Donovan Rubinstein
(Johnny Depp)
Co to za jakieś obłąkańcze wrzaski są. Nie mogę się przez nie skoncentrować na ideale, który sam ucieleśniam.
Imiona: Sylweriusz Donovan
Nazwisko: Rubinstein
Data urodzenia: 22 lipca 1977 (na chwałę PRLu?)
Miejsce urodzenia: Warszawa - Praga Północ - Stara Praga
Miejsce zameldowania/zamieszkania: Vancouver - Downtown
Obywatelstwo: polskie, kanadyjskie
Stan cywilny: kawaler (niektórzy zaczęli już dodawać, że stary)
Edukacja: Warszawski Uniwersytet Medyczny, później Uniwersytet Kolumbii Brytyjskiej
Praca: Vancouver General Hospital (ironiczna specjalizacja - ortopedia i traumatologia), Fitness Club na 10. piętrze należący do pana Nathana Stevensa (trener osobisty od pompowania bica, który gardzi jogą i pilatesem)
Orientacja: hetero
Religia: ateista
Nie musicie dziękować, wystarczy mnie wielbić na klęczkach.
Dwudziesty drugi lipca to dobry dzień na narodziny takiego lewaka jak Donovan, wszak stanowił najlepszy możliwy prezent dla szanownych państwa rodziców na najważniejsze święto państwowe Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Wspomniani państwo rodzice to Kanadyjka Katherine Jones i Polak Artur Rubinstein, bynajmniej nie ten od fortepianu lub chociażby w najmniejszym stopniu z nim spokrewniony. Pani Mama przyjechała z grupą znajomych obejrzeć Polskę wczesnych lat siedemdziesiątych i tak już została, oczarowana urokiem nie tylko Warszawy, ale również Pana Taty. Owoc tego zauroczenia to starszy z dwóch synów - Oktawian James. Cztery lata później pojawił się w pięknej PRL-owskiej rzeczywistości syn kolejny, nasz główny bohater - Sylweriusz Donovan, a jesienią roku następnego pierwsza i ostatnia córka państwa Rubinsteinów - Klara Jennifer. Konia z rzędem temu, kto zgadnie po co i dlaczego akurat tak dobierali pary imion dla swoich dzieci - jedno obciachowe i jedno względnie północnoamerykańskie. Rodzina jest normalna, rodzina żyje ze sobą w zgodzie, kocha się, spotyka w pełnym składzie z okazji każdych świąt, trzyma razem i to jest siła. Brat Donovana mieszka aktualnie w Amsterdamie i pielęgnuje swoje małżeństwo z kumplem z liceum, siostra szaleje po krakowskich salonach i galeriach sztuki, korzystając z artystycznego wykształcenia, niepodważalnego talentu i uroku osobistego. Rodzinnego zresztą uroku osobistego.
Dzieciństwo Donovana upłynęło na łażeniu po drzewach, przeskakiwaniu płotów, podprowadzaniu jabłek z sadów na warszawskich zadupiach, staniu w kolejkach po lody Bambino i wszelkiej beztrosce. W końcu i tak nie był w stanie wytrzymać pięciu minut siedzenia na tyłku, robił co niedzielę turbowiochę w kościele swoimi głupimi pytaniami o wszystko i zamiast się grzecznie uczyć przez całe ranki ze swej zreformowanej pierwszej czytanki, robił wszystko czego nie wolno. Później miał przyjemność nieco zmądrzeć i spoważnieć, ale to prawdopodobnie żadne zbawienne działanie rodzicielskich zabiegów (takich jak kary cielesne i szlaban na Pegasusa), ale zwykła kolej rzeczy. Kiedy Polska świętowała odzyskanie wolności, Donovan uczył się palić papierosy w krzakach, podnosząc sobie przy okazji ciśnienie perspektywą nakrycia przez któregoś z rodziców. Piękne to były czasy, kiedy ani popalanie po kątach przed dwunastolatków ani kara bezpośrednia wymierzona ojcowskim pasem nie były patologią. Dziwną rzeczą jest to, że Donovan nauczył się przez kolejne kilka lat logicznie myśleć, naprawdę dziwne. Ta umiejętność przydała mu się, kiedy bezpośrednio po sobie nastąpiły dwie sceny - sielankowa, rodzinna jazda ekskluzywnym polonezem przez Wisłostradę oraz niespodziewana pobudka w którymś z warszawskich szpitali. A tak konkretnie to przydała się nieco później, kiedy pan doktor postawił przed nim, był w końcu już niemalże dorosłym niemalże siedemnastolatkiem, dwie opcje - albo będzie srał ogniem piekielnym, żeby po paru ładnych latach rehabilitacji (przypomnijmy, mamy Polskę wczesnych lat dziewięćdziesiątych na tapecie) może przejdzie samodzielnie z jednego końca pokoju na drugi albo przez jakiś czas będzie się czuł dziwnie niekompletny, ale w końcu jednak się przyzwyczai do życia bez nogi i heja w świat, hulaj dusza, piekła nie ma. Donovan wybrał opcję numer dwa, nie dając się przekonać rodzicielskim jękom i błaganiom. Jakoś nie widział siebie rzucającego wszystkie plany i ambicje (które w magiczny sposób pojawiły się, kiedy z fazy palenia papierosów po krzakach przeszedł w fazę mniej więcej ogarniętego nastolatka) dla średnio realnej idei ponownego używania własnej lewej kostki i równie lewego kolana w perspektywie kilku do kilkunastu lat. Jako że incydent miał miejsce w maju, nie zawalił nawet roku w liceum, a że był jeszcze za młody na głębokie przemyślenia o życiu, śmierci i innych tego typu, ogarnął się w tempie ekspresowym. Jak dobrze czasami być idiotą, który nie zauważa wielu rzeczy, zostało mu to po dziś dzień. A dowodem pozostania w fazie przyjemnego pomyleńca jest fakt, że nie zastanawia się dniami i nocami nad możliwościami współczesnej medycyny, która jego problem sprzed dwudziestu lat rozwiązałaby kilkumiesięczną rehabilitacją, ale za to dostrzega znakomite pozytywy swojej ówczesnej decyzji - samo jego kolano z mikroprocesorem i innymi bajerami jest warte tyle, co dwa dobre samochody! Po liceum wylądował na medycynie, chociaż zawodziły ciotki i płakały babcie, że gdzie on tam, co, jak, dlaczego, przecież lepiej siedzieć cale życie na rencie, no a jakże. Przez trzy lata studiów trzymał się dalej ze swoją dziewczyną z liceum, która chwilę po czwartej rocznicy ich wstąpienia w nieformalny związek i pierwszej rocznicy zaręczyn, powiedziała mu tonem pełnym miłości i oddania, że mama jej kazała być miła dla starszych, upośledzonych i kalek, ale ona nie wie, czy przypadkiem nie za bardzo wczuła się w rolę, więc co on o tym sądzi. On sądził, że spierdalaj. W ten oto sposób Donovan odbył swój pierwszy i ostatni poważny związek, i został mizoginistą, który traktuje kobiety jako tymczasowe pokrowce na kutasa. Spakował walizki, popłakał trochę w samolocie do Toronto i znów żył szczęśliwy, tym razem już w Kanadzie. W Vancouver skończył grzecznie studia i kształcił się dalej w świętym spokoju i zgodnie z zasadami feng shui, a specjalizację wybrał, bo wiedział, że praktyki będzie odbywał w innym szpitalu niż jeden koleś z jego roku, który działał mu na uzębienie jak nikt inny na świecie. A poza tym to takie zabawne, że akurat on będzie składał kości ofiar wszelkich przykrych zdarzeń zazwyczaj drogowych. Ważnym wydarzeniem w jego życiu powinien być moment, kiedy jego ojciec jednak zdecydował się mu powiedzieć o tym, że to właśnie on sam, Artur Rubinstein, syn Włodzimierza i Janiny, spowodował pamiętny wypadek. Ale... nie był. Nie był, bo Donovana ciężko było określić intelektualnym dzieckiem wojny i okopów, domyślił się tego naście lat wcześniej, obserwując zachowanie ojca. I nigdy nie miał do niego szczególnych pretensji, bo i cóż by mu to mogło dać. Sam wybrał, heloł.
Donovan to spokojny człowiek, bardzo spokojny, opanowany, cierpliwy i wytrwały. Ale wkurwianie go nie jest szczególnie polecanym zabiegiem, bo wściekły wyrywa wszystkim chętnym do dyskusji nogi z dupy razem z kręgosłupem i czaszką, a już po dokonaniu tego czynu wysysa szpik kostny. Nie ma zbytniej tendencji do emocjonowania się wszystkim, co się tylko nawinie, nie przepada za ogromnymi tłumami i należy do tego typu mężczyzn, którym wybacza się wszystko, bo mają taką twarz, jaką mają. Donovan umie skorzystać ze swojego wrodzonego uroku i okręcić sobie wokół palca kogo tylko zechce, jednak nie eksploatuje tej umiejętności bez przerwy. Zdaje sobie sprawę, że bywa chamem i nie nazywa tego byciem szczerym, tak w ramach szczerości z samym sobą. Bo on generalnie lubi być w zgodzie ze sobą, nie robić nic wbrew sobie i nie szukać dziury w całym. Ciężko mu przychodzi przyznanie się do winy, podobnie jak dyskusja z idiotami. Zły to gość co złe wieści niesie, jak mawiał Grima o Gandalfie - doktor (już od roku doktor, prawdziwy doktor z doktoratem!) Rubinstein nadaje się do przekazywania złych wieści, robi to jakoś tak naturalnie i po ludzku, że wszystkim mimo treści wieści nie jest aż tak beznadziejnie, jakby było, gdyby ta była przekazana w inny sposób. Nie jemu oceniać czy to wada czy zaleta. Chociaż ma w sobie coś z hejtera, generalnie jest pozytywnym człowiekiem, towarzyskim kiedy trzeba, zazwyczaj rozsądnym, zawsze racjonalnym. Donovan żyje dobrze z samym sobą i nie zamierza tego zmieniać. Jako że nie wychodzi mu na zdrowie nadmiar nudy, pracuje na półtora etatu i wpada do domu tylko po to, żeby się przespać, a jeśli nie pracuje, to pewnie robi bica.
Ciekawostki i inne informacje dodatkowe/nieistotne?
- raz w roku bierze miesiąc urlopu i wyrusza na górską wyprawę z paroma innymi miłośnikami wszelkich wędrówek po Tarach, Alpach, Andach czy Górach Skalistych
- miał przyjemność utknąć na dwa tygodnie na lotnisku w Astanie po jednej z wyżej wspomnianych wypraw, ale mimo wszystko góry Ałtaj wspomina bardzo miło
- ma całkowicie nieidentyfikowalny akcent lub nie ma go wcale, wasz wybór
- namiętnie słucha skandynawskiego metalu i zardzewiałego polskiego rocka z klimacie Perfectu czy Budki Suflera
- niczym Joker ma osobną historię dla każdego, kto zapyta o jego nogę, a raczej jej brak i każdą opowiada równie przekonująco (no, dobra, parę razy fantazja poniosła go tak bardzo, że ze śmiechu dusił się własnym gardłem)
- kiedy akurat nie napada śniegu po pas, jeździ rowerem (jeśli napada śniegu po pas, wybiera metro), bo należy do tych kierowców, których poniżej 60 km/h krew zalewa, więc woli unikać miejskiej jazdy
- miał spokojnie studiować fizykę, na medycynę poszedł zupełnie bez powołania, żeby przekonać ojca, że nie zniszczył mu życia, kariery i dzieciństwa, na szczęście złapał lekarskiego bakcyla pod koniec studiów
- pali okazjonalnie dla zdrowia
- inni mają Biblię, on ma trylogię Władcy Pierścieni
- miał kiedyś atak wegetarianizmu, wytrzymał trzy dni i tak zakończyła się bezpowrotnie jego przygoda z byciem roślinożercą
- prawdopodobnie ma 309809029 dzieci, o których nie wie, bo podczas imprez (nie takich znów częstych i regularnych) robi się z niego straszny pies na baby
- raz na jakiś czas miewa swoje Dni Au Naturel, kiedy wyrusza z domu w mniej więcej takim stanie, w jakim wstał z łóżka czyli okulary zamiast soczewek, powyciągany t-shirt, byle jakie dżinsy, związane włosy żeby ukryć brak poświęconej im o poranku uwagi i inne atrybuty człowieka, któremu nie chciało się nic ze sobą robić, ale i tak jest uroczy, jak zwykle
- nie umie gotować i żyje dzięki istnieniu mikrofalówki, ale za to robi genialną kawę
- nie może usiedzieć na tyłku podczas podróży ekspresem z Warszawy do Krakowa, co daje jakieś trzy godziny, ale nie ma żadnego problemu z długimi podróżami koleją, na co dowodem jest przejazd dla samego faktu z Moskwy do Władywostoku
- pięć raz w tygodniu poza pracą jest na siłowni i zapierdala przez dwie godziny na bieżni, jakby go sam ksiądz proboszcz gonił z wiadrem wody święconej
- skończył chwalebny II stopień szkoły muzycznej, pogrywa na klarnecie
- uwielbia praski klimat i folklor
- zużywa więcej kremu do rąk niż niejedna kobieta
- co tydzień sumiennie chodzi na zajęcia z tańców latino, bo go to cieszy, a lubi sobie sprawiać przyjemność
[Umówmy się, że karta jest w miarę wyczerpująca, chociaż i tak nie napisałam wszystkiego, co chciałam i co chodziło mi po głowie :) Zapraszam do wątków/powiązań/czegokolwiek sobie życzycie.]
[moje! *_*!]
OdpowiedzUsuń[Karta zdecydowanie jest wyczerpująca, ale w naprawdę dobrym znaczeniu tego słowa :) Oczywiście przychodzę poprosić o wątki z niesamowitym Sylweriuszem, któremu buźki użyczył Depp. Powiązanie jakie przychodzi mi do głowy to znajomość ze szpitala, w którym Vivian przebywa nadzwyczaj często, bo codziennie, a to ze względu na to, iż opiekuje się chłopcem chorym na białaczkę limfoblastyczną. Inną opcją jest znanie się z jakiegoś koncertu charytatywnego, w którym oboje mogliby wziąć udział, skoro Donovan gra na klarnecie, ale nie jestem pewna czy to taki typ człowieka, który lubi w ten sposób pomagać. Tak więc decyzja należy do Ciebie, a jeśli masz inny pomysł - pisz śmiało :)]
OdpowiedzUsuń[Pomysł na wątek? :3]
OdpowiedzUsuń[Więc, żeby ominąć tak zwany etap poznawczy proponuję założyć, że na koncercie się poznali, a teraz spotkają się w szpitalu, co o tym sądzisz?]
OdpowiedzUsuńDawno temu Virginia postanowila że zapisze się nasiłownię. SKoro i tak od razu po pracy nie wracała to domu, to spokojnie mogła pobiegać trochę na siłowni. Oczywiście zanim to się stało minęły dobre dwa miesiące, w końcu jednak zmusiła sama siebie i oto i weszła na salę. W trzy sekundy wybrała sobie bieżnie zastanawiając sie przy okazji za ile minut umrze mężczyzna bigający 2 i pół metra od niej, ale postanowiła nie zwracać na niego uwagi. W końcu przyszła tu poćwiczyć a nie tylko poudawać...
OdpowiedzUsuńVirginia wiedziała że to nie będzie takie łatwe. Najpierw przez dobre pięć minut próbowała ogarnąć o co chodzi w tym dziwnym sprzęcie a kiedy już w końcu to zrobiła, to mało się nie zabiła wchodząc na bieżnie - Okej... Wszystko pod kontrolą.. - mruknęła sama do siebie pijąc łyk wody.
OdpowiedzUsuń- Po bokach? - obróciła głowę żeby zobaczyć skąd dobiega głos (przez chwilę zastanawiała się nawet czy to w ogóle było do niej), w końcu zobaczyła jednak mężczyznę wskazującego jej dwa odpowiednie elementy bieżni - Aaa... dziękuje bardzo! - uśiechnęła sie lekko podążając za instrukcjami - Fakt, łatwiej.. - mruknęła pod nosem.
OdpowiedzUsuń- Chwała im za to, prawda? - zaśmiała się przyśpieszając nieco tempo - Znam jednego dentystę, jakoś nie narzeka na swój 'marny' los. - odstawiła butelkę i związała włosy w kitkę zerkając na Znawce Sprzętu Sportowego z lekkim zainteresowaniem.
OdpowiedzUsuń- A o to, niestety, trzeba byłoby zapytać Zadowolonego Dentystę. - puściła mu oko z rozbawieniem jeszcze bardziej zwiększając tempo. Dla niego być może byłby to jedynie truchcik, dla niej absolutne maksimum na dzień dzisiejszy. Nie chciała się porywać z motyką na słońce bo bała się, że jutro będzie chodziła z balkonikiem niczym 90letnia babcia. A przecież musiała jakoś dostać się do pracy!
OdpowiedzUsuń- Zgubiłam się w pierwszym zdaniu.. Chyba będzie musiał wysłać mi pan smsa z dokładnym planem, żebym mogła ustalić sobie bieżnie na jakiś dogodny dzień.. - rzuciła z uśmiechem starając się oddychać głęboko. Virginia nie miała planu tygodnia, żyła z dnia na dzień i jakimś cudem nie pogubiła sie we wszystkich kursac/spotkaniach/audycjach. Cóż, kwestia przyzwyczajenia.
OdpowiedzUsuń- Nie powiedziałam, że jest moim dentystą - uśiechnęła się delikatnie biorąc łyk wody - POwiedziałam, że znam pewnego dentystę, ale niech będzie.. Jak tylko go zobaczę, to zapytam. Nie widział mnie Pan, bo jestem tutaj pierwszy raz w życiu.. Mówiąc 'tutaj' miałam na myśli siłownie bo w budynku bywam codziennie, praktycznie.
OdpowiedzUsuń- Jeśli po dzisiejszym treningu nie będę poruszać się niczym staruszka, to kto wie? Może jeszcze tu wpadnę? - spojrzała na mężczyznę i zwiększyła poziom biegu o jeden stopień - A więc pracujesz na siłowni? I jeszcze masz siłę biegać rekreacyjnie i zabawiać klientki miłą rozmową?
OdpowiedzUsuń- Donovan... Ładne imię. - uśmiechnęła się delikatnie, wolała chwilowo nie wypowiadać pierwsze imienia nowo poznanego obawiając się swoistej kompromitacji. Zatrzymała na chwilę bieżnię i uścisnęłą jego dłoń - Virginia Delaware, miło mi Cię poznać. - przyznała szczerze odgarniając wierzchem dłoni włosy z twarzy.
OdpowiedzUsuń- Moja siostra ma na imię Georgia, więc nie.. Raczej nikt nie zmieniał mi imienia, przynajmniej nie pamiętam. - zastanowiła się przez chwilę wnikliwie analizując wszelkie przezwiska i zdrobnienia, które usłyszała w swoim życiu. - Masz już swój typ powiadasz? Zdradzisz? - zerknęła na niego powoli wracając na bieżnie.
OdpowiedzUsuń- Zabrzmiało tak, jakbyś miał mnie za całkiem chłodną osobą, co absolutnie nie zgadza się z rzeczywistością. - pokręciła głową ze śmiechem - Ale niech będzie Alaska, skoro tak sobie wybrałeś to jakoś to chyba zniosę.. A potem olśnię Cię poprawnym wymawianiem twojego pierwszego imienia.. Ale musze jeszcze trochę poćwiczyć - dodała z rozbawieniem.
OdpowiedzUsuń- Dobrze - przytaknęła szybko i zeszła z bieżni przecierając twarz ręcznikiem - Wiesz.. Severusie.. Jeżeli nie chcę umierać następnego dnia, to chyba powinnam dać sobie już spokój z bieganiem na dzisiaj.. - zrobiła zamyśloną minę i spojrzała na niego pytająco - Jak myślisz? W końcu ty się chyba na tym znasz...
OdpowiedzUsuń- Kawa? - rozpuściła włosy po czym lekko odgarnęła je do tyłu - Niedaleko stąd jest całkiem przyjemna kawiarnia.. Chyba masz jakiś inny pomysł i pytałeś tylko z grzeczności. - zmrużyła nieco oczy z uśmiechem.
OdpowiedzUsuń[ Może zawsze potrącić ją gdy leci na tym swoim rowerze:P albo Sam może przyjść do klubu ;P ]
OdpowiedzUsuń- A wiesz, że to całkiem dobry pomysł? W sumie trochę zgłodniałam po tych jakże wyczerpujących ćwiczeniach fizycznych... - mruknęła z lekkim rozbawieniem - To co, szatnia i spotkamy sie przed wejściem na siłownie? - zapytałaz uśmiechem podchodząc do niego bliżej. Dopiero teraz zauważyła, że całkiem przystojny z niego Znawca Sprzętu Sportowego.
OdpowiedzUsuń[ No to coś już jest:P ]
OdpowiedzUsuń[Oczywiście gdzieś umknął mi komentarz, straaasznie przepraszam :< I tak, tak, chcę, chcę! Więc pisz śmiało i pomiń mój stan psychiczny xD]
OdpowiedzUsuń- To było zabójcze tempo.. - mruknęła idąc w stronę szatni. Spędziłą tam trochę czas, ogarnęła się, wykonała kilka telefonów i odpowiedziała na dwa maile. Sądziła, że po wyjściu przed siłownię dostanie przysłowiową 'zjebkę' za to, że Donovan musiał na nią czekać, nic bardziej mylnego! Rozejrzała się wokół, wzruszyła ramionami i usiadla na jednym z krzeseł. Po Donovanie nie było ani śladu. Były więc dwie opcje: albo żartował z obiadem i teraz jak idiotka czeka na faceta, który się nie zjawi, albo po prostu siedział jeszcze w przebieralni, przed lustrem. Hm, i tak źle i tak nie dobrze.
OdpowiedzUsuń- Zdążyłam wypić kawę. - to akurat była prawda, z braku lepszych perspektyw na samotne siedzenie pod szatnią i czekanie an kogoś kto prawdopodobnie nie przyjdzie (A PRZYSZEDŁ!) kupiła sobie zwykłą kawę z automatu. Całkiem dobrą zresztą, z olbrzymią ilością cukru - Ale miło, że w końcu się pojawiłeś. - uśmiechneła się lekko
OdpowiedzUsuń- No masz stuprocentową rację. Kawę tu mają fatalną, na moim piętrze jest jakaś lepsza... To co? Możemy w końcu iść na obiad? Zgłodniałam.. - spojrzała a niego robiąc smutną minę.
OdpowiedzUsuń- Pewnie, ja dzisiaj przyjechałam taksówką, żeby panowie policjanci zapomnieli jak wyglądam.. Bo wiesz.. Za każdym razem jak mnie widzą, a mam dość charakterystyczny samochód, to śmieją się przez piętnaście minut, a ja nie chcę żeby się śmiali bo są wtedy mało efektowni w działaniu. - odparła chaotycznie, ale że chaos był jej drugim imieniem, to nawet nie zwróciła na to uwagi.
OdpowiedzUsuń- NIe, krzyczą raczej że zaraz zaczną mnie wyprzedzać motyle i ślimaki.. - odparła całkiem serio. Ach te przygoty z panami policjantami, któż inny potrafi aż tak umilić dzień?
OdpowiedzUsuńSamara dopiero kończyła pracę, wcisnęła guzik piętra na które chciala zjechać i oparła się o ścianę windy. Była zmęczona i na dziś miała dość, chociaż nie skończyła jeszcze pracy. Ręką zaczęła masować zmęczony od siedzenia przy biurku kark.
OdpowiedzUsuńWtedy winda zatrzymała się po drodze i wsiadł do niej mężczyzna. Sam nie zwróciła nawet na to uwagi.
Otworzyła oczy i zerknęła na mężczyznę. Pierwsza myśl która jej o tej porze przyszła to "z jakiego buszu on się urwał" . Te jego włosy sprawiały, że wyglądał na nieogarniętego.
OdpowiedzUsuń- Dobry wieczór. - rzuciła odpowiadając na jego przywitanie.
Nie wyglądała aż tak źle. Była trochę zmęczona, ale jej makijaż był nadal perfekcyjny, bo musiał taki być. Sam w końcu była redaktorką naczelną pisma o modzie - to oznaczało, że nawet zmęczona musiała wyglądać co najmniej nieźle. Zresztą, uśmiech zawsze krył trochę zmęczenie.
OdpowiedzUsuń- To właśnie mam zamiar zrobić. - powiedziała zgodnie z prawda.
Spojrzała na niego. Najwidoczniej tak było.
OdpowiedzUsuń- A pan co robi tutaj o tej porze? FC już dawno chyba powinien być zamknięty. A może jacyś szaleńcy ćwiczą o tej godzinie. - zauważyła patrząc na niego uważnie. - Czyżby łączył nas pracoholizm?
Nie miała pojęcia, ze tak długo mają czynne, ale postanowiła to zapamiętać, bo kto wie? Może kiedyś zachce jej się ćwiczyć o takiej porze.
OdpowiedzUsuń- No to też najwyższa pora, aby pan poszedł spać. - zauważyła. - Samara. - powiedziała podając mu rękę.
[Witam ;). Może jakiś pomysł na wątek? :)]
OdpowiedzUsuń- Ja wcale nie jeżdże wolno, ja po prostu dbam o to, żeby nikomu nei stała się krzywda kiedy ja siedzę za kółkiem. A kto wie? Może kiedyś przekonasz się, że wcale nie jestem dobrym kierowcą. Wręcz przeciwnie, sama zastanawiam się jakim cudem dostałam prawo jazdy, ale skoro już mi je dali to od czasu do czasu robię z niego pożytek. Chociaż dużo bardziej wole spacery.- przytaknęła sama sobie wciskając guzik windy.
OdpowiedzUsuń- Musiałabym najpierw kupić rower.. - zamyśliła się na chwilę. Fakt, wiedziała od zawsze że czegoś jej brakowało, dopiero teraz dotarło do niej że w piwni brakowało jej roweru. Zazwyczaj ludzie są w posiadaniu przynajmniej jednego, ona miała rower kiedyś, ale był różowy, miał cztery kółka i żółtą trąbkę. No i miała wtedy 4 lata, potem chyba jakoś rower wypadł jej z głowy - E tam, za dużo zachodu - machnęła ręką
OdpowiedzUsuńTo już było specyficzne imię i Sam znów stwierdziła, że on pochodzi z jakiegoś buszu. Na pewno.
OdpowiedzUsuń- Miło było cię poznać kolego. - powiedziała wychodząc z windy. Musiała chwilę poczekać na taksówkę. Nie miała chyba siły iść do domu pieszo, chociaż nie było to jakoś daleko.
- Sądzisz że kilka następnych kawek, herbatek, obiadów i kolacyjek będzie? - spojrzała na niego z rozbawieniem wyobrażając sobie przy okazji jak śmigają ulicami Vancouver wypożyczonym tandemem. Zdecydowanie mogliby wzbudzić zainteresowanie.
OdpowiedzUsuń- Nadzieję mówisz.. - uśmiechnęła się lekko idąc za nim. A tata mówił 'nigdy nie chodź do podejrzanych miejsc (parking!) z podejrzanymi ludźmi (Donovan?)- Jaką mam pewność, że nie wywieziesz mnie do lasu, nie zgwałcisz a potem nie zabijesz? Tudziez jak wolisz w innej kolejności? - założyla ręce za plecami i spojrzała na niego uważnie.
OdpowiedzUsuń- O zjadaniu na sam koniec nawet nie pomyślałam.. - zmrużyła lekko oczy kiedy Donovan otworzył prezed nią drzwi do samochodu - Więc twierdzisz, że mogę ci zaufać? Niech więc będzie.. - uśmiechnęła się lekko i wsiadła do auta zapinając od razu pasy. najwyżej umrze w towarzystwie niezwykle przystojnego faceta.
OdpowiedzUsuń- No weź mnie nie strasz nooo... - zjechała nieco niżej na fotelu zerkając na niego niepewnie - Ale jak już bym miała wybierać to ten na obrzeżach miasta po zachodniej stronie jest całkiem przyjemny na umieranie.. - uśmiechneła się delikatnie.
OdpowiedzUsuń- ALe ja nie lubie szpinaku... - zrobiła smutną minę - Jak już mam zostać zjedzona to wolałabym z czymś o wiele przyjemniejszym niż zielona papka bez smaku.. - smutna mina trwała wciąż, choć wewnętrznie dusiła się ze śmiechu.
OdpowiedzUsuń- Myślę, że zaraz wezwie policję, więc sądzę że będę bezpieczna - szepnęła uroczo przy okazji uśmiechając się delikatnie - Mam nadzieję, że zagwarantujesz mi przyjemne rozrywki w ostatnim dniu mojego życia, co?
OdpowiedzUsuń- To w kończu ty chesz mnie zgwałcić, zabić i zjeść ze szpinakiem, a nie ja ciebie. - odparła tonem nastolatki z pretensjami do rodziców - Więc skoro już zakończysz mój żywot w tak zwanym kwiecie wieku, kiedy jestem jeszcze piękna i młoda, to przynajmniej zrób to tak żebym nie żałowała że tak wcześnie cie poznałam, coo?
OdpowiedzUsuń- Sytuacja polityczna naszega kraja zmusza mnie do stwierdzenia iż Beethoven pisał dużo lepszą muzykę niż Lady Gaga, mimo że był głuchy, co za tym idzie filmy Jarmuscha obrazują metaforyczny przekaz ludzkiej egzystencji filozoficznej na tle politycznego kryzysu dzielącego wewnętrznie kraje Europy Wschodniej - pełen spokój i luz, chyba nie wzięła dzisiaj tabletek, ale kto by się tym przejmował? Chciał poważną rozmowę, ależ proszę bardzo.
OdpowiedzUsuń- Lubie żelki. - przyznała po chwili namysłu przy okazji zastanawiając się dlaczego robi z siebie taką kretynkę, mimo że zazwyczaj zachowuje się całkiem normalnie.
OdpowiedzUsuń- A dlaczego by nie? W sumie to pewnie powinnam cię nazwać znajomym, a nie kolegą, ale dla mnie nie ma różnicy. - zauważyła wzruszając drobnymi ramionami.
OdpowiedzUsuńI jeździł rowerem. On naprawdę był szalony, ale Sam nie powiedziałaby, że to nie jest fajna cecha. Wydawał się sympatyczny przez te dziwactwa.
- Żelki? Czy będziesz złośliwy i pozwolisz zjeść mi szpinak? - zapytała z rozbawieniem patrząc na niego uważnie - Jak skręcisz teraz w prawo i pojedziesz tak z 300 metrów to po prawej stronie jest fajna knajpka...
OdpowiedzUsuń- Przepraszam... - :< zagościło wybitnie na twarzy Virginii, milczała przez dłuższą chwilę po czym wyciagnęła z torebki cukierki - Chcesz jednego? Tak w rekompensacie za złamanie przepisów ruchu drogowego?
OdpowiedzUsuń- Jezus Maryjaaa! - prawie podskoczyła kiedy nagły atak entuzjazmu rozległ się po samochodzie - Tak, krówki, częstuj się.. - zanim nawet pomyślał o wyciągnięciu ręki w jej stonę, jednaz krówek wylądowała wprost w jego buzi.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się do niego i pokręciła głową.
OdpowiedzUsuń- Nie twoja to wina zacny rycerzu. - rzuciła, bo w sumie chciał ją uratować od czekania, a tu się nie dało. - Cóż jakbym nie odesłała kierowcy to bym teraz nie czekała, więc wygląda na to, że to moja wina. - zauważyła i zaśmiała się cicho, ale za to dźwięcznie na swój zaraźliwie.
[No to niech się znają dłuższy czas ;p.
OdpowiedzUsuńA mogę liczyć na to że zaczniesz? :p proszę! ^^ wiem, że ja powinnam, ale no, brak weny i te sprawy :c chyba, że poczekasz tam do.. kiedy. Aż mnie coś najdzie ^^']
[A racja, racja nie zauważyłam Twojego urlopu ;p
OdpowiedzUsuńNo także, ten do spisania? ;p i udanego wyjazdu ;)]
Ona na bankietach charytatywnych pojawiała się często, można było nawet powiedzieć, że była ich stałym "wyposażeniem". Nie przepadała co prawda za ludźmi, którzy się tam pojawiali, denerwowało ją to, że woleli wyłożyć po prostu grube pieniądze zamiast naprawdę zainteresować się osobami, które potrzebowały pomocy, chociażby dziećmi. Ona starała się czasem do nich przychodzić, zabierać je gdzieś i tym podobne. A cała reszta po prostu robiła przelewy i nazywała się dobroczyńcami. Takie zachowania doprowadzały Vivianne do szewskiej pasji, nic więc dziwnego, iż nie czuła się najlepiej, gdy musiała rozmawiać z grubymi rybami na różnych bankietach. Zwykle więc zaszywała się gdzieś w kącie, potem dawała występ i przez dwadzieścia - czterdzieści minut chodziła po sali bankietowej z kieliszkiem, aby pokazać swoją obecność. Potem natomiast znikała, przez cały czas unikając różnych kurtuazyjnych pogawędek.
OdpowiedzUsuńTamtego wieczoru byłoby pewnie podobnie, gdyby nie fakt, że w jednym z kątów sali dostrzegła znajomą twarz lekarza ze szpitala. Często tam bywała, właściwie codziennie, zdążyła więc już zapoznać się jako tako z personelem. Ten mężczyzna zajmował się bodajże ortopedią.
- Dobry wieczór - przywitała się, posyłając facetowi lekki uśmiech.
- O widzisz? Przynajmniej trafiłam - uśiechnęła sie lekko podając mu kolejnegoi cukierka - Ostatnio miałam jakiś ciężki dzień i kupiłam chyba z pięć kilo.. a jako że po trzech cukierkach miałam już dośc to teraz je noszę ze sobą wszędzie i wciskam ludziom.. Jakoś trzeba sie ich pozbyć. Nie?
OdpowiedzUsuń- To akurat zależy od dnia i humoru... - odparła z rozbawieniem wysiadając z samochodu. Po chwili pomachała do jednego z kelnerów i ruszyła przed siebie do ulubionego stolika. Była tu częstym gościem więc Paul (kelner) za każdym razem prowadził ją do tego samego stolika na samym końcu sali - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, ze już wybrałam stolik?
OdpowiedzUsuń- Bardzo dobrze... - z delikatnym uśmiechem zaczęła przeglądać menu zerkajacod czasu doc zasu na niego z zainteresowaniem. A więc oto i siedzi, w swojej ulubionej knajpce z kimś, kto wcale nie wygląda na maniakalnego zabójce. I dodatkowo jest całkiem przystojny i zabawny co sugerowało na całkiem przyjemne spędzenie najblliższego czasu.
OdpowiedzUsuń- ZMieścisz to wszystko...? - spojrzała na niego uważniej składając swoje, znacznie mniejsze zamówienie - Nie wyglądasz raczej an takiego, który opróżnia połowę lodówki w ciągu, ale w sumie pozory mylą zazwyczaj.. - dodała z lekkim uśmiechem
OdpowiedzUsuń- Z drugiej strony.. Facet powinien dobrze ześć, żeby mieć siłę.. Zwłaszcza że ty pracujesz w takim a nie innym miejscu. Ja coś czuję, że będę mieć jutro mega zakwasy, więc pewnie nie wstanę z łóżka do szesnastej.. a potem umrę czy coś.. - zastanowiła sie chwilę
OdpowiedzUsuń- Podobno, żeby było zdrowo powinieneś uwzględnić w swoim jadłospisie jeszcze jeden mały posiłek. Wszystkie telewizje trąbią o pięciu małych posiłkach, które zagwarantują ci dobre samopoczucie.. Czy coś takiego - wyrecytowała tonem znawcy po czym uśmiechnęła sie niewinnie.
OdpowiedzUsuń- Nie mam czasu oglądać seriali - zrobiła smutną min ę i westchnęła żałośnie - Jak lecą wszystkie najciekawsze to najczęściej odsypiam audycję. A jak już wstane to nic fajnego nie ma.. Muszę chyba napisać do właściciela stacji, żeby zaczął coś przyzwoitego puszczać między szóstą a dziewiątą i potem po południu.
OdpowiedzUsuń- Pracuje i w ciągu dnia staram się już radia nie słuchać, nawet w samochodzie. - dodała po chwili z rozbawieniem - Jak będzie ci się nudziło koło północy zawsze mozesz zadzwonić.. Czasem całkiem przyjemne rozmowy wychodzą.
OdpowiedzUsuń- Nie musisz sie przedstawiać. - Virginia zastanowiła sie przez chwilę czy ona lubi się uzewnętrzniać. Przeanalizowała szybko swoje autorskie wystąpienia i doszła do wniosku, że bardzo rzadko odpowiada na pytania słuchaczy powołując się na własne doświadczenia - Chociaż, w sumie... Niektórzy przesadzają ze swoim nadmiernym ekshibicjonizmem.
OdpowiedzUsuń- To jakaś masakra.. Najgorzej, że jeśli zaczynamy od jednego tematu i teoretyczie powinniśmy się tego tematu trzymać to czasem jakiś głąb zmienia go o 180* tylko dlatego, żeby się wyżalić. - upiła łyk wina - Jesteś lekarzem? Czyli jak już w końcu spowoduje wypadek samochodowy, to mogę się do ciebie zgłosić? - zapytała z rozbawieniem.
OdpowiedzUsuń- To, że ten wypadek spowoduje, to już sprawa przesądzona. Wszyscy mi to mówią, więc to chyba tylko kwestia czasu. - odparła po chwili zastanowienia i uśmiechnęła się lekko kiedy kelner przyniósł ich zamówienie - Smacznego, mam nadzieję że się nie zawiedziesz moim ulubionym miejscem.
OdpowiedzUsuń- To powinnam Ci życzyć miłegoo trawienia, czy jak? - uniosła nieco brwi patrząc na niego z lekkim rozbawieniem - Zresztą, nie ważne... - machnęła ręką zabierając się za swoje risotto - W każdym razie smacznego.
OdpowiedzUsuń- A tą... Zapowiadaną kawkę będzemy pić tutaj? Czy może zienimy lokal tym razem na twój ulubiony? - spojrzała na niego z nad kieliszka wina delikatnie mrużąc oczy.
OdpowiedzUsuń- Brzmi ciekawie. I skoro do tej pory nie okazałeś się być seryjnym mordercą to chyba przy kawie mnie nie zabijesz nie? - spojrzała na niego uważnie celując w niego widelcem. - Bo nie zawaham się go użyć..
OdpowiedzUsuń- Chociaż.. Zginęłabym u boku całkiem przystojnego faceta... - puściła mu oczko z rozbawieniem wracając do swojego obiadu. Risotto było genialne, tak samo jak czerwone wino w jej kieliszku. I wydawało się, że nie tylko ona bawiła się całkiem dobrze. Chyba że Don był jedynie miłym człowiekiem a tak naprawdę miał ochotę ucieć gdzie pieprz rośnie.
OdpowiedzUsuń- Psujesz moją prawie-idealną wizję śmierci. - skarciła go wzrokiem z rozbawieniem odsuwając od siebie talerz - Może... Powiedziałbyś mi coś o swojej pracy? Chyba nie znam lekarzy tak osobiście.. Ci w przychodni z której korzystam są maksymalnie niesympatyczni.
OdpowiedzUsuń- To musi być ciekawe, codziennie przychodzisz i na dobrą sprawę nie masz bladego pojecia co tym razem zastaniesz na oddziale, prawda? Lubie jak coś się dzieje, jak nie ma się czasu na spojrzenie na zegarek bo wokół istny armageddon i nie wiesz w co ręce włożyć. Oczywiście wszysko w granicach normy.
OdpowiedzUsuń- Ach ci celebryci. Im się chyba wydaje, że cały świat powinien paść im do stóp i dziękować za sam fakt istnieniana naszej zacnej planecie - mruknęła pod nosem dłubiąc widelcem w swoim deserze - To straszne na dłuższą metę.
OdpowiedzUsuń[Ten ostatni podpunkt dotyczy Samanthy, nie mnie, więc nie widzę potrzeby odbierania tego personalnie, skoro to tylko nastawienie mojej POSTACI do innych, nie mnie jako autora do was. Pozdrawiam. :)]
OdpowiedzUsuń[Nikt nie wspomina o tańcu zawodowym, tylko o ćwiczeniu, to swoją drogą. A skoro tak bardzo Ci się nie podoba, nikt nie każe patrzeć ani, tym bardziej, czytać. :)]
OdpowiedzUsuń[podpatrzyłam pod inną kartą, że autorka mojej ulubionej tutaj postaci już wróciła, więc pomyślałam, że może jednak się przywitam :D naprawdę, karta świetna, na dodatek Johnny, którego ubóstwiam i Tolkien, którego ubóstwiam nie mniej, mimo że już lekko przeterminowany. No więc witam bardzo pięknie i milutko i w ogóle do porzygania (boć trzeba się podlizać jakoś), a w międzyczasie jeszcze zapytam: ochota na wątek/powiązanie jest? Bo skoro z Donovana taki pies na baby (cecha wspólna) mogliby się znać z Danny'm...]
OdpowiedzUsuń