nie liczyło się nic poza obietnicą rozkoszy, którą mu dawała, pokazując kształtne piersi i jędrne uda, opięte ciasno odrobinę zbyt krótką spódniczką. I on też uśmiechał się do niej, całując nieprzyjemnie śliskie od pomadki wargi, ale nawet to nie mogło mu przeszkadzać. Była chętna, a to zdarzało się rzadko, gdy był aż tak pijany, że ledwo był w stanie wymówić swoje imię. Przeszło mu nawet przez myśl, że może być prostytutką, ale nie, jego radar nic mu nie podpowiadał, więc uspokoił się. A nawet jeśli - kilka stówek za towarzystwo w tak parszywy wieczór to przecież nie tak dużo. Zdecydowanie potrzebował przy sobie kobiecego ciała, ale nie tylko; zdążył przyzwyczaić się do mówienia o swoich problemach, więc w samochodzie zamęczał nieznajomą pijackim bełkotem o tym, jaki straszny był dla niego ten dzień. Wydawało się, że go słucha, nawet mruczała coś w odpowiednich momentach, a potem wyprowadziła go z taksówki, wcześniej wyciągając mu z portfela banknot, by zapłacić kierowcy. Tak, była niezła, bo trzymała go pod ramię, gdy szedł chwiejnie w kierunku swojego mieszkania, mamrocząc coś o tequili, którą ją uraczy, jeśli będzie miała ochotę. Ona tylko zaśmiała się irytująco, a potem, tuż za progiem jego apartamentu, zaczęła całować go znów w ten śliski, wilgotny sposób, który wcale mu się nie podobał. Dał jej więc do zrozumienia, że wcale nie chce pocałunków, a ona przystała na to bez narzekań. Dała mu rozkosz, szybką, gwałtowną, ale przez to niewystarczającą - tak naprawdę wcale nie było mu dobrze. Na szczęście zniknęła z jego łóżka równie pospiesznie, jak się w nim oboje znaleźli. Zdziwiło ją tylko echo jej głosu, docierające aż do sypialni, ale uspokoił się, uznając, że pewnie dzwoni po taksówkę...

    [spooko. Ty na moje też nie. znowu takie chaotyczne mi wyszło - nie lubię pijanych facetów...]

    OdpowiedzUsuń
  126. Jasne, że rozumiał, czego wymaga od niej jej praca, bo często o tym rozmawiali, jako o nieodłącznej części jej życia. Sam był zaangażowany z swoją karierę i również zdarzało mu się przesuwać spotkania, gdy pogoda, problemy techniczne lub znikające modelki przeszkadzały mu wykonać swoje zadanie na czas. Normalnie nie miał jej za złe, gdy dzwoniła i mówiła, by zjawił się po nią trochę później, bo sam też to robił, więc taki problem nie istniał z ich związku.
    Tym razem nie chodziło jednak o to, że nie mogła się z nim spotkać - ona go okłamała, wiedział o tym, a zrobiła to w najgorszym możliwym momencie, gdy parszywy humor popchnął go w ramiona obcej kobiety. I póki alkohol krążył w jego żyłach, nie czuł wyrzutów sumienia. Przez chwilę było mu dobrze, miał przy sobie gładkie, jędrne ciało, które chętnie sprawiło mu rozkosz - przecież nie mógł narzekać! A to, że potem znów został sam, nie było zbyt wielką ceną za przyjemność i ulotne uczucie bezpieczeństwa, którego zaznał, tonąc w dotyku nieznajomej brunetki. Przez moment pomyślał nawet, że niepotrzebnie zmieniał cokolwiek dla Andromedy - bo przecież ona była zła i niedobra, i zostawiła go samego, i może nawet też go zdradziła albo ciągle zdradza w łóżku, w którym on lubił zasypiać i budzić się - że tak jest dobrze, że było dobrze, gdy co noc zapraszał do swojego mieszkania inną kobietę... Ale ten pijacki bełkot, który wdarł się do jego głowy, zniknął, wręcz wyparował, gdy z półsnu wyrwał go ogłuszający huk tłuczonego szkła. Najpierw przyszło mu na myśl, że to kot stłukł doniczkę albo wazon - ale jaki kot, skoro on żadnego nie miał? A w tej samej chwili otworzył oczy i dostrzegł nie kogo innego, ale Andromedę we własnej osobie. Wytrzeźwiał w jednej sekundzie. Uderzyły w niego wyrzuty sumienia, a także strach, że właśnie zniszczył najlepszą rzecz, jaką udało mu się w życiu osiągnąć, i złość na samego siebie, że to zrobił. Usiadł gwałtownie, nie mogąc wydusić słowa, jedynie patrząc na brunetkę z dłonią wyciągniętą w jej stronę, jakby chciał ją powstrzymać przed wyjściem z jego mieszkania, ale właściwie nie mógł się dziwić, że to zrobi, że nie będzie chciała wysłuchać jego wyjaśnień. Bo i co mógł wyjaśniać? Że przespał się z cizią, bo poczuł się zraniony, opuszczony, samotny? Że miał zły dzień, a Andromedy przy nim nie było? Nie. Należało jej się coś więcej, ale zawroty głowy i sensacje w okolicach żołądka skutecznie przeszkadzały mu myśleć i działać.
    - Jednak jesteś. - wydusił z siebie, wyjątkowo ochrypłym i słabym głosem, bo już wiedział, że spieprzył, wszystko spieprzył.
    - Andro. - wymruczał, przesuwając się niepewnie i jakby w zwolnionym tempie po łóżku w jej stronę. Zakrył swoją nagość prześcieradłem, a potem w końcu wstał, następując na odłamki szkła i plamy wina, porozlewanego po podłodze. To było nieważne, już i tak walczył z wirującym obrazem i mdłościami, mógł znieść też tę odrobinę bólu, który sprawiało mu szkło wbijane w podeszwy stóp.
    - Andro - powtórzył, podchodząc do niej w spódnicy z wymiętego prześcieradła, którego brzeg zabarwiał się na kolor wina. - To nie tak... - rzucił, zupełnie nie wiedząc, co powiedzieć. To nie tak, nie zdradziłem cię? Przecież to właśnie zrobił...

    [wiem -.-]

    OdpowiedzUsuń
  127. Jej gorzki, głośny śmiech drażnił jego uszy tym niezwykle nieprzyjemnym dźwiękiem, tak innym od radosnego chichotu, który poznał i pokochał, że wydawało mu się, jakby wydobywał się z innych ust, z innego ciała. To nie mogła być jego słodka, ciepła Andromeda, jednak szybko uświadomił sobie, że i on nie był sobą - tym troskliwym, czułym i wiecznie uśmiechniętym Leo, którego towarzystwem pozwalał jej się cieszyć. Wcześniej był dawnym Lee, chłodnym, zranionym, dalekim, a teraz? Tego mężczyzny, skruszonego, przerażonego, wściekłego nie znał albo nie pamiętał, wiedział jednak, że go nie lubi. Własny błąd mścił się na nim, nie mogło być inaczej, bo przecież uczyli go, że za wszystko trzeba zapłacić. I on płacił straszną cenę - dałby wszystko, by cofnąć swój ruch, by z pracy pojechać wprost do domu, by odmówić tej uśmiechającej się dziwnie nieznajomej, by nie wpuścić jej do swojej taksówki... Płacił zranieniem swojej najlepszej przyjaciółki, najwspanialszej kochanki, idealnej dziewczyny. A przecież nie chciał tego! Chciał tylko poczuć się lepiej...
    Znosił więc gniew Andromedy bez zmrużenia oka. Należało mu się. Patrzył na nią, a każde jej słowo było jak cios, bo w którymś momencie zauważył, że nie ma w nich prawdy. Brunetka dopowiadała sobie historię, a Leo nie mógł zrobić nic, bo nie dopuszczała go do głosu. Próbował. Próbował dotknąć ją, przeprosić, wyjaśnić, powiedzieć, że to wcale nie tak, jak ona myśli, że miał naprawdę paskudny dzień, że... że kocha ją i nie chciał jej zranić w żaden sposób, że po prostu tak wyszło. Że tak, jest draniem, ale dla niej się zmienił, a to było tylko potknięcie. Potknięcie, które przecież można wybaczyć, bo nic nie znaczyło, bo nawet nie znał imienia tej kobiety, bo liczy się tylko Andromeda, tylko ona! Ale nie miał jak zapewnić ją o swoich uczuciach, jak przeprosić, przebłagać, by mu wybaczyła, bo ona wciąż nie pozwalała mu powiedzieć choćby słowa. Z każdym jego krokiem, gdy już próbował dotknąć jej ramienia, może nawet objąć, ona cofała się, aż w końcu i tej zabawy miała dość.
    Siarczysty policzek, który dostał, zamroczył go na chwilę, a gdy zaskoczenie i palący ból na skórze minęły, Andromedy już nie było. Pobiegł do drzwi, zostawiając na podłodze krwawe ślady stóp, potykając się o brzeg prześcieradła i krzycząc, by poczekała, by wysłuchała go, by nie odchodziła. Ale to było na nic. Gdy dotarł do wyjścia i wychylił się na klatkę schodową, jej już nie było, a wściekły stukot obcasów rozbrzmiewał zupełnie daleko, cichym echem, które można pomylić z tykaniem zegara. Jeszcze przez chwilę wołał jej imię, ale już bez szans, że zatrzyma ją, że będzie chciała go wysłuchać.
    Nie przyjmował do wiadomości tego, że ją stracił - natychmiast sięgnął po telefon, by wybrać jej numer. Dzwonił długo i wytrwale, wierząc, że zmęczy się ciągłym sygnałem komórki, nie myśląc o tym, że w którymś momencie może po prostu ją wyłączyć. Uparcie nagrywał się na pocztę, mówiąc jedynie, że muszą porozmawiać, bo nic innego nie wydawało mu się odpowiednie w tej sytuacji. Nie chciał mówić o wszystkim, co siedziało mu w głowie, skoro nawet nie miał gwarancji, że ona odsłucha jego wiadomość. Ale w końcu się poddał. Trzeźwiał coraz bardziej, nudności wzmagały się, a z poranionych stóp krew ciekła strumieniami, mieszając się z winem i wódką, która późno w nocy znalazła schronienie w gardle Leo.

    OdpowiedzUsuń
  128. Wierzył, że będzie w stanie ją przekonać, że ta zdrada to był... wypadek. Nie czuł nic do tej kobiety, była tylko zabawką w rękach zdołowanego faceta, pocieszeniem dla słabeusza, którym był tamtego wieczora. Przyznawał się do tego i chciał też przyznać się przed Andromedą, ale nie dawała mu ku temu okazji. Unikała go jak mogła, bez słów dając mu do zrozumienia, że go nienawidzi, że nie chce go znać. To bolało go, ale był uparty i nie zamierzał odpuścić, nie, gdy chodziło o kogoś tak ważnego, o tak ważną relację, o coś, czego nie miał nigdy wcześniej i czego nikt inny mu nie da. Po prostu wiedział, że nie zdoła związać się z żadną inną kobietą, bo to Andro wypełniała wszystkie jego myśli, każdą minutę każdego dnia. Potem, na trzeźwo, nie mówił już o miłości, bo to było jednak zbyt wiele, ale zależało mu. Był tak zaangażowany, że to aż bolało! Bolało go serce, ilekroć pomyślał, że do końca świata będzie mijał tę zachwycającą brunetkę w korytarzu biurowca, a ona już nigdy na niego nie spojrzy. Stanie się dla niej powietrzem. A może już wróciła chłodna, oschła i obojętna Andromeda, może już zapomniała, że był ktoś taki jak Leo Rough, który chciał ją uszczęśliwić? Tak, to było podobne do kobiety, którą znał, ale ta, z którą spędził ostatnie tygodnie, nie mogłaby zapomnieć. Wierzył to z całego serca.
    Dlatego przez następny tydzień nie odpuszczał. Wciąż dzwonił do niej kilka razy dziennie, jakby mając nadzieję, że odbierze przez przypadek i zgodzi się na spotkanie z nim. Po tym fatalnym wieczorze codziennie rano dostawała świeże kwiaty, wspaniałe, okazałe bukiety, które ledwo mieściły się w drzwiach, pachnące tak intensywnie, że Leo, wybierając odpowiednie rośliny, dostawał zawrotów głowy. Codziennie wypisywał niewielki bilecik - raz było to tylko "przepraszam", potem jakiś zgrabny, wyszukany w internecie cytat, potem znów "przepraszam" i prośba o spotkanie. Na jej biurku w pracy również pojawiła się roślinka - maleńki, jasnoróżowy tulipan z błękitnym wiklinowym koszyku, a każdego dnia, chwilę przed godziną, o której wychodziła na swoją poranną kawę, pojawiał się młody chłopak z kawiarni w budynku z jej ulubionym napojem i czymś słodkim. Tak więc Leo naprawdę nie szczędził starań, by zapewnić Andromedę o swoich intencjach. Uwolnił ją jednak od swojego towarzystwa i nie nagabywał jej w pracy ani w domu. Postanowił poczekać, obsypać tymi drobnymi prezentami, a potem stopniowo naprawiać wszystko w cztery oczy, o ile mu na to pozwoli.

    OdpowiedzUsuń
  129. [OK.]

    Nie poddawał się. Powtarzał sobie, że minął dopiero tydzień, że Andro po prostu potrzebuje więcej czasu, by zrozumieć, że nie da jej spokoju, dopóki z nim nie porozmawia. Wierzył w to z całego serca, bo często zastanawiał się, jak by to było, gdyby zdarzyła się odwrotna sytuacja. I wiedział, że byłby wściekły być może nawet przez całe tygodnie, ale pozwoliłby jej okazać swoją skruchę, przeprosić, bo zwyczajnie nie byłby w stanie żyć bez niej na dłuższą metę. Nie mogło być inaczej w przypadku Andro, bo miał pewność, że jej uczucia względem niego nie były udawane, że to, co rodziło się między nimi, to była miłość, choć tak trudno było w to uwierzyć. Owszem, spieprzył sprawę, ale każdemu należało się wybaczenie win i odpuszczenie kar.
    A potem nadszedł weekend, który obiecał spędzić ze swoim rodzeństwem. Z całej trójki najbardziej lubił Ally i to z nią był najbliżej, ale postanowili zorganizować sobie rodzinny wypad z okazji urodzin najmłodszej panny Rough, więc szli wszyscy. Leo rano, oczywiście, zaliczył wizytę w kwiaciarni i tego dnia szczególnie długo zastanawiał się nad tekstem na bileciku, aż w końcu nie napisał nic. Prosto stamtąd wybrał się po Allegrę, Daniela i Lily, którzy mieli czekać na niego, ale gdy dotarł do posiadłości swoich rodziców, okazało się, że starsza dwójka wykręciła się od świętowania urodzin Młodej. Dziewczynka płakała, zraniona tak strasznie, że przez całą drogę nie odezwała się do brata ani słowem, choć on zabawiał ją, jak mógł. Zaczęli od lodów, bo to było jedyne, co przychodziło mu do głowy, by poprawić humor Ally. I rzeczywiście - gdy mała dostała swoją porcję słodkości i ruszyli zatłoczoną ulicą, już uśmiechała się szeroko, a łzy wysychały na jej policzkach. Nagle dotarło do niego, o czym papla jego siostra - imię Andro przewijało się przez jej opowieść co kilka chwil, gdy z entuzjazmem opowiadała o popołudniu spędzonym z nim i brunetką. Okazało się, że tamte lody były lepsze i w ogóle było lepiej z tą śliczną panią, która ma imię od gwiazdek... A wtedy dostrzegł Ją, dość daleko, ale nie mógłby pomylić tej sylwetki, tej twarzy, tych włosów, falujących miękko. Wydawała mu się nierealna, jak sen - bo jak to możliwe, że pojawiła się, gdy tylko Ally o niej wspomniała? W tej samej chwili dziewczynka zauważyła brunetkę i pognała w jej kierunku, wciskając w dłoń Leo swoją porcję lodów i śmiejąc się pogodnie. Dotarła do Andromedy i przylgnęła do jej nóg, znów paplając coś niezbyt wyraźnie. Mężczyzna dogonił ją w idealnym momencie, by usłyszeć z ust siostry:
    - Fajnie, że Lee cię zaprosił, bo Danny i Lily są niefajni, ale ty jesteś fajna i fajnie, że przyszłaś! - mruczała, podekscytowana, że znów spotkała swoją ulubioną znajomą.

    OdpowiedzUsuń
  130. Tak, Ally była zupełnie nieświadoma tego, co działo się z Andromedą i ze stojącym za nią Leo, którego ręce drgały nerwowo, a oddech przyspieszył na widok kobiety. Tkwił tak obok nich z roztapiającymi się lodami w obu dłoniach; gdy uświadomił sobie, że całe palce kleją mu się od spływających po nich słodkości, wyrzucił oba rożki do pobliskiego kosza i wytarł ręce w chusteczkę. Wciąż lepiły się nieco, więc skupił na nich całą swoją uwagę, trąc palce z uporem maniaka, tym samym zamieniając kawałek ligniny w strzępy. Ledwo docierała do niego dalsza paplanina Ally - o zoo, do którego obiecał ją zabrać, o naleśnikach na obiad, które miała zrobić jego sąsiadka, a które Młoda uwielbiała, o prezentach, które chciałaby zostać, ale mogła wybrać tylko jeden, a w końcu o tym, że ma już siedem lat i teraz może robić wszystko. Czuła się jak dorosła i opowiadała o tym brunetce bez skrępowania, zupełnie nie zwracając uwagi na brata, który wciąż stał za jej plecami, zamyślony i posępny.
    - To co? Od czego zaczniemy? Lubisz zoo? - zapytała w końcu Ally, na chwilę milknąc, by dać Andromedzie czas na odpowiedź. Zagryzła przy tym dolną wargę i cała prawie podskakiwała, nie mogąc wytrzymać ciszy, która zapadła, ale przecież nie miała wyboru, musiała poczekać, by usłyszeć, że ta cudowna pani pójdzie z nią do zoo, będzie karmić żyrafy i śmiać się z cuchnących hipopotamów.
    A Leo dopiero wtedy podniósł na nie wzrok, nagle zaciekawiony, ale wciąż niepewny i wyraźnie smutny. Spodziewał się odmowy, jakiejś delikatnej i spokojnej, w stylu nowej Andro, która nie chciałaby zranić uczuć dziecka. Był w stanie to zrozumieć. Nie chciała spędzać z nim czasu, nie chciała go nawet znać, więc teraz naturalnym wydawało się, że odpowie "nie" i zniknie, nie oglądając się za siebie. Nie mógł jednak pozbyć się iskierki nadziei, że jednak brunetka pójdzie z nimi, choćby tylko dla Ally, ale już to da mu okazję, by pokazać, jak szaleńczo mu zależy, by wszystko naprawić. Czekał więc na odpowiedź niemal tak niecierpliwie, jak jego siostra, starając się przygotować na każdą możliwą ewentualność, a jego spojrzenie było pełne bólu, smutku, skruchy... Tak bardzo chciał porozmawiać z Andromedą! Miał tylko nadzieję, że da mu na to szansę. Chciał nawet teraz poprosić, by się z nimi wybrała, dla Młodej, ale postanowił milczeć. No cóż, wiedział, że go nienawidzi, więc wolał nie pogarszać sprawy naleganiami. Chyba najlepiej było milczeć.

    OdpowiedzUsuń
  131. Nie musiała nic mówić - natychmiast zrozumiał, że Andromeda robi to tylko dla Ally. Teraz zaczynał żałować, że opowiedział jej o tym, co dzieje się w jego rodzinnym domu, bo wiedział, że kobieta robi to tak naprawdę z litości, a dzieci zawsze wyczuwają takie rzeczy. Nie chciał, by Młoda poczuła się jeszcze gorzej, po tym, jak potraktowała ją reszta rodzeństwa, ale z drugiej strony, czy rzeczywiście miała się czegoś domyślić? Czy miała zauważyć, jak dorośli zachowują się względem siebie? Może nie. Może będzie tak pochłonięta zajęciami, które mieli zaplanowane, że nie zwróci w ogóle uwagi na brata. Teraz była zafascynowana "śliczną panią", a Leo, patrząc na kobietę, nie mógł odmówić jej tego miana. Była śliczna, była piękna i zachwycająca, a teraz już nie była jego. Nagły spazm bólu przeszedł przez jego ciało, ale natychmiast przypomniał sobie o swoim postanowieniu - nie poddawać się. Jeśli dobrze to rozegra, ten dzień może zakończyć się dla niego dobrze. Żeby tylko Ally niczego nie zauważyła!
    Leo pozwolił im odejść kilka kroków i sam powlókł się za nimi, udając, że wcale nie próbuje usłyszeć, o czym rozmawiają. Okazało się jednak, że zwykle głośna dziewczynka, za sprawą spokojnego głosu Andro, sama zaczęła mówić cicho, prawie szeptać swojej nowej przyjaciółce. Opowiadała jej o czymś gorączkowo, a do mężczyzny docierały jedynie strzępki tej rozmowy - coś o prezentach, o koniach, o lodach i o nim. Tak, jego siostra obgadywała go, choć szedł zaledwie metr za nią, ale chyba wiedziała, że nie słyszy wszystkiego. Przysunął się jeszcze o krok, a wtedy do jego uszu dotarły znów jedynie pojedyncze słowa: "smutny" i "niefajny", a potem jego imię, to zdrobnienie, które w ustach Ally brzmiało rozkosznie, "Lee". Mała jednak wyczuła jego obecność, bo odwróciła się ze śmiechem, narzekając, że jest podsłuchiwaczem, ale szybko zmieniła temat, prosząc go o kolejnego loda. Już miał ruszyć z nią do sklepu, ale dziewczynka tylko wyciągnęła banknot z jego palców i zniknęła, krzycząc, ze zaraz wróci. Nie mógł uwierzyć, że tak szybko zauważyła, co się dzieje pomiędzy nim i Andro, i natychmiast znalazła rozwiązanie! Uśmiechnął się, podziwiając jej intuicję i wyczucie.
    Stał przy brunetce, nie wiedząc, co powiedzieć. Patrzył na nią jedynie kątem oka, bojąc się, co zobaczy w jej wzroku - nienawiść, złość? A może smutek, ten sam, który towarzyszył też jemu, o którym mówiła Ally? Tego by nie zniósł - tego, że ją skrzywdził, a teraz nie potrafi pomóc.
    - Dziękuję za to, co robisz. Wiem, że chodzi o Ally, ale nie musiałaś. - rzucił w końcu, unosząc spojrzenie na Andromedę. Mimowolnie wstrzymał oddech, niepewny, jakiej odpowiedzi i reakcji oczekiwać.

    OdpowiedzUsuń
  132. Ten smutek w jej oczach sprawił, że na chwilę Leo zapomniał, jak się oddycha. Sprawiło mu to tak ogromny ból, że niemal jęknął, niemal zgiął się w pół, ból fizyczny, rozdzierający jego wnętrzności. Powinien móc ją objąć i zapewnić, że wszystko będzie w porządku. Powinien móc ją pocieszyć, powiedzieć, że jest przy niej, jeśli go potrzebuje. Nic z tego jednak nie wchodziło w grę, bo Andromeda nienawidziła go. Ale on i tak nie mógł się powstrzymać przed przysunięciem się o pół kroku w jej stronę, tylko po to, by być tych kilka centymetrów bliżej, by mieć nadzieję, że powiew wiatru pozwoli mu poczuć jej zapach, znajomą, słodką woń jej skóry, jej włosów... Tęsknił za nią tak bardzo, że to też bolało; potrzebował jej i ciągle wierzył, że ona też potrzebuje jego i to pragnienie - by być blisko niego - wygra w Andro walkę z innymi emocjami i potrzebami.
    A potem padły jej słowa i Leo na sekundę zamarł. Pozbierał się jednak szybko, choć echo chłodnego, obojętnego głosu Andro odbijało się w jego głowie. Patrzył na nią teraz świdrująco, z żarem w jasnych tęczówkach, żarem, którego nie udawał, nie krył, nie wstydził się. Nie było czego, nie tym razem. Jakoś automatycznie wyciągnął rękę, by dotknąć ramienia kobiety, ale cofnął ją w ostatnim momencie, wiedząc, ze ją odepchnie, może nawet zezłości się jeszcze bardziej. Nie, na pewno się wścieknie. W końcu teraz był... skażony inną kobietą.
    - Andromeda - rzucił, prawie ostrzegawczym tonem. On nie grał, nie pilnował się, nie miał żadnej maski. Nie chciał tego, bo wiedział, że potrzebują szczerości. Oboje. A skoro Andro nie potrafiła nawet na niego spojrzeć, to on nadrabiał za nich dwoje.
    - To była jednorazowa przygoda. Nie chciałem tego. - zaczął, ale w tym samym momencie zauważył kątem oka, że Ally jest już obsługiwana; nie zostało im wiele czasu.
    - Proszę, daj sobie wyjaśnić. Porozmawiaj ze mną. Nie chcę wiele, Andro. Tylko rozmowy. Proszę. - mówił pospiesznie, przesuwając się tak, by trochę trudniej było brunetce unikać jego spojrzenia. Musiał zobaczyć jej oczy, bo już wiedział, że one nie kłamią, nawet gdy ich właścicielka bardzo tego chce. A na pewno nie wtedy, gdy targają nią silne emocje.

    OdpowiedzUsuń
  133. A może w nim tkwiło coś takiego cholernego, jakaś tęsknota za wolnością, która kazała mu się upewnić, że dobrze robi wiążąc się na stałe? Ale przecież zyskał tę pewność i wiedział, że nie zrobi tego nigdy więcej, bo tak wielki błąd krzywdził Andromedę bardziej, niż mógł to sobie wyobrazić. Bo szczerze? Nie spodziewał się, ze jest aż tak zaangażowana, by reagować w tak gwałtowny, emocjonalny sposób na tę jego wpadkę. Myślał raczej, że będzie zła, wściekła, a potem wymusi na nim obietnicę, że to się nigdy więcej nie powtórzy, co zresztą chciał i mógł jej obiecać! Ale na to nie był gotowy, nie do końca wiedział, jak się zachować...
    A teraz jej oczy, jej spojrzenie sprawiły, że miał ochotę zapaść się ze wstydu pod ziemię. Jakim trzeba być człowiekiem, by zrobić tak wspaniałej kobiecie coś takiego?! Poczuł nienawiść i złość na samego siebie, ale pozostawał uparty - tym bardziej wiedział, że nie odpuści, nie zostawi tej sytuacji niedokończonej. Nie może i nie powinien.
    Spuścił wzrok, słysząc jej słowa. Tak, miała rację - ta rozmowa mogła być dla niej trudna, ale on był gotowy zrobić wszystko, by jej to ułatwić! Mógłby nawet założyć sobie worek na głowę albo zrobić cokolwiek innego, gdyby tylko pozwoliła mu wyjaśnić, przeprosić... Nie odezwał się słowem, bo też co miał powiedzieć? Że rozumie, że wie, jak się czuje? Nie wiedział, bo to, co mógł wyczytać z jej zachowania, z jej spojrzenia, to cholernie mało.
    - Naprawdę mi przykro, Andro. - wymamrotał, nie wiedząc, co więcej mógłby powiedzieć. Nagle ta walka wydała mu się pozbawiona sensu - ona rzeczywiście nie chciała go słuchać, nawet nie mogła na niego patrzeć! Ale nie mógł odpuścić. Dlatego podniósł wzrok, skruszony i pełen bólu, a potem powoli, ale dość pewnie uchwycił jej ramię, przybliżając się do niej zupełnie. Nagle przypomniał sobie policzek, który mu wymierzyła, a skóra w tym miejscu znów go zapiekła. Teraz jednak wiedział, że tego nie zrobi, bo Ally mogła pojawić się w każdej chwili.
    - Proszę. Porozmawiamy i jeśli będziesz chciała, żebym dał ci spokój, tak właśnie zrobię. Ale musisz mnie wysłuchać, rozumiesz? Powinnaś mnie wysłuchać. - mówił, spokojnym i łagodnym tonem, choć przy ostatnim zdaniu głos zadrżał mu gwałtownie.

    OdpowiedzUsuń
  134. - Jasne, dziękuję. - wyrzucił z siebie natychmiast, gdy tylko padła odpowiedź Andro. Na jego ustach zaigrał leciutki, blady uśmiech ulgi, który zniknął niemal w tej samej sekundzie, bo dostrzegł spojrzenie kobiety, którym zlustrowała jego dłoń. No tak, był zakażony, a ona nie miała zamiaru pozwalać mu się dotykać. Rozumiał to, więc od razu cofnął rękę, nie czekając nawet na to, co powie. Spuścił zawstydzone spojrzenie, bo nagle poczuł się tak, jakby tym uściskiem na jej ramieniu zrobił kobiecie krzywdę. Nie użył dużo siły, nie był gwałtowny ani brutalny, jak czasem zdarzało mu się to podczas ich igraszek, ale tym razem wydawało mu się, że przesadził. Przecież wiedział, co przeżyła i nie miał zamiaru używać wobec niej przemocy, więc dlaczego teraz poczuł się, jakby właśnie to zrobił? Nie zachował się źle, zachował się... spontanicznie. Zrobił to, co uważał za słuszne. I znów przesadzał w analizowaniu faktów.
    - Przepraszam. - mruknął, zaraz chrząkając cicho, jakby chciał zakryć tym dźwiękiem wypowiedziane słowo. Odsunął się o krok, a potem zapatrzył w drzwi sklepu, przywołując na twarz uśmiech, bo Ally już zmierzała w ich stronę z pokaźnym lodowym rożkiem. Postanowił skupić się na niej, choć ona ledwo na niego spojrzała, znów chwytając rękę Andro, nie jego. Odczuł to jak kolejny cios, ale nie pokazał nic po sobie; po prostu zajął miejsce po drugim boku siostry, słuchając jej radosnego szczebiotu, skierowanego do brunetki.
    Zamyślił się. Ulga, którą początkowo odczuł, teraz zamieniała się w podenerwowanie. Nie wiedział, co powie, jak się zachowa; już nic nie wiedział. Nie ufał sobie, jeśli chodziło o tę rozmowę, która go czekała. Wiedział, że będzie się musiał gęsto tłumaczyć, by udobruchać Andro. Ale czy był w stanie? Czy umiał wytłumaczyć jej wszystko tak, by mu uwierzyła, a w rezultacie zechciała do niego wrócić? Wiedział, że bez niej zginie, bo teraz nie była już tylko jego kochanką, kobietą do towarzystwa, ale też przyjaciółką, której nigdy nie miał. Uwielbiał czas spędzony razem, a każda chwila, którą spędzali osobno, wydawała mu się zmarnowana. Praca ratowała go, ale tylko na krótki czas - bardzo szybko Andro zajmowała wszystkie jego myśli. Więc jak miał żyć, jeśli odejdzie...?

    [przejdź już, proszę, do tej rozmowy ;)]

    OdpowiedzUsuń
  135. Czekał na wiadomość od niej z niecierpliwością graniczącą z obłędem. Wydawało mu się, że oszaleje. Myślał tylko o niej, o jej uśmiechu, jej głosie, jej ciele. Nawet noce wypełniała mu Andro - śnił o niej codziennie, a w owych widzeniach zawsze była roześmiana, pogodna i szczęśliwa. Taka, jaką chciał ją uczynić, jeśli tylko mu na to pozwoli. Nie opuszczała go wiara, że tak właśnie będzie - że czekają ich całe miesiące, a może nawet lata wypełnione beztroską, swobodą, miłością. Tak, znów nie bał się w myślach wypowiadać tego słowa, dodawało mu siły, jakiej nigdy w sobie nie miał, prężyło się w nim jak kocur, prostując mu kręgosłup i przywołując uśmiech na usta. Kochał Andromedę Hoult i nic nie mogło tego zmienić. Nawet jej niechęć, nawet jej nienawiść. Było to póki co uczucie dość kruche i słabe, ale i tak wypełniało Leo po brzegi, nie liczyło się nic poza nim. Czuł się jak nastolatek, pierwszy raz zakochany, ale chyba w środku był takim właśnie dzieciakiem, który dopiero poznaje smak miłości. I wiedział, że jeśli Andro również go posmakuje, nie będzie chciała niczego innego.
    W tym tygodniu zrezygnował z ogromnych bukietów, dostarczanych do jej domu. Nie chciał, by poczuła się osaczona i nagabywana - osiągnął swój cel, wybłagał u niej rozmowę, mógł więc dać jej trochę spokoju. Wciąż jednak wysyłał jej kawę i słodkości, a na jej biurku w pracy codziennie czekał jasnoróżowy tulipan. Pomyślał, że te kwiaty zaczną się mu źle kojarzyć, a bardzo je lubił, ale jeśli pogodzi się z Andro, może być wręcz przeciwnie. Może będzie zasypywał ją właśnie tulipanami, bo staną się symbolem ich uczucia - jego uczucia! W myślach snuł plany na kolejne tygodnie, kolejne randki, podróże. Chciał, by nie żałowała, że mu wybaczyła, a poza tym musiał się czymś zająć. Był bliski szaleństwa, a gdy już stwierdził, że musi zacząć coś brać, by się uspokoić, dostał esemesa. I wszystko straciło znaczenie.
    W dłoni trzymał pojedynczego, jasnoróżowego tulipana z maleńką, błękitną wstążką zawiązaną na mięsistej łodyżce. Ciągle powtarzał w myślach przygotowywane wcześniej argumenty, ale żaden nie wydawał mu się nagle dość dobry, by usprawiedliwić to, co zrobił. Mógł jednak zadbać, by były one jedynie tłem dla tej najważniejszej informacji, którą chciał przekazać Andromedzie, a która mogła sprawić, że w końcu mu wybaczy. Albo przynajmniej zacznie próbować. Nie liczył, że zapomni, nie - wiedział, że to będzie z nimi już zawsze, ale mocno wierzył, że mu przebaczy. Bo w gruncie rzeczy nie był złym facetem, a jedynie błądził.
    Gdy otworzyła drzwi, wszystko z nim zamarło. Wstrzymał oddech, stanął w bezruchu, nawet jego serce przestało bić na kilka długich sekund, a potem wznowiło swój głośny, przyspieszony rytm, który towarzyszył mu jak tykanie zegarka - głośne, irytujące uderzenia, które Andro również musiała słyszeć. Wydawało mu się, że ma w piersi małego ptaka, który trzepocze szaleńczo skrzydełkami, próbując wyrwać się na wolność. Dopiero do dłuższej chwili uświadomił sobie, jak głupio się zachowuje - przywitał się krótko, przywołując na twarz uśmiech, a potem dość niepewnie przestąpił przez próg, wręczając Andromedzie tulipana. Nie odrywał od niej spojrzenia, nie był w stanie - wydawała mu się najcudowniejszym zjawiskiem na świecie. Była zachwycająco piękna, a gdy poczuł głęboko w sercu jej olśniewającą urodę, zatęsknił tak bardzo, że miał ochotę paść jej do nóg i błagać, by przyjęła go z powrotem.

    OdpowiedzUsuń
  136. Był niemal pewien, że wyobraził sobie emocje na twarzy Andromedy, że nic, co dostrzegł w jej oczach, naprawdę nie istniało. Nie mógł jednak przestać myśleć o jawnym zachwycie w jej tęczówkach, który znał bardzo dobrze, bo odczuwał go, gdy tylko pojawiała się w zasięgu jego wzroku - zachwycie, nad którym i ona najwyraźniej nie panowała. A potem uświadomił sobie coś jeszcze: jej zakłopotanie i tęskne spojrzenie, które rzuciła w jego kierunku, zanim już na stałe utkwiła wzrok w tulipanie. To wszystko tak piękne i rozkoszne, że właściwie nierealne. Czy naprawdę Andro, mimo całej swojej nienawiści i gniewu, potrafiła za nim tęsknić, choć w połowie tak mocno, jak on za nią? Tak bardzo mu jej brakowało, a teraz mogło się okazać, że również ona pragnęła kolejnego spotkania, jeszcze jednego pocałunku, najdrobniejszej pieszczoty. Wszystko jednak wydawało mu się niemożliwe - dopowiadał sobie całą teorię do tych drobiazgów, które być może rzeczywiście dostrzegł, ale które mogły znaczyć coś zupełnie innego. Nie potrafił więc dojść do ładu - ze sobą, ze swoimi uczuciami i domysłami.
    Podziękował gładko za propozycję czegoś do picia, ale Andromeda już nie zwracała na niego uwagi, znikając w kuchni z samotnym kwiatem. Początkowo miał ochotę pójść za nią - zdążył polubić jej mieszkanie, poznał jej i czuł się już na tyle swobodnie, że ruszenie za nią było już odruchem, ale powstrzymał go, wiedząc, że nie będzie tam mile widziany. Z westchnieniem powlókł się więc do salonu, ale nie zajął miejsca na kanapie; stanął przy oknie, wpatrując się w ludzi-mrówki widocznych w dole. Znów zamyślił się na chwilę, ale z tego stanu nieprzytomności wyrwały go kroki Andromedy. Odwrócił się w jej stronę, a na jego ustach znów wykwitł nikły, blady uśmiech. Chciał, by wiedziała, że to nie maska - że naprawdę cieszy się na tę rozmowę, na spotkanie z nią, na... wszystko. Od razu pomyślał, że jeśli będzie stać, oboje będą czuć się nieswojo, więc ruszył do sofy. Zajął na niej miejsce, siadając pochylony do przodu, z łokciami opartymi na kolanach i splecionymi dłońmi. I nie spuszczał spojrzenia z Andromedy.
    - Chciałem jeszcze raz podziękować za ten wypad z Ally. Nie mówi teraz o niczym innym. - rzucił, szukając sposobu, by zacząć. Spodziewał się, że ona niczego nie będzie chciała mu ułatwiać.

    OdpowiedzUsuń
  137. Na jej słowa skinął żywo głową, jakby to, co powiedziała, było oczywiste. Wciąż jednak łudził się nadzieją, że powie coś miłego, a przynajmniej uśmiechnie się lub spojrzy choć trochę łaskawiej - da mu wiarę, że nie wszystko jest jeszcze stracone. Ona była niestety doskonale chłodna i obojętna, a na jej twarzy nie malowały się właściwie żadne emocje. Mogły zdradzić ją oczy, ale chyba nie chciał wiedzieć, co się w nich kryje, jeśli miałaby to być złość czy nienawiść na niego. Wiedział o tych uczuciach, targających Andro, ale nie chciał o nich pamiętać teraz, gdy czekały na niego te wszystkie słowa, wszystkie zdania, które powinien i chciał powiedzieć. Miał zadanie i nie chciał się rozpraszać, ale szybko skarcił się za takie myślenie - w tym wszystkim chodziło przecież o Nią! Miał sprawić, by mu wybaczyła i chciała znów zaufać, a on odcinał się o jej emocji i uczuć, zbyt przerażony własnym bólem. Nie uważał się za tchórza, ale w tej sytuacji inne określenie nie przychodziło mu do głowy.
    Niemal nieświadomie przesunął się na kanapie tak, by być bliżej brunetki i pochylił się w jej kierunku jeszcze bardziej, jakby chciał jej dotknąć, przycisnąć do swojego boku. To jednak był tylko odruch, więc nie zrobił nic więcej, zamarł w bezruchu, przez dłuższą chwilę gapiąc się na swoje dłonie ze zmarszczonymi brwiami, a potem podniósł spojrzenie na Andromedę - spojrzenie pełne bólu i skruchy.
    - Żałuję tego, co się stało, Andro. - zaczął, dość niepewnie, choć przy imieniu kobiety jego głos złagodniał, stał się mniej chropowaty, niż zwykle. - Nie chciałem tego. Nawet nie pamiętam, jak dotarłem do domu. Miałem trudny dzień i poszedłem się napić, szybko urwał mi się film, a potem... - urwał, na chwilę spuszczając wzrok. Chciał powiedzieć, że potem pamięta już tylko ją - jej twarz, wykrzywioną gniewem, jej słowa, stukot obcasów na schodach. Powstrzymał się jednak, wiedząc, że ma do powiedzenia coś ważniejszego. Przybliżył się znów do niej i, podnosząc spojrzenie, kontynuował.
    - Ta kobieta nic dla mnie nie znaczyła. Nic nie znaczy. - dopowiedział, zagryzając wargę. - To był pierwszy i jedyny raz, Andro. Proszę, uwierz mi, że tego nie chciałem.

    OdpowiedzUsuń
  138. [literówkowe-love <3]

    Milczał, słuchając jej, tym razem zdolny zachować maskę, od której odbijały się słowa Andro. W innej sytuacji dostrzegłaby, jak bardzo go ranią, ale nie teraz, bo zwyczajnie bał się, że to będzie za dużo, że nie wytrzyma, że tłumione emocje wybuchną, że przestanie nad sobą panować. A on musiał pozostać idealnie spokojny, bo od tego wiele zależało. To ona miała prawo czuć zbyt dużo na raz, nie potrafić uporządkować swoich emocji, nie Leo, który miał na to całe wieki. Odetchnął więc głęboko, prostując się na tę chwilę, gdy kolejne zdania padające z ust kobiety wbijały się prosto w jego serce, a potem znów pochylił się w jej stronę i zupełnie pewnie, bez obawy, że go odepchnie, oderwał jej dłonie od twarzy i przycisnął w ich miejsce swoje. Nawet nie zauważył, że by to zrobić zsunął się z kanapy i opadł na kolana przed Andromedą - liczyły się tylko jej oczy, które teraz nie mogły uciec spojrzeniem. Wpatrywał się w nie świdrująco, w sposób, który mieli dopracowany do perfekcji, ale w jego tęczówkach czaił się ból i smutek, bezbrzeżny smutek, który zalewał jego serce. Był szczery i prawda przemawiała przez każdy jego gest - dlaczego miała mu nie wierzyć?
    - To się nigdy nie powtórzy. Obiecuję. - powiedział twardo, głosem tak mocnym i pewnym, że po prostu nie było szans, by Andro mu nie zaufała. Wierzył w to z całej duszy.
    - Zależy mi tylko na tobie, Andromedo Hoult. - dodał, odrobinę ciszej, jakby trochę niepewnie. Cały zmiękł, jego dłonie opadły na kolana brunetki, tam zamierając. Nie spuszczał jednak spojrzenia z tych cudownych, jadowicie zielonych oczu. Tak. Musiał to powiedzieć.
    - Kocham cię.
    Te słowa wypłynęły z niego tak lekko i swobodnie, jakby od dłuższego czasu mówił je tej zachwycającej kobiecie. Wydawały się naturalne, zupełnie na miejscu - zwyczajnie należały do tej chwili. Wydawały się przy tym tak szczere, że nie było już żadnych wątpliwości co do jego intencji. Był prawdziwy w każdym calu, może po raz pierwszy w życiu nie udawał nawet w najmniejszym stopniu, nie krył się z emocjami, a pozwolił im znaleźć ujście. I tak bardzo pragnął, by zostało to docenione!

    OdpowiedzUsuń
  139. Obserwując, co dzieje się z Andromedą, zamarł w bezruchu - jedynie jego klatka piersiowa unosiła się w równym, choć przyspieszonym rytmie, gdy niemal z trudem wciągał do płuc powietrze. Zupełnie nie wiedział, co myśleć o malującym się przed jego oczami obrazku. Reakcja ciała kobiety nie mogła być udawana; to drżenie było prawdziwe, tak samo jak łzy, zakrywające cienką warstewką jej zachwycające w swojej barwie tęczówki. Nie wiedział, jak to interpretować; w jego głowie powstawały miliony możliwych scenariuszy, od tych najpiękniejszych i równie nieprawdopodobnych, w których brunetka rzucała mu się na szyję i zapominała o całym zajściu, aż po te, na myśl o których chciało mu się wyć z rozpaczy, gdy ona krzyczała, że go nienawidzi, że pragnie jego śmierci. Te wszystkie myśli przemknęły mu przez głowę w ułamku sekundy. Widział poszczególne obrazy, a one, z każdą chwilą, napawały go coraz większym strachem i niecierpliwością. Dużo dałby, żeby już usłyszeć werdykt, ale sąd musiał mieć czas, rozumiał to i szanował. Był jednak potężnie poddenerwowany i czuł, że i jego ciało zaczyna drżeć, a kolana, na których ciągle opierał cały swój ciężar, drętwieją i miękną. Trzymał się jednak twardo, a na jego twarzy znów nie malowało się niemal nic, poza tym drżącym oczekiwaniem i bólem, którego nie potrafił ukryć. To cierpienie w jakiś pokrętny sposób określało go teraz, mówiło mu, kim jest. A jest facetem o słabej woli i z mnóstwem niepewności w sercu, facetem, który już zawsze będzie się musiał pilnować, by nie popełnić jakiegoś, błędu, ale który nie pragnie niczego innego...
    Dokładnie, gdy jego myśli dotarły do tego punktu, poczuł ruch Andromedy. Mimowolnie drgnął, czując na skórze jej delikatny dotyk - muśnięcia palców, za którymi tak tęsknił! Miał ochotę przytrzymać jej dłoń przy swojej twarzy, ale obawiał się, że wtedy tym bardziej zechce ją cofnąć. Wciąż nie wiedział, jak to się skończy, choć obudziła się w nim nadzieja, że udało mu się osiągnąć swój cel. Równie dobrze Andro mogła się przygotowywać do wymierzenia mu kolejnego siarczystego policzka, który, tak po prawie, należał mu się. Może nawet nie jeden. Ale z każdą chwilą nabierał pewności, że tak nie będzie. Że to już koniec tego dramatu, a początek nowego - powrotu do normalności, odbudowywania zaufania, zapominania. Nie, wątpił, by którekolwiek z nich zapomniało, ale nie tracił wiary, że uda im się o tym nie myśleć. Jeśli wrócą do siebie, nie będzie takiej potrzeby.
    A wtedy padły jej słowa, świat Leo zadrżał, tak samo jak jego twarz, na której w jednej chwili odmalowała się taka ilość emocji, że w rezultacie sam już nie wiedział, co czuje. Jednocześnie był przerażony, że zaraz zostanie zmuszony do opuszczenia mieszkania i życia Andro już na zawsze, i nie wątpił, że tak nie będzie. Czekał i wiedział. Bał się i cieszył. I w końcu te tortury zostały przerwane, a Leo, zamiast ucieszyć się w jakikolwiek sposób, pozwolił swojej głowie opaść na kolana Andromedy. Wpasowała się w to miejsce idealnie, jakby stworzona do leżenia na jej podołku. Zamknął oczy i, wstrzymując oddech, odnalazł dłoń kobiety, a potem, w tym niezwykle wymownym geście, przycisnął ją do swoich ust, nie ruszając się nawet o milimetr, tkwiąc tak w bezruchu, w zamyśleniu, w zachwycie i radości, i panice, i smutku.

    OdpowiedzUsuń
  140. Z leciutkim uśmiechem przywitał dotyk jej drobnej dłoni na swoich włosach. Przymknął powieki i przez dłuższą chwilę jedynie rozkoszował się ciepłem jej palców, delikatnymi muśnięciami, którymi przeczesywała jego sztywne, dość krótko przycięte kosmyki. Chyba wyczuł, że zrobiła to mechanicznie, bo zamarł w zupełnym bezruchu, nawet nie oddychał, by tylko nie cofnęła ręki. A gdy to się stało, podniósł głowę, wciąż trzymając przy ustach jej dłoń, którą obsypywał teraz drobnymi, leciutkimi pocałunkami, nie patrząc na twarz kobiety. Bał się tego, co mógłby w niej zobaczyć, ale przecież nie mógł do końca świata unikać patrzenia na nią, prawda? Opuścił więc jej rękę, wciąż gładząc ją opuszkami palców, a potem podniósł spojrzenie, napotykając jej przymknięte powieki. Westchnął cicho, a potem dotknął niepewnie jej policzka, rozkoszując się miękkością jej skóry, znajomym zarysem kości, tymi wszystkimi szczegółami, które poznały jego palce i usta. Uśmiechnął się.
    - Wszystko się ułoży, Andro, zobaczysz. Zapracuję na twoje zaufanie, jeśli mi na to pozwolisz. Proszę. Nie przekreślaj tego, co mieliśmy... - mruczał, jak zwykle chropowatym, ale dość ciepłym głosem, który poznała dopiero ona.
    Ciągle nie był pewien jej werdyktu. Mógł być różny, wiedział o tym, bo przecież to, że i ona go kochała (tak! kochała Leo, tego zimnego drania, który zmienił się dla niej!), nie znaczyło wcale, że zechce go znów przyjąć. Bał się jej odmowy, ale też wiedział, że teraz już nie odpuści, choć obiecał jej co innego. Bo jak niby miał zaprzestać starań o nią, skoro łączyło ich coś więcej, coś, czego nie bał się nazwać - miłość. Kochali się, a to teraz wydawało mu się tak naturalne i szczere, że dziwił się, jak mogli wcześniej się nie spotkać! Tak podobni i tak różni... Powinni być razem. I nie wątpił, że przekona do tego Andromedę.

    OdpowiedzUsuń
  141. Odgradzała się od niego tymi zamkniętymi powiekami, wiedział to, ale nie potrafił się wycofać. Może powinien. Powiedział wszystko, co miał do powiedzenia, a teraz jego obowiązkiem było zniknąć. Obiecał jej, że da spokój po tej rozmowie, a skoro ona już o wszystkim wiedziała, nie było sensu tkwić przy jej kolanach, szczególnie, gdy nic nie wskazywało na to, by miała podjąć jakąś decyzję. Przekonał się o tym, gdy otworzył oczy - czająca się w nich niepewność niemal zwaliła go z nóg. I już wiedział, że powinien wyjść, bo za zaciśniętymi powiekami chowała nie tylko siebie przed nim, ale też jego. Nie chciała go widzieć. Mieszał jej w głowie. Dlatego z jego gardła mimowolnie wyrwało się ciche, zrezygnowane westchnienie, a potem padły jej słowa, na które znów spiął się mimowolnie. Oderwał dłoń od jej policzka i oparł ją na brzegu fotela, w którym siedziała, a potem opuścił wzrok.
    - Tak, masz rację. - wymamrotał ze skruchą, zaraz potem, dość gwałtownie, zrywając się na równe nogi. W pierwszym odruchu chciał porwać ją ze sobą, pocałować, zaczarować słowami, dotykiem, ciepłem, ale... nie był pewien, czy to poskutkuje. Dlatego tylko pochylił się i, zanim zdążyła zaprotestować czy się odsunąć, pocałował przelotnie jej czoło. Na jego twarzy na ułamek sekundy zawitał uśmiech, a potem znów zachmurzył się, stojąc przy fotelu Andro, wciąż lekko pochylony w jej kierunku. Sam nie wiedział, co chce i co powinien zrobić. Najchętniej zostałby jeszcze, tylko po to, by na nią patrzeć, by chłonąć jej obecność, ale zaraz stwierdził, że ona się nie zgodzi. Potrzebowała samotności. Tak samo zresztą, jak on, choć nie do końca zdawał sobie z tego sprawę.
    - Pójdę już. - wymruczał, ostatni raz przytulając dłoń do jej policzka, a potem obrócił się i ruszył do wyjścia, z palcami wplecionymi w nieukrywanym geście bezradności we włosy.

    OdpowiedzUsuń
  142. Nie spodziewał się, że za nim ruszy, więc jego zaskoczenie było ogromne, gdy usłyszał swoje imię za plecami, wymówione w sposób, od którego jeżyły mu się włosy na karku. Uwielbiał jej głos, aksamitne fale dźwięków, jakimś cudem układające się w słowa. Ale chyba jeszcze bardziej lubił te momenty, w których nie mówiła - działała. Tak, jak teraz, gdy w tym niezwykle kobiecym ruchu wspięła się na palce i pocałowała go, tak miękko i słodko, że miał wrażenie, jakby nie była realna, jakby w ogóle nie istniała, a była jedynie snem, rozkosznym i cudownym, ale z którego trzeba się obudzić. I nadeszła pobudka, zdecydowanie zbyt szybko, bo on najchętniej śniłby do rana, najchętniej o niej i z nią, najchętniej w jej łóżku... To Andro odsunęła się od niego, nie zważając na jego ramiona, oplatające ją w talii, na wargi, które wręcz rwały się pieszczot, na oczy, które krzyczały, by nie zostawiała go teraz. Poczuł jeszcze na ustach jej dotyk jak muśnięcie piórka, a potem zniknęła zupełnie, tak, że ledwo zarejestrował jej słowa. Dłuższą chwilę tkwił w bezruchu, nie potrafiąc zrozumieć, co zaszło, a potem obrócił się na pięcie i wyszedł, powtarzając "zrobiłem to samo", jakby starał się usprawiedliwić Andromedę. Tak naprawdę był zły, ale nie na nią - na siebie, że wcześniej nie pocałował jej, bo być może zakończyliby ten wieczór inaczej. Brakowało mu jej, przyznawał się do tego, ale wiedział, że czekanie mu nie zaszkodzi: wzmocni swoją wolę. Może też potraktować to jako pierwszą część kary - bo wątpił, by Andro odpuściła mu kolejne. Poza tym, on też kazał jej czekać i ta myśl dawała mu nadzieję, bo przecież w końcu przyszedł do niej, może trochę spóźniony, ale dotarł pod jej drzwi. Czy i ona dotrze? Kiedy? Jak? A może to była tylko typowo kobieca obietnica bez pokrycia? Może wcale nie obiecała mu, że znów będą razem, a on jedynie to sobie wymyślił? Pytania mnożyły się, a on już zatracał w nich prawdę - były tylko jego obawy, wątpliwości i domysły. I najważniejsze pytanie: ile czasu? Ale tylko Andromeda mogła na nie odpowiedzieć, a Leo musiał być cierpliwy. Tak. Da radę. Obiecał to sobie i jej.

    OdpowiedzUsuń
  143. To był dla niego niezwykle trudny tydzień. Każdego dnia budził się już zmęczony, po całej nocy wypełnionej męczącymi, a czasem również cudownymi snami. W większości z nich jednak Leo widział siebie, starzejącego się samotnie w ogromnym domu z basenem, do którego każdego dnia zaprasza inną, o kilkadziesiąt lat młodszą kobietę. Nie były to wcale przyjemne wizje - wręcz przeciwnie, przerażały go i sprawiały, że czuł się samotny jak nigdy przedtem, może dlatego też, że nigdy jeszcze o tym nie myślał. Do tej pory jego życie wypełniała praca i sporadyczne spotkania z Ally, czasem ubarwiał swoje wieczory jakimś kobiecym ciałem w swoim łóżku, ale potem pojawiła się Andromeda i zburzyła cały jego idealny świat, budując nowy, jasny, świetlisty, dobry. Teraz, gdy zniknęła, pojawiło się to wrażenie pustki i właśnie samotności, którego nie znał i które przeszkadzało mu, choć doskonale wiedział, jak mógłby uśmierzyć ten ból. Nie robił tego, szukał innych sposobów, trudniejszych, ale nie raniących nikogo - topił wieczory w kieliszku tequili, zawsze jednak kończąc na trzecim lub czwartym, bo w każdej chwili mogła pojawić się Andro, a nie chciał być wtedy pijany. Ta odrobina alkoholu wystarczała, by znaleźć potem ukojenie w muzyce lub fotografii. Ale były też te przyjemne sny, po których budził się wypoczęty i zadowolony, w których po prostu leżał przy boku Andromedy i patrzył na nią, co jakiś czas pozwalając sobie na drobną czułostkę, jak odgarnięcie z jej czoła zbłąkanego kosmyka włosów czy cmoknięcie jej odsłoniętego obojczyka. Wtedy wieczory spędzał inaczej - godzinami tkwił w fotelu, rozmyślając. Przesiedział tak dwie noce, śniąc na jawie, a potem, prawie nieprzytomny, powlókł się do pracy. Tam, teoretycznie, nie istniały problemy - były tylko obowiązki i zadania do wykonania. Ale tylko teoretycznie, bo tak naprawdę tamto miejsce w każdym calu wypełniała Ona. Jego biuro, w którym ostatnio zdążyła się wręcz zadomowić, a wcześniej również przestępowała przez jego próg bez skrępowania, korytarze, po których lubili spacerować w przerwach w pracy, jej piętro, na którym wysiadała z windy z uśmiechem, obracając się dokładnie w momencie, w którym drzwi zasuwały się z szumem... Teraz nie było jej, bo tylko marny cień Andromedy, którą pokochał, przemykał korytarzami. To nie była ona, te oczy nie należały do niej, ten blady uśmiech też nie. Może dlatego łatwiej mu było mijać ją z podobnym lekkim uśmiechem - wiedział, że to nie ona. I był cierpliwy, choć ciągle nie był pewien, czy wróci...
    To był jeden z tych wieczorów pełnych nadziei, kiedy od rana chodził naładowany energią, a potem, już w domu, pozwalał sobie odetchnąć. Jego głowę wypełniały obrazy i dźwięki, w tym ten najsłodszy - dźwięczny śmiech Andromedy, którego nie umiał sobie dokładnie przypomnieć, ale i tak rozkosz sprawiało mu myślenie o nim. Zastanawiał się, jakby to było, gdyby siedziała teraz obok niego, a zdrada nie odcisnęłaby piętna na ich relacji - może i ona oddawałaby się marzeniom, tkwiąc przy jego boku? Może nie używaliby słów przez cały wieczór, obdarzając się miłością tak prostą i łatwą, jaka nie zdarzyła się jeszcze nikomu? Na to chyba nie mieli już szans, bo to jedno słowo: "zdrada" miało byś między nimi już zawsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A w tej chwili rozległ się dzwonek u drzwi i Leo, jak zwykle, zerwał się gwałtownie z fotela i pobiegł do korytarza. Już kilka razy zdarzało mu się, że otwierał dostawcy pizzy, który pomylił numery mieszkań albo sąsiadce, która chciała zapytać, czy może zostawić u niego kota... Za każdym razem biegł z tak samo mocno bijącym sercem i urywanym oddechem. Tak samo teraz stanął w wejściu i nie mógł wziąć wdechu, jednocześnie nerwowo przeczesywał włosy i odliczał w myślach, chcąc się jakoś uspokoić. A potem zaśmiał się cicho, kręcąc głową, pewny, że to znów ktoś inny, że to nie ona, i otworzył drzwi. Na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie tak ogromne, że aż cały pobladł, ale trwało to tylko sekundę - w następnej trzymał Andromedę w ramionach, wciągając ją do mieszkania i wdychając zapach jej włosów. Nawet nie był w stanie jej pocałować, bo drżał cały tak silnie, że ledwo stał na nogach. A potem westchnął głęboko i na oślep odnalazł jej wargi, całując ją długo, mocno, zapamiętale, jakby nie istniał świat.

      Usuń
  144. Co dziwne, Leo nawet nie pomyślał, że Andromeda mogłaby przyjść do niego z krótkim "nie" na ustach, z tą wiadomością, która złamałaby jego życie. Nie, wiedział, że jeśli zjawi się w progu jego mieszkania, będzie to oznaczało jej zgodę, ogromne, choć równie niepewne "tak" na wszystko - na uczucie, na zaufanie, na bycie razem, tak proste i tak skomplikowane jednocześnie. Może był naiwny, może, ale nie przeszkadzało mu to, a przynajmniej nie w chwili, gdy ciepłe wargi brunetki stykały się z jego, chętne, tak, jak je zapamiętał. Zyskał pewność, że i ona chce, by wszystko wróciło do normy, choć wiedział, że to będzie jego praca, jego starania. Ona tylko dawała zgodę, dawała siebie, to wszystko. Być może to znów był pokaz łatwowierności Leo, a nawet jego głupoty, gdy myślał, że wszystko to będzie tak proste, jak obiecywały filmy i książki, ale nic go to nie obchodziło. Ważne było, że dostał swoją szansę, coś, o co był gotów zabiegać do końca świata, ale, na szczęście, nie musiał. Andro była przy nim teraz, zamknięta w uścisku jego ramion, jego słodka, miękka Andromeda, której nie miał zamiaru wypuszczać z objęć. I czuł, że jej ręce oplatają go z równą siłą, a usta odwzajemniają gwałtowną pieszczotę - to wystarczyło mu za wszystkie słowa, wszystkie wyznania. Kopniakiem zamknął drzwi i przycisnął ją do nich plecami, a jego dłonie zaczęły błądzić po jej ciele, po biodrach, brzuchu, bokach, by w końcu zawędrować do jej twarzy, którą otuliły delikatnym, czułym dotykiem. W tej chwili oderwał się od jej warg, nie mogąc złapać oddechu, z sercem bijącym tak szybko, że wydawało mu się, jakby miało zaraz wyskoczyć ze swojego miejsca. W jego oczach czaiły się już jasne iskierki szczęścia, ale póki co były dość niepewne, bo poza nimi jego tęczówki kryły też znaki zapytania. Całe mnóstwo. Przesunął opuszkami palców po policzkach, czole i brodzie Andromedy, a potem obrysował wargi, skupiając na nich całą swoją uwagę.
    - Powiedz to. - szepnął ochryple, nie będąc w stanie zmusić swojego gardła do wypuszczenia innych słów. Bo chciał powiedzieć coś innego - o tym, jak bardzo się cieszy, że jednak przyszła, że jest obok, o swoich uczuciach, o planach na następny weekend, tydzień, miesiąc, rok... Ale nie - wygrała niepewność, torująca sobie drogę przez jego ciało, chłodna i ciężka, i niewyobrażalnie trudna. Musiał wiedzieć. Musiał to usłyszeć.

    OdpowiedzUsuń
  145. Mimo że spodziewał się takiej odpowiedzi, że właśnie jej pragnął, nie mógł uwierzyć. Słowa Andro ledwo do niego dotarły, prawie poprosił ją, by powtórzyła, ale nie zdążył, bo znów była przy nim, tak blisko, że czuł bicie jej serca, tłumione co prawda ubraniami, ale wyraźne, jak uderzenia zegara wybijającego północ. Tak, ona była początkiem i końcem, to od niej zależało teraz... wszystko. A potem, przez ogarniającą go z wolna falę zapomnienia, dotarło do niego jedno słowo, trzyliterowy wyraz, który padł z kochanych warg: "nam". Uświadomił sobie, że już istniało pewne MY, którego chyba oboje pragnęli do szaleństwa. Leo wiedział teraz, że Andro czuje to, co on, że pragnie tego samego, a to dawało mu moc, jakiej nie czuł nigdy przedtem. Bo byli RAZEM. Już nie obok siebie, ze sobą, ale pełniej, bardziej.
    Odwzajemniał jej pieszczoty, z każdą chwilą wkładając w nie coraz więcej energii, bo z wolna docierało do niego znaczenie jej słów. W którymś momencie znów zabrakło mu oddechu, ale nie odsunął się od niej, nie był w stanie - ramionami znów oplatał ją ciasno, czuł też, że ona przyciąga go do siebie, więc wydawało mu się, że jeśli się odsunie, oboje rozpękną się na drobne kawałki, miliony cząstek, których nigdy nie będą w stanie pozbierać w całość. A jednak musiał, choć ich wargi dzieliły zaledwie milimetry, gdy łapczywie łapał oddech, nie potrafiąc uspokoić szalonego bicia serca.
    - Dziękuję. - sapnął nagle, gwałtownie i mocno, tak pewnie, że nikt nie mógł wątpić, iż były to prawdziwie szczere podziękowania. Wdzięczność i radość malowały się w jego oczach, jaśniejących już milionami świateł. A potem znów przylgnął do ust Andromedy, dłońmi coraz pewniej błądząc po jej ciele, do którego tak tęsknił. Przyznawał się bez bicia, że brakowało mu seksu, ale nie dla samej rozkoszy - również dla bliskości, którą nauczyli się dzielić. I teraz chciał nadrobić stracone tygodnie, choć obawiał się odrobinę, że ona nie pozwoli mu na to. Wciąż był skażony, prawda? Tak też się czuł. Nie okazał jednak zawahania - jego dłonie były pewne, zdecydowane, jak zawsze. Dążyły tam, gdzie chciały, błądząc zaledwie chwilę później pod bluzką brunetki, zahaczając o jej stanik, odrobinę drocząc się z nią, gdy muskały żebra, wrażliwe na łaskotki. A Leo uśmiechał się w jej usta, nagle zaczynając się śmiać. Z tym wesołym rechotem na ustach złapał nagle Andro za obie dłonie i, idąc tyłem, pociągnął ją do salonu. Nie mógł się na nią napatrzeć, ale... na patrzenie przyjdzie czas później. Uspokoił się, by móc znów przywrzeć do jej warg, jednocześnie rzucając ją na kanapę i pochylając się, by dosięgnąć jej ciała, teraz bezbronnego pod jego dotykiem.

    OdpowiedzUsuń
  146. Ciągle nie wierzył w swoje szczęście. Andromeda w jego ramionach nie wydawała się do końca realna, przypominała raczej bardzo prawdziwy sen, ale czy mogła być tylko zjawą? Przecież nie tylko ją widział, ale też dotykał jej ciała, smakował ust, czuł intensywną woń jej skóry i słyszał miarowe bicie serca. Była jak najbardziej żywa, prawdziwa, ale przy niej Leo znikał, roztapiał się, nie istniał. Liczyła się tylko ona - jej przyspieszony oddech, włosy rozsypane wokół głowy, delikatne pocałunki. To jednak nie znaczyło, że traktował ją jakby była krucha - za bardzo jej pragnął, by się powstrzymywać. W każdym jego ruchu był pośpiech, ale też namiętność, a każdy gest wprost kipiał od czułości. Nic z tego nie było udawane, wymuszone, bo przecież od zawsze właśnie to wychodziło im najlepiej. Tutaj byli sobą, do końca, po brzegi, bez końca. W każdym pocałunku rodził się i umierał kolejny Leo, coraz silniej opętany żądzą. Każdy z nich pozbywał się następnej części garderoby, każdy próbował nowej pieszczoty. I gdy potem ciało Andromedy złączyło się z jego, ten ostatni, najnowszy Leo przyciągnął ją do siebie tak ciasno, że nie dzieliły ich nawet milimetry sześcienne powietrza. Przez jego ogarnięty pożądaniem umysł przemknęło, że nienawidzi skóry, mięśni, kości - że chciałby być jeszcze bliżej tej kobiety, tej wspaniałej, zachwycającej, cudownej kobiety, która wiła się pod jego dotykiem.
    - Andro - mruczał jej do ucha, kąsając jego płatek, obcałowując delikatną skórę tuż za nim, wdychając ulotną woń jej szamponu. Mruczał i zaraz o tym zapominał, wstrząsany kolejną falą rozkoszy, i znów wypowiadał jej imię, tak cicho i miękko, jakby było najdelikatniejszą konstrukcją, wrażliwą na wstrząsy. Było bezpieczne w jego ustach. Zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
  147. Andro doprowadzała go wręcz do szaleństwa. Każde jej westchnienie, każdy jęk sprawiały, że miał na nią jeszcze większą ochotę. Każde bolesne draśnięcie jej paznokci było jak najmilsza pieszczota. Każdy pocałunek, jak wyciągnięcie ręki do tonącego. Jej ciało wydawało mu się nowe, piękniejsze, niż je zapamiętał, więc jeszcze chętniej się nim zajmował, sprawiając, że drżało i wiło się pod jego dotykiem. Uwielbiał ją taką - poddaną jego woli i niezależną, śmiałą i niepewną, zdecydowaną i z pytaniem w oczach... Tak, była pełna kontrastów, ale czy istniało na świecie coś cudowniejszego niż ona? Był gotowy zaakceptować każdą anomalię, by móc z nią być już zawsze.
    A potem w Andromedzie przejęła władzę ta pewna i niezależna, wręcz żądając zmiany pozycji. Leo nie zamierzał protestować, bo to przecież oznaczało dla niego chwilę oddechu. Z uśmiechem obrócił się, otulając brunetkę ramionami, a już w następnej chwili leżał na podłodze. Uderzenie wypchnęło mu z płuc powietrze, ale poza tym i lekko obolałymi plecami nic mu się nie stało. Potrząsnął więc głową w odpowiedzi na pytanie kobiety, a potem otworzył szeroko oczy, słysząc jej śmiech. Zaraz jednak przestał się jej dziwić, a jedynie wsłuchał się w ten niebiański dźwięk, jednocześnie sunąc niecierpliwymi dłońmi po jej gładkim, rozgrzanym i zwilżonym potem ciele. Nagle zapragnął zatrzymać tę chwilę, trwać w niej tak długo, jak się da, ale Andro stłumiła jego naturę marzyciela, w tym samym momencie wznawiając swoje pieszczoty.
    Największe pragnienie większości facetów spełniało się na jego oczach. Oddał dowodzenie brunetce, która najwyraźniej czuła się świetnie, dominując nad nim, a on nie narzekał - mógł spokojnie nasycać się tym, co w seksie najlepsze, jednocześnie nie wysilając się za bardzo. Obserwował ją, dotykał jej, całował, smakował, ale to ona decydowała, czym może się w danej chwili zająć. Tak, władcza Andro była równie zachwycająca, co każda inna, a przy tym sprawiała, że Leo wręcz gotował się, czekając na kolejny jej ruch, którego nie dało się przewidzieć.

    OdpowiedzUsuń
  148. Opętało go uczucie szczęścia tak szaleńczego, że ledwo mógł wytrzymać w miejscu - miał ochotę biegać, skakać, krzyczeć z radości. Był nawet gotowy wyplątać się z uścisku Andromedy, odsunąć jej ciało, by jakoś zużyć pokłady energii, które, jak mu się wydawało, wypełniają go całego. Zaraz jednak stwierdził, że tylko to sobie wymyślił, bo nagle ogarnęło go potworne zmęczenie, które sprawiało, że ręce, oplatające plecy brunetki, zaczynały drgać lekko. Walczył z nim uparcie, nie chcąc tracić ani sekundy tej cudownej, rozkosznej chwili. Jak mógłby zasnąć teraz, gdy Andro miała TEN wyraz twarzy, który tak uwielbiał? Nie, nie mógł sobie pozwolić na odpoczynek, zdecydowanie. A potem poczuł coś jeszcze - znajome ciepło, gdy docierało do niego, że to idealny moment na zrobienie zdjęcia. Wiedział już, że musi zatrzymać tę chwilę, choćby nie wiem co! Zaczął prawie w popłochu rozglądać się za swoim sprzętem, ale jego mieszkanie było pełne najróżniejszych aparatów, a ostatnio też kamer, porozstawianych w strategicznych miejscach. I teraz z łatwością odnalazł swoją torbę, stojącą tuż przy kanapie; sięgnął do niej, wyciągając ramię i łapiąc uchwyt jedynie opuszkami palców, ale przecież nie mógł ruszyć się z miejsca. Na oślep wydobył swój aparat, a potem, zaplątując wokół nadgarstka pasek, pocałował Andro, przyciągając do siebie jej głowę wolną ręką. Nie mógłby oderwać od niej ust, gdyby nie to, że miał zadanie. Musiał zrobić idealne zdjęcie. I zaledwie chwilę później już turlali się po egzotycznym parkiecie jego salonu, a co kilka sekund dał się słyszeć dźwięk naciskanego spustu migawki, zazwyczaj niesłyszalny w ich wesołym śmiechu, protestach Andro, gdy zaczynał ją łaskotać, czy jego jękach, gdy odwdzięczała mu się czymś podobnym.

    OdpowiedzUsuń
  149. Aparat zawsze dobrze działał na kobiety, Leo był tego świadomy. Czasem spotykał modelki, które poza planem sesji wyglądały jak myszki - szare, niepozorne, ciche. A jednak, gdy wkraczał fotograf, potrafiły doskonale grać, a może pokazywały swoją prawdziwą naturę, obojętne: ważne, że przed obiektywem miał pewne siebie, odważne, pełne entuzjazmu dziewczyny. To samo działo się na ulicy, gdy robił portrety mijającym go kobietom - niejednokrotnie zaskoczyło go to, co ujrzał na gotowej fotografii.
    Andro zaskakiwała go w ten sam sposób. Zmieniała się, przeobrażała, ale nie ubierała masek - była sobą, jedynie pokazywała wszystkie swoje twarze. Widział to na ekranie aparatu i zdążył poznać wszystkie te zmiany, a jednak za każdym razem dziwił się kobiecie, którą fotografował. Tak jak teraz, gdy jej spojrzenie aż płonęło od emocji, a cała jej poza była przy tym tak lekka i swobodna, jakby wcale nie była w centrum uwagi Leo i aparatu. Uwielbiał ją za to.
    - Tylko trochę. - odparł, pochylając się nad nią, by odnaleźć jej usta z czułą pieszczotą. Jednocześnie sprzęt powędrował do góry i znów rozległ się cichy trzask migawki, uwieczniając na zdjęciu ich dwoje, pochłoniętych pocałunkiem, objętych, roześmianych. Oderwał się od niej, ale nie odsunął, więc ich wargi ciągle stykały się. Uśmiech błąkał się po jego twarzy, lekki, swobodny, pełen szczęścia.
    - A ty niby jesteś zupełnie normalna? - zapytał, unosząc brew, gdy znów przelotnie musnął jej usta.

    OdpowiedzUsuń
  150. Zdecydowanie lubił też jej ciało, ale chyba nie musiał tego powtarzać - wystarczało jego wygłodniałe spojrzenie, gdy pojawiała się w zasięgu jego wzroku. Dziękował światu, że jest aż tak piękna, bo gdyby nie to, pewnie nigdy nie zwróciłby na nią uwagi, nie powstałby ich układ, nie byliby teraz razem... Najpierw dostrzegł przecież jej nienaganną sylwetkę, krągłą w odpowiednich miejscach, a później całe miesiące zajęło mu uświadomienie sobie, że poza tym doskonałym ciałem jest w niej coś jeszcze. Andro stanowiła dowód na to, że idealne kobiety istnieją, a Leo nie mógł uwierzyć, że jedna z nich, ta najlepsza, należy do niego.
    I kochał jej śmiech. Był od niego uzależniony. Żałował, że sam nie jest typem rechoczącego żartownisia, bo wtedy mógłby bez przerwy słuchać jej dźwięcznego, miękkiego chichotu, który przyprawiał go o rozkoszne dreszcze wzdłuż kręgosłupa. Wiedział jednak, że ten dźwięk nie mógłby smakować mu tak samo, słyszany na okrągło - tak za każdym razem dziwił go i zdumiewał. Był cudowny. Zachwycający. Piękny.
    Oczywiście, że nie chciał dać jej swojego aparatu, choćby na chwilę, ale... co miał zrobić? Schować go do torby i zaborczo ukryć go w najdalszym kącie pokoju? To przecież byłoby śmieszne i co najmniej dziwne, ale też było jedyną rzeczą, na którą miał ochotę. Jego sprzęt był świętością, nie można było temu zaprzeczyć, ale jak miał nie dać go Andro? Już i tak wystarczyła ta chwila zawahania, gdy aparat zawisł w powietrzu kilka centymetrów od jej wyciągniętej dłoni. Ona wie! - pomyślał Leo z rozbawieniem i zaraz uśmiechnął się krzywo, wciskając w ręce Andro swój skarb.
    - Moi asystenci noszą bawełniane rękawiczki, gdy go trzymają. - wymamrotał pod nosem, patrząc, jak palce kobiety dotykają jego cacka. Najpierw miał ochotę zamknąć oczy, by nie widzieć tego, co z nim robi, ale potem stwierdził, że przecież musi patrzeć, bo zawsze mogło przyjść jej do głowy coś głupiego... Tak, był przewrażliwiony, ale to przecież naturalna cecha artystów, a za kogoś takiego się uważał.

    OdpowiedzUsuń
  151. Leo nie mógł uwierzyć, że aż tak ją to bawi. Miał ochotę powiedzieć, że jego przewrażliwienie wcale nie jest śmieszne, a już na pewno ona nie powinna sobie z niego podkpiwać. Był gotowy się obrazić; już nawet skrzyżował ręce na piersi i utkwił niezadowolone spojrzenie w obiektywie aparatu. Musiał przecież mieć go na oku, prawda? Słowa Andro chciał początkowo zignorować, ale potem jedynie się do niej wykrzywił; starał się nie dać sprowokować, choć marnie mu to wychodziło. A już gdy zaczęła robić mu zdjęcia, pomyślał, że oszalała! Nienawidził być z tej strony obiektywu, więc zaraz zaczął się zasłaniać i jęczeć, by przestała, ale właściwie był pewien, że to nie podziała. Dlatego zaskoczenie odmalowało się na jego twarzy, gdy zadowoliła się kilkoma zdjęciami; wychylił się spoza swoich palców, spoglądając na nią z uniesionymi wysoko brwiami.
    - Już? - zdążył mruknąć, zanim przylgnęła do niego. Znów przez chwilę istniały tylko jej usta, ciepłe, miękkie i pachnące miłością; usta, które naprawdę potrafią całować. Zatonął w pocałunku, jakich tego dnia dzielili już wiele, ale za każdym razem przeżywał zaskoczenie. Gdy chciała się odsunąć, przytrzymał ją przy sobie. Nagle nawet aparat, o który był gotowy walczyć, przestał być ważny - rzucił go na kanapę, by móc opleść Andro ramionami, a potem wciągnąć na siebie. Znów przeturlali się po podłodze, aż w końcu Leo zawisł nad nią, wsparty na rękach po obu stronach jej głowy. Z figlarnym uśmiechem i pochylił się i pocałował ją, zaraz odsuwając się z jękiem i opadając ciężko na parkiet.
    - Pokornie znoszę siniaki i zadrapania, ale dzisiaj boli mnie wszystko. Nie uważasz, że powinnaś mi jakoś wynagrodzić ten upadek z kanapy? To była twoja wina... - wymamrotał, dźgając natrętnie jej bok i wrażliwe żebra. Rzeczywiście czuł się obolały, ale jego marudzenia były odrobinę przesadzone - chciał jedynie zobaczyć reakcję Andro. No i miał nadzieję na masaż, bo zdążył zapisać w pamięci, że jest w tym świetna. A on przecież zawsze mógł jej się odwdzięczyć, poświęcając trochę uwagi jej stopom...

    OdpowiedzUsuń
  152. - Tak, twoja wina! - powtórzył uparcie, przybierając wyraz twarzy męczennika. Miał prawo do tej drobnej gierki - przecież to on z całym impetem uderzył plecami o parkiet. A to, co wydarzyło się potem... No cóż, dla jego celu lepiej byłoby, żeby nie pamiętał. Nie mógł jednak zignorować słów Andro, więc skinął jej pokornie głową, a potem wymownie zmarszczył nos, jakby chciał powiedzieć "mało!". Raczej nie mógł nazwać tego, co z nim zrobiła, drobnostką, bo przecież było mu cudownie, ale już teraz wiedział, że będzie chciał jeszcze więcej takiej przyjemności. Był nienasycony, przyznawał się do tego bez bicia, ale ona dorównywała mu temperamentem, całe szczęście!
    - Właśnie. Tak. To leży też w twoim interesie, prawda? - wymruczał, nagle znów ożywiony, gdy dostał wyraźną obietnicę masażu. Uśmiechnął się z zadowoleniem i już miał pokazać Andro, w jaki sposób skorzysta na tym, co na niej wymusił, ale ona już odsunęła się z tym swoim lekkim uśmiechem. Pocałunek, którym go obdarzyła, nie był wystarczający, ale wiedział, że będzie mógł żądać więcej, gdy wróci. Zerwał więc się z podłogi i ruszył do sypialni, gdzie czekała cała jego kolekcja gadżetów. Pomyślał, że mogliby się po prostu tam przenieść, ale nie zaproponował tego. Z szafki przy łóżku wybrał swój ulubiony żel - jadalny, odrobinę piekący na skórze i słodki na języku. Z figlarnym uśmiechem wrócił do salonu, w połowie drogi uświadamiając sobie, że jest nagi. Miał ochotę roześmiać się, gdy do głowy przyszła mu absurdalna myśl, że gdyby zamieszkał z Andro, pewnie większość czasu spędzaliby bez ubrań. Zaraz jednak zapomniał o tych rozmyślaniach, bo kobieta znalazła się w zasięgu jego wzroku - ciągle rozłożona na podłodze, tak zachwycająca i cudowna, że zapomniał, jak się oddycha. Podszedł do niej niespiesznie, a potem usiadł po turecku tuż obok i pochylił się, by ją pocałować. Pokazał jej żel, a uniesione wysoko brwi wskazywały na to, że znają już ten smak i pieczenie na skórze...

    OdpowiedzUsuń
  153. Był gotowy na każde poświęcenie i każdy gest, by tylko przekonać Andro, że grunt pod ich stopami przestał drżeć. Jedyne, czego pragnął, to by uwierzyła mu, że się zmienił, że już nie ciągnie go do innych kobiet. By mu zaufała. Już wcześniej wiedział, że będzie to dla niego trudne, ale na pewno dla niej nie było też łatwe i przyjemne. Nie przerażało go to jednak, bo miał swój plan, który wypełniał w każdym, najdrobniejszym szczególe. Chciał ją uszczęśliwić i to właśnie robił - każdego dnia na nowo, każdego dnia od początku, by z jej twarzy nie znikał uśmiech, a z oczu - radosne iskierki.
    W mig odczytywał jej potrzeby, nawet nie musiała mu o nich mówić. Dziwił się, że szło mu to tak łatwo, ale zdążył ją trochę poznać i intuicyjnie wyczuwał, gdy coś było nie tak. Na przykład gdy unikała jego sypialni. Albo gdy patrzyła na niego z wyraźną ulgą, gdy przychodził do niej z niezapowiedzianą wizytą. Albo gdy rozmawiała z nim przez telefon, a w jej głosie pobrzmiewała niepewność. Tak, wiedział, co przeżywa, a przynajmniej potrafił to sobie wyobrazić, więc bez słowa wykonywał jej prośby, a także dbał, by nigdy nie czuła się opuszczona czy samotna. I by nie miała sposobności do żadnych podejrzeń wobec niego. Był zupełnie czysty, a w końcu i ona się o tym przekonała. Znów mu zaufała. Teraz jednak znaczyło to dla nich obojga o wiele więcej - wiedzieli, że niewiele potrzeba, by znów zerwać tę cieniutką nić.
    Leo miał świadomość, że Andro może być zazdrosna o kobiety, które otaczają go podczas wyjazdów. Starał się nie zgadzać na sesje trwające dłużej niż dwa dni, by nie nadwątlić jej dopiero co odzyskanego zaufania, bo wiedział, że w głowie jego kobiety rodzą się najróżniejsze scenariusze. On sam przecież też był zazdrosny o jej współpracowników, bo stanowili ich głównie mężczyźni - silni, wysportowani, inteligentni, pewni siebie. Rozumiał więc jej niepokój i postanowił pokazać, jak to jest w świecie mody i fotografii.
    O kolejnej propozycji weekendowej sesji Leo dowiedział się w czwartek wieczorem. Tym razem nie mógł odmówić, bo był jedynym dostępnym w tym terminie fotografem, więc gdyby się wycofał, najpewniej straciłby pracę. Miał wylecieć z całą ekipą następnego dnia z samego rana, a wracaliby w poniedziałek, co oznaczało trzy pełne dni z dala od Andromedy. I natychmiast przyszła mu do głowy szalona myśl, ale tak idealnie rozwiązująca jego problemy, że nie mógł jej nie zaufać. Natychmiast wsiadł do samochodu i pojechał pod apartamentowiec Andro. Na jego nieszczęście nie działała winda, więc wspinał się po schodach, dysząc ciężko i przeklinając pod nosem, a pod drzwi kobiety dotarł tak zmęczony, jakby właśnie przebiegł maraton. Zapukał, gdy tylko odzyskał normalny oddech.
    - Porywam cię. Chodź. - rzucił, nawet nie przechodząc przez próg mieszkania.

    OdpowiedzUsuń
  154. Jej uszczęśliwiony uśmiech mówił sam za siebie. Na jej widok miał ochotę skakać i śpiewać, a gdy i ona okazywała entuzjazm, Leo nie miał innego wyboru, jak kompletnie oszaleć na jej punkcie. Wiedział, że i ona ma wobec niego podobne uczucia, choć nie rozmawiali o nich zbyt często - po tamtym pierwszym razie, gdy padło magiczne "kocham cię", wyznali to sobie jeszcze zaledwie kilka razy. Leo te słowa wydawały się obce i dziwne, ale nie dlatego ich unikał - zwyczajnie bał się, że utracą swoją siłę. A poza tym, to było jak ostateczne przyznanie się, że ma jakiś słaby punkt, a tego też nie chciał. Dlatego teraz miał ochotę pokazać jej, jak bardzo mu na niej zależy. Cały weekend (no, prawie!) tylko dla niej. Czy to nie było cudowne?
    Dlatego odrobinę przygasł, gdy z twarzy Andro zniknął uśmiech. Zaraz jednak przypomniał sobie, że przecież ona jeszcze o niczym nie wie, a on... Nie zamierzał jej mówić! Zmarszczył brwi, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał, a potem przeszedł przez próg jej mieszkania i zamknął za sobą drzwi, ciągle zamyślony. Zaraz jego czoło wygładziło się, a on pokręcił zdecydowanie głową.
    - Nie. Ale weź paszport. - odparł, uśmiechając się tajemniczo. Pokonał pozostałą dzielącą ich odległość, a potem pocałował ją, krótko acz namiętnie, by zaraz cofnąć się pod same drzwi, o które oparł się, wciskając ręce w kieszenie jeansów.
    - Poczekam tutaj. - dodał, unosząc brwi, jakby pytał, co ona jeszcze tu robi.

    OdpowiedzUsuń
  155. [^^]

    Był tak zadowolony ze swojego pomysłu, że do głowy mu nie przyszło, że mogą po drodze pojawić się jakieś, choćby najdrobniejsze problemy. Z natury był raczej pesymistą, ale nie teraz, gdy była przy nim Andromeda, a więc kłopoty nie istniały. Nie mógł się przejmować właściwie niczym, bo i po co? I niby dlaczego ona miałaby myśleć o czymkolwiek? Choćby nawet chodziło o ubrania...
    - Szczoteczkę do zębów. - rzucił po chwili namysłu. Sam przecież też nie zdążył spakować walizki, a więc brał ze sobą tylko to, co miał na sobie oraz torbę ze sprzętem. Wiedział, że tak naprawdę nie potrzebują niczego. Miał już nawet plan, jak zapełni Andro piątkowe, samotne popołudnie...
    I zaraz przypomniał sobie, że niczego nie zaplanował, nie zarezerwował biletów, hotelu, niczego. Ale i tym nie potrafił się przejąć - zaraz sięgnął po telefon i zadzwonił do jednej z redakcyjnych sekretarek, by wszystko zorganizowała. I po kłopocie. Teraz pozostało mu tylko poczekać na brunetkę, która zniknęła w łazience, poszukując swojej szczoteczki.

    OdpowiedzUsuń
  156. Na jej pytania znów odpowiedział jedynie szerokim uśmiechem i lekkim drgnięciem brwi, jakby powstrzymywał wypływający na jego twarz wyraz zdziwienia. No bo dlaczego ciągle pytała, skoro już wiedziała, że nie uzyska z jego ust żadnych odpowiedzi? Poza tym miała za niedługo dowiedzieć się, gdzie wyruszają, bo na lotnisku już nie zdoła przed nią ukryć celu podróży, ale przecież jeszcze nie wiedziała, że będą poruszać się samolotem.
    Leo był gotowy polubić spontaniczność.
    Widząc pytający wyraz oczu Andromedy, pochylił się nad nią i pocałował ją z całą mocą, na jaką było go stać. Pomyślał, że tym choć na chwilę powstrzyma znaki zapytania, cisnące się na jej usta. Gdy jednak po dłuższej chwili zdecydował odsunąć się od niej, uznał, że należą jej się jakieś wyjaśnienia. Ale trochę później. Póki co musieli zdążyć na samolot - natychmiast wyciągnął ją na korytarz, a gdy zamknęła drzwi do swojego mieszkania, zdecydowanie ruszył w kierunku windy, choć nie mógł się powstrzymać przed przygarnięciem jej do swojego boku.
    - Jak ci minął dzień? - zapytał nagle, tak lekko i swobodnie, jakby wcale nie porywał jej w jakieś tajemnicze miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  157. Rzeczywiście, przez całą drogę na lotnisko było tak, jakby wybierali się na zwykłą randkę, a nie na randkę-niespodziankę, na której potrzebny jest paszport. Rozmawiali jak zwykle - trochę o pracy i obowiązkach, potem też o tym, czym zajmowali się w wolnym czasie, by później gładko przejść do tematu literatury i ostatnio przeczytanych książek, jak i tych, których poszukują w księgarniach. Na koniec zaczęli się przekomarzać i droczyć, aż kierowca za nimi zaczął się niecierpliwić i trąbić natrętnie, gdy trochę zbyt długo zamarudzili na światłach. To jednak nie mogło popsuć im dobrych humorów. Leo ciągle zerkał na Andro, by sprawdzić, w jakim jest nastroju i czy ta cała wyprawa sprawia jej przyjemność, ale szło mu to trochę opornie, bo ciągle wydawało mu się, że cały jej entuzjazm zabija niepewność, co takiego zaplanował. Ale zaraz miała się wszystkiego dowiedzieć, więc wstrzymał się z wyjaśnieniami, jedynie posyłając jej kilka kolejnych wesołych uśmiechów.
    Na lotnisko dotarli nieco spóźnieni, więc biegli ze śmiechem pomiędzy ludźmi, starając się nie zranić nikogo po drodze. Jakimś cudem im się do udało!
    - Dwa na lot do Santo Domingo na nazwisko Rough. - wysapał, gdy nadeszła ich kolej na odebranie biletów. Rzucił przy tym szybkie spojrzenie na Andro, by zobaczyć jej reakcję.

    OdpowiedzUsuń
  158. Miał ochotę roześmiać się, gdy zobaczył na jej twarzy tak duże zdumienie. Przecież od początku było jasne, że planuje coś specjalnego, więc dlaczego aż taką ją to teraz zaskoczyło? Zaraz jednak zmienił się wyraz jej oczu i już wiedział, że cieszy się na ten wspólny weekend przynajmniej tak samo bardzo, jak on. Widząc, że ledwo powstrzymuje się przed spontaniczną reakcją, pochylił się i pocałował ją krótko, choć miał z tym pewne trudności, gdyż usta ciągle wyginały mu się w szerokim uśmiechu. W tym samym czasie jego dłoń zawędrowała do jej torebki i, o dziwo, szybko odnalazła twardą okładkę paszportu. Położył go na ladzie razem ze swoim i wpatrzył się w twarz Andromedy, w jej rozjaśnione oczy i radosny uśmiech... I nie mógł się napatrzeć.
    - Dominikana wzywa! - rzucił wesoło, gdy dostali z powrotem swoje paszporty i bilety [karty pokładowe? w życiu nie leciałam, nie wiem ;p].
    Przygarnął do siebie brunetkę i poprowadził ją w odpowiednim kierunku - za chwilę mieli już znaleźć się na pokładzie samolotu, a to ze względu na brak bagaży. A jednak było więcej plusów tego, że nie mieli ze sobą żadnych ubrań na zmianę, niż wspólne zakupy! W gardle Leo znów narastał śmiech i teraz już nie powstrzymywał go. Dopiero po chwili zatrzymał się i obrócił do Andro, by zupełnie nagle i gwałtownie wpić się w jej wargi, wygięte w uśmiechu, ciepłe i miękkie, zachwycające.

    OdpowiedzUsuń
  159. Jego usta od jakiegoś czasu wydawały się wręcz naturalnie wygięte w uśmiechu. Wcześniej nawet nie wiedział, że jest w stanie szczerzyć się w ten sposób - tak szczerze, radośnie, naturalnie. Nie lubił wesołości, dopóki nie poznał Andro. A teraz był szczęśliwy i to wydawało mu się tak normalne i tak dziwne jednocześnie! Przy niej nie przestawał się uśmiechać. I tak było mu dobrze.
    W samolocie zajęli swoje miejsca, choć siedzenia wydawały się zbyt oddalone od siebie, by mieli wysiedzieć w nich cały lot. Leo pilnował, by nie zrywali kontaktu - sięgał po jej dłoń, gładził udo i ramiona, skradał drobne, krótkie pocałunki, co, swoją drogą, nie było do niego podobne. Ale ostatnio w ogóle nie przypominał siebie, więc nikt nie powinien się dziwić.
    - Zadzwoń do szefa! - rzucił nagle, przerywając kolejną sesję żarcików i droczeń, którą zafundowali sobie przed startem samolotu. Przypomniało mu się o tym dosłownie w ostatniej chwili, bo za chwilę mieli wyłączyć telefony, a potem... potem mogło już być różnie. A nie chciał przecież, by Andro straciła przez niego pracę. Spojrzał więc na nią wyczekująco, a gdy sięgnęła po komórkę i wybrała odpowiedni numer, uśmiechnął się z zadowoleniem. I zaraz znów przypomniał sobie, że przecież nie wie, kiedy będą wracać do domu, więc wypowiedział bezgłośnie "wtorek", cały czas uśmiechając się szeroko.

    OdpowiedzUsuń
  160. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  161. ["Andro była świetną pracownią" <3]

    Był tak podekscytowany, że ledwo mógł usiedzieć w miejscu. Myślał już o miejscach, które pokaże Andro, o tym, co będą robić, jak będą spędzać razem czas. Spodziewał się, że dużą część wyjazdu wypełni im rozkosz czerpana z seksu, ale przecież potrafili już robić razem inne rzeczy, prawda? Rozważał więc trasy wieczornych spacerów, przypominał sobie smaki i zapachy Dominikany, którą już znał, ale też zastanawiał się, ile nowych zdoła poznać. Bo tego właśnie chciał - posmakować życia, szaleć, bawić się, ale już nie tak, jak kiedyś. Inaczej, pełniej.
    Wydawało mu się, że Andro też czuje ten specyficzny rodzaj napięcia, który wiązał się z oczekiwaniem na przyjemność. W ich wypadku już nie tylko fizyczną, jak dotąd, ale też emocjonalną, psychiczną. Szczerze? Leo już sam nie wiedział, co cieszy go bardziej - perspektywa niekończących się rozmów z Andromedą czy niekończących się nocy w jej towarzystwie. Ona wyglądała póki co na ciągle nieco zaskoczoną. On zamierzał to zmienić.
    Zupełnie niespodziewanie pochylił się nad nią, by z uśmiechem chwycić w dwa palce jej brodę. Tego dnia chyba zapomnieli, co znaczy prawdziwy pocałunek - powinni sobie przypomnieć. Więc zaraz musnął leciutko jej wargi swoimi, prawie tak, jakby miał się natychmiast odsunąć, ale jego dłoń, wsuwająca się we włosy Andro, mówiła coś wręcz przeciwnego. Powtórzył kilkakrotnie tę nieznaczną pieszczotę, a potem, wiedząc, że i brunetka czuje już znajome zniecierpliwienie, złączył ich usta w znacznie pewniejszym, wręcz brutalnym pocałunku. Tego mu brakowało.
    - Oddaj telefon. - wymruczał wprost w jej usta, wyciągając dłoń po wspomniany sprzęt. To miało być wystarczająco wymowne, by nie musiał tłumaczyć, o co mu chodzi. Po prostu nie chciał, by okazało się, że Andromeda spędzi cały weekend przy telefonie! Sam chciał przypilnować, by nic im nie przeszkadzało, choć on miał przecież zniknąć dwa lub trzy razy na zdjęcia. To można było jednak jakoś rozwiązać, problem dzwoniących nieprzerwanie telefonów - już nie. Więc zaraz uniósł brwi, zastanawiając się, czy go posłucha, ale gdy znów pocałował ją namiętnie, uznał, że nie ma wyboru. Miał mocniejsze argumenty, niż ona.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga