Lianne van der Meet
urodzona 20.10.1986 roku w Vancouver
Kanadyjka ze strony matki, Holenderka ze strony ojca.
Prawniczka w kancelarii Johnsona.
L:
Mam na imię Lianne. Nie należę do osób, które pałają nienawiścią do swoich rodziców za to, że pokrzywdzili je takim, a nie innym imieniem. Moje jest w porządku.
Urodziłam się w...
STOP. CHWILA.
Nie
przywykłam do mówienia o sobie. Nie potrafię tego robić chociaż wiem,
że niektórzy mają taki talent. Ja nie jestem w jego posiadaniu.
Mówienie
o sobie jest dziwne. Zero w tym obiektywizmu; chcemy na siłę zatrzeć
kompleksy sztuczną pewnością siebie bądź podkreślamy nasze wady, by przy
bliższym poznaniu ostatecznie wyjść na zaskakująco pozytywną osobę.
Niech ktoś to zrobi za mnie. Niech ktoś powie jaka naprawdę jest Lianne.
Czy ktoś wie jaka jestem n a p r a w d ę ?
R:
Jest
niezwykle piękna i to jest smutne. Pomyślicie; wariat, co on do jasnej
cholery, pieprzy? Ale skupcie się przez moment. Czy nie byłoby Wam
przykro wiedząc, że utraciliście coś tak cennego, coś tak niebanalnie
urokliwego? Nie musicie odpowiadać. Ja sam wiem najlepiej jakie to
uczucie.
Piękna
nie znaczy idealna. Gdy się śmieje marszczy nos jak mała dziewczynka,
co jest infantylne i irytujące. Ma ochrypły głos, którego nienawidzi,
ale który potrafił mnie nakręcić w mgnieniu oka. No i ma te swoje
malutkie kompleksy. Twierdzi, że ma ogromny nos i nieproporcjonalne
usta. Wciąż wierzy, że pewnego ranka obudzi się i będzie wyglądać jak ze
swych nastoletnich marzeń. Ale nie byłaby sobą bez tego wszystkiego. Prawda?
To
typ niebanalnej urody. Nie wszyscy oglądają się za nią na ulicy, ale
gdy już to robią, ona magnetyzuje mężczyzn i kobiety bardzo szybko. W
całkowicie nieświadomy sposób. Skupcie się na detalach; na tym jak unosi
rękę by poprawić włosy, jak rozgląda się poszukując kogoś w tłumie. Na
rytmie jej kroków.
To śmieszne. Brzmię jakbym miał obsesję na jej punkcie.
Jest
blondynką. Najprawdziwsze słoneczne promienie tańczą jej we włosach,
gdy są wystawione na światło. Długie włosy zawsze spinała do pracy, by
zaraz po niej je rozpuścić. Zwykle miękko opadały na jej ramiona i
plecy.
Ma
jasne, zielononiebieskie oczy. Mają w sobie coś takiego, że chce się w
nie patrzeć godzinami. Czasami roziskrzone ciskają gromy i wtedy szybko
zmienia się zdanie na temat czasu jaki można spędzić wpatrując się w jej
tęczówki. Pamiętam, że rzadko się malowała. Czarna maskara jej nie
pasowała, ale kocie kreski zwykle gościły na jej powiekach.
Zgrabna.
Chryste, co ja bym dał by znowu dotknąć jej płaskiego brzucha, krągłych
piersi, szczupłych ud. Patrzyłem na nią jak na wariatkę, gdy każdego
ranka wciągała na nogi sportowe buty i biegała. Wracała cholernie
zmęczona, ale nigdy nie przestawała biegać. Jakby przed czymś uciekała.
Jest
perfekcjonistką. Zwłaszcza jeśli idzie o jej garderobę wierzchnią.
Wszystkie jej ciuchy były obcisłe, doskonale skrojone, uwydatniające to
co trzeba. Do pracy nosiła się formalnie, na co dzień bywała
odważniejsza. Zawsze na obcasach.
Tęsknię
za nią. Za rumiankowym zapachem jej włosów, za pomadką do ust o smaku
mango i arbuza. Ale nie mam do tego prawa. Wszystko przepadło.
- Roger Carter, były mąż
J:
Kiedy
była mała wydawało się wszystkim, że charakter uzyska po mnie bądź po
swoim ojcu, Andersie. To naturalne mieć usposobienie po jednym z
rodziców.
Li
oczywiście okazała się zaprzeczeniem tego poglądu. Jej charakter to
mieszanka, którą trudno określić w kilku prostych słowach.
Gdyby
ktoś rozdawał tytuły osoby najbardziej upartej na świecie to z
pewnością uzyskałaby go moja córka. Ale jest to zrównoważone jej innymi
cechami.
Jest opanowana i spokojna. Wysłucha do końca, pokiwa głową, a swoje pomyśli.
Trzeba
mieć wybitny talent by doprowadzić ją do rozstroju nerwowego. Wówczas
trudno ją zatrzymać ponieważ wściekła Lianne jest jak huragan, prawdziwe
tornado; niszczy wszystko co napotka na swojej drodze. Impulsywne
dziewczę, które napawało mnie takim niepokojem kilka lat temu.
Och,
ktoś zdążył pomyśleć, że jest zobojętniałą i znieczuloną na wszystko
kobietą? Nic bardziej mylnego; Lianne to jedna z najbardziej empatycznych
osób na świecie. Ma bardzo silnie rozwinięty kręgosłup emocjonalny i
kocha tak wiele rzeczy; dobre jedzenie, taniec, rozmowy do białego rana,
swoją rodzinę, książki... Czuję się dumna mogąc tak opisywać swoją
córkę. Myślę, że udało nam się zaszczepić w niej to co ważne i dobre w
człowieku.
Jest
otwarta i przyjaźnie nastawiona do świata i ludzi. To nie typ osoby,
która sama rozpocznie rozmowę na przystanku, ale zdecydowanie z miłą
chęcią odpowie, gdy zostanie do takiej pogawędki zaproszona. Uśmiech
gości na jej twarzy często.
Jest
walecznym typem osobowości. Nigdy się nie poddaje, wkłada serce i pasję
we wszystko co robi. Wyznaczyła sobie cel? Możecie mieć pewność, że
poprzez wytrwałe dążenie do niego zdobędzie to, czego pragnęła. Moja
dziewczynka.
Jej
perfekcjonizm mnie martwi. Czasem myślę, że jej ambicja zmieni się w
chorobliwą i to ją zgubi. Ale już nie jestem w stanie do niej przemówić.
Jest dorosła.
Mężczyźni
się jej boją. Może kluczem do rozwikłania tej zagadki jest nienachalna
pewność siebie, która cechuje Lianne? Przekonana jest o ludzkiej
wyjątkowości, nie pozwala nazywać kogokolwiek zwyczajnym, a już
zwłaszcza jeśli chodzi o nią samą. Jest świadoma swych wartości oraz
wyznawanych poglądów w których obronie potrafi dyskutować godzinami. Nie
pozwala aby ktoś ją ranił, nie ulega drugiemu silnemu charakterowi, gdy
takowy spotyka na swojej drodze. Stara się współpracować, a efekty
końcowe bywają różne, jak wszyscy wiemy. Może gdzieś w tym leży
przyczyna jej wczesnego rozwodu.
Jest straszną flirciarą. Mówi, że to nic złego. Ale to też mnie martwi. Zawracanie mężczyznom w głowach to nic dobrego.
To jednak ma po mnie.
- Jane Norrington, matka Lianne
|POWIĄZANIA|
********
Cześć, mordki. Imię i nazwisko bohaterki pochodzi z jednego bloga, wizerunek i treść karty z jeszcze innego, onetowego. Wszystko mojego autorstwa, to nie bić. Zapraszam do wąteczków i powiązań, zwłaszcza tych super ciekawych i poplątanych. Lubię pisać długo chociaż czasami nie wysilam się zbytnio, jeżeli ktoś mi odpisuje trzema zdaniami. Kocham wszystkich i chcę by zapanował pokój na świecie. A teraz do Was macham dłonią, wyobraźcie to sobie. Jedziemy z tym koksem, heja.
Aha, no i ja wiem, że moda witania nowych na blogu już nie istnieje, ale ja czegoś takiego potrzebuję. Nie, nie jestem księżniczką ani Miss Kansas. To się nazywa przełamywanie lodów ;>
* na zdjęciach Rosie H-W, piękność. Pochodzą z weheartit.
[ Witamy na blogu! ]
OdpowiedzUsuń[hejka :)]
Usuń[ Witam gorąco na blogu :D może wątek? :) Wayne Gosselin ]
OdpowiedzUsuń[ chyba będziemy musieli główkować : ) bo mam pustkę ]
OdpowiedzUsuń[ to mogą być przyjaciółmi od kawy, spotykać się codziennie rano w kawiarni, Wayne może nawet czasami przynosić jej do jej biura kawę :) ]
OdpowiedzUsuń[ Naturalnie, jednak mam nadzieje, że zaczniesz ;) ja na ten moment jestem pozbawiona weny ]
OdpowiedzUsuń[ Nie ma sprawy ;D]
OdpowiedzUsuń[Siesiesiema znowu. Tak, wątkujemy. Zdecydowanie. Może kawalerka, którą wynajmuje How należy do Lianne? Van mógł coś spieprzyć, więc będzie potrzebował podpis blondynki na zgodzie na jakiekolwiek prace remontowe, więc kobieta będzie musiała go na jej nieszczęście odwiedzić. Taki pomysł mi wpadł, ale jeśli Ci nie pasuje, to wymyśli się coś innego.]
OdpowiedzUsuń[ mogłabyś ty? pięknie proszę ;3 ]
OdpowiedzUsuń[ nie ma sprawy :* ]
OdpowiedzUsuń[No dobraa. Już trudno. Pozwalam skopać mu dupę. A przynajmniej próbować. Raczej jej nie odda. Raczej. To jak Ci pasuje, to zaczynaj. Chyba że chcesz poczekać do jutra, tak mniej więcej do 22, bo wtedy dopiero w domu się pojawię. Mi to rybka, którą opcję wybierzesz. :D]
OdpowiedzUsuń[Uuu. Tania wena. Normalnie nie ma nic lepszego. Dobra, to zacznij, a ja Ci wieczorem odpiszę. Tylko nie zaczynaj od razu od prawego sierpowego.]
OdpowiedzUsuń[Jeśli jednak postanowisz tak zacząć, to pamiętaj, że How już się nauczył kucać. Dobra, lecę spać. Siedem nocy w niewłasnym łóżku może wykończyć. Śpij dobrze! ;)]
OdpowiedzUsuńProwadził właśnie audycję. Mówił o wielkiej imprezie, która nie długo będzie miała w Vancouver, kiedy kątem zobaczył, że ktoś do niego macha. Spojrzał w tamtą stronę. To Lianne szczerzyła się do niego zza szyby z kubkiem kawy w ręku.
OdpowiedzUsuń- Więc, jeśli macie ochotę i czas, wbijajcie na imprezę. Zabawa gwarantowana. A teraz zapraszam do posłuchania nowej piosenki Coldplay, który śpiewa razem z jakże seksowną Rihanną.- zakomunikował i włączył muzykę, zdejmując słuchawki.
Uśmiechnął się do kobiety i pomachał ręką na znak, by weszła do środka.
Brak prądu zdecydowanie nie był fajną sprawą. Potrafił przeżyć bez komputera i telewizji, jednak woda z lodówki zalewająca skrzekliwą wiedźmę z dołu i brak światła wieczorem nie był już taki optymalny. Fachowiec, spacer po ciasnym mieszkaniu i wyrok - instalacja elektryczna do wymiany. How mógł przysiąc, że ten wąsaty debil w myślach już liczył, ile uda mu się zarobić na demolowaniu kawalerki. Kiedy z zadowolonym uśmiechem oznajmił, że będzie potrzebne kucie ścian, Hays miał ochotę go udusić.
OdpowiedzUsuńPrzygotował potrzebne papiery i zadzwonił do właścicielki. No, nie tyle zadzwonił, co nagrał jej mało przyjemną wiadomość, że ma się pojawić, bo jest problem. Siedział teraz wśród porozpalanych po całym mieszkaniu świec i oddawał się jakże fascynującej lekturze kosztorysu. Cena za pracę wynosiła tylko nieco mniej niż jego miesięczna pensja, więc był zachwycony. Fakt, że na czas roboty nie ma gdzie mieszkać, też go radował.
Słysząc głośne pukanie do drzwi, poderwał się na równe nogi i mijając ostrożnie migoczące świece, otworzył gwałtownie drzwi. Był zdenerwowany. Nie, inaczej. Był wkurwiony. To nie była jego wina, że cała instalacja poszła się pieprzyć.
- Umawiamy się tak. Ja połowę i ty połowę. - Przywitał blondynkę, robiąc krok w bok, by ją wpuścić do środka. Potrącił przy tym jedną ze świec, ta jednak zgasła, gdy otwierał drzwi.
[Hmm. Może lepiej nie, How raczej nie mówi o tym nie pytany. No, raczej w ogóle o tym nie mówi. Jest przewrażliwiony na tym punkcie. ;D]
[witam również. wątek bardzo chętnie. masz jakieś pomysły?]
OdpowiedzUsuńWciągnął cudowny zapach kawy. Człowiek, który ją odnalazł i dowiedział się do czego mogą służyć jej ziarna, musiał być geniuszem. Chwała ci za to, panie od kawy.
OdpowiedzUsuń- Dziękuję- uśmiechnął się, biorąc od Lianne kubek.
Natychmiast upił łyk, z błogością popijając gorący napój. Nie mógł sobie wyobrazić dnia bez kawy.
Zaśmiał się, patrząc na kobietę.
- Nie sądzę.- uśmiechnął się, rozkładając się na fotelu.
- Kocham tą robotę. Mogę mówić co myślę i jeszcze mi płacą.
Podniósł kubek do ust, patrząc na Lianne.
[hm... ta druga opcja taka ciekawsza, ale nie wiem jak to ugryźć. pomyślę nad tym i wrócę do Ciebie z gotowym wątkiem, więc mnie wypatruj ;)]
OdpowiedzUsuń[A no dziękuje. Na wątek/powiązanie, ochota jest. Jakbyś rzuciła jakimś pomysłem, to mogłabym zacząć]
OdpowiedzUsuńKiedy weszła do środka, zamknął za nią drzwi i wszedł do pokoju. Wziął ze stołu kartkę z rozpisanymi kosztami i poczekał, aż kobieta skończy mówić. Dotąd rozmawiał z nią jedynie dwa razy - raz na podpisywaniu umowy i raz gdy przyszła sprawdzić, czy po jakimś czasie przyszła sprawdzić, czy ściany i sufit dalej są na swoim miejscu. Widywał ją czasem w wieżowcu, jednak jego wiedza o niej ograniczała się do tego, że wynajmuje mu mieszkanie.
OdpowiedzUsuń- Całości na pewno nie pokryje. Pozostałą częścią podzielimy się na pół. Poszła instalacja elektryczna. - Położył obok niej na parapecie kosztorys, po czym wrócił do na wpół spakowanej torby leżącej przy sofie. Położył ją na stole i kontynuował pakowanie. W pewnym momencie podniósł wzrok i spojrzał na blondynkę spod delikatnie zmarszczonych brwi. - Zajmiesz się tym?
Właściwie to nie musiał pytać. Nie miała zbyt dużego wyboru. Tylko ona była upoważniona do załatwiania takich spraw. On miał teraz na głowie szukanie tymczasowego lokum. Już otwierał usta, by powiedzieć jej w tym miesiącu czynsz dostanie później, ale jego słowa zgłuszył ryk zbliżającej się syreny strażackiej. Czekał chwilę, aż irytujący dźwięk zniknie powoli, ten jednak urwał się nagle jakby tuż pod ich kamienicą. Hays nijak nie potrafił sobie przypomnieć, co chciał powiedzieć, więc po prostu stał i patrzył na kobietę.
[No, czyli nie wie. Mogłaby się jakoś kiedyś dowiedzieć przypadkiem i mieć do niego pretensje, że jej nie powiedział, że będzie wynajmowała mieszkanie kryminaliście. :D]
- Auć!- powiedział rozbawiony, masując się ostentacyjnie po ramieniu.- Dobrze? Żartujesz? Jest mi tu cudownie!- zawołał, przeciągając się i zakładając ręce za głowę.
OdpowiedzUsuń- Szczerze, to ja ci trochę współczuję.-stwierdził, spoglądając na nią.- Wiesz, te całe eleganckie stroje. Uważanie na słowa przy sędzim, bo można zapłacić grzywnę, a ja?
Mówię co chcę. Ubieram się jak chcę, przecież nikt mnie nie widzi- zaśmiał się.- Jedyne na co muszę uważać to, to bym nie obraził słuchaczy, bo wtedy mogę zostać zwolniony.
Spojrzał na jej wystawioną nogę.
OdpowiedzUsuń- Buty jak buty.- wzruszył ramionami.- Jedynie pięknie podkreślają twoje zgrabne nogi i pupę.- uśmiechnął się zadziornie.
- Co to togi. Są okropne. Takie panie sędziny. Mają zgrabne ciała, a muszą je ukrywać pod niekształtnymi, dużymi prześcieradłami.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu, biorąc kubek i upijając jego zawartość.
OdpowiedzUsuń- Taki już jestem- wystawił jej język- Uroczy, brytyjski chłopak.
Wzruszył ramionami i rzucił kubek w stronę kosza na śmieci.
- Tak!- krzyknął, kiedy udało mu się trafić w sam środek.
Obserwował ją przez cały czas, więc gdy odwróciła się nagle w stronę okna i zamarła, gdy sygnał umilkł, westchnął, podchodząc bliżej. Zerknął na parking, gdzie zatrzymał się wóz. Mimo że syrena już nie ogłuszała, to migoczące światła dalej oślepiały. Próbował przyciągnął wzrokiem spojrzenie blondynki, jednak widząc, że ta patrzy za okno, zrezygnował. Uniósł dłoń, chcąc dotknąć delikatnie jej ramienia w uspokajającym geście, ale powstrzymał się i cofając dłoń, zrobił krok w tył.
OdpowiedzUsuń- Pójdę sprawdzić, co się dzieje. - Mruknął cicho, kierując się w stronę drzwi. Nim do nich dotarł, w pół kroku zatrzymało go pukanie. Otworzył, stając twarzą w twarz ze strażakami.
Ich zaskoczone miny były wystarczająco wymowne. Tak, nie inaczej, spodziewali się znaleźć pożar właśnie w jego mieszkaniu. A właściwie w jej mieszkaniu. Na pytanie czy wszystko w porządku, Hays wyjaśnił pokrótce, dlaczego wszędzie palą się świece i zapewnił, że wszystko w porządku. Dowiedział się, że straż pożarną wezwała sąsiadka z dołu, która upierała się, iż How próbuje podpalić kamienicę.
Mając na uwadze siedzącą na parapecie blondynkę, zbył ich krótkim pożegnaniem i zamknął drzwi. Oparł czoło o chłodne drewno i odetchnął głęboko. Dopiero po chwili wrócił do pokoju.
- Fałszywy alarm. - Zaczął od razu, kierując się w stronę spakowanej torby. Zapiął zamek i nasunął ją ja ramię. - Ale chyba najlepiej będzie, jeśli pogasimy świece.
Zdmuchnął te najbliżej niego i ruszył w stronę dziewczyny. Gasił kolejne, dopóki nie stanął przed blondynką. Wyciągnął rękę w jej stronę, chcąc przeprowadzić ją przez pokój, jednak nim zdążyła ją pochwycić lub odrzucić, cofnął się i po prostu kiwnął głową w stronę przedpokoju.
[Jak mi tu dużo prawniczek przyszło <333
OdpowiedzUsuńNiech mają romans, bo ja uwielbiam Rosie <33333]
[Ach, no, muszę się zgodzić.
OdpowiedzUsuńMachniesz coś na początek. Ja weny nie mam niestety ;cc Odpłacę się jakoś c:]
[Czego się dla szefa nie robi, nie? :D
OdpowiedzUsuńMoże być klasycznie biuro, ale jeśli wolisz, to Tony mógł ją zabrać na jakąś kolację, czy coś.]
- Prawie. Tyle ci brakowało- zmrużył oczy, pokazując palcem wskazującym i kciukiem.- I odnotowałem sobie, by nauczyć cię trafiać do kosza.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się uroczo i spojrzał na zegarek, wiszący na ścianie.
- Cholera!-jęknął, odrzucając głowę do tyłu.- Koniec przerwy.
Wyprostował się na fotelu i miał już nakładać słuchawki, kiedy wpadł na pomysł.
- Moglibyśmy gdzieś razem wyskoczyć. Co ty na to?- zwrócił się Lianne.
[Gracias wielkie! :D Muchas gracias, znaczy się xD]
OdpowiedzUsuńMógłby rzucić to w cholerę. Mógłby, ale jakiś natrętny głosik w jego łbie w kółko mu powtarzał, że powinien pracować i skupiać się na tym, co w tej pracy robił. Brany był też pod uwagę pracoholizm Tony'ego, ale to ten głosik był raczej bardziej irytujący. Ale co poradzić? Pan Johnson lubił pracować. Rzadko kiedy wychodził z biura na przerwę. W sumie, dla niego przerwa mogłaby być cały czas, ale nie chciał jakoś wywyższać się nad swoimi pracownikami... No, głównie pracownicami. Bardzo był rad z takie usytuowania tej sprawy. Prawie same kobiety w kancelarii, a to do tego jakie atrakcyjne i piękne...
Jedna z jego asystentek właśnie przyniosła mu kawę, a on oczywiście nie omieszkał się odprowadzić jej wzrokiem, skupiając się na zgrabnych pośladkach. Cholerny kobieciarz.
Wypełniał jakieś arkusze, popijając gorzką i ciemną kawę, gdy do jego gabinetu weszła Lianne.
Spojrzał na nią i wypił łyk kawy.
- Jakieś propozycje dotyczące miejsca masz może? - zapytał, odkładając kubek na bok.
Dlaczego został prawnikiem? Wiele odpowiedzi nasuwało mu się do głowy, zadając sobie to pytanie.
OdpowiedzUsuńBo ta praca jest dobrze płatna.
Bo można poznać interesujących ludzi.
Bo można zająć się czymś pożytecznym.
A może to presja ojca, który mówił ciągle o dobrym wykształceniu i dobrze płatnej pracy? Tony spełnił zachcianki ojca. Skończył dwa kierunki na studiach, ma własną firmę... Nie można się czepiać. A jednak, ojciec zawsze znajdzie na swojego pierworodnego jakiegoś haka.
Spojrzał na arkusze, które wypełniał i westchnął ciężko. I co, ma to teraz tak rzucić i po prostu wyjść gdzież z Lianne? I kiedy się za to zabierze? Musi to wysłać do końca tego tygodnia... E tam, zdąży. Zawsze się wyrabiał. Nie było dnia, kiedy Tony się spóźnił czy o czymś zapomniał. Nie było.
Wypił więc kawę do końca, odłożył pióro wieczne, którym wypisywał arkusze i uśmiechnął się do kobiety.
- To coś wymyśl, bo się z tobą wybieram - powiedział, wstając od biurka.
Wziął marynarkę, którą zawiesił na oparciu fotela, założył ją i spojrzał z zaciekawieniem na blondynkę. Cholera, taka piękna kobieta, tak blisko niego...
Może i flirtowała, ale czy Tony nie był taki sam? Oczywiście, że był.
OdpowiedzUsuńPrawie ciągle uśmiechał się zadziornie do atrakcyjnych kobiet, szelmowsko, patrzył na nie łapczywym wzrokiem, spojrzenie jego oczu znajdowało się albo na twarzy swej towarzyszki lub na jej atutach. Cholerny flirciarz, seksoholik, amant i kobieciarz. Można by znaleźć na niego jeszcze wiele epitetów, rzeczowników oraz przymiotników, ale po co? Po co mu o tym mówić? On doskonale o tym wiedział i nie trzeba mu było tego uświadamiać. Zdecydowanie odziedziczył to po ojcu, który również był cholernym kobieciarzem i zdradzał swoją żonę. Szkoda tylko, że kobieta zorientowała się tak późno i rozwód wzięli dopiero wtedy, gdy Tony miał już dwadzieścia lat.
Objął ją w pasie, a co się będzie ograniczał, po czym otworzył jej drzwi, które zamknął, gdy sam przez nie wyszedł. Sekretarce dał jeszcze cynka ruchem dłoni, ze to ona zamyka dzisiaj kancelarię i otworzył drzwi wyjściowe przed Lianne.
- Spacer, kawa... Albo kawa nie, bo mi ciśnienie skoczy - uśmiechnął się.- Ale na przykład herbata, albo coś? Czekam na Twoje propozycje.
Już stawiał pierwsze kroki w kierunku wyjścia, gdy usłyszał jej prośbę o podanie ręki. Przewrócił oczami, nim odwrócił się z powrotem w jej stronę. Przerzucił torbę na drugie ramię, po czym złapał ją za nadgarstek i przyciągnął lekko do siebie, żeby nie zabiła się przypadkiem o rzeczy leżące na podłodze lub o własne nogi. No, o cokolwiek. Spokojnie przeprowadził ją przez pokój. Sam omal nie poleciał do przodu, gdy zahaczył stopą o jakąś szmatę, ale udało im się dotarli na przedpokój.
OdpowiedzUsuńMimo że znaleźli się na bezpiecznym lądzie, bo tu wciąż paliły się świece, How nie puścił jej dłoni. Zapomniał. Po prostu ciągnął ją dalej za sobą, gasząc kolejne ogniki. Raz czy dwa upewnił się, że blondynka nie zaginęła w akcji, ale widząc, że dalej jest w zasięgu wzroku, systematycznie pozbawiał ich kolejnych źródeł światła. Gdy przedostatnia świeca została zgaszona, ktoś załomotał do drzwi.
- Chyba nigdy odkąd tu mieszkam, nie pukało do mnie tak dużo osób w jeden wieczór. - Mruknął, ciągnąc ją za sobą do drzwi. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że to może być dla niej niewygodne, krępujące, czy chuj wie co. Mijając ostatnią świecę, dmuchnął w jej stronę lekko i zgasił. Teraz już całe mieszkanie było pogrążone w mroku. Łomotanie do drzwi powtórzyło się, nasiliło i już nie ustało. Van wcześniej starał się stąpać nieco ostrożniej przyspieszył kroku, jego uścisk na jej nadgarstku chwilowo stracił delikatność, gdy potknąwszy się o porozrzucane buty, poleciał do przodu jak długi, pociągając ją na siebie.
Dokładnie w tym samym momencie drzwi otworzyły się gwałtownie i w świetle wlewającym się z klatki schodowej stanęła ONA. Wiedźma z dołu. Sucha starucha, z którą zażartą wojnę toczył od pierwszego dnia. Wredna jędza, która teraz wpatrywała się wzrokiem pełnym wstrętu i zaskoczenia.
- GWAŁCICIEL. GWAŁCICIEL, LUDZIE! GWAŁCI JĄ. ZABIJA! DUSI! Ty szczawiu, ty chamie, ty chuju, zamkną cię i już się nie wydostaniesz. Zgnijesz w więzieniu, kryminalisto. ZNOWU CIĘ ZAMKNĄ, TY NIEOGOLONY BANDYTO! - Wrzeszczała i wrzeszczała, gestykulując przy tym dziko.
Van wpatrywał się w nią w całkowitym osłupieniu, po czym jego dłoń w końcu uwolniła nadgarstek dziewczyny i powędrowała do jego czoła.
- Ja pierdolę. - Szepnął do siebie, zerkając to na leżącą na nim blondynkę, to na staruszkę.
Jak się chce uciec od przeszłości to akurat na złość Cię ona gdzieś znajduje. Blake sądził, że w Kanadzie mu się to uda, ale i tak zdarzało mu się wpadać na osoby, które poznał już całkiem spory kawałek czasu temu i wcale się ich spotkać nie spodziewał.
OdpowiedzUsuńTak jak na przykład dzisiaj. W porach wieczornych, gdy kończyła się jego dzienna zmiana miał zamiar opuścić budynek pracy, gdy gdzieś przy windach ujrzał kobietę, którą momentalnie rozpoznał. Pamiętał, że reprezentowała jednego z jego pryncypałów i bardzo mu wtedy pomogła.
Blake postanowił podejść bliżej, by się upewnić, że rzeczywiście ma przed sobą tą samą Lianne van der Meet.
[taki luźny ten początek, ale się rozkręcimy, nie? ;)]
Kiedy usłyszał śmiech blondynki, był autentycznie zdziwiony. Nawet uniósł niego głowę, by spojrzeć na nią z niedowierzaniem. Śmiała się. No kurwa, bawiło ją to. Jego nie. On również słyszał ostatnie zdanie wiedźmy i był zbyt zajęty zastanawianiem się, skąd ona wie o tym, że siedział, by się śmiać.
OdpowiedzUsuńKiedy z niego zeszła, odsunął się nieco, opierając plecami od ścianę. Kiedy dziewczyna podeszła do drzwi, wyciągnął przed siebie nogi i odetchnął głęboko, wiedząc doskonale, że długo już tu nie pomieszka. Po prostu musiał znaleźć sobie nowe lokum. Niby proste, ale wątpił, aby udało mu się znaleźć coś równie atrakcyjnego pod względem ceny i lokalizacji.
Kiedy blondynka zadała pytanie, już wiedział, że będą kolejne problemy. On nie widział nic znaczącego w fakcie, że siedział, ale ludzie uwielbiali go przez to piętnować. Jak wychodził, mówili mu, że ma dwa wyjścia - albo mówić o tym od razu, albo milczeć cały czas. Zajebista rada, nie ma co. Cześć, jestem How. Siedziałem cztery lata.
Odnalazł wzrokiem jej sylwetkę wyróżniającą się na tle jasnych drzwi. Przesunął dłonią po twarzy i podniósł się powoli, zarzucając torbę na plecy. Ruszył w jej stronę i zatrzymał się dopiero gdy dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Zależało mu na tym, żeby spojrzała mu w oczy. Większość tego nie lubiła. Pomijając fakt, że były cholernie ciemne, Van niemal zawsze miał tępe, znudzone spojrzenie, trudno było utrzymać z nim kontakt wzrokowy. Pochylił się nieznacznie w jej stronę, jeszcze bardziej zmniejszając dystans między nimi.
- Przecież jesteś inteligentna. - Zamruczał cicho, opierając rękę obok jej głowy. - Doskonale wiesz, że to znaczy, że siedziałem.
Na dwie sekundy zapadła całkowita cisza, którą przerwał dopiero szczęk zamykanego zamka. Nie miał zamiaru jej straszyć. Zresztą, i tak wątpił, żeby się przestraszyła. Od początku wydawała mu się nieco... twarda. Jej śmiech złagodził nieco jego wyobrażenie jej osoby, jednak dalej nie spodziewał się po niej delikatności. Chuj wie, po co to zrobił. Chyba po prostu wkurwiało go to, że ludzie słysząc, iż siedział, nagle mieli przed oczami psychopatę i mordercę. Może czas dać im powód.
[Hej, co powiesz na wątek z moją Edith, no i może jakies powiązanie, bo tak od zera, to smutno zaczynać, jak wymyślisz ja z przyjemnością zacznę:)]
OdpowiedzUsuńA jednak się pomylił. Nic dziwnego, nigdy nie był dobry w ocenianiu ludzi. Podświadomie liczył na to, że nie ma racji. Unikał twardych kobiet. Za bardzo kłóciło mu się to z jego pojęciem o kobiecości. Widząc jej reakcję, o dziwo, poczuł niezrozumiałe zadowolenie.
OdpowiedzUsuńSprowokował ją. Wcale nie zrobił tego ze złości. Chciał po prostu sprawdzić, jak kobieta zareaguje. I choć wiedział, że nie powinien, nie żałował i miał wrażenie, że mógłby posunąć się dalej. Jasne, nie zrobiłby jej krzywdy. Już i tak za długo siedział. Po prostu był świadomy tego, że jeśli teraz się nie odsunie, dalej będzie ją prowokował i dalej będzie badał jej reakcje.
Nie odsunął się. Cholera.
Spojrzał na nią w zdziwieniu, unosząc brwi. Wiedział, że to zdenerwowanie tak na nią działa, ale i tak był zaskoczony jej pytaniem. Było naprawdę głupie.
- Potrafisz sama sobie na to odpowiedzieć. - Mruknął, czując narastającą frustrację. - Wynajęłabyś mi wtedy mieszkanie?
Pytał, choć nie oczekiwał odpowiedzi. Doskonale wiedział, że odpowiedź brzmi nie. Nie wynajęłaby mu mieszkania. Nie chciałaby z nim pracować. Po świecie chodzi tylu ludzi bez wyroku, a byli więźniowie stanowili zbyt dobry obiekt do napiętnowania, żeby nie skorzystać. Za błędy się płaci. On za swoje będzie płacił przez całe swoje życie, mimo że na cztery lata pozbawili go wolności. Wolności, kurwa. Poza utratą godności, nie ma niczego gorszego. I hej, niebezpieczni chłopcy mają więcej dziewczyn? Gówno prawda.
[Dzięki wielkie. Masz ochotę/pomysł/lotewa na wątek/powiązanie?]
OdpowiedzUsuń- Lianne - wypowiedział jej imię, jak stwierdzenie. Że to jednak ona, że ją rozpoznał, że jest tu, w Kanadzie. - W Kanadzie? Co tu robisz? - spytał, a w tym samym momencie ostry dźwięk oznajmił nadejście windy. Byli akurat jedynymi osobami na tym piętrze czekającymi na windę, która okazała się być późna. - Jedziesz na dół? - spytał, przytrzymując rozsuwane drzwi. I w tym samym momencie rozejrzał się wokół. Tak, to było piętro kancelarii prawniczej, w którym Lianne pewnie pracowała, a on nawet o tym nie wiedział. A podobno, jako ochroniarz, powinien wiedzieć o wszystkim.
OdpowiedzUsuńNie potrafił odpędzić od siebie myśli, które dotyczyły jego relacji międzyludzkich, właśnie z kobietami. Bo z mężczyznami przecież dobrze mu się układało. Miał wielu kumpli, z którymi czasem umawiał się na mecz z piwem.
OdpowiedzUsuńA kobiety?
Dziwne z nich stworzenia, nic nie zrobisz. Nie potrafi ich pojąć, choć tyle razy próbował. Miał styczność z tyloma przedstawicielkami płci pięknej, lecz nadal nie wie jak je rozgryźć. Żaden facet nie potrafi tego zrobić. Tony doskonale o tym wiedział.
Spokojnie szedł z kobietą, aż w końcu dotarli do windy. Teraz trzeba poczekać. Dobrze, że winda szybko przemieszczała się pomiędzy piętrami.
Tony złożył usta w dzióbek i spojrzał na zegarek na nadgarstku.
- Nie, nie wracamy - powiedział beztrosko.