Charlotte Guillou
13 września 1993, Marsylia
Nowa kelnerka na pierwszym piętrze wieżowca
Zaocznie studentka psychologii
Biseksualna
Biseksualna
Mała Dama o dwóch Domach.
W obecnych czasach niewiele ludzi dalej
wierzy w prawdziwe historie miłosne. Większość społeczeństwa na
tak zadane pytanie odpowiedziałaby bez zastanowienia, że miłość
istnieje tylko w wyobraźni, że teraz człowiek nie ma już czasu na
rodzinę, a zwłaszcza pielęgnowanie jej często licznych członków, każdego osobno. I słusznie, bo tak właśnie jest.
Przykładem na to jest stale rosnąca
liczba rozwodów, jak i spadek zawieranych małżeństw w ostatnich
latach. I tak to bywa, że niekiedy nawet najbardziej zakochani w
sobie towarzysze po prostu się sobą nudzą.
Tak było i w przypadku dwójki młodych
ludzi pochodzących z okolic Marsylii we Francji. Zafascynowani sobą
nawzajem porzucili wszystko, co łączyło ich z przeszłością i
wyruszyli na wielką, pasjonującą podroż dookoła świata. Każde
z jednym plecakiem i nie do końca pełnym portfelem, postanowili
zarabiać na życie po drodze tak, jak to na wielbiących przygody
studentów przystało. Zwiedzili wszystkie większe miasta Europy, a
potem odwiedzili Azję i Afrykę Północną. Po odkryciu Brazylii i
Argentyny zaplanowali wycieczkę do Stanów Zjednoczonych a następnie
Kanady, gdzie zakochani poczęli swoje najstarsze dziecko, Alexandra.
Po powrocie do rodzinnej Marsylii żadne
z nich nie podjęło studiów na nowo. Zajęli się prostą pracą i
wychowywaniem ich małego oczka w głowie. I mijały im lata, gdzie
po kolei na świat przyszli Charlotte i jej młodszy brat, Thomas.
Ale ojciec tej uroczej, blondwłosej
trójki nie należał do ludzi, którzy tak łatwo zakładają własne
gniazda. Zaledwie rok po narodzinach najmłodszego syna opuścił
rodzinę dla innej kobiety. Do tej pory twierdzi, przy rozmowach ze swoją
jedyną córką, że była to najlepsza rzecz jaką
kiedykolwiek mógł zrobić. Ich matka natomiast, pełna sentymentów
zapakowała wszystko, czego się dorobiła w swoim życiu do walizki
i wywiozła dzieci do Vancouver, miasta, w którym kiedyś jej
ukochany obiecał kupić jej dom i założyć rodzinna firmę.
Siedmioletnia wtedy Charlotte szybko
nauczyła się języka i dzięki swojemu wrodzonemu urokowi
zaaklimatyzowała się bez problemu. A dzięki tacie, który nadal
mieszkał we Francji, co roku na wakacje jeździła do przesłodkiego
nadmorskiego domu.
W szkole zawsze ją lubiono i mimo
nie najlepszych ocen nauczyciele chwalili ją za chęć do nauki i
niezwykłe zaangażowanie przy
zajęciach grupowych. Uwielbiała pomagać i lubiła pracę
w grupie, podjęła więc studia psychologiczne.
Mała Panna Zapominalska.
Charlotte jest wyjątkowo
optymistycznie nastawionym do życia stworzeniem. Z jej ust nigdy nie
schodzi słodki uśmiech, który nieczęsto potrafi rozgrzać nawet
najchłodniejsze serce. Mimo, że wychowała się bez ojca, nie
zostawiło to na niej żadnych bolesnych śladów. Ze względu na jej
ognistą i żywiołową osobowość pełną chęci do zabawy młoda
panna Guillou nigdy nie mogła pożalić się na brak przyjaciół
lub zwykłych towarzyszy do psot.
Buzia nie zamyka jej się prawie
nigdy, a do tego ma bardzo donośny głos. Nieraz zwracono jej uwagę
w kinie lub restauracji, by zachowywała się trochę ciszej. Nigdy
też nie kryje emocji. Kiedy jest smutna, płacze. Kiedy ma ochotę
się śmiać, robi to w głos. Uwielbia głupie dowcipy! Tańczy,
śpiewa i nie bardzo przejmuje się tym, że ludzie patrzą na nią z
dziwnym wyrazem twarzy. W ten sposób cieszy się życiem.
Gdyby tylko mogła, robiłaby sto
rzeczy naraz. Zaczyna pełno spraw, ale żadnej z nich nigdy nie
kończy. Często o czymś zapomina: czy to wyłączyć światło w
łazience, czy to nastawić wodę w czajniku. Nie zrobi nic, o co się
ją prosi, póki się nie powtórzy jej tego przynajmniej dziesięć
razy. Nie dlatego, że nie chce. Po prostu dlatego, że w
międzyczasie rozproszy ją coś zupełnie innego!
Uwielbia się stroić i przebierać.
Czy to za zwierzęta, czy za postacie z książek i filmów. Robi
sobie wtedy mnóstwo zdjęć, które potem rozsyła znajomym
rozsianym po całym świecie, wiedząc, że zapewne ich to rozbawi. Kocha sprawiać przyjmność innym!
Mała Panienka o oczach Taty.
Jedyna córka państwa Guillou jest
bardzo podobna do swoich braci. Ma ładne, blond włosy, którymi to
bawi się zawsze, gdy z kimś rozmawia, albo o czymś myśli. Jej
dość blada cera kontrastuje uroczo z długimi rzęsami i
niebiesko-zielonymi oczami, które to odziedziczyła po swoim ojcu. Jej
drobny nosek zdobią złote piegi, od zawsze rozczulające jej mamę. Dzięki jej szczeremu uśmiechowi często można zauważyć,
że jej kły są leciutko zaostrzone, co kochają u niej wszystkie
nastoletnie wielbicielki wampirów, na które to jest teraz taka
moda.
Charlotte nie jest bardzo wysoka, ale
też i nie strasznie niska. Mierzy sto sześćdziesiąt siedem
centymetrów wzrostu, ale rzadko nakłada buty na obcasie.
Woli zwykle trampki, w których to szybciej się biega. A na dodatek
są o niebo wygodniejsze. Nie posiada nadto kobiecych kształtów.
Owszem, jest właścicielką ładnych, okrągłych piersi, ale
niestety bliżej im do jabłek niźli do melonów. Jej sylwetka
mieści się w normie. Nie ma talii osy, ale mimo wszystko istnieje u niej
to kobiece wcięcie. Jej biodra są drobne, ale ze względu na to, iż
jest szczupła, można dostrzec uwodzicielsko zarysowane kości
biodrowe.
Blondynka zazwyczaj ubiera się w
kolorowe T-shirty i jeansy. Kiedy jest chłodniej, narzuca na siebie
mięciutkie sweterki bądź bluzy. Lubi przy tym nakładać przeróżne
czapki i często związuje włosy w koński ogon.
Mała Złotowłosa lubi Niedźwiadki!
* Blondynka ponad wszystko kocha
zwierzęta. Ma w swoim domu prawdziwe stadko: dwa psy, cztery koty,
ogromne akwarium dla rybek i dwie białe myszki w przyjemnie urządzonej
klatce.
* Rodzina jest dla Charlotte
świętością. To ona dba zawsze o wyprawienie przyjęć
urodzinowych i nigdy nie zapomina najważniejszych rodzinnych dat,
jak rocznice ślubu jej ciotek, czy narodziny jej licznych kuzynów.
Gdy ktoś obrazi jej rodziców lub któregoś z braci, jest gotowa
bić się o jego dobre imię, mimo że nie znosi przemocy.
* Nigdy nie stroni od imprez, mimo to
nie pali i stara się pić jak najmniej. Nikt przez to jej nie odrzuca i ze względu na swoją pogodę ducha ma
bardzo wielu przyjaciół.
* Nie bardzo sobie radzi na studiach
mimo wielkich chęci. Po prostu nie jest stworzona do nauki.
[Witam, witam! ^^
Oczywiście, chętna jestem na
wszelkiego rodzaju wątki, powiązania i co jeszcze da się wymyślić!
Dacie pomysł, ja zacznę, albo na odwrót. Głównie odpisuję
wieczorami :)
Kartę pewnie zmienię jeszcze ze sto
dwa razy!
I przepraszam admina za zwłokę z
pisaniem, dopiero dzisiaj wpadłam na pomysł postaci... ^^”]
[Witam. Czy masz może ochotę na wątek?]
OdpowiedzUsuń[Tak właściwie to nie. Musiałam teraz zacząć trzy wątki, no i jeszcze użeram się ze swoją kartą. Byłabym wielkim chamem, gdybym poprosiła cię o zaczęcie? Dziewczyny mogą być dobrymi przyjaciółkami lub coś, jeżeli ci to pomoże.]
OdpowiedzUsuń[Czeeść. Jestem gotowy zacząć z Tobą wątek. Słuchaj, jaki mam pomysł. Może Carter zejdzie do restauracji, zasiądzie się wygodnie i wtedy dziewczyna coś na niego wyleje albo wyrzuci mu na koszulkę obiad? Muszę się upewnić, bo nie wiem, czy to jest w stylu Charlotte. Rozumiesz.]
OdpowiedzUsuń[Zaczynam, zaczynam.]
OdpowiedzUsuńMcCall był głodny jak wilk. Ostatniego wieczoru pokłócił się z Dakotą, która w zemście zabroniła gospodyni robienia mężczyźnie kanapek do pracy przez trzy dni. „A niech wydaje pieniądze na tą podrzędną restauracyjkę w naszym Vancouver Skyscraper!”, mówiła do samej siebie, kiedy przechadzała się wzdłuż sypialni, co rusz zerkając na śpiącego Cartera. Ale Carter tak naprawdę wcale nie spał. Doskonale wszystko słyszał. I miał nadzieję wydrapać kobiecie oczy, kiedy tylko wróci do domu. Miała szczęście, że zazwyczaj do pracy jechała sama, bo zrobiłby to już z samego rana.
Wpół do drugiej zjechał windą na sam dół wieżowca i skierował się do restauracji. Wybrał sobie oczywiście stolik, który znajdował się nieco na uboczu, z dala od mlaskających ludzi, którzy jednocześnie jedli i z przejęciem rozmawiali ze swoimi współpracownikami czy znajomymi. Irytowało go to, ale nigdy nie lubił wtykać nosa w nieswoje sprawy. Jeśli chcą zachowywać się jak świnie, to niech się zachowują. Szkoda tylko, że to on musiał oglądać ich wysmarowane sosami ryje, a nie oni sami.
Kiedy już wygodnie się rozsiadł, ułożył teczkę obok siebie na krześle, a marynarkę na oparciu krzesła, ruchem ręki przywołał pierwszą lepszą kelnerkę, by wzięła od niego zamówienie. Dziewczyna, która do niego podeszła, miała nie więcej niż dziewiętnaście lat, blond włosy i szczery, z pewnością zaraźliwy uśmiech, który jednak na Cartera nic a nic nie działał. Ale na niego tak naprawdę działała tylko własna matka i grono jej wesołych przyjaciół, którzy do złudzenia przypominali mu jego znajomych z liceum.
- Co dzisiaj polecacie? - zapytał kelnerki, uważnie się jej przyglądając. Wyglądała na osobę, która kompletnie nie zna się na rzeczy, a pracuje tu tylko dlatego, że rola opiekunki do dzieci lub kioskarza zarezerwowana jest zazwyczaj tylko na wakacje.
Lexi od samego rana miała urwanie głowy. Ciągle gdzieś jeździła, zaliczyła już jedno spotkanie i poznała swojego nowego klienta, któremu musiała zrobić ogromny ogród - oczywiście za przystępną cenę, bardzo korzystną dla niej samej.
OdpowiedzUsuńChociaż wszystko szło dzisiaj po jej myśli, humoru wcale dobrego nie miała. Brak czasu nie pozwolił jej napić się nawet porządnej, dobrej kawy. Nie myśląc nad tym długo, wsiadła do windy i zjechała na pierwsze piętro do kawiarni.
Wchodząc do środka, zaskoczył ją widok znajomej blondynki, śpiącej na blacie. Lexi uśmiechnęła się lekko i podeszła do dziewczyny.
- Śpiąca królewna, budź się - powiedziała do ucha dziewczyny i postawiła ją na równe nogi.