VAN HAYS
Znany jako How.
IV.1985 | BROOKLYN NY
Od dwóch lat w Vancouver.
KELNER W RESTAURACJI NA I PIĘTRZE
Na Brooklynie nigdy nic nie wygląda kolorowo. Ledwo wiązany koniec z końcem. Dzieci pozostawione same sobie. Nie da się nie wdepnąć w coś, w co nigdy nikt wdepnąć by nie chciał. Coś tak głupiego jak kradzież samochodów. Kiedy potrafisz, nie wpadniesz. Potrafił i nie wpadł. Nie przez to. Ten mężczyzna niczemu nie zawinił. Prowadził mały sklep spożywczy. Atrapa kamery nad wejściem i miotła jako jedyna broń. Van nawet nie wiedział, skąd w jego dłoni wziął się gnat. To miała być łatwa robota. Miał wejść, zabierać kasę, wyjść. Ale nie powiedzieli, że to były wojskowy. How potrafił tylko z całej siły lać pięścią w twarz. Nie był ani przesadnie zręczny, ani przesadnie silny. Jego pistolet szybko wylądował pod ladą. Rozejrzał się po zdemolowanym wnętrzu i zaczął powoli wycofywać się ze sklepu. Zatrzymał go silny głos starszego mężczyzny. Wyciągnął miotłę w stronę dziewiętnastoletniego szczeniaka. Ten plunął mu w twarz i uciekł. Idiota. Szybko go znaleźli. Zadziwiająco szybko. Myślał, że jego wybryk przejdzie bez echa. Jak zawsze. A później poszło już lawinowo. Cztery lata. Po wyjściu niemal od razu skierował swoje kroki do małego sklepu spożywczego. Powitała go miotła w tej samej dłoni. I tak co dzień przez dwa kolejne lata, dopóki komuś takiemu, jakim Van był kilka lat wcześniej, nie udał się napad. Udał się aż za bardzo. Tego dnia w małym sklepie spożywczym nie powitała go miotła w wyciągniętej dłoni właściciela. Powitało go za to ramię policjanta. I pytania. Masa pytań.
Z niedojrzałego, kłopotliwego i tępego wyrósł na trochę mniej niedojrzałego, trochę mniej kłopotliwego i trochę mniej tępego. Ale udało mu się wyjść na prostą. Wyjechał, wynajął kawalerkę, znalazł pracę. Odciął się od przeszłości i coraz częściej myśli o przyszłości. Szczeniak bez studiów, bez doświadczenia, bez matury, bez ładnego mieszkania i samochodu. Czy mógłby liczyć na pracę lepszą niż przynieś-podaj-pozamiataj w restauracji? Liczył. A później chciał po prostu spokojnie żyć. Bez konfliktów z prawem. Tak jak się żyć powinno. Nieprzychylnym okiem patrzy na wszystko, co przypomina mu o wcześniejszym życiu. Jest naprawdę bardzo twardy. Zawsze sam o sobie decyduje. Nauczył radzić sobie w każdej sytuacji. Kiedy nie ma nic do powiedzenia, milczy. Kiedy nie wie jak się zachować, nie robi nic. Czasami brakuje mu wyczucia. Na pewno nie jest dżentelmenem. Często rani ludzi, nie zdając sobie z tego sprawy. Choć jest bystry, dużo rzeczy mu umyka. Popełnia wiele błędów, za które jest zawsze gotowy wziąć odpowiedzialność. Słyszy tylko to, co chce usłyszeć. Chwilami działa zupełnie niezrozumiale i pozwala sobie na słabość. Zwykle jednak ukrywa się z tym, przez co ludzie mają go za całkowicie pozbawionego radości życia gbura, który nikogo nie słucha i nigdy od nikogo niczego nie przyjmie. Stara się w ogóle nie rzucać w oczy. Nie zauważa tego, że ktoś się nim interesuje, ponieważ w ogóle nie dopuszcza do siebie takiej możliwości. Ma obniżoną samoocenę i ma tylko jeden cel - być z siebie dumnym. Chciałby kiedyś dokonać czegoś znaczącego, ale jest świadomy, że ma na to nikłe szanse.
Kiedy nie ma na sobie uniformu kelnera, składającego się z czarnych spodni i czarnej koszuli, ubiera się równie niepozornie. Zwykle w ciemnych kolorach z nieodłącznymi bluzami z kapturem. W więzieniu wziął się za siebie. Zaczął intensywnie ćwiczyć. Po wyjściu planował wrócić do poprzednich zajęć, jednak praca w sklepie powstrzymała go przed tym. Mimo że nie miał okazji do wykorzystania nabytych w więzieniu umiejętności, to pozostała mu niemal obsesyjna potrzeba dbałości o formę. Między innymi własnie dlatego biega codziennie rano i wieczorem. Ma bardzo ciemne oczy. Tak brązowe, że niemal czarne. Podobnie jest z włosami, jednak te są faktycznie krucze. Zwykle w nieładzie, ponieważ Van przeczesuje je jedynie dłońmi. Jest wysportowany i nieskutecznie stara się to ukrywać. Mierzy jakieś 185 centymetrów. Często trzyma dłonie w kieszeniach, garbiąc się, co odejmuje mu nieco wzrostu. Porusza się z zawadiacką, leniwą niedbałością. Choć ma szybki, sprężysty krok, nigdy się nigdzie nie spieszy, zawsze się spóźnia. Świat poczeka. A świat nigdy nie czeka.
Witam i wątkujmy.
[Siesiesiema. Wątkujemy, nie?]
OdpowiedzUsuń[Dobrze, więc wątkujmy :) pomysł?]
OdpowiedzUsuń[Bardzo niedawno, właściwie to dopiero co się pojawiła :)]
OdpowiedzUsuń[O lol. Wydawało mi się, że dodał się wcześniejszy komentarz. Mam nadzieję, że to nie jakaś cenzura jak na onecie. Napisałam, że co się będzie certoliła, może dla odmiany skopie mu dupę? Ale spoko, pasuje mi pomysł. Jak ktoś je podsuwa to jestem bardzo konformistką, ha.]
OdpowiedzUsuń[Dobra zupa z bobra. Ja zacznę, ale jutro z rana. Czuję po kościach przypływ taniej weny!]
OdpowiedzUsuń[ Witam na blogu:) watek z Samarą? Jak autorka, autor chciała/chciałby zacząć to chętnie, trochę roboty z tym blogiem jest ;) ]
OdpowiedzUsuń[Postaram się, ale nic nie obiecuję :))]
OdpowiedzUsuń[Okej, mi pasuje :) Rozumiem, że mam zacząć? :D]
OdpowiedzUsuńJakże to był męczący dzień. Nie pamięta kiedy ostatnio położyła się spać tego samego dnia co wstała. Codziennie coś nowego jej wypadało, coś co musiała do późna przemyśleć by nie spać do późna w nocy a kiedy nadejdzie już ranek wstać z podkrążonymi oczami i udać się do pracy. Tak było i tego dnia. Wstała jak zwykle rano, wyprowadziła psa na spacer nakarmiła go wzięła prysznic i udała się do wieżowca. Wchodząc jednak poczuła przyjemny zapach jedzenia dochodzący z restauracji na pierwszym piętrze. Śniadanie. Oczywiście, psa nakarmiła ale siebie już zapomniała. Poszła do restauracji i zasiadła sobie w ciemnym przyjemnym kącie. Wzięła kartę dań i zaczęła przeglądać spis dań. Nie znała się jednak na takim jedzeniu. Przyuważyła kelnera i zaczepiła go.
OdpowiedzUsuń-Przepraszam pana bardzo.
Powiedziała cicho i uśmiechnęła się lekko.
-Miałabym do pana małą prośbę. Czy mógłby mi pan polecić coś dobrego, taniego i czym mogłabym się najeść?
Uniosła brew czekając na odpowiedź. Liczyła na to że mężczyzna jej udzieli.
[Widzisz jakieś powiązanie pomiędzy naszymi postaciami, żeby zacząć jakiś dobry wątek? ;)]
OdpowiedzUsuń[ Jedyne co widzę po za wieżowcem to fakt, ze oboje biegają. Mogą się więc spotkać w jakimś parku wcześnie rano, a wtedy Sam jak to Sam mogłaby go zagadać, ale nie jestem pewna czy twój dałby się wciągnąć w rozmowę ;) A jeżeli nie to zawsze zostaje restauracja w której pracuje. ]
OdpowiedzUsuńWciąż pamiętała tamten wieczór, gdy pierwszy raz świętowała swoje zwycięstwo na sali sądowej. Było wietrznie, ale mimo wszystko ciepło, a cały piękny świat zdawał się sprzyjać Lianne. Było to stosunkowo niedawno, ale ona miała wrażenie, że lata świetlne dzieliły ją od tamtej chwili, gdy mało brakowało, a udławiłaby się satysfakcją, radością i niezmiernym szczęściem. Wszystko to kazało jej wierzyć, że o ile praca nie będzie lekką i przyjemną, o tyle jej samej będzie w niej szło doskonale. Ale była głupia.
OdpowiedzUsuńTeraz wieczór był podobny, a ludzie na dole, widziani przez okno biura, wydawali się być miniaturowymi karykaturami samych siebie. Szli do domu ponieważ mieli do kogo wracać. Mąż, żona, pies, kot, własne odbicie w lustrze. Cóż, jej na taki luksus nie było stać. Dlatego się zaharowywała na śmierć. Z niechęcią spojrzała na biurko, zawalone aktami bieżącej sprawy. Westchnęła ciężko, mając ochotę czołem walić w chłodną szybę. Potrzebowała nowych pomysłów czy nawet tej lichej przysłowiowej inspiracji. Inaczej przegra, Chryste, przegra z kretesem. Szybko pozbierała więc swoje rzeczy i udała się do wyjścia. Musiała jeszcze tylko odebrać swoje rzeczy z pralni i... o, cholera. Konieczną wydawała się wizyta w mieszkaniu, które wynajmowała Temu Typowi. No, trudno. Będzie miała to za sobą.
Wkrótce, Lianne pokonywała schody dzielące ją od drzwi mieszkania. To znaczy nie tak szybko, wcześniej musiała pokonać dziesięć skrzyżowań, a tego nie lubiła. No i te pieprzone obcasy na których hasała od szóstej rano. Była zmęczona i pewnie było to widać. Może niekoniecznie tak wyraźnie jak ślad kierownicy na czole, którym wczoraj zaszczyciła kolegów z pracy, gdy rano wkroczyła do biura. Tylko trochę się zdrzemnęła na parkingu. Tylko trochę.
Li z wahaniem sięgnęła do torebki. Miała klucze, ale czy to nie będzie naruszenie prywatności? Będzie. Puściła je, a one z grzechotem upadły na dno torebki. Zapukała mocno do drzwi, przestępując z nogi na nogę.
Szybciej, ja chcę iść do domu.
[Ej, ale czy Lianne wie, że How siedział? ;>]
[Świetny pomysł ;) Masz ochotę zacząć, czy ja mam to zrobić? ;)]
OdpowiedzUsuń[W takim razie postaram się zrobić, co w mojej mocy, żeby wyszło mniej więcej dobrze, bo niestety upał mnie dzisiaj wymęcza ;/]
OdpowiedzUsuńWiele osób dziwiło się, że panienka Duncan prowadzi takie, a nie inne życie. Wiele razy spotykała się z osobami, które widziały w niej wręcz wariatkę, przez to, że na co dzień 'siedzi w papierach', a nadal dba o kondycję. Tylko Alex wiedziała, jak bardzo tacy ludzie się mylili. To, że miała na głowie cały sztab kryzysowy nie oznaczało, że siedziała i nic nie robiła. Co prawda kondycja i umiejętność walki czy strzelania teraz przydawało jej się najmniej, ale Alexandra po prostu nie potrafiła nic nie robić. Pewnie dlatego do tej pory aktywnie spędzała czas.
Dzisiaj musiała być w pracy wcześnie rano, a wszystko przez jednego psychopatę. Z tego powodu nie zdążyła zacząć swojego dnia od biegania, mogła tylko wypić szybą, mocną kawę. To właśnie był powód, dla którego Alexandra znajdowała się w parku wieczorem, kiedy niebo zaczynało już zmieniać swoją barwę. O tej porze w parku też nie było dużo ludzi, dlatego mogła spokojnie sobie pobiegać, jednocześnie nie zwracając swoją osobą zbyt wielkiej uwagi.
Może i była kobietą, ale nie oznaczało to, że bała się wszystkiego i wzdrygała się przed chociażby ciemnościami. Nie, to nie było tak. Alexandra w swoim życiu w środku płonącego pożaru znalazła się niejeden raz ratując siebie czy innych, bo i jej praca nie należała wcześniej do bezpiecznych. Jednak ten jeden, jedyny raz, coś zostało w jej psychice, która rejestrowała odgłosy grzmotów i widok płomieni. Walczyła z tym jak mogła, bo wiedziała, że to jej słabość, ale zbyt wiele nie zdołała osiągnąć. Nic więc dziwnego, że pomimo słuchawek w uszach serce zabiło jej dwa razy mocniej, kiedy zauważyła na niebie sporą błyskawicę, a chwilę później porządnie huknęło. Burza jakiej świat nie widział? Być może, albo to tylko Alex odbierała to podwójnie. Nawet chwilę później potknęła się, ale bardziej skupiła się na tym, żeby odgonić ze swojej głowy napływające wspomnienia i obrazy.
Półmrok panujący w mieszkaniu zaskoczył Lianne. Ostrożnie weszła do środka, mając nadzieję, że nie nastąpi na coś z czym niekoniecznie miała ochotę się stykać. Wkrótce jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności, a w głowie usiłowała oszacować ile czasu zajmie jej ucieczka. Praktycznie nic nie wiedziała o mieszkającym tu mężczyźnie. Mógł się przecież okazać seryjnym mordercą, gwałcicielem, fetyszystą albo nawet ekshibicjonistą. Dobrze, że przynajmniej było ciemno. Buty na wysokich obcasach skutecznie utwierdziły ją w radosnym przekonaniu, że najprawdopodobniej dokona żywota w tym oto lokalu.
OdpowiedzUsuńOstrożne kroki z pamięci zaprowadziły Lianne pod okno, gdzie przysiadła na parapecie, chłonąc nocne światła wpadające z zewnątrz. Tak było o wiele lepiej. Westchnęła ciężko, gdy dotarło do niej, że oto powinna zacząć mówić.
- Fajnie, że dyktujesz warunki - powiedziała z niejakim przekąsem, wzrokiem błądząc gdzieś po suficie. Sufit akurat wyglądał w porządku, ale problem z mieszkaniem był bardzo wyraźny, namacalny w postaci świeczek i całej reszty dramatyzmu - Mieszkanie jest ubezpieczone więc ubezpieczalnia powinna coś dorzucić. Nie wiem czy pokryje to całość wystawionych kosztów, ale przynajmniej będzie nas to mniej kosztowało - mówiła tym samym automatycznym tonem głosu, którym najczęściej częstowała swoich klientów. Jeszcze góra dziesięć, dwadzieścia minut i powinna wyjść z roli pani adwokat. Zawsze jej to tyle zajmowało, nie wiedzieć czemu.
[No. Poza tym tak sobie pomyślałam, że to by było dziwne. Pani prawnik wynajmująca mieszkanie facetowi z wyrokiem. No, ale okej.]
Wzięła w dłonie kosztorys, usiłując cokolwiek odczytać z kartek, ale litery tańczyły jej przed oczami, nijak nie chcąc układać się w sensowne słowa i całe zdania. Nie wiedziała czy to ze zmęczenia materiałem, jaki przerabiały jej oczy w ciągu dnia, czy może z powodu wszechobecnego półmroku. Odłożyła więc papiery na parapet i skinęła głową w odpowiedzi na jego pytanie. Oczywiście, że się tym zajmie. Kto inny miałby się tym zająć? Nawet jeśli on sam byłby ku temu upoważniony to Li nie odpuściłaby. Wtrąciłaby się jej nadgorliwa ambicja, która przez wszystkich wokół była nazywana chorobliwą. Musiała wszystkiemu nadzorować. Była w tym najlepsza. No i oczywiście, bez uwagi Lianne wszystko szłoby na wspak, nie po jej myśli. Oczywiście. Tak to działało.
OdpowiedzUsuńDrgnęła, gdy zawyła syrena i jeszcze przez jakiś czas zawodziła. Miała jakąś małą obsesję na tym punkcie i o ile było to możliwe, musiała śledzić wóz strażacki wzrokiem. Bała się. Zawsze się bała. Pamiętała doskonale pożar, który przeżyła jako mała dziewczynka, w apartamencie rodziców. Dźwięk pękających szyb i gorąca podłoga. Miała wrażenie, że umrze na samą myśl, że śmierć jest taka rzeczywista, w tamtym momencie. Odruchowo obróciła się do okna i w milczeniu obserwowała wóz. Gdy ten zatrzymał się pod kamienicą, zamarła. O Boże. O. Boże.
[Otototo, właśnie!]
Zawsze mogła nadejść trzecia wojna światowa, o. A wtedy ludzie, którzy dbali o kondycję będą mogli walczyć nawet naostrzonym patykiem... Tak, coś na pewno w tym było. Bo niby dlaczego Alex miałaby spędzać wolny czas wyłącznie przed telewizorem, którego praktycznie w ogóle nie włączała? Wiadomości słuchała w radiu, a w tych bezpośrednio dotyczących państwa była na bieżąco. Kiedy jednak chciała obejrzeć jakiś film, to robiła to za pomocą laptopa i Internetu, czyli telewizor w ogóle nie był jej potrzebny. Wracając do biegania, oprócz tego Alex lubiła chodzić jeszcze na basen, ale nic nie było w stanie zastąpić jej godzin spędzonych albo przy worku treningowym, albo przy kimś kto chciał z nią trochę sparingować.
OdpowiedzUsuńPierwszym odruchem, kiedy ktoś łapał ją od tyłu, był obrót o sto osiemdziesiąt i piękny prawy prosty w szczękę prześladowcy, chyba że nie była w stanie się obrócić to radziła sobie inaczej, ale równie skutecznie. Teraz jednak była tak zaskoczona, a jednocześnie przerażona, że nie zwracała uwagi na to, kto ją złapał, a następnie zmusił do kucnięcia. Zwykle podczas burzy była bezpieczna w mieszkaniu słuchając głośnej muzyki. Teraz czuła się jak w samym centrum jakiejś apokalipsy, więc mimowolnie słysząc kolejny głośny grzmot po prostu krzyknęła i uczepiła się bluzy chłopaka, jak ostatniej deski ratunku.
Słysząc jego słowa na temat trudnego wieczoru zaśmiała się i pokręciła lekko głową.
OdpowiedzUsuń-Żadna impreza czy coś w tym stylu nie nie. Ale co do głodu to jestem bardzo głodna.
Wysłuchała każdą propozycję jaką mężczyzna podał. Nigdy nie jadła żadnych z tych dań które wymienił. Stawiała na proste jedzenie, a jak jej się nie chciało gotować to albo zamawiała pizze albo jadła zupki z proszku. Obserwowała jego palec właściwie nazwy które palec wskazywał. Ceny nie były takie złe... Ale miała ochotę na coś prostego. I kiedy miała już się zapytać o coś innego kelner zaproponował jej zwykłą jajecznicę z bułką i herbatą. Od razu się uśmiechnęła. Tego jej było trzeba.
-A to ja poproszę Medicum. Jednak osobiste zdanie jest najlepsze według mnie.
Uśmiechnęła się wdzięcznie do mężczyzny i odłożyła kartę na stolik.
-Tylko czy herbata może być... Duża? Oczywiście dopłacę, po prostu filiżankę mam na dwa łyki.
Uniosła pytająco brwi nie przestając się uśmiechać.
Poczuła się naprawdę szczęśliwa. N a p r a w d ę. W momencie, gdy oznajmił, że nie ma żadnego pożaru. Zmęczenie przeminęło, jak ręką odjął. Wcześniej, gdy zniknął w przedpokoju, nerwowo zaciskała dłonie, nieufnie wpatrując się w wóz strażacki. Tak jakby z niego miała wyciągnąć co się dzieje. Skoro było w porządku to było w jak najlepszym porządku.
OdpowiedzUsuńSuper, pomyślała, zsuwając się z parapetu i po omacku pakują dokumenty z kosztorysem do torebki. Westchnęła cicho. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że zrobiło się jeszcze ciemniej niż wcześniej. Czy on do końca oszalał? Już nie chodziło o to, że mógł ją teraz w najłatwiejszy sposób zaatakować - aż taką paranoiczką nie była. Jak miała pokonać dystans dzielący ją od drzwi na tych cholernych obcasach, w egipskich ciemnościach? To nie był kilometr ani nawet połowa tej wielkości. I nie bała się ogarniającego ją z każdej strony mroku. Z tego to już wyrosła. Tak jej się przynajmniej wydawało.
- Zwariowałeś? - Lianne mruknęła, bezowocnie usiłując zmusić swój wzrok do ponownego przyzwyczajenia się do ciemności. Wyciągnęła przed siebie dłoń, tak jakby ta część ciała miała posłużyć jej za nawigację. Zmarszczyła brwi - Daj mi rękę - poprosiła, ku swojemu zaskoczeniu. Poprosiła, nie zażądała. No, proszę. Skończyła szczekać. Przestawiła się na tryb domowy. Jak miło.
[Witam, chciałabym przejąć postać Edith, tylko nim to zrobię, zapytam, czy masz może jakieś zalecenia, co do jej wyglądu?]
OdpowiedzUsuń[Napisz na e-maila: trutyuyui@gmail.com]
Usuń[Jej, zakochałam się w ostatnim zdjęciu *.* Cudne. Jakiś pomysł na wątek/powiązanie?]
OdpowiedzUsuń[Nie no, bardzo mi się pomysł podoba :) Taki inny spośród wiecznego wpadania na siebie i oblewania różnorakimi cieczami i od banalnych przyjaźni ;) Lubię to :D Zaczniesz, czy ja mam? :)]
OdpowiedzUsuńLiczenie sekund, tak. Alex robiła to, kiedy była jeszcze dzieckiem, a to wszystko dlatego, że rodzice traktowali to jako zabawę, pokazując jej, że burzy nie trzeba się bać, w końcu to nic strasznego. Panienka Duncan traktowała to jako zjawisko pogodowe całe dwadzieścia sześć lat. Przez ostatni rok niestety sprawy miały się inaczej, co chyba było widoczne. Nie dość, że panicznie bała się burzy i ognia to jeszcze była w samym centrum rozładowania, co wydawało się jej wręcz przerażające. Wszystko działo się jakby mocniej niż normalnie. Za każdym razem czuła, jakby ziemia miała się zaraz zawalić.
OdpowiedzUsuńNie wiedziała czy pojawienie się deszczu było dobrym symptomem czy nie, bo nadal czuła się zagrożona. Normalnie była przyzwyczajona do pracy pod presją, ale teraz nie mogła skupić się na tyle, żeby zastanowić się nad tym, co człowiek powinien robić podczas burzy. Najbezpieczniej było podobno w jadącym samochodzie, ale takowego raczej nie znajdą, czyż nie? Poza tym Alex nie mogła się praktycznie ruszyć, nie mówiąc o szybkiej ucieczce.
Nie mogła się uspokoić, nie potrafiła. Wiedziała, że jeszcze chwila i zacznie się hiperwentylować, ale nic nie mogła z tym zrobić. Pewnie jutro będzie się z tego śmiać. Jak dożyje jutra, o. Pozostało jej skupić się na obecnym obok mężczyźnie, który ewidentnie próbował jej coś powiedzieć i przyjmowała jego słowa starając się w nie uwierzyć. Wszystko było w porządku. Oczywiście. Nic takiego. Mały deszczyk i pioruny. Normalka.
Dopiero po chwili doszedł do niej sens kończący zdanie. Rozdzielić? To znaczyło, że on sobie pójdzie gdzieś indziej i zostawi ją samą, tak? To właśnie chciał jej przekazać.
- Nie - powiedziała automatycznie zaciskając palce na bluzie mężczyzny bardziej. Nie chciała tego, samo tak wyszło. Po prostu jeszcze bardziej przeraziła się myślą, że zostanie tutaj sama. W tym samym momencie ponownie huknęło, a drzewo obok zaczęło się palić. [mam nadzieję, że może xD]
Widząc jak pochyla się nad stolikiem wiedziała że chce coś powiedzieć dyskretnego więc sama lekko się przychyliła nadstawiając ucha. Jego słowa wzbudziły u niej nie małe zdziwienie. Przecież tu nie chodzi o to żeby wszystko wyglądało idealnie na talerzu tylko żeby to było smaczne i żeby można było się tym najeść.
OdpowiedzUsuń-To idiotyzm. Przecież to jedzenie a nie coś co mogłoby zaszkodzić restauracji... Wasz szefuncio powinien się zastanowić nad tym co dla niego ważne, czy zadowolenie klienta czy wizerunek restauracji. A co do jedzenia w kuchni to czemu niestety? Dla mnie lepiej. Nie lubię jak jakaś elegancja Francja się patrzy na to jak jem.
Uśmiechnęła się szeroko po czym wstała zbierając swoje rzeczy. Skierowała się za kelnerem który czekał przy otwartych drzwiach. Kiedy weszła do środka uśmiechnęła się na widok dużej ilości kwiatów i oszklonych ścian.
-Dla mnie to tu byłoby świetne miejsce na jedzenie.
Zaśmiała się wdychając przyjemny zapach roślin.
[Ok, będę czekać, mam nadzieję że taka wersja Edith ci pasuję:)]
OdpowiedzUsuńTak. To musiało się po prostu wydarzyć. Wchodząc do mieszkania miała przecież arcydziwne przeczucie, że oto wyląduje na podłodze. Dodatkowo zostało ono spotęgowane, gdy ujrzała jedną, wielką ciemność spowijającą wszystko. No i proszę. Cześć, posadzko. A może właściwie nie posadzko - od tej w pewnym sensie oddzielał ją How. O tyle dobrze.
OdpowiedzUsuńNie mogła się powstrzymać i wybuchła śmiechem. Tak, mało spodziewana i nieco niepasująca reakcja do zaistniałej sytuacji. Powinna wstać, otrzepać spódnicę i zacząć miotać przekleństwami. A ona się śmiała jakby była jedynie świadkiem, a nie czynnym uczestnikiem wypadku. I kiedy wreszcie opanowała się, postanowiła wstać. To, jak na niego poległa mogło być krępujące, niewygodne i tak dalej. Co tam uścisk jego dłoni.
Gdy już przywróciła się do pionowej pozycji, obciągnęła spódnicę i podeszła do drzwi, a na jej twarzy w dalszym ciągu widniał istny wyraz rozbawienia pod postacią szerokiego uśmiechu. Lianne pochyliła się nad staruszką i zaczęła mówić, starannie wymawiając wyrazy, gdyby ta mogła okazać się analfabetką. Czy coś.
- Zapewniam Panią, że gdyby mnie gwałcił to inaczej by to wyglądało. Po drugie, uprasza się o niekrzyczenie i zajęcie jakiegoś wygodnego, cieplutkiego miejsca w SWOIM mieszkaniu. Przynajmniej na chwilę obecną - i zamknęła drzwi, ku dezaprobacie stojącej po drugiej stronie osoby. Gdyby wdała się z nią w dyskusję, ta mogłaby trwać do białego rana. Poza tym była przekonana, że kobieta w dalszym ciągu stoi na swojej poprzedniej pozycji. I zapewne podsłuchuje.
Lianne oparła się o drzwi.
- Co to znaczy, że ZNOWU Cię zamkną? - posłała pytanie w ciemność przedpokoju. Nawet nie wiedziała czy się już pozbierał. Nie umknęło jej ta część wypowiedzi staruszki, mimo dzikiej salwie śmiechu, który wydobywał się z Lianne w trakcie monologu sąsiadki. Była wyczulona na szczegóły. Na tym polegała jej praca.
[Autentycznie się uśmiechnęłam do Twojego komentarza. Zabawny ^^]
Może słuchali różnych wiadomości? Co prawda Alex sama dziwiła się, jak można by bezpiecznym w samochodzie, kiedy to tylko kupa metalu, który doskonale przewodzi, prawda? Ale chyba cała tajemnica leżała w oponach. Panienka Duncan jednak nie znała się ani na samochodach, ani tym bardziej na antyburzowych sprawach. Była tylko pewna, że w budynku człowiek wcale nie był bezpieczny i mógł bardzo łatwo tam zginąć. Chyba dlatego tak bardzo się bała. Bo widziała kiedyś wielką burzę rozdającą pioruny na lewo i prawo, a potem przeżyła swój największy koszmar, o którym chciała zapomnieć, co raczej jej nie wychodziło.
OdpowiedzUsuńTo co działo się teraz w jej głowie można było spokojnie porównać do jakiejś śmiesznej sceny niczym z horroru. Ten stan pogłębiał dodatkowo ogień i spadające gałęzie. Deszcz i wiatr porywający stare gazety i inne rzeczy również nie pomagał. A tak jakby zmienić temat... Czy przypadkiem nie powinni jakoś zawiadomić straży pożarnej czy coś? Alex na pewno nie wyjęłaby teraz telefonu, żeby zadzwonić, bo doskonale wiedziała, że jeszcze pogorszyłaby sytuację piorunową.
Nie miała zamiaru puszczać mężczyzny, bo który tonący nie łapie się brzytwy? Można powiedzieć, że traktowała go jak ostatnią deskę ratunku, nawet jeśli byłaby bezpieczniejsza oddalając się od towarzysza boju, co śmiał wcześniej zaproponować. Poddała się całkowicie idąc tam, gdzie kierował ją nieznajomy. W zasadzie powinna mu już teraz dziękować za to, że został z nią na początku, zamiast uciekać samemu. Teraz przynajmniej mogła go trzymać, żeby nawet nie próbował jej opuszczać.
Przytaknęła tylko cichym pomrukiem, bo zapewne gdyby tylko otworzyłaby usta wydarłby się z nich kolejny krzyk, pisk czy co tam innego. Choć z drugiej strony mogłaby zagłuszyć grzmoty.
[To super, bo wiesz... nie chciałam przesadzić ;D]
[Też lubię. I swoją i Twoją postać ;3. Hm, wątek... Cóż, może - jeśli How ma ochotę zagrać bohatera, choćby i na chwilkę - Elle zostanie przy Vanie okradziona? Jakiś drobny złodziejaszek porywa jej torebkę, wraz z kluczykami od samochodu panny Blur, jej dokumentami i telefonem, czyli wszystkim, co w jej życiu najważniejsze ;]
OdpowiedzUsuńZnacie to uczucie pustki, niespełnienia i żalu, że najwyraźniej jesteście, jacy jesteście i tacy już będziecie? Jakbyście byli jedynie fragmentem czegoś większego, który odłączył się od reszty i dryfuje gdzieś w przestworzach, nie mogąc wrócić na swoje miejsce? Elaine Blur z tym uczuciem była zaznajomiona, można by rzec - zaprzyjaźniona. Poznała je dokładnie i dogłębnie przestudiowała, rozpoznawała już każdą jego cząstkę, każdą - nawet najdrobniejszą - zapowiedź. I nauczyła się z tym uczuciem walczyć.
OdpowiedzUsuńKiedy nachodziła ją pustka, wstawała, brała się za siebie i ruszała swoim nieśmiertelnym Mustangiem na przejażdżkę po najlepszych, najdroższych sklepach w okolicy. I dziś nie pozostawało jej nic innego.
Z braku drobniaków zaparkowała na niestrzeżonym parkingu (który stworzyła sobie sama na chodniku) i wysiadła z samochodu. Zdążyła go zamknąć i wrzucić kluczyki do torby, kiedy poczuła szarpnięcie, a ciężar z jej ramienia gdzieś zniknął. Krzyknęła przerażona, palcem wskazując na oddalającego się chuderlaka dzierżącego jej niebieską torbę, który uciekał w dół ulicy, błagając, by ktoś jej pomógł. W duchu przeklinała samą siebie za założenie tych cholernych szpilek.
[Mam nadzieję, że może być ;]
[Znaczy, ona błaga o pomoc, nie chuderlak ;]
UsuńLeander tego dnia pracę skończyła później, niż zwykle. Oczywiście, później, kiedy miała audycje w dzień. Bo te nocne to zupełnie inna sprawa.
OdpowiedzUsuńNie mając ochoty na samotne przesiadywanie w mieszkaniu, skierowała się do restauracji w wieżowcu, by odwiedzić Vana i wypić jakąś kawę. Albo herbatę, co by później mieć jakąkolwiek szansę na zaśnięcie.
Weszła do pustego już lokalu i od razu spostrzegła swego znajomego. Posłała mu uśmiech. - Jak minął dzień?
Tego wieczoru, miała spory ruch. Zapewne spowodowane było to deszczem który wszystkich zaskoczył. Co, się więc dziwić że została później. Nie śpieszyło się jej do domu, zresztą nikt tam na nią nie czekał, a tu miała trochę papierkowej roboty, którą lepiej było zrobić dziś, niż męczyć się jutro.
OdpowiedzUsuńDopiero po jakimś czasie narzuciła na siebie szary płaszczyk i skierowała się w stronę szklanych drzwi. Jeszcze tylko przez chwilę, jej wzrok wędrował po pustej sali, dorobku jej życia. Uśmiechnęła się sama do siebie, dumna że tyle zdołała dziś zrobić, po czym zamknęła drzwi i włączyła alarm, tak dla bezpieczeństwa, choć wątpiła by ktoś zechciał włamać się do jej domu. Dopiero gdy wyszła z wieżowca, zdała sobie sprawę, jak naprawdę wyglądała pogoda na zewnątrz. Nie zastanawiając się dłużej ruszyła przed siebie. Jakie było jej zdziwienie gdy nagle podszedł do niej pewien chłopak.
Na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech, zawsze tak reagowała gdy go widziała.
- Z przyjemnością.- stwierdziła kiwając głową. Tak, herbata po pracy to było to czego potrzebowała, zwłaszcza w towarzystwie chłopaka. Kto wie, może uda jej się pogadać z nim o pewnej niezręcznej sprawie.
Nie była twarda. Gdyby zechciał się z nią podzielić swoimi przemyśleniami na jej temat to pewnie znowu parsknęłaby śmiechem. Była zahartowana, a to przecież różnica. Głównie wpływ na taki stan rzeczy miała praca Lianne, która wymagała od niej zachowywania pewnych pozorów. Od samego początku należało się uodpornić na pewne kwestie i po prostu zaciskać zęby. To praca nauczyła Li życia według złotej zasady, że jak się ma dobre serce to dupa musi pozostać twarda. Trudno, niektóre kwestie po prostu tego wymagały. W innych przypadkach wystarczył mocniejszy podmuch wiatru i już, było po niej.
OdpowiedzUsuńTeraz na przykład. Oczywiście, że się wystraszyła, z początku jednak odwzajemniając uważnie spojrzenie mężczyzny. Gdy usłyszała jednak szczęknięcie zamykanego zamka, serce podskoczyło jej do gardła. Czemu czasami była taką idiotką? Dlaczego nie skorzystała z sytuacji, gdy jeszcze mogła sobie stąd po prostu wyjść? Przeklinała na siebie w duchu, główkując co teraz właściwie mogłaby zrobić. Hm. Nic?
Myślała więc intensywnie, bez większego celu patrząc mu w oczy, a przecież żaden dźwięk nawet nie wydobywał się spomiędzy jej rozchylonych warg. Praktycznie rzecz biorąc, nie interesowało ją dlaczego siedział, ile i kiedy wyszedł. Była prawniczką i siedziała w tym biznesie. Nie zawsze przyświecała jej idea niesienia sprawiedliwości i nie zawsze broniła poszkodowanych, niewinnych ludzi. Klient był klientem. Po prostu. Wcześniej nie przyszło jej do głowy by węszyć na temat ludzi, którym wynajmowała mieszkanie. To było raczej normalne. A mama zawsze mówiła, że przezorny zawsze ubezpieczony. Teraz zdechnie w tych cholernych ciemnościach.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - Lianne zapytała wreszcie, wybierając najbardziej idiotyczne pytanie. To była reakcja na stres. Z własnego doświadczenia wiedziała, że nikt kto wychodzi z pierdla, nie papla o tym na prawo i lewo, kupując warzywa w pobliskim sklepie. Brawo, van der Meet.
[O, trąba powietrzna nawet nie przeszła mi przez myśl, ale byłoby na pewno ciekawie, szczególnie, gdyby nasza parka znalazła się dziwnym trafem w samym centrum xP]
OdpowiedzUsuńJeśli tylko dojdzie do siebie to na pewno ucieszy się z faktu, że akurat w tym samym czasie ktoś zechciał biegać po parku tak, jak Alexandra. W innym wypadku leżałaby już gdzieś albo pod płonącym drzewem, albo utratą przytomności na skutek zawału czy czegoś tam. To wydawało się wręcz śmieszne, że była tajna agentka, która nie raz otarła się o śmierć, nie raz czuła nacisk lufy skierowanej na jej głowę i nie raz znajdowała się w sytuacji bez wyjścia, trzęsła się teraz i to na pewno nie z zimna, chociaż całe jej ciało było lodowate. Ona po prostu była przerażona i to dlatego nie mogła nic zrobić ze swoimi kończynami, które drgały jak im się podobało.
Na początku nadal trzymała się chłopaka, jakby samo to, że czuła go przy sobie miało jej jakoś pomóc. Dopiero po kilku minutach siedzenia i głębokiego oddychania obudził ją z niejakiego transu kolejny grzmot. Wzdrygnęła się lekko i rozejrzała dookoła, ale widoczność nadal ograniczał deszcz. Spojrzała na nieznajomego i piętnaście sekund później puściła jego ubranie i o dziwo udało jej się zjechać na ziemię obok. Może doszło do niej to, że zachowywała się co najmniej dziwnie? I może mężczyzna nie miał ochoty trzymać na kolanach jakiejś dziecinnej kobiety, nie?
- Przepraszam - powiedziała cicho zamiast odpowiedzieć na pytanie. Nie bardzo wiedziała co teraz zrobić z dłońmi, które ściskały jego ubranie, więc objęła nimi swoje kolana.
[Dzień dobry. Ja chętnie bym zaczęła o ile podasz okoliczności spotkania/powiązanie. ;]
OdpowiedzUsuńLianne miała chore wrażenie, że ta sytuacja go bawi, w jakiś irracjonalny i zapewne niewytłumaczalny sposób. A to stresowało ją jeszcze bardziej. Oto zadał klasyczne pytanie, kryjące w sobie pułapkę. Co niby miała odpowiedzieć? Była zdezorientowana i w sposób absurdalny uświadomiła sobie, że zamkną jej pralnię z której miała odebrać swoje ciuchy. Super. Znowu zaczęła rozmyślać nad odpowiedzią, a wzrok w dalszym ciągu zawieszony miała na oczach mężczyzny. Cokolwiek by nie powiedziała... Jeśli da odpowiedź twierdzącą, uzna, że kłamie, by go spławić. Gdy zaprzeczy - kto wie co może mu strzelić do głowy? Jak widać, Lianne nie miała nawet najbledszego pojęcia o tym człowieku. Już nie chodziło o to czy siedział czy nie.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem - odparła, zanim zdążyła się zastanowić nad tymi dwoma słowami. Przynajmniej pozwoliła sobie na szczerość.
Bo nie wiedziała. Inaczej zapatrywałaby się na tą sprawę, gdyby z początku wyłożył karty na stół, a zupełnie inaczej było teraz, w danym momencie, w zaistniałej sytuacji.
Lianne wzruszyła nieznacznie ramionami, chociaż jej serce biło o wiele bardziej gwałtownie niż zwykle. Ciekawe czy on też to słyszał? Oby nie.
Gdyby spojrzeć na tą sytuację z innej strony... Z pewnością, jeśli mężczyzna mógłby ją uderzyć to Alex nie pozostałaby dłużna, a dzięki temu może choć trochę by oprzytomniała... Tak, na pewno by tak było. Obudziłby w niej przynajmniej instynkt samozachowawczy, jeśli nie przeszkadzałby mu fakt, że uderzył kobietę, czego mężczyźni podobno z zasady nie robili. Alex w swoim życiu spotykała jednak płeć przeciwną, która tylko rozładowywała swoje emocje na innych, więc potrafiła sobie z nimi radzić, nawet jeśli na taką nie wyglądała - szczególnie teraz, kiedy była cała mokra i wydawałoby się, że jeszcze mniejsza niż normalnie.
OdpowiedzUsuńSkoro nie chciał, żeby Alex również zamarzła to przyjęła to tylko z ulgą. Nie była znowu taka głupia, żeby udawać bohaterkę wtedy, gdy zupełnie nie miała na to siły. A jeśli już trzymali się razem (można nawet powiedzieć, że bardzo blisko) to objęła go rękami, żeby i jemu zapewnić jakieś nikłe ciepło w tym jakże wspaniałym dniu.
Jeszcze trochę i prawie by się zaśmiała, więc jakby nie patrzeć powoli zapomniała o burzy, która notabene wciąż trwała. Teraz jednak uniosła kąciki ust przymykając oczy. Może kiedy już doszła nieco do siebie to obecność drugiej osoby powodowała, że strach mógł się coraz bardziej ulatniać?
- Nie wiem. Chyba za to, że nie chciałam cię puścić - odpowiedziała po chwili z lekkim, wciąż bladym uśmiechem. - Alex Duncan - dodała po chwili, skoro i mężczyzna jej się przedstawił. Teraz przynajmniej wiedział na kogo zwalić rachunek, gdyby bluza wydawała się zbytnio rozciągnięta przez maltretującą ją Alexandrę.
[Pech tak chciał ;D]
[Przepraszam bardzo ale zostałam pominięta ;P]
OdpowiedzUsuń[Dobra, to ja spróbuję zacząć ten nasz wątek :D]
OdpowiedzUsuńKiedy umiesz robić zbyt wiele rzeczy, ciężko ci się pogodzić jest z tym, że czegoś kompletnie nie umiesz. Właśnie dlatego Anastasia zapisała się na kurs gotowania - nowe wyzwanie, któremu koniecznie potrzebowała sprostać. Jej nowym celem życiowym stało się opanowanie wszystkich narzędzi w kuchni. Karkołomne zadanie, kiedy zaczynasz od poziomu zero a twój nauczyciel nie stawia się na zajęcia i musisz czekać przed budynkiem na kogoś, kto nie zamierza się pojawić.
Ana z nadzieję stała pod drzwiami, licząc, że jednak uda się jej zapełnić ten wolny czas jakimś sensowniejszym zajęciem. Tak, cały czas liczyła, że ich "mistrz" się pojawi. Nie miała ochoty się nudzić i szukać kolejnych pomysłów.
[Dobra, coś takiego jest i chce mi się spać, więc więcej nie będzie xD]
http://british-university.blogspot.com
OdpowiedzUsuńInstytucja oświatowa, mająca już kilkaset lat, odżywa każdego października, gdy w murach remontowanego pałacu pojawiają się nowi studenci - pragnący przygód, pogłębienia wiedzy i zabawy. Wiele osób przybywa na teren uczelni tylko po rozmowę, oddając wolny czas w spacerach po londyńskich ulicach i tańcach w klubach Londynu.
Uniwersytet Brytyjski uchyla tobie ogromny wachlarz możliwość wybrania sobie odpowiedniego kierunku wraz z gronem pedagogicznym i atmosferą rzadko spotykaną, przyjmuje cię w swoje progi.
Możliwość życia w Londynie także brzmi interesująco.
Skusisz się?
Majorka – największa w archipelagu Balearów wyspa hiszpańska na Morzu Śródziemnym. Zamieszkuje ją około 846 000 mieszkańców.
OdpowiedzUsuńAkcja blogu rozgrywa się tutaj, na hiszpańskiej wyspie, a dokładnie w jej stolicy Palma de Mallorca. Zabawa, miłość, twarda szkoła życia-to właśnie wszystko co może Cię tu spotkać. Słońce delikatnie muskające twoją skórę, morska bryza i klimat, którego nie znajdziesz w żadnym innym miejscu. Słynne turystyczne miasto co roku przyciąga rzeszę turystów ale poza sezonem nadal pozostaje intrygujące.
Wciel się w kogo tylko zechcesz. Ucznia tutejszego liceum, właściciela uroczej knajpki czy też pracownika wielkiej korporacji. Daj się ponieść i wykreuj nowatorską postać, właśnie tutaj, w miejscu gdzie liczy się tylko i wyłącznie dobra zabawa.
majorka-life.blogspot.com
[Tak sobie upatrzyłam Twoją postać za cel, ale nie mogę znaleźć ani żadnego dobrego powiązania, ani wątku.]
OdpowiedzUsuń