Virginia Roxanne Delaware.
13 sierpnia 1985 rok, Ottawa.
'Północ w Vancouver'
Virginia przyszła na świat w pewien słoneczny poranek i od samego początku było wiadomo, że w przyszłości będzie dużo gadać i sprawiać dużo kłopotów. Rodzice przepowiadali jej karierę w polityce bądź w palestrze, ona jednak wolała coś innego. Z wyróżnieniem ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku, po czym przez rok odbywała praktyke w jednej z nowojorskich gazet. Stany Zjednoczone jednak nie przypadły jej do gusttu, głównie dlatego wróciła do rodzinnej kanady i zaczęła współprace ze Stacją Radiową Marylou O'Donell. Właścicielka radia szybko zorientowała się, że Virginia naprawdę 'ma gadane' i już po trzech miesiącach dziewczyna dostała własny, nocny program, który bardzo szybko zdobył rzeszę fanów. Północ w Vancouver oprócz muzyki przyciąga młodych ludzi trudnymi pytaniami, na które stara się odpowiedzieć Virginia, wiadomo nie jest to łatwe, ale nikt nie powiedział że wszystko będzie szło idealnie. Jej rodzice co prawda nie mogą pogodzić się z faktem, że ich córka nigdy nie zasiądzie w parlamencie i z pewnością nie będzie bronić niewinnych ludzi w sądzie, ale już dawno machnęli ręką na to co Panna Delaware wyprawia z własnym życiem. Dawno temu zarzekała się, że z pewnością wynajdzie lekarstwo na raka, później twierdziła że zostanie noblistką, złotą medalistką, księżniczką, gwiazdą rocka a kiery w końcu złożyłam podanie na Columbie, jej cała rodzina odetchnęła z wyraźną ulgą. Cóż kobieta zmienną jestm prawda? Na całe szczęście nocna audycja szalenie jej się podoba i nie ma zamiaru chwilowo niczego w swoim życiu zmieniać.
Virginia ma problem z poprawnym zachowywaniem się w miejscach publicznych. Nie bardzo ogarnia dlaczego w zasadzie powinna milczeć i nie wybuchać śmiechem w najmniej odpowiednim do tego momencie, w końcu ktoś kiedyś powiedział, że śmiech to zdrowie, a ona lubi być zdrowa więc uparcie trzyma się zasłyszanej maksymy.
Oprócz tego musi tupać nogą, bawić się długopisem i przynajmniej dziesięć razy w przeciagu minuty poprawić niesfornie opadające na buzie kosmyki włosów. Dlaczego? Z bardzo prostej przyczyny, otóż dwanaście lat temu zdiagnozowano u niej Zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi, zwane potocznie ADHD. Niektórym wydaje się, że to takie miłe i wesołe kiedy dziecko czy nastolatka mają tyle energii, że nie mogą siedzieć na jednbym miejscu dłużej niż trzy minuty. Virginia tak nie uważa, dlatego grzecznie łyka pigułki przepisane przez miłego pana doktora i modli się, żeby owy pan doktor żył po wieki, wieków, amen.
Generalnie rzecz biorąc miłe z niej dziewczątko, choć troszkę postrzelone. Gotuje jak mało kto (choć rodzice wciąż twierdzą, że żyje na samych mrożonkach) i nie potrafi obsługiwać ekspresu do kawy (Boże dziękuje ci za wszystkich właścicieli małych kafejek!). Virginia jest wariatką i niestety nie da się tego ukryć. Biega od klubu do klubu, modli się o cudowne uzupełnienie bankowego konta a wieczorami przegląda książki kucharskie w poszukiwaniu coraz to nowych inspiracji. Dodatkowo płaci astronomiczne sumy za rozmowy telefoniczne, bo nie może wytrzymać jednego dnia bez choćby chwilowej rozmowy ze swoją młodszą o dwa lata siostrą - Dakotą (kto do cholery wpadł na to, żeby nadać córkom imiona poszczególnych Stanów?).
Od czterech lat jest dumną posiadaczką prawa jazdy, jednak do tej pory zastanawia się czy aby napewno jej egzaminator założył tego dnia odpowiednie okulary i aparat słuchowy. Przyznaje, nawet sama przed sobą, że kierowca z niej marny ale skoro ktoś jej kazał jeździć, to teraz zmawia modlitwy do wszystkich bogów jacy jej przyjdą na myśl i wyrusza 'w trasę' z zawrotną prędkością czterdziestu kilometrów na godzinę. Nie ważne, że wymijają ją rowerzyści, staruszkowie i dzieci na trójkołowych rowerkach, Virginia wychodzi z założenia, że woli wyjechać do pracy godzinę szybciej niż zabić kogoś po drodze swoim totalnym brakiem zdolności do czegokolwiel za kółkiem.
Ma dystans do siebie, lubi się śmiać z drobnych wypadków i (podkreślam jeszcze raz) NIE POTRAFI ZACHOWAĆ POWAGI W STOSOWNYCH MOMENTACH! I nie lubi zasad. Życie jest za krótkie żeby trzymac sie wciąż tych samych, ustalonych reguł. Poza tym... Zasady są po to, żeby je łamać. I tym prostym sposobem zaczęła kolekcjonowac mandaty za przechodzenie na czerwonym świetle, picie w miejscu publicznym i kłótnie z panami policjantami na środku ulicy w Vancouver. Ach ta dzisiejsza młodzież!
CIEKAWOSTKI:
- Panicznie boi się burzy. Kiedy tylko zaczyna błyskać albo grzmieć chowa się pod koc (bo jak wiadomo koc i kołdra chronią przed wszystkimi potworami i przede wszystkim przed wyładowaniami atmosferycznymi!) i może tam przesiedzieć kilka godzin aż przeokropna i przebrzydła burza postanowi sobie pójść.
- Boi sie też ciemności, co jest nieco sprzeczne z jej aktualną pracą. Mimo wszystko nie zaśnie przy zgaszonym świetle.
- Virginia może krwawić, jednak jak zobaczy u kogoś choćby najmniejsze skaleczenie momentalnie mdleje.
- Poza tym szczyci się tym, że kompletnie niczego się nie boi(!).
- Zaczytuje się w rosyjskich powieściach, uwielbia rosyjską muzykę romantyczną a za Rimskiego - Korsakowa da się pokroić.
- Jest po imieniu z kilkoma policjantami z Vancouver, którzy twierdzili że fakt że jeździ tak powoli jest podejrzany. Do tej pory machają jej z daleka na co ona tylko zjeżdża niżej na fotelu kierowcy.
- Oprócz młodszej siostry Dakoty, ma również dwójkę starszego rodzeństwa: siostrę Georgię (30) i brata Washingtona (32). Kiedyś próbowała dociec dlaczego wraz z rodzeństwa mają tak kosmiczne i porąbane imiona, jednak rodzice uparcie milczą na ten temat.
- Żeby pies nie czuł sie gorszy otrzymał imiona Idaho Michigan III.
- Planuje zrobić licencję pilota, broń Boże nie po to żeby latać. Założyła się kiedys z bratem o skrzynke dobrego alkoholu. On twierdzi że dziewczyna tego nigdy, przenigdy nie zrobi... A Virginia po prostu nie lubi przegrywać.
- Na nadgarstku ma tatuaż z napisem Imagine.
[Witam? :P]
OdpowiedzUsuń[ :D Zaproponowałbym wątek, ale go nie zacznę, ponieważ nie przetrwam kolejnych rozmów przy barze... No chyba, że wpadniesz na jakiś pomysł]
OdpowiedzUsuń[ Witamy na blogu:) Wątek?:) ]
OdpowiedzUsuń[Dobrze! Jestem grzeczny, cierpliwy... nie krzycz... :P]
OdpowiedzUsuń[Tak? Na pewno? Nie zrobisz mi krzywdy? Mamo? :P]
OdpowiedzUsuń[ No że tak powiem średnio. Może będzie burza i padnie prąd wieczorem w windzie? ;D ]
OdpowiedzUsuń[Chyba wszyscy go traktują. :P możesz dołączyć się do ekipy dokarmiającej Dave'a to przestanie jeść w domu. Zasadą psa z "zakochanego kundla" będzie codziennie jadł w innym domu :P A poza tym miło jakby się jakoś już znali, ponieważ nie chce mi się znowu przechodzić przez etap "Cześć jestem Dave Wood i nie jestem anonimowym alkoholikiem"]
OdpowiedzUsuń[ A mogę cię prosić o to?:) ]
OdpowiedzUsuń[Oooo czyli Dave musi się ostro zabrać za ćwiczenia, ponieważ wkrótce utyje... odwiedzając co dzień inną koleżankę ze świetną kuchnią :D Może niech znają się z... jakiś kursów językowych czy coś?]
OdpowiedzUsuń[Logicznie? hiszpański Z przekonania? rosyjski :P]
OdpowiedzUsuń[ Jasne że tak:) ]
OdpowiedzUsuń[ Miałem na myśli jakieś kursy, ale ok...:P Stawiam na rosyjski, ponieważ wiem chociaż jak cyrylica wygląda :P]
OdpowiedzUsuńNie znała dziewczyny najlepiej, a całkiem ją lubiła. Była to urocza istotka, która zawsze się z czegoś cieszyła i po prostu nie można było jej nie lubić.
OdpowiedzUsuń- A dziękuje bardzo za kawę. O tym własnie marzyła. Dlaczego za 4 godziny? Masz dziś jeszcze audycję? O czym dziś? - zapytała ziewając.
Samara aż się wzdrygnęła. W radio wolała jakieś łagodniejsze tematy. Takie zawsze były dosyć smutne i przytłaczające.
OdpowiedzUsuń- Nie możesz mówić o problemach w związkach? - zaśmiała się. - No to odziedziczyłam kawę której nie chcesz?
[Oki...To teraz czekamy aż watek sie sam zacznie :P]
OdpowiedzUsuńJej tłumaczenie było pokrętne, ale naprawdę fajne. Zaśmiała się tylko cicho.
OdpowiedzUsuń- W takim razie miło mi że o mnie pomyślałaś. - powiedziała zadowolona. Akurat przyjechała winda, więc wsiadły do niej. Sam oparła się o ścianę. - Mam dość na dziś.
[:D]
OdpowiedzUsuńRoześmiał się. - Dobrze, że pracuję na pierwszym piętrze. - Powiedział rozbawiony. - A poza tym nie tylko jem. Biegam, pływam i zastanawiam się nad siłownią. - Zakończył dumnie
- Nie słaby. Właśnie za mocny. Marze o zimnym prysznicu i łózku. - wyznała szczerze upijając łyk kawy.
OdpowiedzUsuńSamara zaśmiała się i pokręciła głowa.
OdpowiedzUsuń-Nie dziś, chce się wyspać. - powiedziała szczerze.
Nagle usłyszała huk i winda stanęła. Zgasło tez światło, a małe ruchome pomieszczenie zachwiało się.
- Wreszcie słyszę coś mądrego! - Stwierdził kończąc posiłek. - Jak można odmawiać sobie jedzenia? To karygodne!
OdpowiedzUsuń- No chyba niestety tak. - mruknęła sam. Podeszła w stronę panela pięter i guzików. Znalazła światło awaryjne na nim i wcisnęła w końcu. - Poczekamy sobie.
OdpowiedzUsuńNie pierwszy i nie ostatni raz utknęła w windzie, więc az tak nie panikowała. Było światło i było trzeba czekać. Innego wyjścia nie było po prostu.
OdpowiedzUsuń- Spokojnie. Zaraz nas ściągną.
- Spokojnie. To przez burzę. Wyłączył się najwidoczniej prąd. - zauważyła. Lekko pogłaskała ją po ramieniu. - Nie lubisz wind? Czy boisz się ciemności?
OdpowiedzUsuńSpojrzała na dziewczynę, która wydawała się przerażona tym wszystkim.
OdpowiedzUsuń- To prawda. Można udawać, ale każdy ma coś co go przeraża. Ja nie cierpię wszelkiego rodzaju robali.
Sam wyjęła też swój telefon i poświeciła żeby było go jeszcze więcej. Nie miała zamiaru się z niej nabijać, że czegoś się boi. Nie była tak wredna.
OdpowiedzUsuń- Może widziałaś za dużo strasznych filmów, gdzie potwory zawsze wychodzą z ciemności. Z potworów wyrosłaś, ale z ciemności nie, bo nie ma jak jej wytłumaczyć. - wzruszyła ramionami. Kto wie.
[Jak coś to mam nową kartę :)]
OdpowiedzUsuń- Hmmm... - Spojrzał na nią, przeglądając w głowie swój grafik na najbliższe dni. - Wydaje mi się, że też mam wolne, więc jak najbardziej. - Stwierdził w końcu. - Zdecydowanie pizza i jakiś dobry alkohol to bardziej godne jedzenie niż chińczyk na ławce. - Dodał wesoło i mrugnął do niej.
- Potwory biora się z wyobraźni, a ją chyba trochę łatwiej okiełznać. A ciemności nagle nie wykluczysz. Musi ci towarzyszyć. Nawet jak zamykasz oczy.
OdpowiedzUsuńA co gdyby górne swiatło się nie włączyło teraz? Albo gdyby telefony się rozładowały? Czasami nie było to takie oczywiste.
OdpowiedzUsuń- No w tej chwili tak. - przytaknęła jednak na jej korzyść.
Kiwnęła głową i spojrzała na nią.
OdpowiedzUsuń- Króliczki. One mnie zawsze odprężają bo są słodkie i kochane.
- Dobra... I uwierz.... chińszczyzna też może się znudzić. - Westchnął. - A swoją drogą.... Co robisz o tak wczesnej porze tutaj? - Zapytał. W końcu oboje mieli raczej nocną pracę.
OdpowiedzUsuńZaśmiała się. Cóż Sam kochała króliczki bo był słodkie puchate. Znała osobę, która bała się króliczków.
OdpowiedzUsuń- No to może niech będą te misie.
- Wolałabym trochę innego rycerze. No wiesz nie koniecznie musiałby ratować mnie z windy, ale z braku laku i taki rycerzyk były też całkiem niezły. - wzruszyła ramionami.
OdpowiedzUsuńZaśmiała się szczerze do dziewczyny.
OdpowiedzUsuń- Sama mam brata i wiem co to oznacza, gdy chce się go oddać. Albo ma się go już dość, albo ma spaczony gust i wybiera nieodpowiednie kobiety. - zauważyła rozbawiona.
- Nie mów, że jest taki idealny. Musi mieć jakieś wady tylko mi o nich nie mówisz. Więc co jest z nim nie tak?- zagadnęła aż zaintrygowana. Nie było facetów bez wad. - Czy jesteś tylko troskliwą kochaną siostrzyczką?
OdpowiedzUsuńDonovan umierać nie zamierzał, wręcz przeciwnie - czuł się znakomicie i właśnie zbliżał się do trzech czwartych zaplanowanego i przy okazji standardowego dystansu, więc za pół godziny spokojnie zejdzie z bieżni i po kolejnych dwóch kwadransach w szatni będzie znów wyglądał jak młody bóg. Nie takie rzeczy się w życiu robiło, co mu tam dwie godziny biegu w przyzwoitym tempie po dobrej sesji maltretowania swoich mięśni najróżniejszymi ciężarami. Kiedy trzy stanowiska dalej zainstalowała się jakaś przyjemna dla oka blondynka, na której dokładne oględziny przyjdzie jeszcze czas, zanotował w głowie, że ma w najbliższym czasie znaleźć i wykorzystać moment, kiedy trampolina w sali obok nie będzie okupowana przez rozchichotane kretynki z wielkimi cyckami. Chociaż cycki były ciekawym elementem, zdecydowanie bardziej wolałby sam poszaleć na wspomnianej trampolinie, niż oglądać popisy właścicielek cycków.
OdpowiedzUsuń- Po bokach ma pani miejsce, żeby wygodnie stanąć i nie stracić zębów, wchodząc przodem na bieżnię! - Wujek dobra rada z pełnym sukcesem zdołał przekrzyczeć dwie pracujące bieżnie, brawo, ale trzeba im było przyznać, że hałas robiły niemiłosierny. W połączeniu z oddechem starego astmatyka, który po półtorej godziny biegu zajął już swoje miejsce, zadanie dotarcia z komunikatem do przyjemnej dla oka blondynki nie było proste.
OdpowiedzUsuń- Praktyczni Amerykanie zesłali nam ten dar, wielka rozpacz kanadyjskich dentystów. - Pociągnął dalej temat konstrukcji bieżni, w końcu to był zdecydowanie lepszy sposób na dokładne przyjrzenie się blondynce. A na pewno lepszy niż bezceremonialne gapienie się. Lubił blondynki, lubił czasami zawijać bułkę w bibułkę, chociaż już miał nadzieję na skonsumowanie dopiero co zawartej znajomości.
OdpowiedzUsuń- W takim razie może nie jest Kanadyjczykiem? - Tak, to było naprawdę logiczne spostrzeżenie. A do tego przyjemny uśmiech w komplecie i ostatnie zwiększenie tempa o kolejne dwa punkty. Donovan przeżył chwilę wcześniej ogromy dylemat wewnętrzny, bo nie wiedział, czemu się poświęcić. Podtrzymywać rozmowę, nie narażając się na wszelkie przeszkody związane ze zwiększeniem tempa biegu, czy jednak może pozostać przy stałej rutynie treningu, ale obniżyć nieco jakość konwersacji? Tragedia prawdziwa.
OdpowiedzUsuń- Proszę zapytać i da mi pani odpowiedź przy kolejnej wizycie w klubie. Pracuję w poniedziałki, wtorki, środy i soboty od osiemnastej do zamknięcia, biegam od poniedziałku do piątku w najróżniejszych godzinach. - Poinformował ją o części swojego rozkładu zajęć na każdy możliwy standardowy tydzień, prezentując przy okazji ładny uśmiech. Ładny uśmiech człowieka, który może i cierpi na jakąś lekką odmianę choroby planowej, ale dzięki temu ma czas na wszystko, śpi spokojnie i ma rutynę, którą może spontanicznie przełamywać i tym samym czuć co jakiś czas cudowny zew wolności. Nie, żeby był zniewolony przez plany dnia, które sobie sam sumiennie układa.
OdpowiedzUsuń- Codziennie oprócz niedzieli może się mnie pani tu spodziewać, więc przy najbliższej okazji przekaże mi pani odpowiedź na pytanie, czy pani dentysta jest Kanadyjczykiem. - Rozjaśnił sytuację. Hm, może jednak nie wszyscy ludzie na tym pięknym świecie byli w stanie zorientować się w lawinie słownictwa dotyczącego czyichś dokładnych planów na życie lub chociażby nadchodzące dni, wraz z godzinami i adnotacjami od autora. Donovan zawsze miał tendencję do traktowania ludzi, jakby byli jakąś odmianą jego, tak to już bywa z kryptoegotykami. - Swoją drogą, nigdy wcześniej tu pani nie widziałem. - Nie dodał, że zapewne to nie jego brak spostrzegawczości, biorąc pod uwagę jej popis wchodzenia na bieżnię.
OdpowiedzUsuń- Mam nadzieję, że nie jest to pierwszy i ostatni raz tutaj. Nie tyle wyrzuciliby mnie z roboty za robienie antyreklamy, ale stanowi pani bardzo miłe towarzystwo do wspólnego biegania. - Tym razem nie dodał, że byłby wdzięczny, gdyby jej odczucia były podobne. To zbliżało go do zaliczenia, a na zaliczenie przecież zdążył już się uprzeć. Albo wpisać je w plan dnia, jak kto woli.
OdpowiedzUsuń- Czyli przeszliśmy już na ty? - Zapytał z uśmiechem i zatrzymał się na chwilę w swoim szaleńczym pędzie donikąd. Bieżnia dalej robiła swoje, ale on stał bezpiecznie w lekkim rozkroku i wycierał ręce we własną koszulkę. Kultura być musi. - Sylweriusz Rubinstein. - Wyciągnął rękę w jej stronę. - Albo Donovan Rubinstein, jeśli przerasta cię Sylweriusz. - Swoje nazwisko wypowiedział oczywiście w głównym z dwóch języków ojczystych, nie dbając o akcenty i inne tego typu pierdoły. Jakby stał właśnie w samym centrum Szmulek i się komuś przedstawiał. To musiało zabrzmieć dziwnie.
OdpowiedzUsuń- Ludzie zmieniają twoje imię na Georgia, Alaska, Indiana albo Carolina? Tak z ciekawości pytam, bo mam już swój typ. Chyba że jakoś szczególnie cię to denerwuje. - Zapytał tonem człowieka gotowego do popełnienia największego przestępstwa świata pomimo znajomości konsekwencji. Oczywiście gdyby powiedziała, że doprowadza ją to do obłędu, pozostałby przy Virginii, ale trzeba się przecież zaprezentować jako zdolny do wszystkiego. Nie wiedział nawet po co miałby się tak prezentować, ale... Mimo wszystko. Wrócił na bieżnię.
OdpowiedzUsuń- Alaska! Mało ludzi, góry, zimno i dużo śniegu, czyli wszystko co najlepiej mnie relaksuje. - Donovan uchodził generalnie za całkiem normalnego człowieka, wśród swoich znajomych miał opinię ułożonego, spokojnego i dobrze wychowanego pana, któremu rzadko odwalało, a nawet jeśli to robiło, nie stawał się od razu nieodpowiedzialnym kretynem z abstrakcyjnymi pomysłami. Ale relaksował go mróz i przeprawianie się przez zaspy po pas, czyli jednak nie mogło być z nim wszystko całkowicie w porządku.
OdpowiedzUsuń- Tylko pamiętaj, żaden Severus. - Ostrzegł ją ostrym tonem, jego udawanie nie wyszło mu jednak zbyt dobrze, bo już po sekundzie od wypowiedzenia ostatniego słowa, zaśmiał się uroczo. Ludzie w bandanie i koszulce z Iron Manem nie posiadają tak przydatnych umiejętności jak stosowanie modulacji głosu celem wzbudzenia przerażenia. Jeśli musiałby kogoś przestraszyć, na pewno by mu się to udało, najpewniej pięścią, jednak tym razem wyszło raczej śmiesznie. I chyba tak właśnie miało być.
OdpowiedzUsuń- Zaufaj mi, jestem lekarzem. - Mruknął, zwalniając bieżnię do zera. Dał sobie chwilę na względne wyrównanie oddechu, zszedł z maszyny i napił się wody. - Kawa, herbata, jakiś obiad? - Miał nadzieję, że nie tylko się zgodzi, ale wybierze w pierwszej kolejności jakiś obiad, bo umierał z głodu, a przyzwyczajony do regularnych posiłków żołądek domagał się jedzenia natychmiast, w końcu miał już pół godziny opóźnienia w stosunku do standardowej opcji.
OdpowiedzUsuń- Ja? Korzystam z wolnych od nauki dni i pracuję w barze dłużej, żeby mi się przypadkiem nie znudziło. - Skrzywił się lekko. - A tak na serio to przywieziono zapasy i ktoś musi się ty zająć. Dobrze płacą, więc wziąłem to na siebie i właśnie ma przerwę. - Wytłumaczył się. Spojrzał na jej tabletki. - Jesteś chora? Czy coś? -Zapytał nieco niepewnie. Może nie powinien się odzywać?
OdpowiedzUsuń- Zapytałem, żeby dać ci wybór, ale miałem wielką nadzieję, że wybierzesz obiad. Zawsze można do niego zamówić kawę! - Błysnął intelektem, spoglądając na nią z uśmiechem. Przebiegła mu przez głowę dziwna myśl. Mianowicie - nie miał wrażenia, że jest w tym momencie produktem swojego własnego systemu marketingowego. A przecież powinno tak być, skoro planował tylko ją przelecieć. Jak dziwnie.
OdpowiedzUsuńOcenianie własnej rodziny na pewno do najłatwiejszych nie należało.
OdpowiedzUsuń- Na razie podziękuje. Ale kto wie może kiedyś się zjawie u ciebie i powiem daj mi go. - zażartowała.
- Dwadzieścia minut w średnim tempie brzmi naprawdę wyczerpująco, ja bym pewnie nie dał rady. - Puścił do niej oko, a skoro milczenie jest zgodą, przyjął milcząco plan spotkania się przed wejściem do siłowni. Chwilę później zniknął za drzwiami do męskiej szatni. Swoją drogą, zostawienie Donovana w szatni po siłowni bez ograniczenia czasowego nie było z jej strony mądre, bo oznaczało czekanie na niego przez całe wieki. Pod tym względem był prawdziwą, niereformowalną babą, ale przynajmniej wychodził wyglądając jak młody bóg.
OdpowiedzUsuń- Dokładnie. No hej jestem warta grzechu tak? - puściła jej zaczepne oczko jakby to miał być powód dla którego jej brat powinien czekać, aż jej się zachce. - Na pewno jest fajny, ale ostatnio odkrywam, że na sile nie ma sensu nic.
OdpowiedzUsuńSpojrzała na chłopaka. Naprawdę dobrze mu z oczu patrzyło i była skłonna stwierdzić, że był przystojny.
OdpowiedzUsuń- Ładny, chociaż nie jesteście do siebie specjalnie podobni. - zauważyła przyglądając się mu uważnie. - Ile ma lat?
Ależ oczywiście, że zaproszenie na obiad nie było ponurym żartem w wykonaniu Donovana. On po prostu musiał zrobić milion rzeczy, z czego zdecydowanie najmniej czasu zajmowały sprawy związane z protezą za dwieście tysięcy milionów biliardów dolarów kanadyjskich, chociaż i tak zawsze kłamał, że to właśnie to zabiera dziewięćdziesiąt procent czasu spędzanego w szatni. Tak, dziewięćdziesiąt procent z tej godziny. Nieprawda i kłamstwo lustracyjne, zajmował się przez pięćdziesiąt pięć minut swoją urodą i ogólnym stajlem. Jak przykro, zwłaszcza że był heterykiem jakiego świat nie znał. W końcu jednak wyszedł z szatni, ze sportową torbą na ramieniu i z przepraszającym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
OdpowiedzUsuń- Przepraszam, mogłem cię ostrzec, że jeśli chodzi o doprowadzanie się do porządku po siłowni albo basenie, wychodzi ze mnie totalna ciota. - Strzelił wyznaniem, zgarniając ze stolika plastikowy kubek z resztką kawy. - Obrzydliwe to. - Zawyrokował, wrzucając kubek do kosza na śmieci.
OdpowiedzUsuń- Jedziemy moim samochodem? Musiałem go dzisiaj wziąć na przejażdżkę po mieście, żeby akumulator nie padł do końca. - Problemy pierwszego świata połączone z problemami pewnego samochodu, który całymi tygodniami stał spokojnie na parkingu podziemnym, a później nagle musiał przeżyć dziki trening podczas parutysięcznej trasy, bo jego szanowny właściciel postanowił olać lotnictwo i pojechać na kolejną wyprawę Panem Samochodem.
OdpowiedzUsuń- Krzyczą ci przez okno 'pani puści ręczny!' na autostradzie? - Zapytał, mając pełną świadomość, że istniała niewielka szansa, żeby Alaska miała jakiekolwiek pojęcie na temat polskich hitów internetu. Dlatego nie uśmiechnął się znacząco, czyniąc tym samym wstęp do podwójnej salwy śmiechu, spowodowanej tym, że wszyscy załapali i skojarzyli.
OdpowiedzUsuńSpojrzała na chłopak, wyglądał naprawdę na takiego, któremu dobrze z oczu patrzy.
OdpowiedzUsuń- Wygląda na porządnego obywatela- powiedziała taki tonem pasującym do funkcji policjanta.
- Dobrze, że nie zamarzyło mi się zostać odpowiedzialnym za przepisy drogowe, bo odebraliby ci prawo jazdy za zbyt wolną jazdę, która w moim kodeksie drogowym byłaby największym wykroczeniem, a zaraz po niej nieumiejętność zmiany biegów jak człowiek. - Załkał żałośnie w swym środku, w Donovanie, próbując wzbudzić tym samym litość swego państwa, które pod groźbą nie tylko zabrania prawa jazdy, ale również rozjechania kombajnem i brutalnego sprofanowania zwłok, nakazało mu (jemu! mistrzowi sprzęgła!) jeździć na automacie do końca swoich dni, jeśli nie chce zbierać resztek swojego organizmu z asfaltu placu manewrowego, gdzie dokona się egzekucja.
OdpowiedzUsuń- Ja rower, mówię ci, nie ma to jak poranne parę kilometrów do pracy, kiedy całe miasto stoi w korkach, a ja mijam ich z rozkoszą, mknąc mym Cannondalem na spotkanie przygody... - Rozmarzył się, wchodząc do windy. Aż z tego wszystkiego musiał oprzeć się plecami o ściany kabiny, zamknąć oczy i na sekundę zatopić się we wspomnieniu cudownego uczucia, które niemal co rano go przepełnia. Taka mieszanina rozkoszy i mściwej satysfakcji, nie ma na świecie nic przyjemniejszego. - Musisz tego kiedyś spróbować, zakochasz się od pierwszego podejścia.
OdpowiedzUsuń- Masz rację. - przyznała z uśmieszkiem. - Temat zrobił się nam naprawdę dziwny. Co cię jeszcze uspokaja? - zagadnęła, bo jeżeli było coś takiego to warto by było właśnie o tym pogadać.
OdpowiedzUsuń- Jeszcze kilka obiadków, kawek i herbatek, i może wsiądziemy na jakiś wypożyczony tandem. - Zapewne wyglądałoby to niezwykle ciekawie. Najlepiej, żeby tandem do tego był różowy, a oni powinni wdziać habity.
OdpowiedzUsuńPokręcił rozbawiony głową. - Czasami by mi się ta energia przydała. - Przyznał. - Szczególnie kiedy mam ochotę zasnąć w pracy. - Uśmiechnął się do niej. - Masz na to sposób?
OdpowiedzUsuń- Nie da się jej jakoś... przesłać? - Zapytał z nadzieją, a potem uśmiechnął się łagodnie. - Biegam pływam, pije kawę... i chyba to wszystko przestaje na mnie działać. - Spojrzał na nią ze smutną minką.
OdpowiedzUsuń- Mam taką nadzieję. - Odpowiedział, krocząc dumnie przez parking w kierunku zaparkowanego na samym jego końcu Jeepa Cherokee IV. Donovan zawsze lubił brzydkie samochody. I piękne kobiety.
OdpowiedzUsuń- Lubię rocka i pozwala mi się wyżyć, ale ostatnio uspokajają mnie delikatne rytmy. You could be happy....- zanuciła piosenkę Snow Patrol którą ostatnio słuchała prawie w kółko. Taka mania po prostu.
OdpowiedzUsuńSpojrzała na dziewczynę i kiwnęła głowa.
OdpowiedzUsuń- Jestem jak najbardziej za. Masz mój numer, więc jak będziesz miała ochotę to dzwoń i gdzieś się umówimy.
Pokręcił głową. - Dzięki...ale chyba jednak poradzę sobie bez tego eksperymentu. - Stwierdził w końcu. Spojrzał na nią. - A co tam poza tym?
OdpowiedzUsuń- Jestem przyzwoitym obywatelem, a przyzwoici obywatele nie wywożą przygodnie spotkanych dziewcząt do lasu, nie gwałcą ich, nie mordują i nie zjadają po kawałku w gulaszu. Właśnie, zapomniałaś o zjedzeniu na koniec. - Błysnął szaleństwem spod powiek, ale spojrzenie psychopaty zastąpił za chwilę miły uśmiech.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na nią poważnie, a potem parsknął. - No wiesz? Chyba nie będziesz mi opowiadać o swoich romansach? - Roześmiał się. Miał wrażenie, że niedługo zostanie doradcą w sprawach kobiecych.
OdpowiedzUsuńSamara spojrzała na koleżankę i kiwnęła głową.
OdpowiedzUsuń- Tak, zdecydowanie. Zobaczymy się i zdzwonimy. - pewnie kolejność powinna być odwrotna, ale po całym dniu pracy dla Sam brzmiało to prawie tak samo. - Pa.
Pokręcił rozbawiony głową. - Oj, nie gniewaj się. Mów o tym gościu. Sprawdzę co to za jeden i czy powinnaś się z nim widywać. - Powiedział starając się zatrzeć złe wrażenie.
OdpowiedzUsuńZamknął za nią drzwi samochodu, otworzył te od strony kierowcy, zgarnął z podstawki kubek po kawie, który zaburzał feng shui i wyrzucił go do stojącego metr dalej kosza na śmieci. Pięknie, teraz można pokazywać to cudo światu. - To który las wybierasz? - Zapytał, kiedy siedział już wygodnie na fotelu. Przekręcił kluczyk w stacyjce, a silnik zamruczał złowieszczo.
OdpowiedzUsuń- Pacific Spirit Park? Jeżdżę tam na rowerze, faktycznie, dobre miejsce na gwałt, śmierć i bycie skonsumowanym. Ze szpinakiem. - Pokręcił głową, śmiejąc się. On, poważny człowiek, poważny Warszawiak, gadał z dopiero co poznaną kobietą o tym, że ją zgwałci, zabije i zje, do tego w jednym z jego ulubionych rowerowych miejsc w Vancouver. Co się na tym świecie dzieje. Wyjechał ze swojego miejsca parkingowego.
OdpowiedzUsuń- Bo szpinak trzeba umieć zrobić, moja droga ofiaro. Nie, żebym ja go umiał zrobić, ale pojedziemy w takie miejsce, gdzie umieją. Oczywiście tylko po to, żebyś straciła czujność, bo przerażone mięso traci smak. - Zastanawiał się, czy pan z budki przy wyjeździe parkingu usłyszał cokolwiek z ich rozmowy, kiedy Donovan otworzył okno, żeby przeciągnąć kartę przez czytnik i tym samym podnieść szlaban. Gdyby usłyszał, byłoby ciekawie, a patrzył na ich dość dziwnym wzrokiem, więc...
OdpowiedzUsuń- I znowu wszystko na mojej głowie... - Westchnął ciężko, przywołując na oblicze minę zmęczonej życiem kury domowej, która to tylko gotowanie, pranie, sprzątanie, robota od świtu do zmierzchu i zero wdzięczności ze strony pozostałych domowników.
OdpowiedzUsuń- Dlaczego ja w ogóle o tym z tobą rozmawiam? Jestem poważnym człowiekiem, serious man, ogarniasz? Dyskutuję z nowymi znajomymi o filozofii, polityce, sytuacji gospodarczej kraju, szalejącym kryzysie, o muzyce takiej ambitniejszej trochę, o filmach Jarmuscha... Co ty ze mnie zrobiłaś, kobieto, nie poznaję się. - Pokręcił z niedowierzaniem głową, uśmiechając się przy okazji.
OdpowiedzUsuń- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia, zanim cię zgwałcę? - Wolał się upewnić, oczywiście w doborowym towarzystwie uroczego uśmiechu najniewinniejszego człowieka świata (chociaż na pewno nie dało się go uznać za takowego).
OdpowiedzUsuń- To już wiemy, co dostaniesz na swój ostatni posiłek. - Zauważył, ruszając na światłach. Serious man w jego wnętrzu płakał krwawymi łzami i klął, na czym świat stoi, jednak Donovan nie palił się do tego, żeby pozwalać mu dojść ponownie do głosu. Dobrze mu się prowadziło głupkowatą rozmowę o niczym.
OdpowiedzUsuń- Okej... Chociaż mogłaś mi to powiedzieć, zanim wjechałem na pas do lewoskrętu. - Zauważył, dokonując zbrodniczego manewru, który był mimo wszystko na tyle subtelny, że nie został zań obtrąbiony ze wszystkich stron przez innych uczestników ruchu.
OdpowiedzUsuń- Jeśli to... - Rzucił okiem na paczkę cukierków w jej ręce. - KRÓWKI! - Nagły wybuch entuzjazmu zagiął czasoprzestrzeń i spowodował falę trzęsień ziemi na terenie całego globu.
OdpowiedzUsuń- Jak ja, kurwa, uwielbiam krówki! - Nagły atak szczerości i czysta rozkosz na twarzy, kiedy cukierek został pożarty w ekspresowym tempie. No, trochę odwrócił kolejność, jeśli najpierw masa, potem rzeźba, ale kogo to obchodzi, trzeba teraz zjeść całą paczkę krówek, potem następną, następną, następną i tak po świata kres.
OdpowiedzUsuń- Ludzi czy krówek? - Zapytał z uśmiechem, parkując pod wskazaną przez nią knajpą, prawdopodobnie. W każdym razie miał całkiem niezłe poczucie kierunku i odległości, a właśnie ta przyjemna na pierwszy rzut oka włoska restauracja znajdowała się mniej więcej we wskazanym przez nią miejscu.
OdpowiedzUsuń- Nie zwracam uwagi na takie pierdoły. - Odpowiedział z rozbrajającą szczerością. Przynajmniej miał jedną pożądaną cechę porządnego obywatela, nie woalował każdego zdania, czyniąc z niego jakąś kretyńską składankę słodyczy i jadu. To był jeden punkt, ze zdobyciem większej ilości może być problem.
OdpowiedzUsuń- Ja chyba wezmę bruschettę, risotto, zupę minestrone, spaghetti z krewetkami i panna cottę. - Stwierdził po dokładnej lekturze menu. Tak, zawsze jadał obiady z pięciu dań w knajpach, a bywał w nich praktycznie codziennie.
OdpowiedzUsuń- Fakt, nie opróżniam połowy lodówki w porze obiadowej. Opróżniam całą. - Odpowiedział ze śmiechem. Cóż, bardzo mocno intensywny tryb życia i work out siedem dni w tygodniu robiły swoje. Do tego Donovan należał do wiecznie głodnych ludzi. Jak dobrze, że nie narzekał na brak pieniędzy, musiałby się inaczej nauczyć gotować, do tego jeszcze ekonomicznie.
OdpowiedzUsuń- Zdecydowanie więcej energii tracę w moim drugim miejscu pracy, więc przyzwoite śniadanie się przyda. A później przyzwoity lunch w trakcie pracy, przyzwoity obiad po treningu i delikatna kolacja, żeby się dobrze spało. - Zwierzył się ze swoim żywieniowych przyzwyczajeń, nie uwzględniając w owych zwierzeniach ton czekolady, które pochłania w bardzo nieodpowiednich godzinach.
OdpowiedzUsuń- Może powinienem zacząć oglądać w telewizji coś poza kretyńskimi serialami, ale się boję, że jeszcze by mi mogło zaszkodzić i bym zmądrzał. - Odparł tonem wioskowego głupka, który włącza telewizor tylko po to, żeby dowiedzieć się, co ciekawego w Przepisie na Życie lub od biedy Doktorze Housie.
OdpowiedzUsuń- Pracujesz w radiu? Czy słuchasz radia po nocach? - Zapytał, następnie podniósł do ust szklankę z jakimś bezalkoholowym drinkiem o podejrzanie długiej nazwie, spojrzał na napój wzrokiem konesera i odbębniwszy wszystkie te czynności przygotowawcze, mógł spokojnie się napić.
OdpowiedzUsuń- Do radia? Nie jestem typem ekshibicjonisty, nawet śladów po sobie nie lubię zostawiać. - Odpowiedział z uśmiechem. Fakt, najlepiej czułby się w jakichś dzikich czasach, kiedy ludzie musieli zrobić coś naprawdę wielkiego, żeby zostać zapamiętanymi, a cała reszta człowieczej masy rodziła się i umierała nie pozostawiając nic po sobie.
OdpowiedzUsuń- Też to mam w robocie. Oglądam zdjęcie z prześwietlenia pękniętej kości łokciowej i zanim zdążę wydać jakieś zalecenie i się pożegnać, dostaję na ryj milion niepotrzebnych informacji o wszystkich aspektach życia kolesia, który siedzi przede mną i gra mi na nerwach. - O tak, uwielbiał tę część swoich lekarskich obowiązków. Przyjmowanie pacjentów, którzy zapisali się na planową wizytę, było dla Donovana dramatem w czystej postaci. Cóż, taka dola człowieka, który niekoniecznie lubi ludzi.
OdpowiedzUsuń- Polecam się na przyszłość, ale lepiej dla wszystkich byłoby, gdybyś nie powodowała żadnego wypadku, mówi to dobry człowiek we mnie, pracoholik we mnie mówi... różne brzydkie rzeczy, których ze względu na miłe okoliczności pozwolę sobie nie przytoczyć. - Odparł, racząc się kolejnym łykiem 'drinka'. I był głodny, tak bardzo głodny tak bardzo całe życie.
OdpowiedzUsuń- Mam ten dziwny związek z jedzeniem, że nie jestem miłośnikiem, raczej powiedziałbym, że należę do użytkowników, więc ciężko zaserwować coś, co nie będzie mi smakowało. - Odpowiedział, przestawiając talerz z bruschettą bliżej siebie.
OdpowiedzUsuń- Bezproblemowego trawienia. - Zaśmiał się uroczo. - Tak, to zdecydowanie będzie świadczyło o zyskania mojego uznania przez tę knajpę. A tobie życzę smacznego jak zazwyczaj.
OdpowiedzUsuń- Mogę cię zabrać na kawę, którą lubię sobie zafundować w drodze do pracy. - Odparł pomiędzy kolejnymi kęsami pierwszej przystawki. Kawa w drodze do pracy w kasku (w końcu jednocześnie był rozsądny i nie przepadał za jazdą spacerową) i z odblaskowym plecakiem, szyk biznesmena. Jak człowiek zaczynał wyglądać dopiero po zmianie stroju na lekarski.
OdpowiedzUsuń- Jak już mówiłem, jestem przyzwoitym obywatelem, który spełnia swoją misję sumiennie, dokładnie i nie poddając się działalności z zakresu korupcji. - Powtórzył tonem przyzwoitego obywatela, tym razem nie dając jej do zrozumienia spojrzeniem, że w najbliższym czasie zrobi gulasz z jej wątroby.
OdpowiedzUsuń- Nie wiem, czy czyjś żołądek, nawet jeśli ten ktoś jest przystojnym facetem, to ciekawe miejsce na zakończenie swojej ziemskiej podróży. - Zauważył i bezpośrednio po tej smacznej uwadze skończył swoją bruschettę. Ci lekarze, wieczna znieczulica, nieuleczalna.
OdpowiedzUsuń- O mojej pracy? - Zastanowił się, tym razem stawiając naprzeciw siebie talerz z risotto, który pojawił się cudownym sposobem na stole. Dobry kelner to niewidzialny kelner. - Przyjeżdżam na rowerze o szóstej rano, parkuję rower, odbijam kartę, wskakuję we wdzianko i cierpliwie czekam na to, co wydarzy się na moim dyżurze. Raz to będą dwa skręcenia do obejrzenia na zdjęciu i wysłania do zabiegowego plus dwie planowe kontrole czegokolwiek, a innym razem siedzę od rana do następnego rana na sali operacyjnej i składam co się tylko da poskładać, taka dola ortopedy, traumatologa, jakkolwiek chcesz to nazwać.
OdpowiedzUsuń- Nie ma żadnej normy, do tego nie ma żadnego miernika poziomu armagedonu, który by się czasem przydał. A do tego raz na jakiś czas trafi nam się jakiś lokalny celebryta i wtedy mamy dni pełne atrakcji, bo córka radnego tego pięknego miasta ma zapalenie wyrostka w wieku lat trzydziestu i dlatego nawet mój oddział, który nie ma nic wspólnego z nią, jej wyrostkiem lub jakimkolwiek wyrostkiem, nie może normalnie pracować.
OdpowiedzUsuń