wtorek, 28 sierpnia 2012

Just like the cigarettes hurt, just like whiskey burns... I guess I'm never gonna learn.

Na początku było błoto. Zasyfiały trawnik na festiwalu Glastonbury. Pełno ludzi, sporo alkoholu, opary trawki i zamroczenie LSD. Seks w zasmrodzonym kiblu, długie sekundy głośnych jęków i przyspieszone oddechy dwojga ludzi, którzy dziesięć minut temu znaleźli swoją drugą połówkę i właśnie umierali w jej ramionach, płodząc swoje pierwsze i ostatnie dziecko.
Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle. Ilu z was, ćwoki, jest wynikiem przygodnego seksu? Ilu z was zostało przywitanych okrzykiem "Ja pierdolę!" na londyńskiej porodówce? Ilu z was urodziło się z zatruciem alkoholowym, bo wasza genialna mamusia lubiła popijać sherry? Łapki w górę, przecież nikt nie gryzie. 


...They could've saved me.
But instead I'm here drowning in my own fucking mind,
And I'll be damned if you're the death of me...

Potem była krew. Właściwie nic wartego zapamiętania. Pierwsze pięć lat życia? "Jadłem, piłem, rzygałem, srałem. Żyć nie umierać. Zupełnie jak teraz". Tylko że teraz jest już trochę inaczej. Trochę, bo przecież nie da się wymazać wspomnień, zmieniając nazwisko, tak jak nie da się zgwałcić prostytutki. Proste? Kurwa, jak drut! A jednak, prostytutkę da się ZAPŁODNIĆ. Lub zbrzuchacić, jak kto woli. Stąd ta krew, stąd bzdury opowiadane na dobranoc. "Danny grzecznie pójdzie spać, a mamusia wyjdzie do pracy. Tatuś wróci późno, nie czekaj na niego, synku". Głupia krowa, zupełnie jakby wszyscy dookoła nie wiedzieli, że się kurwisz, pomimo tego, że masz 'męża' i 'kochanego synka'. 
Ktoś jednak musiał być pierwszym w tej pojebanej rodzinie, ktoś musiał coś osiągnąć. Cudem. Nieplanowanie. Przecież w szkole nauczycielki czepiały się, zarzucając rudemu, pulchnemu chłopcu, że jest nikim i do niczego się nie nadaje, nie jest kreatywny, bo nie chce mu się robić kartki na dzień matki. A na co komu matka z rzeżączką? Więc skąd ten nagły sukces, skąd ci frajerzy z którymi- w wieku lat szesnastu- podbili dość wąskie terytorium w przemyśle muzycznym? Ale... nie na długo. Na tyle, żeby móc zarobić pieniądze na wyjazd. A potem ich porzucił. Bo był i jest dupkiem, który porzuca ludzi bez powodu; zwyczajnie, wsiada w samochód i tyle go widzieli. Nie, to nie było tak, że nie życzył im powodzenia. On bardzo chciał wyjechać. A Vancouver było wystarczająco daleko.


...Blood and ink stain the walls.
Silently with bloodied knuckles, I carry on
Hoping it's not too wrong...

Nie było już nic, co można by wpisać w jego życiorys. Bo nie był już sobą i tylko starzy kumple wiedzieli co się z nim dzieje. Każdej nocy inna dziewczyna, kto wie, może doktor Freud wymyśliłby jakieś powiązanie między tym, a patrzeniem na kurwiącą się matką w dzieciństwie? Każdej nocy inne drinki, inna meta z której zwijał się nad ranem, wyczołgując się spod rozgrzanego ciała parę lat starszej dziewczyny. Witamy w Kanadzie. Liczba populacji i tak nie ma znaczenia. Przynajmniej połowa dziewczyn da ci dupy za darmo. Ile miał lat? Osiemnaście. I przeżył przedawkowanie (cudem), a może nawet dwa, jeden prawie-zawał i jedną niezbyt wstydliwą chorobę weneryczną, którą zresztą szybko wyleczył. Pokolenie '85 chyba już tak miało.
I uwielbiał pakować się w kłopoty. W dzień pracując na zmywaku, w nocy uczył się pracy w radiach i gazetach. W weekendy można było spotkać go, jak z zapartym tchem śledzi nielegalne wyścigi po Vancouver i okolicach. Nadszedł wieczór w którym sam spróbował, z miejsca zajmując coś tam na zaimprowizowanym podium. Rozmowa pod tytułem "Damy ci pieniądze, tylko jeździj dla nas" miała swoje miejsce tuż po. I tak głodujący (bo z marnej pensji stażysty wyżyć się nie da, jak wiedzą wszyscy absolwenci wyższych uczelni) ale pełen zapału chłopak stał się "gwiazdą" wyścigów. I tu przyszła nowa tożsamość, a z nią pieniądze. Jeszcze więcej alkoholu i jeszcze więcej dziewczyn. No i koledzy z Wielkiej Brytanii, którzy od tamtej pory odwiedzali go regularnie. 



...Could be the end of the world
I'd still be laid here on my own wasting my life away...


Jak w starej piosence Oasis: "Szukałem czegoś, czym mógłbym się zająć, ale znalazłem tylko fajki i alkohol". Teraz, gdy już do końca zmienił swoje życie, coś jednak go gryzie. Coś, co każdego ranka mówi:  To nie jesteś ty. Rzuć w cholerę te wyścigi. Wróć do Londynu. Nie bądź kretynem. Z nawyków ciężko jest zrezygnować. Zwłaszcza, jeśli mieszka się w Kanadzie, gdzie albo szukasz rozpaczliwie czegoś, czym mógłbyś się zająć i udawać normalnego, albo pracujesz w tartaku i przemycasz whiskey ze Stanów. Możesz też polować na łosie, ale po szczytowej popularności pewnego wampira, psychofanki tegoż prawdopodobnie już wszystkie pożarły. 
Dlatego właśnie Daniel Samuel Bettley codziennie rano patrzy w twarz człowieka, który... osiągnął to co chciał. Ale chyba nie jest zbyt szczęśliwy. Więc tak jak George Clooney w swoim filmie, zaczął gapić się na kozy szuka alternatyw. Szuka pędu w życiu. I wieczorami, gdy ma dyżur w radiu, swoim brytyjskim akcentem ogłasza panowanie rock'n'rolla w mieście Vancouver. A w weekendy? A w weekendy zagląda do garażu, coś poprawia, coś przemalowuje... wyjeżdża na tor. Robi to rzadziej, ale jego mafijna rodzina rodzina z powiązaniami nie ma nic przeciwko. Zrobił dla nich co miał zrobić i kropka. Oni dla niego też. Dzięki nim miał gdzie mieszkać i czym jeździć, a oni przez jakiś czas mieli swoją kurę znoszącą złote jajka. I wszystko byłoby dobrze, gdyby był pierdolonym księciem z bajki. Ale nie jest. Nie łudźcie się.


...Another sunset, what a way to start another messy night
Another drink, another bar, another girl inside my arms...


DANIEL SAMUEL BETTLEY
urodzony 31 października 1985, Londyn
spiker radiowy
były gwiazdor nielegalnych wyścigów
wytatuowany dupek
wykwalifikowany pijak
złoty człowiek, pod warunkiem, że dacie mu whisky

~&~

Gwoli ścisłości:
cytaty pochodzą z tekstów zespołu Asking Alexandria- 
tytuł: Reckless&Relentless,
pod zdjęciami:  The final episode, A lesson never learned i When everyday's the weekend.
Na zdjęciach Danny Worsnop, wokalista tegoż zespołu.
Zapraszamy do wątków i powiązań, nie mam nic przeciwko żeby były dziwne.




36 komentarzy:

  1. [ Ja tam się cieszę, że się spotykamy:p fajnie mieć takich znajomych na blogach. A tym razem to jesteś w sumie u mnie:p i u Ani tej drugiej :p ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ No cóż ... po prostu pierwsza młodość już za nim ;) i teraz był taki czas ze nie było czasu na bloga więc jest zastój ;) ale może się bujnie ;P ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ O:D jak coś założysz to daj znać.
    Wiem co masz na myśli. Sama mam dość tego że coś po tygodniu upada. Pamiętasz ile pierwsze cp królowało? ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ teraz chęci kończą się na opublikowaniu karty często ;/ ]

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubiła to, co robiła. Lubiła tańczyć, pracować w kwiaciarni, uczestniczyć w akcjach charytatywnych i odwiedzać dzieci w szpitalach. Lubiła być komuś.. Potrzebna? Tak, miała cholerny, wewnętrzny przymus posiadania świadomości, że ktoś potrzebuje jej pomocy, że może w jakiś sposób udzielać się społecznie. Już nawet nie chodziło o wychowanie rodziców, ale to na pewien sposób też było ważne, bo jej rodzeństwo też pomagało, na mniejszą skalę, ale jednak. Po prostu Anali już taka była. Lubiła pomagać tak samo jak lubiła wcześnie wstać, wziąć prysznic, przebiec się po pobliskim parku, wziąć kolejny prysznic, napić się kawy i odbębnić umówione spotkania nim pójdzie do 'pracy', o ile pracą można nazwać udawanie, że jest się pracownicą własnej kwiaciarni. Ale kto powiedział, że ona jest do końca normalna? Czy nieposiadanie nigdy poważnego chłopaka i nie pójście z nikim do łóżka przez 26lat aby na pewno było normalne? Chyba nie do końca.
    Mimo to zawsze była punktualna. A nawet gorzej, przychodziła z przynajmniej piętnastominutowym wyprzedzeniem i wcale jej nie przeszkadzało czekanie na kobietę, która miała przeprowadzić z nią wywiad. Kobietę, która.. No tak, przemieniła się w mężczyznę, którego nie znała, a raczej znała, jedynie z widzenia, jakichś gali, gdzie możliwe, że był albo na korytarzach wieżowca. A najczęściej wpadła na niego w windzie, w której Anali miała nagminny zwyczaj zacinania się. Gdyby kwiaciarnia i szkoła taneczna były umieszczone na piętrach poniżej 11 na pewno Analeigh nauczyłaby się sztuki szybkiego chodzenia po schodach. A tak musiała zaklinować się nie raz w windzie, często z kimś, raz nawet z tą gadułą, która od rana paliła jak smok. Analeigh skrzywiła się, czując ten silny zapach dymu papierosowego, ale nic nie powiedziała na ten temat.
    - Nie, dzięki. Już mam - Podniosła w górę kubek ze swoją kawą ze Starbucksa, którą kupiła po drodze, uśmiechając się przy tym lekko. - Musiałeś się urodzić w epoce wiktoriańskiej. Mogę Ci na palcach jednej ręki policzyć tancerki, które ciężko jest zaciągnąć do łóżka, a pamiętaj, że nie jestem kosmitką i jak inni mam ich tylko pięć - rzuciła do niego ze śmiechem, gdy przygotowywał sprzęt, a jego kumpel przynosił mu wspomnianą kawę i fajki. Siebie oczywiście wymieniłaby na pierwszy miejscu - i byłaby ostatnią - ale jakie to miało znaczenie? - Po cholerę Ciebie do tego zgarnęli, Danny? Już czuję, że będziesz pytał nie o to, o co powinieneś - wymamrotała, patrząc na niego podejrzliwie leciutko zmrużonymi, zielonymi oczami.

    OdpowiedzUsuń
  6. [ jasne, że powiązanie. hmmm tylko pytanie jakie? coś z radiem, jej gazetą? czy coś bardziej prywatnego ? ]

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Z tą byłą dziewczyną to wiesz:p może jakieś studenckie przeżycia w sumie.
    Bo z tą rodziną to co prawda ona szuka tej nowej, a do tej starej pewnie nie bardzo jego pasuje ]

    OdpowiedzUsuń
  8. Śmiała się jeszcze pod nosem, gdy wchodzili na antenę, bo jego nagminne gadanie i wspominanie o seksie utwierdziło ją w przekonaniu, że o tą jedną rzecz on na pewno zapyta. Nie miała co do tego wątpliwości. Na szczęście wprowadził tak luźną atmosferę, że w ogóle zapomniała, że jest z nim w studiu i słucha ich w tej chwili większość mieszkańców Kanady, którzy jadą samochodami, siedzą w pracy albo słuchają radia w domu. Równie dobrze mogłaby leżeć teraz na podłodze w windzie i mieć gdzieś ekipę, która z drugiej strony próbowała ją naprawić aby mogła z niej wyjść. Była zrelaksowana i rozbawiona, gdy zabierała się do odpowiadania na pierwsze, całkiem przyzwoite pytanie.
    - Skąd Ty wiesz o musicalu, skoro jeszcze przed chwilą twierdziłeś, że jesteś nieprzygotowany? - zapytała ze śmiechem, wypominając mu to, ale później skupiła się już tylko na udzielaniu odpowiedzi. - Oczywiście, że będzie straszne. W końcu to Halloween. Kogoś na pewno zamordujemy, kogoś ożywimy, a mnie przebiorą za trupa i zmuszą do grania najbardziej niewdzięcznej roli w historii musicalu i straszenia każdego biednego dziecka. Właśnie. Z dziećmi nie wolno przychodzić na spektakl, bo to ja będę mieć koszmary po ich krzykach, nie Wy. Więc będzie strasznie, przerażająco i.. Tanecznie. Jak to w musicalach. Czyżbyś już się obawiał nadchodzącego Halloween, Danny? - podjudzała go przed napiciem się łyka kawy, którą oburącz trzymała w nieco zmarzniętych dłoniach. Temperatura tej części jej ciała jak zawsze była za niska.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mimo, że mrużyła niebezpiecznie oczy, jasno dając mu do zrozumienia, że nie zamierza gadać z nim o seksie na antenie to jej wargi i tak układały się w lekki, delikatny uśmiech, którego nie mogła powstrzymać. Wredny dupek. Nie dość, że gadał publicznie o jej bieliźnie to jeszcze sprawiał, że ją to bawiło zamiast gorszyć!
    - Nie rozpędzaj się tak, i tak jej nie zobaczysz, podobnie jak ta część Vancouver, która właśnie wyobraża sobie mnie w bieliźnie. Przypuszczalnie przez Ciebie wzrośnie dzisiaj przyrost naturalny... Albo liczba zgonów w wyniku niewyjaśnionych wypadków samochodowych. Myślę, że w ramach moich akcji charytatywnych oraz odkupienia za te szkody wyślę Cię do Zimbabwe, żebyś popracował trochę w terenie, najlepiej w bieliźnie, a raczej.. Bez niej, bo w końcu śmiało mogę powiedzieć, że dzisiaj też jej nie masz, prawda? - Posłała mu szeroki uśmiech i chociaż nie miała pojęcia skąd jej się to brało, nie mogła powstrzymać się przed odgryzieniem się. To była jak zabawa dziesięciolatków w 'kto jest lepszy i kto dłużej wytrzyma'. Była pewna, że tego pożałuje, ale ten wywiad i tak nie przebiegał tak jak powinien. - Akcji jest dużo, niedługo w szkole tanecznej w której pracuję przez miesiąc będą zbierane pieniądze dla półtorarocznej Brittany, chorej na raka. I nie trzymam się tylko Vancouver, Dan. Wspieram wszystkie akcje, które jestem w stanie. Za tydzień lecę do Japonii w sprawie mordowania tam delfinów. Pamiętasz film The Cove z 2009 roku? Widzę, że tak, wiec chyba rozumiesz czemu się do tego dołączam. A podczas premiery musicalu rozpoczniemy kolejną akcję, ale o tym nie mogę wspominać. Na razie.

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Chodziło mi w sumie o studenckie przeżycia Sam. Okres buntu. Ale może być i rodzina. Spoko ]

    OdpowiedzUsuń
  11. Pokręciła ze zrezygnowaniem głową. Wiedziała, że wchodzenie z nim dla zabawy na 'wojenną' ścieżkę to był beznadziejny pomysł. Jeśli ktoś by ją kiedyś zapytał z kim nigdy by nie chciała mieć wywiadu powiedziałaby, że z Dannym Bettleyem. A teraz co robiła? Siedziała i właśnie z nim się przedrzeźniała. I co gorsza, nie umiała ugryźć się w język.
    - Jestem pewna, że po tym wywiadzie będzie stać się na sprzątaczkę, skoro jeszcze jej nie posiadasz. A wszyscy wiemy, że sprzątaczka poradzi sobie nawet z twoim zagraconym mieszkaniem.. Nie żebym kiedyś tam była i wiedziała jak ono wygląda. Wnioskuję z Twojego opisu - Wywróciła przy tym wymownie oczami i zastukała bezwiednie paznokciami o blat stolika. - A co tu jest do ukrycia? Lubię kwiaty tak samo jak lubię tańczyć. Skoro robię to drugie to mogę przecież też to pierwsze, prawda? I pieniędzy, które potem mogę przeznaczać na zwierzęta czy chore dzieci nigdy za wiele. Nie czepiaj się mojej pracy, bo ci kiedyś trującego kwiatka przyślę i pożałujesz tego - zagroziła ze śmiechem i już miała zamilknąć, ale.. I kto mówił, że ona na antenie z tym facetem będzie grzeczną, poukładaną kobietą? - I czysto teoretycznie: nigdy nie zaprosiłeś mnie poważnie na drinka, więc nie dziw się, że odmawiam. Nie, jak zrobisz to teraz nie będzie się liczyć. Nie zobaczysz tej bielizny.

    OdpowiedzUsuń
  12. Pokręciła głową, posyłając jedynie wystraszonej i chyba przerażonej dziewczynie uspokajający uśmiech. Jeśli o nią chodziło lepiej, że już ten wywiad prowadził Danny, bo nie chciałaby na niego czekać 15 minut i wchodzić na antenę z opóźnieniem z powodu korków i faktu, że dziewczyna nie umie dojechać do centrum. Z dwojga złego lepsze było już bezczelne gadania Bettleya niż bezczynne siedzenie i wpatrywanie się w ścianę. Mimo to musiała mu zwrócić uwagę.
    - Tylko dlatego, że zastępuje Ci Angelinę jesteś dla mnie miły czy po prostu muszę poczekać, aż na kolacji wyjdzie z ciebie dupek, który i tak będzie zaglądał mi w dekolt? - zapytała, unosząc wymownie do góry brew, a potem uśmiechnęła się wrednie. - To nie w moim stylu, ale.. Moją bliźniaczką jest Alison, więc muszę mieć trochę nawyków takich jak ona. I na złość Tobie założę obcisłą kieckę, a Ty nie próbuj nawet zjechać wzrokiem poniżej moich oczu. Tych górnych oczu, Dan - rzuciła z westchnieniem, gdy spojrzał na jej piersi, całkiem odruchowo albo i specjalnie. - Znajdź meksykańska knajpę. Inaczej będzie sushi. I pochwal się na antenie to.. - Nie dokończyła, bo dziewczyna wleciała z kawą i zaraz wyleciała z sali, a techniczni znowu zaczęli odliczać przed ich wejściem na antenę po tej krótkiej przerwie muzycznej.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zadrżała całkiem odruchowo, gdy niespodziewanie poczuła go za sobą. Ręce na biodrach, obcisła kiecka, o ósmej? Och, do diabła, w co ona się znowu wpakowała? I najgorsze - z kim ona się w to wszystko wpakowała? Drażnił się z nią na antenie, jakby co najmniej byli tam sami, jakby nie słuchało ich pół miasta i jakby nie pracowali w prawie jednym miejscu pracy. Po raz pierwszy wpakowała się w taką dziwaczną historię i już czuła, że ta pewność siebie Danny'ego, o której wspomniał tamten koleś ją zgubi. Jak nic pożałuję tej kolacji i tego co zamierza na nią włożyć. Bo, że dotrzyma obietnicy mógł być pewien. Akurat w tym wypadku była bardzo podobna do Alison. Jej siostra zdecydowanie była tą odważniejszą z nich dwóch. Kiedyś, po jej przemianie pokazywała jej, jak wkurzać facetami swoim wyglądem. Analeigh nie przypuszczała, że kiedyś będzie to wykorzystywać, ale.. W sumie czemu nie? Przecież miała kilka obcisłych kiecek, mogła je założyć.
    Myślała nad tym przez cały dzień w kwiaciarni. W jednej godzinie była zdecydowana, potem się rozmyślała, a na koniec, gdy po prysznicu stała w samym ręczniku w swojej garderobie... Po prostu wyciągnęła beżową, koronkową bieliznę i założyła na siebie, a na ciało wcisnęła opinająca się w każdym możliwym miejscu karmelową sukienkę. Nie było dekoltu głębokiego, ale nie był potrzebny, bo sukienka i tak dokładnie podkreślała wszystkie kształty, a całe plecy zrobione były z koronki. Wysokie buty, delikatny makijaż, świeżo umyte włosy, z którymi nic nie zrobiła, kopertówka w rękę i beżowa, skórzana kurtka w drugą, a potem.. Mogła tylko czekać w kuchni na tego dupka, który gadał o jej bieliźnie na antenie.

    OdpowiedzUsuń
  14. I tak mu nie wierzyła. Ani w obietnicę, ani w to, że nawet teraz się nie gapił tam gdzie nie powinien. Co prawda go nie przyłapała, ale przecież nie kontrolowała tego na okrągło. W restauracji będzie łatwiej, bo będzie go mieć naprzeciwko, a teraz musi jakoś przeżyć i tyle. A widząc te wygłupy Danny'ego jej uśmiech stawał się tylko szerszy. Jak nic jedzenie na kolację z wariatem.
    - Mój ojciec prawie się udławił śniadaniem. Nie dodam, że było to w momencie, gdy strzelałeś jaką mam bieliznę. I módl się, żebyś nigdy nie został wrobiony w wywiad z nim, bo cię tam zje w zemście za te naleśniki - Mrugnęła do niego, niby ostrzegawczo kiwając uniesionym w górę palcem. Nie kłamała, naprawdę dostała telefon od rodziców, chociaż.. No, może podkoloryzowała trochę. Rodzice śmiali się z niego i z niej, i z tego jak poprowadzili tę rozmowę. Na ogół wydania śniadaniowe był dość nudne, a dzięki nim rodzice i pewnie połowa Vancouver mieli niezły ubaw o poranku. Mimo to nie wspomniała ojcu że idzie dzisiaj na kolację właśnie z tym gościem od wywiadu i że ma zamiar założyć najbardziej obcisłą kieckę jaką tylko ma w szafie. - O, a moja siostra by się z Tobą przespała gdyby nie fakt, że ma męża i dwumiesięczną córkę. Carter chyba jeszcze nie dotarł w Londynie do tego wywiadu, więc z nim przynajmniej spokój. I już przestań tak tu zerkać, patrz na drogę - rzuciła ze śmiechem, a on na szczęście skupił się na prowadzeniu. Niespełna dziesięć minut później byli już w zupełnie innej części Vancouver i wysiadali z jego auta po jedną z lepszych restauracji.
    - Jesteś pewien, że zrobiłeś rezerwację i nie wywalą nas stąd? O ile pamiętam bez rezerwacji nie mamy czego tu szukać - mruknęła, gdy wchodzili do środka.

    OdpowiedzUsuń
  15. Co uwielbiała w wyścigach samochodowych? Ten ryk silników, muzykę wynoszącą z samochodów, różnorodność marek... To było coś czym mogłaby się zajmować do końca życia. Motoryzacja. Kat była kobietą która nie bała się szybkości czy tego że pobrudzi się smarem naprawiając samochód. A robiła to sama bo kochała w nich grzebać. Nie wiedziała skąd w niej to zamiłowanie ale jej się podobało. Samochody były wspaniałymi maszynami które warte są nie małej uwagi. Tak... Te kształty, wyposażenia.
    Nie małą radość sprawiła jej wieść o nielegalnych wyścigach ulicznych organizowanych w Vancouver. Jak się o tym dowiedziała? Przez spacer jaki sobie urządziła. Nie dało się nie słyszeć ryków silników tak wielu maszyn. A kiedy się wyłoniła na zagrodzoną ulicę... Zobaczyła tak piękny widok aż dech zapierało w piersiach. Tak, znalazła swój raj. Zapoznała się z organizatorem takich imprez. Dowiedziała się że mistrzem ich wyścigów jest Danny Bettley. Z opowiadań organizatora doszła do wniosku że faktycznie wygrywać w takim stylu nie wiele osób potrafi. Kiedy odbywały się kolejne wyścigi to Kat stawała swoim mustangiem na linii startu. Na pierwszym wyścigu wszyscy nie dowierzali w jej umiejętności. Ale o to właśnie jej chodziło. Pierwszy... Drugi... Trzeci wyścig. I za każdy wygrana w kieszeni. Wszyscy teraz niemal ją znali. Jednak z tych imprez znalazła sobie dwóch kolegów którzy gorliwie jej kibicowali za każdym razem kiedy startowała. Tak było na kolejnym wyścigu. Jednak teraz miał pojawić się mistrz toru. Stojąc przy swoim samochodzie przy linii startu z rękoma w kieszeniach spodni razem z dwójką rywali czekali na przyjazd ostatniego. Na przyjazd Danny'ego.

    [Nie wiem tylko jakim samochodem jeździ więc reszte zostawiam tobie. :P]

    OdpowiedzUsuń
  16. Sam na pewno można było nazwać zapracowaną osobą. Dziś miała naprawdę mega nawał obowiązków.
    Zaczęło się jak zwykle od porannego biegania, wtedy nic jeszcze nie mówiło, że będzie musiała przez cały dzień żyć w takim biegu jak teraz. Myślała, że na porannym zmęczeniu się skończy jednak... to okazało się złudną, chociaż piękną dla przemęczonej Sam, nadzieją.
    Tylko od momentu, gdy wpadła do pracy przywitał ją pisk jej dwóch asystentek, które coś usilnie próbowały jej przekazać. Nie mogła jednak ich zrozumieć, mówiły, a raczej piszczały tak, że był to jeden wielki jazgot. Oczywiście po dłuższej chwili dopiero się uspokoiły i powiedziały co miały.
    Wielka gwiazdeczka odwołała sesję. Wielka księżniczka się znalazła. Sam musiała załatwić kogoś innego i upewnić się, że rozpieszczona gwiazdka na tym ucierpi. Nie cierpiała tych dziewczyn. Szkielety były po prostu cholernie głupie i nie rozumiały, że nie można olać niektórych osób. A Sam się wkurzyła, a zła Sam to niebezpieczna dziewczyna.
    Dopiero koło południa, kiedy zlazła akurat fajną modelkę, która była przeciwieństwem tych rozpieszczonych i nie raz ją już uratowała, miała czas na krótki odpoczynek. Spokojnie usiadła w swoim wygodnym fotelu i odwróciła się do okna. Patrzyła na zalatane miasto i miała dość. Gdzie ci wszyscy ludzie tak śpieszyli? Czy było warto?
    I wtedy jej asystentka wpadła mówiąc że jakiś wredny gbur podający się za jej kuzyna oczekuje jej. Sam jak nie wątpiła gdy już wyszła z gabinetu naprawdę zauważyła swojego kuzyna.
    - Dlaczego wredna istoto od samego wstępu straszysz moją asystentkę? - zapytała patrząc na niego z uśmieszkiem.

    OdpowiedzUsuń
  17. Czas mijał. Aż w końcu w to samo miejsce gdzie stali chętni do wyścigu nadjechał aston. Kat uśmiechnęła się lekko pod nosem. Dużo słyszała o tym samochodzie w programach telewizyjnych. Takich jak Top Gear gdzie powiedzieli że to jeden z najszybszych samochodów na świecie. Najszybszy i do tego ekskluzywny. Katerina musiała przyznać, robił wrażenie. Ale ona stawiała na klasykę. Dodge, Cadillac , mustang. To były jej ulubione samochody. Stare amerykańskie.
    Widząc jak mężczyzna podchodzi do niej dziewczyna uśmiechnęła się nie spuszczając z niego wzroku na jego słowa wzruszyła lekko ramionami.
    -Dzięki. Twoja Też robi wrażenie. Jeden z 77 modeli sprzedanych na rynku.
    Pokiwała głową z uznaniem wpatrując się w auto mężczyzny. Kiedy jednak się przedstawił umieściła wzrok w nim.
    -Katerina, miło mi. A czy chociaż były to dobre słowa?
    Uśmiechnęła się wesoło
    -Ja o tobie również, mistrz wyścigów który przeszedł na przed wczesną emeryturkę. Dlaczego zrezygnowałeś? Znudziło cię to?
    Zapytała wpatrując się w niego z lekko przechyloną na bok głową i skrzyżowała ręce na piersi. Wyglądał dość ciekawie. Potargane półdługie włosy, jasne oczy, i obfity zarost. W oczach dostrzegła jakieś chłopięce iskierki. Ale widać było że jest niegrzecznym facetem.

    OdpowiedzUsuń
  18. Samara tylko się zaśmiała. On naprawdę nadawał się do radia. Chociaż w tej chwili musiała przyznać, że mówił zupełnie jak jej asystentki rano.
    - Nie cierpię takiego nieprofesjonalizmu. Ostatnio jedna kobieta wzięła zwolnienie bo jest w ciąży. I musiałam robić za nią wywiad. - westchnęła.
    Może momentami była nieludzka, ale ciąża to przecież nie choroba. I z tego co wiedziała zagrożona nie była. Była zagrożona wiec jaki był powód tego zwolnienia? Lenistwo.
    - Jest naprawdę niezła, chociaż jest nowa. - rzuciła i chwyciła jego ramienia już przy windzie. Miała szpilki i może chodziła całkiem szybko to mógł trochę wyluzować i iść wolniej. Po jedzeniu mogli iść w takim tempie i spalać kalorie.
    Wiedziała że mówi serio. Jednak przekręciła oczyma.
    - Wspieramy już ze trzy akcje.

    OdpowiedzUsuń
  19. Jasmine Delacour30 sierpnia 2012 23:49

    [Oho, chyba tak <3 wątek więc koniecznie!]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Haha, nie zanudziłabyś, o nie <3 ja zbyt wiele nie wiem. Głównie słucham. ;D Jasmine może być fanką audycji Danny'ego. ;) poza tym, mogłaby się stać taką ostoją dla niego. Spokojem, czymś, co go zatrzymuje, skoro on taki zagubiony i nie wiedzący, dokąd właściwie zmierza. ;D]

    OdpowiedzUsuń
  21. -Ba! Ta furka jest za droga by szybko zeszła. Ale z biegiem czasu jakieś szejki na bank kupią... Na taksówki do Dubaju i nakręcą kolejną część serii Taxi.
    Uśmiechnęła się szeroko ukazując swoje zęby. Uniosła brwi słysząc jego słowa ale zaraz zrozumiała co miał na myśli. Zatopił się we wnętrzu jej samochodu na co Kat zawtórowała śmiechem. Kiedy powiedział Manualna skinęła głową.
    -Automaty mnie przerażają. Są za nowoczesne jak dla mnie. Kocham klasykę z samochodów. A co do Dodga to moje marzenie. To jest potwór nie maszyna. I jak go sobie sprawie to zobaczymy co lepsze... Twór Martinek czy mój monster.
    Mrugnęła do niego okiem rozbawiona i zaśmiała się. Zaraz jednak spoważniała kiedy wytłumaczył jej ludzi chcących ją być może kiedyś zagarnąć do Mafii. Tak to przynajmniej zrozumiała. Zaraz jednak ściszyła głos i odpowiedziała.
    -Jeżeli masz na myśli mafie i jeżdżenie ogólne dla kogoś to spoko. Ja to robię dla własnej przyjemności. A że mam z tego pieniądze to jest to podwójna przyjemność.
    Uśmiechnęła się lekko i skinęła lekko głową. Co to to nie. Nie była jedną z tych dziewczyn które goniły za bogactwem. Nie chciała tego. Ona uwielbiała adrenalinę. Ścigała się dla własnej przyjemności.
    -Coś mi okmnęło pomiędzy uszami ale proszę o szczegóły.
    Powiedziała zaciekawiona wpatrując się w mężczyznę.
    -No co ty?! Teraz kiedy się poznaliśmy chcesz mnie opuścić? Jesteś zły!
    Wymierzyła w niego palcem śmiejąc się. Na jego pytanie wzruszyła ramionami.
    -Może sama jestem popaprańcem? A tak serio... Kocham to. Samochody, ryk ich silników, odgłos palonej gumy. Uwielbiam szperać w samochodach robić wszystko co z nimi związane. Od taki mój kobiecy kaprys.
    Wyszczerzyła się opierając o bok samochodu biodrami.

    OdpowiedzUsuń
  22. [Myślałam o czymś więcej może, ale jak nie pasuje, to nie. :D Jasmine pracuje w restauracji w wieżowcu, może jednak kawiarnia działać całodobowo i Jasmine na nocnych zmianach słucha sobie Daniela. A w Vancouver jest i tak od niedawna ;) no i cierpi na bezsenność. A spotkać się mogą, hm, może Daniel po pracy zgłodnieje ;D]

    OdpowiedzUsuń
  23. [Haha, bo wiesz co, ja mam takie zboczenie, jak widzę takie postacie, jak Daniel, to myślę, że im wszystkim brakuje miłości <3 :D masakra ze mną :D Ty możesz zacząć ;3]

    OdpowiedzUsuń
  24. Zaczęła się śmiać słysząc jego słowa o ucieczce z mieszkania. Odchyliła głowę do tyłu zanosząc się śmiechem. Zaraz spojrzała jednak na niego i wyszczerzyła się.
    -Ja bym Cię nie nazwała złym. Ja bym cię znalazła i ubiła na ich miejscu.
    Oczywiście żartowała. Wiedziała kiedy jest zabawa na jedną noc. Ale też szukała kogoś na stałe. Jednak nie chciała by ktoś był z nią z musu. Dla niej to chora filozofia kobiet którym doskwiera samotność.
    Wysłuchała jego wyjaśnień odnośnie The Run. Aż sama się rozmarzyła. Przejechać tyle mil w samochodzie, podziwiać w tym czasie piękne widoki i słuchać swojej muzyki? Tak. To stało się jej marzeniem na liście. Było na pierwszym miejscu. Wziąć udział w takim wyścigu.
    -Wiesz może nie chodzi tyle co wygranie czegoś takiego, ale sam fakt że się uczestniczyło w tym... Wspaniałe przeżycie...
    Pokręciła głową rozmarzona. I w tym czasie kazano im wsiąść do samochodów. Uśmiechnęła się na słowa Daniela i skinęła głową.
    -I vice versa.
    Z uśmiechem wsiadła do samochodu. Odpaliła silnik, przerzuciła piosenkę w odtwarzaczu na jedną z tych mocniejszych wywołujących dreszczyk na karku i czekała na zielone światełko na sygnalizacji. Czerwone... Żółte i w końcu zielone. Jej auto ryknęło tym wspaniałym dźwiękiem. I cztery auta pognały ulicą by po kilku minutach zajechać na linię mety. Jechała jednak wciąż za Astonem. To był szybki samochód. Ale dla niej za delikatny. Kiedy dodawała gazu widziała jak zbliża się do Auta Daniela. Uśmiechnęła się do siebie pod nosem.

    OdpowiedzUsuń
  25. [Luzik, jest okej :D To zrób z niego księcia z bajki :D trochę takiego złego, na czarnym koniu, ale jakoś go okiełznamy :D]

    Jasmine była w Vancouver od niedawna. Właściwie, dopiero się sprowadziła. Zdążyła jakoś zadomowić. Jej mieszkanie przynajmniej nie wyglądało już tak pusto i przygnębiająco. Przynajmniej ono, bo cała reszta w jej życiu, a i owszem. Ale ona rzadko się nad sobą użalała. Przynajmniej nie publicznie. Po co ktoś miałby sluchać o jej problemach emocjonalnych. Prywatnych. Intymnych, wręcz. Aż wzdrygała się na samą myśl.
    Przeniosła na się na uczelnię w Vancouver i znalazła pracę. Nie musiała, a i owszem, ale chyba by oszalała, gdyby nic nie robiła. Szczególnie w wakacje, kiedy nie miała zajęć. A praca w tej restauracji była całkiem przyjemna. Dość spokojna, rzadko zdarzały się tu tłumy. Nieźle płatna, choć w jej przypadku nie grało to większej roli. No i mogła dużo pracować. A to się liczyło. Nieraz także na noc.
    Nocami zwykle słuchała radia, które znajdowało się wyżej. Jakaż była ucieszona, gdy odkryła audycję z rockową muzyką. Jej najukochańszą. A prowadzący znał się na rzeczy. I był strasznie zabawny.
    Tego dnia nie miała zbyt wiele do roboty. Miała może ze czterech klientów, odkąd przyszła na ósmą. Kupiła sobie więc w pobliskim kiosku czasopismo poświęcone muzyce i czytała artykuł za artykułem, wywiad za wywiadem. Słowem, wszystko.
    Aż podskoczyła, kiedy ktoś pomachał jej rękami przed oczami. Natychmiast wstała, spoglądając na niego nieco spłoszonym wzrokiem, oblewając się uroczym rumieńcem.
    - Przepraszam, zaczytałam się... Już robię, oczywiście. - powiedziała roztargniona, ruszając w stronę ekspresu. Wróciła po dłuższej chwili z jego kawą. - Proszę bardzo. - Podała mu ją, uśmiechając się delikatnie. Znała ten głos. Tak, znała doskonale!

    OdpowiedzUsuń
  26. [Czeeeeeeeeeeeeeść moje kochanie! <3 Tutaj twoja ulubiona Ania <3 (Bez obrazy dla drugiej Ani, która z kolei jest ulubioną Anią ulubionej Ani xD) Tak tylko wpadłam się przywitać, bo jak zacznie się szkoła to i tak zmieniam postać <3 Tak, poszpiegowałam przez komentarze między tobą a Anią i wiem, że to ty (+mail wskazówka, ale ciiiii!) <3 Jaki ten świat mały ^^
    No, to, ten. Miłej zabawy ;3 :*]

    | Anastasia


    PS. Tak, ciągle siedzę na DP ;D

    OdpowiedzUsuń
  27. [Może być nawet rudy albo różowy :D książę to książę <3 :D]

    Jasmine lubiła głównie klasykę. Lata 60-90. Choć najbardziej te 60 i 70. Stary, dobry rock. Kiedy liczyła się wyłącznie muzyka. Muzyka dla muzyki. I takie tam. Szkoda tylko, że wszyscy byli naćpani.
    Wpatrywała się w niego swoimi wielkimi, jasnoniebieskimi oczami, słuchając go uważnie. Chłonęła każde jego słowo, prawie tak, jakby słuchała kolejnej jego audycji. Lubiła jego głos. I ten brytyjski akcent. Zawsze o takim marzyła. Nie to co jej. Francuski. Szczebiotała, jakby ciągle chciała śpiewać. Blech.
    - Cóż, to twoja sprawa, jaką kawę pijesz... - powiedziała nieco niepewnym tonem, choć w myślach stwierdziła, że szkoda by było, gdyby faktycznie coś mu się stało. - Rozwodniona kawa? Fuj. - Skrzywiła się mimowolnie, marszcząc uroczo nosek. Aż wzdrygnęła się delikatnie. Zerknęła na gazetę, spoglądając na niego niepewnie. Skąd to wiedział? Mówił o Joeyu jak o starym przyjacielu. - Właściwie, to akurat Slipknota średnio lubię. Ale dziękuję za informację. Już nikomu wierzyć nie będę. - Zaśmiała się słodko, wpatrując w niego swoje jasnoniebieskie oczy. - Danny... Ja jestem Jasmine. - powiedziała szybko, nie spuszczając z niego wzroku. - Spiker, prawda? Uwielbiam twoją audycję. Uprzyjemniasz mi nocne siedzenie w pracy. - Uśmiechnęła się uroczo, zabierając w końcu swoją drobną dłoń z jego uścisku.

    OdpowiedzUsuń
  28. - Nie wiem, czy dupki, ale nie do końca odpowiada mi ich muzyka. - powiedziała rozbawiona, uśmiechając się delikatnie. - Mi również miło cię poznać, Danny. Po tych wieczorach słuchania się z radia. - dodała, śmiejąc się krótko. Wzruszyła wątłymi ramionkami. - Na stałe. Będę studiować w Vancouver, więc myślę, że w najbliższym czasie stąd nie ucieknę. - powiedziała pewnym tonem.
    Na pewno nie ucieknie, tego była pewna. Swojego miejsca na świecie i tak nie ma, więc dlaczego nie spróbować samemu go zorganizować tu, w Vancouver?
    - W Morrisonie kocham się od lat. Był niesamowity. Zresztą, jak kilka innych postaci starej, dobrej muzyki. - Uśmiechnęła się radośnie. Kto, jak kto, ale on na pewno wiedział, o czym ona mówi. I niesamowicie jej się to podobało.
    Zaśmiała się.
    - Pewnie, do widzenia. Miłego dnia. - rzuciła ciepłym głosem, odprowadzając go wzrokiem do wyjścia. Westchnęła cicho. Miły facet, stwierdziła. Zabawny i czarujący, niemal tak, jak podczas audycji, które prowadzi. Przypadł jej do gustu, musiała przyznać. Tylko co z tego?, pomyślała pochmurnie, starając się już wyrzucić Danny'ego ze swoich myśli. Na szczęście, zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi, miała więc czym się zająć. No i gazetę do dokończenia.
    W pracy tego dnia siedziała do późnego popołudnia. Później próbowała trochę zwiedzać Vancouver, a przynajmniej najbliższą okolicę. Panicznie bała się zgubić, chociaż nie miałaby większego problemu z odnalezieniem się i powrotem do domu. Chyba potrzebny jej był przewodnik.
    Następnego dnia od rana malowała. Znów miała problem z uporządkowaniem chaosu we własnej głowie, a to jej pomagało. Spędziła tak cały dzień, ledwo zdążając na czas do pracy. Nocna zmiana. Od razu włączyła radio. Ludzi nie było wcale. Usiadła więc z kubkiem gorącej, mocnej kawy i słuchała. Ucieszyła się z dedykacji, jak dziecko. I czuła, że się rumieni. Cholera, o czym ona znowu myśli? Nie powinna! Westchnęła ciężko. Odstawiła kubek i wzięła do czytania książkę. Biografię Morrisona, swoją drogą.

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie musiał jej tak zachęcać do tego uśmiechania się, bo przez jego wymuszoną skromność i dwuznaczność zawartą w prawie co trzecim słowie nie dało się powstrzymać samoistnie unoszących się kącików warg. Po tym dniu, prawie w całości spędzonym z nim (wyliczając oczywiście te kilka godzin na pracę) na pewno przybędzie jej trochę zmarszczek.
    Gdy kelnerka odeszła już po to wino, zamierzając chyba zastosować się do każdej wskazówki tego zadufanego w sobie dupka, Anali pokręciła głową.
    - A ktoś mi rano mówił, że masz nadmiar pewności siebie to nie do końca chciałam uwierzyć. Właśnie obaliłeś moją tezę i nie zapominaj, że, wybacz skromność, nie jesteś tu z byle kim i nawet bez rezerwacji dalibyśmy radę załatwić jakiś stolik, a Twoja znajomość z właścicielem oczywiście by nam pomogła ale nie byłaby niezbędna. - Uśmiechnęła się uroczo, naśladując jego pewny siebie ton głosu, dając mu jasno do zrozumienia, że jego sława jest jej tak samo obojętna jak jej własna. Przydatna, ale obojętna. - I tak Ci nie wierzę, zdążyłeś już się napatrzeć w aucie, a będąc z Tobą całkiem szczera... Chyba powinnam Ci pozwolić patrzeć teraz, bo na żadne 'potem' nie masz co liczyć, Danny. Bo mam cholernie złą wiadomość dla Ciebie: musiałbyś się cholernie postarać, żeby później popatrzeć sobie na to wszystko - mruknęła, pochylając się trochę do przodu. Oparła łokcie o stolik, a na splecionych palcach podparła brodę, posyłając przy tym uważne spojrzenie Bettleyowi. Lubiła się z nim droczyć. Rzadko kiedy miała okazję to robić, więc.. Tak, polubiła już to.
    - No dobra, to ile zarobiłeś na tej audycji ze mną? Starczy Cię na tę sprzątaczkę? - zapytała, mrużąc z rozbawieniem oczy.

    OdpowiedzUsuń
  30. Musiała przyznać. Jej maszyna była słabsza od Astona Martina. Ale czy to ją złościło? Wręcz wkurwiało kiedy widziała jak samochód Danny'ego oddala się od niej? Nie. Śmiała się. Lubiła ostrą rywalizację więc nie było żadnego powodu do złości. A adrenalina? Była. Chciała pokazać mu na co ją stać. Że nie jest głupiutką dziewczyną której zależy tylko na pieniądzach z wygranej wyścigu. Ale wiedziała jedno, ciężko będzie jej kiedykolwiek dorównać Danielowi. Ta chmura dymu znacznie ograniczyła jej widzenie. Jedynym sposobem na to by tego uniknąć było... "wyprzedzenie" jej. Na prostym odcinku dodała gazu i wypruła przed siebie i przed białą obłok dymu. Uśmiechnęła się sama do siebie.
    Zbliżali się do linii mety. Następnie co zobaczyła to to jak samochód jej rywala wbija się w drzwi właściwie demolując je całkowicie. Zaczęła się śmiać. Koniec w wielkim stylu. Wjechała do hangaru zatrzymując się trochę gwałtownie po czym wysiadła z samochodu szczerząc się.
    -Jesteś wariat, lubię cię!
    Powiedziała wskazując na niego palcem i zaczęła się śmiać.

    OdpowiedzUsuń
  31. - Ty już jesteś upierdliwy - mruknęła jedynie z cichym westchnieniem, gdy kelnerka stała już przy nich i zapisywała ich dania. Jakoś ją nie zainteresowała, że znajoma Danowi kelnerka uśmiechnęła się do niej w porozumiewawczy sposób, jakby dokładnie wiedziała, co Anali miała na myśli. Nie, nie mogła wiedzieć, ale nie miało to większego znaczenia. Zamówiła ravioli ze szpinakiem i spojrzała pytająco na Dana podczas rozkładania serwetki na kolanach.
    - Pracoholizm? Whiskey? A byłam pewna, że to będzie jednak seks skoro non stop o nim nadajesz. - Nie, wcale nie była złośliwa i wcale specjalnie nie obrzuciła go uważnym spojrzeniem od oczu w dół aż stolik jej w tym nie przeszkodził. Potem wróciła do jego zwężonych nieco tęczówek i zaśmiała się. - Dobrze, dobrze, już będę grzeczna i nie będę Cię podpuszczać. To.. Za udane spotkanie. - Podniosła kieliszek ze swoim winem i poczekała na Danny'ego aż poprze jej toast lekkim stuknięciem kieliszków.
    I faktycznie była 'grzeczna'. Stosunkowo, bo gdy on wchodził ze swoimi żartami i docinkami na chwiejne tematy to ona też nie wahała się tego robić i docinała mu tak samo. Przerywali tylko, gdy kelnerka kręciła się wokół nich albo podając talerze, albo je zabierając. Czuła się swobodnie w jego towarzystwie, pewnie dlatego, że jak na spikera przystało potrafił gadać prawie bez przerwy i nie zawsze to wszystko miało jakiś sens. Ale to nie szczególnie ją interesowało, bo Bettley nie naprzykrzał się. Może i gadał o jej bieliźnie na antenie, ale na pewno nie próbował na siłę pakować się do jej łóżka, gdy już ją odwiózł pod apartamentowiec i pożegnał się, całkiem kulturalnie.
    Przez kilka kolejnych dni widywała się z nim tylko w kawiarni, jeśli akurat wpadli tam o jednej porze po kawę. Któregoś razu Danny luźno rzucił propozycję o kolejnym spotkaniu, a ona ją zaakceptowała. Bo czemu nie? Lubiła go, był dobrym kumplem do rozbawiania. Ale nie była do końca pewna czy był dobrym kumplem do spotykania się, bo wsiadając do jego auta, tym razem w mniej oficjalnych strojach; stanęło na obcisłych szarych spodniach i granatowej, rozpinanej bluzce, nie sądziła, że wywiezie ją na nocne, nielegalne wyścigi samochodowe.
    - Już chyba wolałam jeździć z Tobą na kolacje. I nie patrz się tak, Bettley. Nie boję się - zastrzegła, pokazując mu język, gdy już się zatrzymał i mogła wysiąść.

    OdpowiedzUsuń
  32. Jakie wrażenie wywarł na Jasmine? Pozytywne, jak najbardziej. Robiła chyba tylko taki błąd, że na podstawie audycji wymyśliła sobie jakiś obraz Danny'ego, jeszcze nim go poznała. I teraz, kiedy już miała tą przyjemność, wszystko do tego dopasowywała. Słusznie lub też nie. Pewnie się na tym przejedzie. Zresztą, jak zawsze.
    Między trzecią a czwartą zawsze przychodził kryzys. Jasmine nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Nie miała ochoty na nic. Nawet spać jej się nie chciało, chciała tylko położyć się w swoim łóżku i leżeć. Próbować po raz kolejny opanować chaos, panujący w jej głowie i sercu, choć wiedziała, że sama nigdy do tego nie dojdzie.
    Na widok Danny'ego rozpogodziła się, posyłając mu od razu uroczy uśmiech. Przyda jej się teraz towarzystwo, stanowczo. Zaśmiała się, słysząc jego, nieco chaotyczny, monolog.
    - Oczywiście, już się robi. - powiedziała rozbawiona. Pojawiła się po dłuższej chwili z jego herbatą, ciastkiem i kanapką. Sobie wzięła tylko kubek gorącej czekolady. Postawiła to na stoliku i usiadła naprzeciwko niego, uśmiechając się.
    - Dzięki za dedykację. Czytałam akurat książkę o Morrisonie, więc idealnie wpasowałeś mi się w klimat. - powiedziała, śmiejąc się uroczo.

    OdpowiedzUsuń
  33. Na pewno nie przywiózł jej tu, żeby w jakiś sposób jej zaimponować. Co do tego, nie miała żadnych wątpliwości, bo Danny poznał ją na tych kilku spotkaniach, tamtym wywiadzie i tamtej kolacji na tyle dobrze (o ile przez taki krótki czas mógł faktycznie to zrobić), że wiedział o tym. Nie była dziewczyną, której imponowały szybkie auta czy nielegalne wyścigi. To było fajne, na pewno jakieś nowe doświadczenie, ale nie będzie skakać i go dopingować jak piętnastolatka, która chce żeby facet zwrócił na nią uwagę. Bo przecież nie chciała, on i tak już to robił.
    Dlatego zamiast stać na mecie usiadła na jakimś krześle, przeczesała włosy na jedno ramię i spojrzała na kolesia, który co najmniej wyglądał jakby postradała rozum.
    - No to gdzie masz te karty, Jim? - zapytała, puszczając mu oczko.
    - Co Ty, jak.. - Machał rękoma w kierunku mety, jakby nie mógł dojść dlaczego nie idzie tam. Machnęła tylko ręką i sama poszukała tych kart, które zresztą były w widocznym miejscu, na jednej z półek powieszonych na ścianie. Wróciła na swoje miejsce i potasowała je.
    - Och, daj spokój. Nie będę tam sterczeć jak mogę zagrać w pokera. I tak pewnie wygra, żadna frajda w porównaniu z rozbieranym...
    Zanim Danny zdążył wrócić Jim już jęczał i nie dowierzał, że wygrała z nim w dwóch rozdaniach. Łudził się, że to ona będzie się pozbywać ciuchów, ale nic z tego. Właśnie szykowali się do trzeciego, ale wtedy nasiliły się dźwięki silników, więc Analeigh rzuciła karty i wyszła z warsztatu, akurat gdy Dan przejeżdżał przez linię mety.

    OdpowiedzUsuń
  34. Mogła przeczuwać, że coś takiego zrobi. Mogła się domyślić, że nie pozwoli jej w spokoju zagrać w karty i najprawdopodobniej rozebrać swojego mechanika, bo zwyczajnie nie był on najlepszy w pokera. Mogła przewidzieć.. Nie, cholera, nie mogła. Była spokojną Anali, która miała zwyczajne życie, nie pakowała się w kłopoty i na pewno, z całą pewnością nie jeździła w nielegalnych wyścigach. Nigdy jeszcze nie poruszała się autem, który na liczniku miał ponad trzysta. Nie miała nawet żadnej drogi ucieczki. Mogła jedynie zrobić jedno, a właściwie dwie rzeczy: zacisnąć dłoń mocno na krawędzi fotela i spojrzeć zdenerwowana na Danny'ego, który wyglądał jakby się świetnie bawił. Jęknęła, widząc jak szybko ciemny krajobraz za oknem się zmienia. To była prawie jak jedna, wielka, czarna plama.
    - Danny, zapytam tylko raz... Czyś Ty kurwa zwariował?! - Jej głos podniósł się mimowolnie, gdy opieprzała go za to, że zabrał ją na jakiś cholerny wyścig. Zdecydowanie lepiej czuła się w warsztacie, gdzie była spokojna i o swoje życie, i o jego. Teraz nie była spokojna już o nic. - Pewnie nie mam możliwości zatrzymania się?.. Nie, jasne, że nie ma. Specjalnie mnie tu wsadziłeś bez ostrzeżenia, żebym nie uciekła, bo wiedziałeś, że nie chcę jechać.. - mruczała pod nosem, przymykając oczy bo miała dosyć patrzenia na drogę, która cholernie szybko znikała pod kołami auta czy na światła, które widać było za nimi. - Zabij mnie, a przysięgam, że będę cię nawiedzać każdej nocy, Bettley..

    OdpowiedzUsuń
  35. [LOVELOVELOVELOVE! Mam nadzieję, że jeszcze tu jesteś i tęskniłaś! xD]

    OdpowiedzUsuń